Czułem się odmieniony i uzbrojony

Wspomina Lech Wałęsa, były prezydent RP

publikacja 08.04.2005 14:11

Trudno jest wspominać tak wyjątkowy czas spotkań z Ojcem Świętym. Zawsze były te spotkania silnym przeżyciem, nade wszystko religijnym. A trudno jest mówić o sprawach dotykających sfery ducha. Katolicyzm nakazuje jednak dawać świadectwo i tym świadectwem chcę się dzielić. I chcę też dziękować Bogu, że mnie, robotnikowi, jednemu z wielu, dane było dostąpić takiego zaszczytu i takiego sacrum.

Czułem się odmieniony i uzbrojony Lech Wałęsa Jakub Szymczuk/Agencja GN

To sacrum stykało się zawsze z profanum, odmieniało je, wnikało do naszych problemów, obaw, wpływało na bieg spraw zwykłych, świeckich, codziennych, politycznych. Każde spotkanie z Ojcem Świętym, każda Jego pielgrzymka do Polski, każde słowo kierowane do rodaków wpisywało się w kontekst sytuacji społeczno-politycznej, a umacniana przez Niego wiara, dawała siłę do zmian wykraczających poza sferę religijną. Tylko tą drogą możliwe było zwycięstwo, możliwa była wolność.

Wiem, że Ojciec Święty przyjmując mnie, zwracał swoje oczy na wszystkich polskich robotników, którzy rozniecali w Polsce, a następnie w Europie, ogień wolności. Chciał nas wszystkich w tym wspierać. I to przede wszystkim czułem.

Nie sposób nie wspomnieć pierwszej pielgrzymki Papieża-Polaka do Ojczyzny. Jego obecność zahartowała nas, a przede wszystkim pozwoliła nam policzyć się. Czuliśmy, że sprawa wolności, nasza sprawa, ma za sobą miliony ludzi pragnących zmian. W późniejszych trudnych chwilach ciągle był z nami. Był z nami wśród nadziei i obaw roku 1981. Dodawał nam otuchy wśród nocy stanu wojennego. Umacniał podczas długich lat osiemdziesiątych. Nadzieję podtrzymywał w czasie pielgrzymki w 1983 roku, a Jego słowa w 1987 roku szczególnie ożywiały polskie serca i umysły. Był z nami w myślach, słowach i czynach. Był z nami w modlitwie.

W 1987 roku staliśmy u progu zmian - wierzyliśmy w nie, ale jeszcze baliśmy się. Potrzebne było ojcowskie słowo wsparcia. Byliśmy już inni niż w 1979 czy 1983, bardziej doświadczeni, potrzebowaliśmy nowego znaku i nowych wskazówek. Takie słowa przyniósł nam wtedy Jan Paweł II.

Po prywatnym spotkaniu czułem się odmieniony i uzbrojony. Odmieniony, bo wyzbyty strachu i niepewności, co do raz podjętej drogi wolności; uzbrojony w nadzieję i determinację. Naładowałem akumulatory... I muszę powiedzieć, że Ojciec Święty wcale nie obiecywał łatwej drogi, po ojcowsku przestrzegał przed jej trudami, ale też od niego słyszeliśmy, że "wiara góry przenosi"...

Już wtedy, przewidując wydarzenia w Polsce, przygotowywał nas na przyjęcie daru wolności. Jeszcze nie potrafiliśmy Jego słów rozumieć, patrzyliśmy znacznie bliżej niż Ojciec Święty. Był z nami na szczęście i w kolejnych latach, już w zupełnie nowej sytuacji i znów po ojcowsku napomniał nas wpierw słowami "Bogu dziękujcie, ducha nie gaście", a później przypomniał, że nie ma solidarności bez miłości... I dziękujmy Bogu, że jest z nami nieustannie, cierpliwie pokazuje drogę, pomagając odnaleźć się w ciągle zmieniającej się rzeczywistości.

Ojciec Święty nas rozumie, a już niedługo dana nam będzie łaska spotkania z Janem Pawłem II w Polsce, w Polsce znów innej, Polsce równie mocno jak przed laty potrzebującej ojcowskiego słowa.