Apostoł zgody i pokoju

Rzeczpospolita/ Polska/ jad

publikacja 13.05.2009 10:40

Piąty dzień pielgrzymki upłynął pod znakiem dialogu międzyreligijnego. Papież spotkał się z czołowymi rabinami Izraela i wyznawcami islamu. Dziś Ojciec Święty ruszył do Autonomii Palestyńskiej.

Fot. Romek Koszowski, Mur odzielajacy Betlejem od Jerozolimy Fot. Romek Koszowski, Mur odzielajacy Betlejem od Jerozolimy

Benedykt XVI zapewnił, że Kościół trwa przy założeniach Soboru Watykańskiego II. To niezwykle ważna deklaracja. Poprzez te słowa papież starał się uspokoić nerwy związane z niektórymi jego decyzjami. „Rzeczpospolita” wymienia głównie przywrócenie do łask Mszy łacińskiej – z wielkopiątkową modlitwą o nawrócenie Żydów – oraz dążenie do pojednania z lefebrystami z Bractwa Piusa X. Wobec tego rodzaju postępowania, niektórym mogłoby się wydawać, że zachodzi możliwość cofnięcia się Kościoła do czasów przedsoborowych.

Dialog trudny, ale możliwy?
Ze szczególnie ciepłym przyjęciem spotkała się deklaracja Ojca Świętego, w której zapewniał, że Kościół powstrzyma się od działalności misyjnej wobec wyznawców judaizmu. Jak tłumaczył w rozmowie z „Rzeczpospolitą” profesor Ejal Regew z Uniwersytetu Bar-Ilan w Tel Awiwie, dla Żydów najważniejsze jest to, by Kościół uznał prawo do istnienia żydowskiej wspólnoty religijnej i przyznał, że aby zostać zbawieni, żydzi nie muszą nawracać się na chrześcijaństwo.

Jednak część ortodoksyjnych rabinów nie podziela najmniejszego optymizmu związanego z zapewnieniami papieża o chęci równorzędnego dialogu. Szolom Dowber Wolpe oburzał się w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że spotkania Benedykta XVI z czołowymi rabinami Izraela i modlitwa pod Ścianą Płaczu są wielkim nieporozumieniem. Podkreślił, że papież – podobnie jak wszyscy wyznawcy Jezusa – jest dla żydów bałwochwalcą. Sam fakt, że Benedykt XVI stanął pod Ścianą Płaczu z krzyżem na piersiach był – zdaniem niektórych ortodoksyjnych rabinów – obrazą ich uczuć religijnych.
Ksiądz David Neuhaus, zwierzchnik społeczności hebrajskich katolików w Izraelu, komentując krytyczne głosy na temat papieskich wystąpień stwierdził, że papież udowodnił, jak bardzo zależy mu na dialogu z judaizmem. W wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej” przyznał, że zawsze znajdą się tacy, dla których papieskie słowa i gesty będą niewystarczające. Problem, jego zdaniem, polega na tym, że tacy rabini byliby tylko wtedy usatysfakcjonowani, gdyby Ojciec Święty mówił to, co oni – zaznaczył na łamach „Rzeczpospolitej”. Sęk w tym, że papież to nie rabin, ale zwierzchnik Kościoła katolickiego, którego stanowisko prezentuje, starając się przy tym nie urazić niczyich uczuć religijnych.

Długa droga do pokoju
W szóstym dniu swojej pielgrzymki po Ziemi Świętej papież rusza do Betlejem. Po drodze z okien samochodu będzie mógł zobaczyć, jak mało prawdopodobne jest osiągnięcie trwałego pokoju pomiędzy Izraelczykami i Palestyńczykami – pisze „Polska’.

Wysoki na niemal dziewięć metrów betonowy mur jest jedną z kości niezgody pomiędzy zwalczającymi się narodami. Izraelczycy widzą w nim skuteczną ochronę przed atakami palestyńskich terrorystów. Palestyńczycy uważają go za przeszkodę dzielącą rodziny i wydłużającą o kilka godzin drogę do pracy. Ten mur zmienia Autonomię w getto – zauważa „Polska”.

Palestyńczycy skarżą się na długie i uciążliwe kontrole przeprowadzane skrupulatnie przez żołnierzy żydowskich pochodzenia rosyjskiego lub etiopskiego – bo tacy najczęściej służą na granicy – wyjaśnia dziennik. Palestyńczycy skarżą się na te kontrole, a Izraelczycy ripostują, że nie byłoby tego wszystkiego, gdyby terroryści nie atakowali niewinnych ludzi. Dodają, że odkąd powstaje mur, fala zamachów opadła – czytamy w dzienniku „Polska”.

Naturalnie papież przekroczy granicę Izraela z Autonomią Palestyńską bez żadnych kontroli i uda się m.in. na spotkanie z prezydentem autonomii Mahmudem Abbasem. Jak wyjaśnia „Polska” dla następcy Jasera Arafata ma to wielkie znaczenie, gdyż nie radzi on sobie z utrzymaniem porządku. Hamas przejął już kontrolę w Strefie Gazy. Liczni jego przedstawiciele zasiadają nawet w radzie Betlejem, które uchodzi za dość spokojne.

Spora część Arabów nie dopuszcza myśli o jakimkolwiek pokojowym porozumieniu z Izraelem, dopóki wszyscy uchodźcy nie będą mogli wrócić w rodzinne strony. Gazeta pisze, że obecnie na całym Bliskim Wschodzie rozproszonych jest ponad 4 mln. Palestyńczyków. Większość z nich straciła swoje domy w 1948 i 1967 roku.

Trudno powiedzieć, jak potoczą się losy procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. Wczoraj dziennik The Jerusalem Post relacjonował spotkanie Beniamina Netanjahu z prezydentem Egiptu Hosnim Mubarakiem. Netanjahu z jednej strony wzywa do wznowienia rozmów z Palestyńczykami, jednak milczeniem pomija oświadczenie egipskiego prezydenta, który oświadczył, że podstawą porozumienia powinno być utworzenie niepodległego państwa palestyńskiego.