Homilia kard. J. Ratzingera na uroczystościach pogrzebowych Jana Pawła II, 8 IV 2005

publikacja 03.02.2006 11:12

W sobotę przed 2. Niedzielą Wielkanocną Miłosierdzia Bożego o godz. 21.37 odszedł do Pana Ojciec święty Jan Paweł II.

„Pójdź za mną”, mówi zmartwychwstały Pan do Piotra, jako ostatnie swoje słowo do tego ucznia wybranego, by pasł Jego owce. „Pójdź za mną” – to krótkie słowo Chrystusa może być uważane za klucz do zrozumienia przesłania płynącego z życia naszego nieodżałowanej pamięci kochanego Papieża Jana Pawła II, którego ciało składamy do ziemi jako zasiew nieśmiertelności – serce pełne smutku, ale także radosnej nadziei i głębokiej wdzięczności.

To są uczucia naszej duszy, Bracia i Siostry w Chrystusie, obecni na placu św. Piotra, na przyległych ulicach i w różnych innych miejscach Rzymu, wypełnionego w tych dniach nieogarnionym tłumem, milczącym i modlącym się. Pozdrawiam serdecznie wszystkich. W imieniu kolegium kardynalskiego pragnę skierować pełne szacunku myśli do głów państw i rządów i do delegacji różnych krajów. Pozdrawiam zwierzchników i przedstawicieli Kościołów i wspólnot chrześcijańskich, a także innych religii. Pozdrawiam także Arcybiskupów, Biskupów, księży, zakonników, zakonnice i wiernych przybyłych z różnych kontynentów; w specjalny sposób młodzież, którą Jan Paweł II lubił nazywać przyszłością i nadzieją Kościoła. Moje pozdrowienia idą także w kierunku wszystkich, którzy w każdej części świata łączą się z nami poprzez radio i telewizję w tym zbiorowym uczestniczeniu w uroczystej ceremonii pożegnania ukochanego papieża.

Pójdź za mną – jako młody student Karol Wojtyła był entuzjastą literatury, teatru i poezji. Pracując w fabryce chemicznej, otoczony i zagrożony nazistowskim terrorem, usłyszał głos Pana: Pójdź za mną! W tym, tak specyficznym kontekście zaczął czytać książki filozoficzne i teologiczne, wstąpił później do tajnego seminarium, założonego przez kardynała Sapiehę, a po wojnie mógł ukończyć swoje studia na fakultecie teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Ileż razy w swoich listach do kapłanów i w swoich książkach autobiograficznych mówił nam o swoim kapłaństwie, które rozpoczęło się 1 listopada 1946. W tych pismach wyjaśnia swoje kapłaństwo wychodząc od trzech Jezusowych zdań.

Przede wszystkim od tego: ”Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem i ustanowiłem was po to, abyście szli i owoc przynosili i aby owoc wasz trwał” (J 15,15). Drugie zdanie to: „Dobre pasterz daje swoje życie za owce” (J 10, 11). I wreszcie: „Jak Ojciec mnie umiłował, tak i ja was umiłowałem. Trwajcie w mojej miłości” (J 15,9). W tych trzech zdaniach dostrzegamy całą duszę naszego Ojca Św. On naprawdę szedł wszędzie i niestrudzenie, by przynosić owoc i to owoc trwały. „Wstańcie, chodźmy!” to tytuł jego przedostatniej książki. „Wstańcie, chodźmy!” – tymi słowy obudził nas z wiary zmęczonej, snu uczniów, tych z wczoraj i tych współczesnych. „Wstańcie, chodźmy!” mówi dziś także nam. Ojciec Święty był kapłanem aż do głębi, bowiem oddał życie Bogu za swoje owce, za owce całego świata, w codziennym darze służby Kościołowi, a zwłaszcza w trudnej próbie ostatnich miesięcy.

W ten sposób stał się jedno z Chrystusem, dobrym pasterzem, który miłuje swoje owce. I wreszcie „trwajcie w mojej miłości”: papież który wychodził na spotkanie wszystkich, który miał zdolność przebaczania i otwarcia serca dla wszystkich, mówi nam także dziś tymi słowami Pana: „Trwając w miłości Chrystusa uczymy się w jego szkole, sztuki prawdziwej miłości.

Pójdź za mną! W lipcu 1958 roku otwiera się przed młodym kapłanem, Karolem Wojtyłą, nowy etap drogi podążania z Panem i za Panem. Karol udał się, jak zwykle, z grupą młodzieży na wspólny wakacyjny spływ kajakowy na Mazurach. Ale miał ze sobą list wzywający go kardynała Prymasa Wyszyńskiego. A mógł się domyślać celu tego spotkania, którym była nominacja na biskupa pomocniczego Krakowie. Pozostawienie pracy akademickiej, porzucenie dającej satysfakcję bliskości z młodzieżą, pozostawienie wielkiego zmagania intelektualnego, by poznać interpretującego wyjaśnić tajemnicę człowieka-stworzenia, by uobecnić we współczesnym świecie chrześcijańską interpretację naszego istnienia – wszystko to musiało mu się jawić jako stratą samego siebie, utratą tego właśnie, co stało się ludzką tożsamością tego młodego kapłana.

Pójdź za mną – Karol Wojtyła przyjął, słysząc w wołaniu Kościoła głos Chrystusa. Zdał sobie potem sprawę jakże prawdziwe jest słowo Pana: „Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci, ten je zachowa” (Łk 17,33). Nasz papież – jak wszyscy wiemy – nigdy nie chciał zachować życia, zatrzymać go dla siebie; chciał dać siebie samego bez ograniczeń, aż do ostatniej chwili Chrystusowi, a w ten sposób także nam. Właśnie w ten sposób mógł doświadczyć jak wszystko co oddał w ręce Pana powróciło w nowy sposób: miłość słowa, poezji, literatury, była istotną częścią jego misji duszpasterskiej, a zyskała nową świeżość, aktualność, nową siłę przyciągania do głoszenia Ewangelii, także wtedy, gdy jest ono znakiem sprzeciwu.

Pójdź za mną! W październiku 1978 roku Kardynał Wojtyła słyszy na nowo głos Pana. Odnawia się dialog z Piotrem, który zabrzmiał w dzisiejszej Ewangelii: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz mnie? Paś owce moje!” Na pytanie Pana: Karolu, czy mnie miłujesz?, arcybiskup krakowski odpowiedział z głębi swego serca: „Panie ty wszystkie wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Miłość Chrystusa była główną siłą naszego, umiłowanego Ojca Św. Kto go widział modlącego się, kto go słyszał głoszącego, to wie. I tak dzięki temu głębokiemu zakorzenieniu w Chrystusie mógł nieść ten ciężar, który przekracza normalne siły ludzkie: być pasterzem trzody Chrystusa i Jego Kościoła powszechnego. Nie czas tu, by mówić o szczegółach tego pontyfikatu, tak bogatego w treści.

Chciałbym jedynie odczytać dwa fragmenty z dzisiejszej liturgii, w których pojawiają się kluczowe elementy jego przesłania. W swoim pierwszym liście powiada św. Piotr – a za nim powtarza nam papież – „Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. Posłał swe słowo synom Izraela, zwiastując im pokój przez Jezusa Chrystusa. On to jest Panem wszystkich” (Dz 10, 34-36).

A w drugim liście św. Paweł – i za świętym Pawłem nasz zmarły Papież – upomina nas głośno: „ Przeto bracia moi umiłowani, za którymi tęsknię, radości i chwało moja, tak stójcie mocno w Panu umiłowani” (Flp 4,1)

Pójdź za mną! Wraz z posłaniem, by paść jego trzodę, Chrystus zapowiedział Piotrowi swoje męczeństwo. Tym ostatnim słowem podsumowującym dialog o miłości i o posłannictwie pasterza powszechnego, Pan przywołuje inny dialog, który miał miejsce w kontekście ostatniej wieczerzy. Wtedy Jezus powiedział: „dokąd ja idę wy pójść nie możecie”. Rzekł do Niego Piotr: „Panie, dokąd idziesz?” Odpowiedział mu Jezus: „Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz” (J 13, 33.36). Jezus z wieczerzy idzie na krzyż, idzie ku zmartwychwstaniu – wchodzi w misterium paschalne; Piotr na razie nie może iść za nim. Teraz – po zmartwychwstaniu – nadszedł ten moment, owo „później”. Pasąc trzodę Chrystusa, Piotr wchodzi w misterium paschalne, idzie ku krzyżowi i ku zmartwychwstaniu. Pan mówi o tym następującymi słowami: „gdy byłeś młodszy… chodziłeś gdzie chciałeś, ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz swoje ręce, a inny Cię opasze i poprowadzi dokąd nie chcesz” (J 21, 18). W pierwszym okresie swego pontyfikatu Ojciec Swięty, jeszcze młody i pełen sił, pod kierunkiem Chrystusa udawał się aż po krańce ziemi. Ale potem coraz bardziej wchodził w zjednoczenie z cierpieniami Chrystusa, coraz bardziej rozumiał prawdę tych słów: „ktoś inny cię opasze”… I właśnie w takim zjednoczeniu z cierpiącym Panem niestrudzenie i z nowym zapałem głosił Ewangelię, misterium miłości aż do końca (cfr J 13, 1).

Przedstawił On nam tajemnicę paschalną jako tajemnicę Bożego miłosierdzia. W swojej ostatniej książce napisał: granicą wyznaczoną złu „ostatecznie jest miłosierdzie Boże” (Pamięć i tożsamość, 70). A prowadzące refleksję na temat zamachu stwierdza: „Chrystus cierpiąc za nas wszystkich, nadał cierpieniu nowy sens, wprowadził je w nowy wymiar, nowy porządek, porządek miłości… jest to cierpienie, które pali i pochłania zło ogniem miłości i wyprowadza nawet z grzechu wielorakie owoce dobra.” (str. 199)pl.171). Ożywiany tą wizją Papież cierpiał i miłował w jedności z Chrystusem. Dlatego przesłanie Jego cierpienia i jego milczenia stało się tak wymowne i owocne.

Boże Miłosierdzie: Ojciec Święty odnalazł najczystsze odbicie Bożego miłosierdzia w Matce Boga. Straciwszy w młodym wieku swoją matkę, tym bardziej ukochał on Matkę Bożą. Słowa ukrzyżowanego Pana odczuwał on jako wypowiedziane do niego osobiście: „oto Matka twoja!” I uczynił tak, jak umiłowany uczeń Pana: (J. 19, 27) – przyjął Ją w pełni swego wnętrza – Totus Tuus. Od matki nauczył się upodabniać się do Chrystusa.

Dla nas wszystkich pozostaje niezapomnianym, jak w ostatnią niedzielę Wielkanocną swego życia, naznaczony cierpieniem, jeszcze raz ukazał się w oknie Pałacu Apostolskiego i po raz ostatni udzielił błogosławieństwa „Urbi et orbi”. Możemy być pewni, że nasz ukochany Papież stoi teraz w oknie domu Ojca, patrzy na nas i nam błogosławi. Tak. Błogosław nam. Ojcze święty. Twą drogą duszę polecamy Matce Bożej, Twojej matce, która każdego dnia kierowała tobą i teraz poprowadzi cię ku wiecznej chwale swego Syna, Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Amen.

(Tekst - Radio Watykańskie)