Przyszli księża, uciekli czarownicy

Beata Zajączkowska

publikacja 17.03.2009 20:01

Kameruński chrześcijanin rano idzie na Mszę, po południu na spotkanie sekty, a wieczorem do czarownika.

Fot. Beata Zajączkowska Fot. Beata Zajączkowska

Mieszkaniec Kamerunu, nieodrodny syn Afryki żyje w nieustannym strachu. Dlatego też na wszelki wypadek woli „zadowolić wszelkich bogów”. Chrzest, katecheza, a nawet święcenia kapłańskie nie zawsze zmieniają tę mentalność.

Modlitwa odczaruje urok
Kościół w Kamerunie istnieje od ponad 100 lat. Choć rozwijał się dosyć dobrze i szybko, to nie obyło się bez problemów. Jednym z nich jest zauważalny po dziś dzień wpływ czarów na codzienne życie mieszkańców. Często można usłyszeć, że utrata pracy, niepowodzenie w szkole czy nawet to, że padła koza jest przyczyną rzuconego przez kogoś uroku. Nawet najpobożniejsi parafianie są w stanie oskarżyć o czary swego proboszcza, a księża zeznawać pod przysięgą, że ktoś na kogoś rzucił urok. Czarami w tutejszej mentalności wywoływana jest większość chorób.

- Kameruńczyk nawet ten, który głęboko wierzy w Pana Boga, w Jezusa Chrystusa, w Ducha Świętego i modli się do Matki Bożej, jest głęboko przekonany, że są choroby wywoływane tylko czarami, których leki białych lekarzy nie wyleczą – mówi ks. Ryszard Kusy. Polski misjonarz, który pracował w Atoku na wschodzie kraju, opowiada, że w takiej sytuacji albo się idzie do czarownika, albo do księdza, by „modlitwą odczarował rzucony urok”.

W prawie kameruńskim za uprawianie czarów grozi więzienie. To prawo jest nagminnie łamane. Magia, czary i lęk to poważny problem, z którego Kamerun może wyjść dzięki prawdziwej ewangelizacji. Chodzi o to, by Ewangelię zakorzenić tutaj tak by stała się zaczynem przemieniającym kulturę i miejscowe tradycje.

A sekty kwitną
Mentalność strachu wykorzystują sekty, obiecując Kameruńczykom spełnienie ich najskrytszych pragnień i lepsze życie. Misjonarze pomagają ludziom, których sekty otumaniły do tego stopnia, że oddali im nawet swe pola i gliniane domy, sami zostając na łasce i niełasce rodziny. Krzykliwe nabożeństwa, głośna muzyka i tańce, a także „dokonujące się cuda” sprawiają, że młodzi odchodzą z Kościoła do sekt. Niewielu się zastanawia nad prawdziwością oferowanego im widowiska i nie sprawdza czy osoba, która świadczy o tym, że np. została uzdrowiona z AIDS, jest nią w istocie.

Kameruńscy katolicy spodziewają się, że wizyta Benedykta XVI doda im odwagi, zachęci do odważnego świadectwa. - Jedną z ważniejszych rzeczy, jaką usłyszałem w Kamerunie, było to, jak po naszym przybyciu w 2002 r. ktoś powiedział, że w Atoku dużo się zmieniło, bo przyszli księża i uciekli czarownicy – mówi ks. Bogusław Gil, który pracował w prowadzonym przez marianów jedynym w Kamerunie sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Ludzie byli przekonani, że wioska oraz teren naszej parafii był w rękach czarowników. Kiedy przyszli misjonarze i zaczęli opowiadać o Chrystusie, czary, czarownicy, lęk związany z rytami przestały być dla ludzi najważniejszym odniesieniem. Stał się nim Bóg i Jego Kościół.