Bóg daje odpowiednich ludzi

Z o. Andrzejem Koprowskim SJ, wicedyrektorem programowym Radia Watykańskiego, o odejściu Jana Pawła II i przyszłości Kościoła rozmawia Beata Zajączkowska

publikacja 27.03.2009 11:10

Beata Zajączkowska: Jan Paweł II rozpoczął swój pontyfikat, wzywając nas, byśmy się nie lękali. Te słowa zakończyły czuwanie modlitewne na Placu Świętego Piotra w dniu śmierci Papieża. Jest to wezwanie ku nadziei?

O. Andrzej Koprowski: – Oczywiście, że tak! Ojciec Święty wiele razy, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, powtarzał, że encyklikę „Redemptor hominis” przywiózł w głowie z Krakowa i w Rzymie tylko ją spisał. Ukazuje ona całą rzeczywistość, którą on żył od początku do końca, rzeczywistość Boga, zbawczego działania Chrystusa, godności człowieka. I wynikające z tego przekonanie, że człowiek nie jest sam siebie w stanie zrozumieć bez Chrystusa.

Ludzie wyrażają także swoją wdzięczność Papieżowi. Ojciec za co mu dziękuje?
– Za to, kim był, za styl przepowiadania oraz za zintegrowanie kontaktu z Panem Bogiem i ludzkich spraw człowieka. Jestem mu wdzięczny za to, czego byłem świadkiem w ciągu jego choroby i tych kilku dni po śmierci. To, co się dzieje, jest niesamowitym, chyba nieprzewidywalnym przez nikogo wydarzeniem. Okazało się, że naprawdę jest Ojcem świata. Popatrzmy na reakcję ludzi, zwłaszcza młodzieży. I to nie tylko w Polsce czy Rzymie. W stolicy malutkiego Hondurasu za Jana Pawła II modliło się ponad 30 tys. młodzieży. Uderza mnie sposób przeżywania. Widać to, co uważam za niezwykle ważne: młodzież wie, że Ojciec Święty odszedł, ale jest świadoma, że teraz my musimy to wszystko pociągnąć. To jest wspaniała rzecz.

Śmierć Papieża wytworzyła niezwykłą wspólnotę serc. Czy nie jest to szansa dla Kościoła w Polsce, który teraz powinien jakoś to dobro ukierunkować?

– To jest cały przyspieszony proces dojrzewania. Bardzo ważne jest, jak Kościół jako wspólnota, jako struktura ewangelizacyjna na to odpowie. Czy dalej pójdziemy utartymi szlakami, czy dostrzeżemy to zjawisko. Byłem zaskoczony, że natychmiast po śmierci Jana Pawła II, szereg konferencji episkopatów wystosowało swe oświadczenie i że były one głęboko duszpasterskie. To są bardzo dobre sygnały. Pokazują, jak szybko refleksja przyszła w poszczególnych Kościołach lokalnych.

Jednak wielu ludzi pyta: co będzie teraz z Kościołem?

– Rozmawiałem kiedyś z Ojcem Świętym. Była jakaś trudna sytuacja w jednym z Kościołów lokalnych. Zapytałem, jak to będzie dalej wyglądało, odchodzą bowiem charyzmatyczni ludzie, którzy wszystko doskonale trzymali w ręku. Papież zaczął się śmiać i powiedział: pamiętaj o jednym, Bóg daje odpowiednich ludzi na każde czasy i tak samo będzie w przyszłości. Na to, co się wydarzyło, trzeba patrzeć z ufnością. Kościół idzie naprzód, wyszedł z Wieczernika Zielonych Świąt. W każdym momencie Bóg daje takich ludzi, jacy są potrzebni dla danych czasów. W tej chwili wydaje mi się, że daje ożywienie wiary w całych rzeszach ludzi.

Śmierć Ojca Świętego kończy pewną epokę. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, kim był dla nas, Polaków, Papież?

– Mam poważne obawy. W nas zawsze było bardzo dużo emocji, natomiast bardzo mało ludzkiej i chrześcijańskiej dojrzałości. Władysław Bartoszewski, kiedy jeszcze był ministrem spraw zagranicznych, powiedział, że Polska nie docenia tego, czym jest ten pontyfikat dla Kościoła w Polsce, dla państwa i społeczeństwa polskiego. Dlatego reakcje, których jesteśmy świadkami, są bardzo pocieszające. Sądzę, że rozpoczął się proces dojrzewania. Obawiam się tylko, czy przy niedojrzałości elit, którą obserwujemy, społeczeństwo znajdzie sposób przełożenia tego na proces zaangażowania się w sprawy publiczne.

Przez ostatnie dni życia Jan Paweł II swym cierpieniem pisał chyba najpiękniejszą encyklikę. Czym dla Ojca była ta lekcja?

– Kard. Joseph Ratzinger napisał w tekście Drogi Krzyżowej na ostatni Wielki Piątek, że często banalizujemy sprawę zła, grzechu. Jakby nie było to coś konkretnego, co przynosi konsekwencje. Tak samo banalizujemy sprawę cierpienia. Zbyt łatwo mówimy o cierpieniu, kiedy ono nas nie dotyka. W ciągu ostatnich tygodni Ojciec Święty dosłownie uczestniczył w krzyżu Pana Jezusa. Sądzę, że spora część społeczeństwa, zwłaszcza młodzież, głęboko to przeżyła. Papież pokazał nam zbawczą moc cierpienia. Kontrastowało to z naszą kulturą powierzchowności, ucieczki od cierpienia, ucieczki od samego siebie, niemyślenia na serio o przyszłości.
Bóg wie, kiedy ma nas powołać do siebie. Jana Pawła II wezwał w wigilię Święta Bożego Miłosierdzia.

Jak odczytywać ten znak?

– Parę tygodni temu jeden z bardzo bliskich współpracowników Jana Pawła II powiedział po spotkaniu z nim: „Ojciec Święty już teraz cierpi i modli się, gromadząc moce dla swojego następcy”.

Rozmowa została opublikowana w Gościu Niedzielnym nr 15/2005