Indie: Jak dym z kadzideł

Monika Łoboda

publikacja 31.03.2009 00:06

Siedzimy na macie w kaplicy, razem z dziećmi. Odmawiamy nasz ulubiony różaniec. Nagle pojawia się siostra i mówi: „otrzymałam wiadomość z Polski, że nasz papież jest nieprzytomny..."

Indie: Jak dym z kadzideł

W kaplicy zapada cisza na chwilę, po czym, kontunuując różaniec, każdy jest myślami przy papieżu.

Kolejne dni to ciągłe czuwanie nad atmosferą, która unosi się jak dym z kadzideł. Otrzymuję bardzo wiele wiadości mail’owych na temat obecnej sytuacji w Polsce oraz w Watykanie. Ten czas w naszej placówce poświęcony jest wyłącznie modlitwom za naszego Jana Pawła II.

Ostatni dzień życia papieża. Cały świat już nie ma nadziei, że ojciec święty powróci. Dochodzą do mnie kolejne maile. Dzielę się nimi ze wszystkimi w naszym ośrodku. Wiele moich znajomych, bliskich na bieżąco informują mnie, co aktualnie dzieje się w Europie.

W Indiach już północ. Niespokojnie śpimy. Myśląc o tym, co będzie dalej?
Rano budzę się i już nie pytam nikogo... Twarze sióstr są smutne, mówiące tylko jedno: „papież nie żyje”.

Cały dzień w kaplicy jest adoracja. Jest jakaś pustka, ale także i głębia świadomości, że ojciec święty zrobił tak wiele, by teraz mógł odpocząć w niebie.

Tego dnia ukazały się wiadomości na całym świecie. W Indiach, we wszystkich gazetach, w różnych językach, napisano o śmierci papieża.

„Wchodzę do sklepiku muzułmańskiego po pappadam i sklepikarz Ashiv podaje mi gazetę w języku urdu, gdzie nakreślone są nieznane dla mnie znaczki i składa mi kondolencje, że mój pop umarł. Wzruszona tym gestem dziękuję za znak pamięci i odchodzę ze łzami w oczach”.


Monika Łoboda, Indie 2005

Na zdjęciu: w kaplicy w ośrodku Jyothi Seva dla Niewidomych w Bangalore