Dużo pięknych ludzi

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 10.10.2009 23:09

- Najlepszym logo obozu Fundacji "Dzieło Nowego Tysiąclecia" byłoby zdjęcie dwójki uczestników na tle żagli - uważa Krysia Jędrysiak. - To spotkanie dodaje nam wiatru w żagle.

Dużo pięknych ludzi

Na ten pomysł wpadła na zajęciach kółka fotograficznego. Jednego z wielu, w którego zajęciach mogli brać udział chętni spośród 1400 uczestników obozu. Krysia przyjechała do Łodzi z liczącej 15 domów wioski Okrzeszyce pod Wrocławiem. Chodzi do liceum o profilu ekonomiczno-administracyjnym i od trzech lat jest stypendystką Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”. – Poznałam tu sporo osób – mówi. – Czuję, że nie jestem sama, w naszej wspólnocie jest siła. Uczestniczący w obozie nie mają kompleksów, że pochodzą z małych wiosek. Nawet dla żartów licytują się, w której jest mniej domów.

Bo nie jest ważne, skąd pochodzą, ale jacy są. Mają pasje, bardzo dobrze się uczą i emanują pozytywną energią. – Ta młodzież się wyróżnia nie tylko przez swoje żółte koszulki – mówi ks. Grzegorz Kozioł z diecezji tarnowskiej, po raz pierwszy na obozie, opiekun jednej z grup. – W tramwaju ustępują innym miejsca, troszczą się o siebie, pozdrawiają się, potrafią dojrzale rozmawiać i słuchać innych. A na regenerację wystarczy im pięć minut – śmieje się. – Tutaj spotkałam dużo pięknych ludzi – chwali się Anastazja Bajanowa – Polka mieszkająca na Białorusi, przyszłoroczna maturzystka. Dzięki wsparciu Senatu RP i „Wspólnoty Polskiej” razem z grupą 20 kolegów z Grodna i Mińska przyjechała na papieski obóz.

5-tysięczna elita
Kiedy ks. Jan Drob, przewodniczący zarządu fundacji, zaczął zajmować się uzdolnioną, ale ubogą młodzieżą z małych miast i wsi, niektórzy się krzywili: – Tak się angażujesz, a co z nich wyrośnie? – A co wyrośnie z dzieci rodzonych? Kochający rodzice zawsze na nie stawiają – myślał. I to jego zaufanie dało efekty. Dziś młodych, którzy przeszli przez „Dzieło Nowego Tysiąclecia”, jest prawie 5 tysięcy. – To żywy pomnik Jana Pawła II, realizacja jego przesłania – mówi ks. Drob. – Stypendia to tylko 50 proc. tego, co dajemy, reszta to sprawy niematerialne. Większość zaczyna otrzymywać wsparcie w gimnazjum. Potem są wspierani w szkole średniej i na studiach. Od nowego roku szkolnego dostaną 370 zł miesięcznie i dwa razy do roku kwotę przeznaczoną na ubrania. – Dziękujemy wszystkim, którzy wrzucają kilka złotych do puszek w Dniu Papieskim – ks. Drob prosi, żeby to koniecznie napisać. Oprócz tego kilka tysięcy darczyńców przez cały rok regularnie wpłaca kilkadziesiąt złotych, finansując stypendia. Kiedy Ola Pyrz z Siewierza, redaktorka obozowej gazetki, wychodziła z miasteczka akademickiego zwanego „Lumumbowem”, żeby przeprowadzić ankietę na temat „Co łodzianie sądzą o obozowiczach?”, jakaś 60-letnia pani sama ją zatrzymała: – Jestem z was dumna – powiedziała.

Wakacje w mieście
Na co dzień tej młodzieży nie jest łatwo. Nie tylko dlatego, że do szkoły niejeden musi chodzić pieszo kilka kilometrów, a w domu trzeba skrupulatnie wydzielać pieniądze na wydatki. Czasem presja środowiska, w którym żyją, utrudnia ich plany na przyszłość. Zwłaszcza w rodzinach wielodzietnych rodzice przyzwyczajeni, że dzieci powinny pomagać im w pracy na roli, nie chcą pozwolić na dalsze kształcenie uzdolnionych pociech. Jedna ze stypendystek, która jako laureatka konkursu dostała się na prawo, nie mogła przekonać rodziców, żeby zgodzili się na jej studia.

Dopiero przedstawiciele fundacji musieli delikatnie włączyć się w pertraktacje. Bo efektem działań fundacji jest także zmiana mentalności młodzieży i ich bliskich. Do tego przydają się wakacyjne obozy. – Ważne, żeby zobaczyli, jak się żyje w wielkim mieście – mówi ks. Drob. Dlatego od siedmiu lat latem, co roku w innym wielkim mieście, organizowane są dwutygodniowe obozy. Młodzież ma wtedy czas, żeby zorientować się, czy warto wybrać się tu na studia albo do pracy.

Młodzi w Łodzi
„Łódź dobrego połowu” to fragment hymnu obozowego, skomponowanego przez Piotra Rubika do słów Jacka Cygana. W tym roku miasto Łódź dobrze przygotowało się do „złowienia” stypendystów. „Młodzi w Łodzi” – można było przeczytać na materiałach reklamowych spotkania. – Wszystkie ważniejsze instytucje, w tym urząd miejski i marszałkowski, włączyły się w przygotowanie obozu – mówi ks. Zbigniew Tracz, wicekanclerz kurii łódzkiej, koordynator przedsięwzięcia z ramienia abp. Władysława Ziółka.

– Na zajęcia zaprosiło młodzież pięć łódzkich wyższych uczelni: Uniwersytet Łódzki, Politechnika, Uniwersytet Medyczny, Akademia Muzyczna i Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa – wylicza ks. Dariusz Kowalczyk, dyrektor obozu. Stypendyści brali udział w zajęciach z kryminalistyki, ustalania ojcostwa, rozpoznawania roślin w ogrodzie botanicznym, pokazach działań straży pożarnej, ale i lekcjach tańca w słynnej szkole „Lilla House”.

28 autokarów pojechało w teren na 15 wycieczek. A pieszo młodzi wybrali się śladami świętych związanych z miastem – s. Faustyny Kowalskiej, s. Urszuli Ledóchowskiej i o. Maksymiliana Kolbego. Metropolita łódzki abp Władysław Ziółek podczas spotkań z młodymi powtarzał, że zaprosił ich na połów wiary. Bo podczas każdego obozu bardzo ważne są sprawy duchowe. – Kiedy mówiłem na kazaniu o tym, że kłamiemy ze strachu i tylko człowiek wolny nie musi tego robić, po Mszy przyszedł do mnie chłopak z prośbą o spowiedź – opowiada ks. Grzegorz Kozioł.

Deszcz przez siedem minut
Kiedy Marta Winiarczyk z Brzeźnicy, wioski niedaleko Zielonej Góry, liczącej 500 mieszkańców, po raz pierwszy zaśpiewała w scholi na Mszy inauguracyjnej w katedrze, poczuła, że zapiera jej dech. – Przede mną rozciągało się morze ludzi w żółtych koszulkach – opowiada. Bo wszystko odbywało się tu na wielką skalę. Tylko deszcz padał krótko – siedem minut podczas nabożeństwa ekumenicznego na łódzkim rynku. Sprawowano je w intencji wszystkich, którzy budowali miasto Łódź, i z prośbami o pokój. W tym wielokulturowym mieście wzięli w nim udział reprezentanci różnych wyznań. – Ekumenizm to nasza przyszłość, dopiero tu zdałem sobie z tego sprawę – opowiada Damian Jeżewski ze wsi Lipa pod Bydgoszczą, liczącej 200 mieszkańców.

Ale najbardziej emocjonuje się, relacjonując „Dzień sportu”. Przyjechali na niego nasi mistrzowie: Leszek Blanik, Artur Partyka, Małgorzata Niemczyk. Edek Kurczewski z Grodna czekał na warsztaty w słynnej łódzkiej filmówce. Jako jedyny z grupy poszedł do dziekanatu, żeby zebrać dokładne informacje o warunkach przyjęcia, bo zamierza studiować animację albo reżyserię. Joanna Socha z Biskupca zwyciężyła w Konkursie Dziennikarskim im. bp. Chrapka i już ma indeks dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Napisała o dziewczynie, która myślała tylko o sobie – o dobrych stopniach, egzaminach, studiach. Ale któregoś dnia trafia na wigilię dla samotnych i widzi, jak młoda wolontariuszka karmi niewidomą starszą panią. Podziwia, jakie zaufanie ma do niej staruszka, i pod wpływem impulsu sama zaczyna pomagać innej starej kobiecie. – To opowiadanie trochę o mnie – mówi. – Zadałam sobie pytanie, kim jestem, jeśli nie pomagam innym. Na tym obozie zobaczyłam, że to ma głębszy sens.