Watykan: W obronie tajmnicy

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 16.04.2005 13:45

Kościelne służby przeczesują Watykan w poszukiwaniu podsłuchów i ukrytych kamer. W Ogrodach Watykańskich zamontowano już aparaturę zagłuszającą telefony komórkowe. Wszystko po to, by ochronić tajemnice konklawe - informuje Gazeta Wyborcza.

Kucharki, sprzątaczki, windziarze, kierowcy i reszta pracowników technicznych, którzy kręcą się po Watykanie, składali wczoraj przysięgę, że podczas zaczynającego się w poniedziałek konklawe będą milczeć w sprawie wyboru papieża. W dniach konklawe obsługa obradujących kardynałów nie będzie mogła opuszczać Watykanu.

Jednak "na wszelki wypadek" w Watykanie zamontowano też aparaturę zagłuszającą sygnał telefonów komórkowych, która ma niedyskretnym windziarzom czy sprzątaczkom udaremnić próbę zdradzenia przyrzeczonej tajemnicy.

Tajność obrad kardynałów, którzy od najbliższego poniedziałku będą wybierać następcę Jana Pawła II, jest narażona jak nigdy dotąd. Nie dość, że od czasów poprzedniego konklawe gwałtownie rozwinęła się technika podsłuchowa, to reforma wyborów wprowadzona przez Jana Pawła II zniosła skuteczne od wieków bariery.

W przeciwieństwie do swych poprzedników kardynałowie nie będą już bowiem głosować, modlić się, jeść i spać wyłącznie w Kaplicy Sykstyńskiej. Zdobiona freskami Michała Anioła Kaplica będzie tylko miejscem głosowań i poprzedzających je modłów. Swe msze kardynałowie będą natomiast odprawiać w kilku innych kaplicach na terenie Watykanu, a na noclegi udadzą się do specjalnie zbudowanego dla nich hotelu.

Papież reformator
Skąd te zmiany? Jan Paweł II tłumaczy je w dokumencie "Universi Dominici gregis" potrzebą zwiększenia komfortu, który "ułatwi skupienie się na ogromnie ważnej decyzji". Wybudowany z polecenia Jana Pawła II kardynalski hotel Domus Sanctae Marthae (Dom św. Marty) liczy 106 jednopokojowych apartamentów z własną kuchnią i łazienką, 22 pojedyncze pokoje i jeden duży apartament.

Choć już przed tygodniem wręczono purpuratom drewniane kulki z numerami miejsc podczas głosowań w Kaplicy Sykstyńskiej, to dwa dni temu losowali oni numery pokojów, w których zamieszkają. Wprowadzą się do nich dopiero w pierwszym dniu konklawe w poniedziałek po południu.

Kardynałowie muszą pokonać liczącą ponad pół kilometra drogę przez Ogrody Watykańskie, aby z Domus Sanctae Marthae dostać się do Kaplicy Sykstyńskiej. Mogą pójść pieszo, ale zmęczonych i schorowanych przewiezie mikrobus. Co więcej, dzięki rewolucyjnej reformie Jana Pawła II ciężko chorzy kardynałowie będą też mogli pozostać w hotelu, nie tracąc prawa głosu. To dla nich sporządzono specjalną urnę do głosowań, którą podczas elekcji trzej kardynałowie będą przenosić z Kaplicy Sykstyńskiej do Domus Sanctae Marthae. Zliczenie głosów nastąpi dopiero po ich powrocie z kartami głosowań chorych kardynałów.

Zagrożona tajemnica
Kardynałowie podczas konklawe nie mogą używać telefonów (komórkowych i stacjonarnych), czytać prasy, oglądać telewizji, słuchać radia, nagrywać czegokolwiek na dyktafony, pisać i otrzymywać listów. Złamanie tajemnicy głosowań i przebiegu konklawe jest karane automatyczną ekskomuniką (nikt nie musi jej potwierdzać) i m.in. dlatego nikt nie wątpi, że purpuraci zachowają dyskrecję.

Nie tylko oni będą mieć jednak dostęp do pożądanych przez świat zewnętrzny informacji.

Fakt, że kardynałowie nie będą już siedzieć wyłącznie w Kaplicy Sykstyńskiej (stamtąd całą "obsługę" przed głosowaniem wyrzuca się za drzwi łacińskim "extra omnes"), sprawi, że część przedwyborczych manewrów będzie się odbywać na oczach pracowników Watykanu. Zapewne nie mają oni szans na podsłuchanie rozmów w Kaplicy Sykstyńskiej, ale same obserwacje, kto i z kim spaceruje po Ogrodach Watykańskich oraz korytarzach kurii, są ważną wskazówką w sprawie kształtujących się koalicji przedwyborczych. Stąd wczorajsze zaprzysiężenie personelu.

Siła prasy
Tajność obrad ma zapewnić niezależność głosowania. Dzięki kulturze tajemnicy kardynałowie chcą też uniknąć wrażenia, że są zwykłym ciałem politycznym, które - na wzór świeckich parlamentów - wybiera swego szefa. Dlatego już przed ponad tygodniem zobowiązali się do nierozmawiania z pras, także w okresie przed konklawe. - Wybór papieża musi być dyskretny. Nasze wypowiedzi w prasie mogą nam tylko zaszkodzić - miał argumentować kard. Joseph Ratzinger, główny rzecznik milczenia.

Ratzinger (jeden z dwóch głosujących kardynałów, którzy brali udział również w poprzednim konklawe) zapewne pamięta, jak duży wpływ na poprzednie wybory miał niefortunny wywiad prasowy. W przeddzień konklawe udzielił go dziennikarzowi "Gazzetta del Popolo" kard. Giuseppe Siri, główny kandydat konserwatystów. - Kolegialność w Kościele? Cóż by to miało oznaczać - kpił Siri z zasady promowanej przez Pawła VI.

Zdaniem ówczesnych komentatorów ze słów Siriego biło zacietrzewienie, ambicja i pycha, które odstraszyły nawet część jego zwolenników wśród kardynałów. Fatalny był też odbiór społeczny wywiadu. - To odebrało mu szansę na tron papieski. I nauczyło wielu kardynałów, że w sprawie wyboru papieża lepiej milczeć - mówią watykaniści.

Tomasz Bielecki