Przyszły papież będzie Europejczykiem?

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 13.04.2005 13:01

Przyszły papież będzie Europejczykiem - twierdzi wielu włoskich watykanistów. Dlaczego? Na Starym Kontynencie rodzą się główne zagrożenia dla Kościoła i tylko europejscy kardynałowie są przygotowani, by z nimi walczyć - napisała Gazeta Wyborcza.

Zgromadzeni w Watykanie kardynałowie rozpoczęli obrady nad "status Ecclesiae", czyli "nad stanem Kościoła". To "rozgrzewka" przed konklawe, podczas którego purpuraci już tylko się modlą i głosują. Dyskusje nad wyzwaniami, które stoją przed Kościołem, prowadzone są więc już teraz. - To w tym tygodniu kardynałowie odpowiadają sobie na pytanie, jakiego chcieliby papieża - twierdzi Luigi Acattoli, watykanista dziennika "Corriere della Sera".

Zgodnie z prawem kanonicznym podczas debat nad "status Ecclesiae" każdy z kardynałów ma prawo wygłosić swą ocenę stanu Kościoła. W praktyce robią to tylko ci uważani za kandydatów na przyszłego papieża, tzw. wielcy elektorzy, którzy mają autorytet i siłę, by konstruować przedwyborcze koalicje, oraz przywódcy "frakcji teologicznych", na które dzieli się każde konklawe. Przemowy kardynałów to w istocie deklaracje programowe, którym - ich zdaniem - powinien być wierny przyszły papież.

Choć w związku z sobotnią decyzją kardynałów żaden z nich nie powinien udzielać wypowiedzi prasie, to włoscy watykaniści znajdują sposoby, by wydostać część informacji z codziennych kongregacji.

Ich zdaniem pośród kardynałów coraz wyraźniej zwycięża "opcja europejska", czyli wybór papieża pochodzącego ze Starego Kontynentu. To zaskoczenie, bo jeszcze przed śmiercią Jana Pawła II spekulowano, że najpewniejszym kandydatem na jego następcę jest Latynos czy też "inny reprezentant Trzeciego Świata".

Pierwszy front to Europa

Zdaniem wielu kardynałów to w Europie rodzą się największe zagrożenia dla chrześcijaństwa i Kościoła, które dopiero z kilku- lub kilkunastoletnim opóźnieniem docierają do reszty świata - twierdzi Marco Politi z "La Repubblica". W opinii wielu purpuratów Europejczycy są więc zaprawieni do walki z zagrożeniami i dlatego tylko oni zdołają przygotować Kościół na innych kontynentach do konfrontacji, która toczy się już teraz w Europie.

O jakich zagrożeniach myślą kardynałowie? - Osłabienie instytucji kościelnych, gwałtowna sekularyzacja, problemy postępu naukowego - wymieniają włoscy dziennikarze. Wskazują też, że to w Europie toczy się najgorętsza dyskusja nad zagadnieniami bioetyki (m.in. legalizacja eutanazji, sztuczne poczęcia), które są jednym z największych zagrożeń dla zasad nauczania katolickiego.

Za papieżem Europejczykiem mają też ponoć przemawiać inne powody. Pomimo czci dla Jana Pawła II część kardynałów krytycznie ocenia oddanie zbyt dużej władzy w ręce Kurii Rzymskiej, co cechowało miniony pontyfikat. - Papież ewangelizował. Kuria rządziła - twierdzą niektórzy ludzie Kościoła. Ich zdaniem problem ten mógłby się nasilić, gdyby nowy papież pochodził spoza Europy. - Papież z Trzeciego Świata nie potrafiłby opanować centralnych instytucji Kościoła, które są zdominowane przez Włochów i Europejczyków - argumentują podobno niektórzy kardynałowie.

Inni dodają, że "europejska formacja intelektualna otwiera się na inne kontynenty i kultury", podczas gdy papież z Afryki czy Ameryki Łacińskiej zbytnio koncentrowałby się na problemach regionu, z którego pochodzi.

Będzie taki jak Wojtyła?

Zdaniem niektórych obserwatorów pierwsze głosowanie na konklawe będzie mieć więc "charakter próbny" - jego celem będzie zbadanie stosunku sił między "postępowcami" i "konserwatystami" (tak bywało podczas poprzednich wyborów). Reprezentanci "wystawieni" przez te dwa bloki niekoniecznie muszą być rzeczywistymi kandydatami na papieża, którzy wystartują w kolejnych głosowaniach. Ale liczba głosów, które zyskają podczas "próbnego głosowania", wyznaczy obu stronnictwom pole kompromisu. Kiedy w 1978 r. okazało się, że szans na zwycięstwo nie ma ani zdecydowany "postępowiec", ani "konserwatysta", siły nabrała kompromisowa kandydatura Karola Wojtyły.

Zdaniem Luigiego Accattolego przemówienie do kardynałów wygłosił już Carlo Maria Martini, były abp Mediolanu, który m.in. wskutek początków choroby Parkinsona na pewno nie zechce być papieżem. Nie są znane szczegóły jego przemowy, ale powtórzył w niej zapewne to, co głosił publicznie już przed śmiercią Jana Pawła II.

Martini domaga się zacieśnienia współpracy między biskupami i papieżem, większej kolegialności Kościoła, którą miałyby zapewniać nowe instytucje, bo "rzymskie synody biskupów nie wystarczają". Apeluje też o znalezienie "nowego języka" w mówieniu o rodzinie i seksualności.

Po tym "manifeście" europejskich "postępowców" kardynałowie czekają teraz na przemówienie kard. Josepha Ratzingera, który w powszechnej opinii watykanistów uosabia poglądy konserwatywne. Która opcja zwycięży? We Włoszech coraz głośniej mówi się o kompromisowych włoskich kandydatach - kard. Dionigim Tettamanzi i kard. Camillo Ruinim - którzy są "wojtyliani", czyli chcą kontynuacji nauczania Jana Pawla II. Każdy z nich swym ewentualnym pontyfikatem przygotuje pole przed kolejnym konklawe, na którym dopiero odbędzie się prawdziwa walka między "postępowcami" i "konserwatystami".

Tomasz Bielecki