Kościół wychodzący z kryzysu

[_ks. Włodzimierz Lewandowski_][1] [1]: http://blog.wiara.pl/celnik/moja-owczarnia/

publikacja 11.09.2008 20:46

Wchodzimy w taki sam kryzys, z jakiego Francuzi zaczynają wychodzić. Dlatego warto z uwagą śledzić i życie tamtej wspólnoty, i rozpoczynającą się pielgrzymkę Benedykta XVI.

fot. Henryk Przondziono fot. Henryk Przondziono

Gdy czytałem nadesłane przez dziennikarzy Gościa Niedzielnego relacje z przygotowań do wizyty Benedykta XVI we Francji, przypomniały mi się pierwsze spotkania z tamtejszym Kościołem. Listopad 1989 roku. Późnym popołudniem podjechaliśmy pod jedną ze świątyń XVI dzielnicy Paryża. Ku naszemu wielkiemu zdumieniu była wewnątrz oświetlona i wypełniona ludźmi. Trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Następnego dnia usłyszeliśmy, że była częścią ważnej dla tamtejszej parafii akcji ewangelizacyjnej. Gdy nasza młodzież dowiedziała się o szczegółach, stwierdziła, że u nas chyba nikt by się nie zdobył na taki radykalizm i odwagę.

Dwa lata później, w Budapeszcie, mieszkaliśmy z jednej szkole z grupą francuskich uczniów. Przyjechali ze swoim duszpasterzem. Na jednym ze spotkań mówili o zamkniętych rekolekcjach, na jakie wyjeżdżają co kwartał. Przedtem wspólnie wybierali miejsce i temat, by – jak wyznali – z jeszcze większą miłością zanurzyć się w świetle Jezusa. Dodać należy, że byli uczniami tej samej szkoły. Zastanawialiśmy się wieczorem, jak na propozycję takich rekolekcji zareagowaliby nasi koledzy i koleżanki.

Znów Paryż. Tym razem jedna z podmiejskich parafii. Gościna w rodzinie. W sylwestrową noc wspólna Eucharystia. W zakrystii proboszcz zakomunikował, że będzie ”missa melange”, czyli w różnych językach, a zjednoczą nas części stałe po łacinie. Z zachwytem obserwowałem, jak świetnie przygotowani do liturgii ministranci bez trudu i z pamięci radzili sobie z chorałową ekwilibrystyką. Zgromadzeni w świątyni wierni również nie musieli podpierać się wydrukowanymi nutami czy tekstami na ekranie. Po raz kolejny musiałem pochylić czoło przed Kościołem, o którym przedtem słyszałem same złe rzeczy.

Przekonanie, że Benedykt XVI jedzie do kraju, pogrążonego w wielkim kryzysie religijnym, jest widoczne w wielu komentarzach. Nie podziela go papież. Mogliśmy przekonać się o tym podczas środowej audiencji generalnej, podczas której powiedział: Udaję się do was jako orędownik pokoju i braterstwa. Kraj wasz nie jest mi nieznany. Przy wielu okazjach odczuwałem radość odwiedzania go i doceniania jego wielkodusznej tradycji gościnności i tolerancji, jak również jego mocnej wiary chrześcijańskiej oraz jego kultury ludzkiej i duchowej.

Ta mocna wiara biskupów i świeckich, wiara żywiąca się częstą Komunią świętą i adoracją Najświętszego Sakramentu, wiara pogłębiana na pielgrzymkach i w domach rekolekcyjnych sprawiła, że Kościół we Francji odżywa, wychodzi z kryzysu. Świadectwem tej żywotności jest imponująca liczba seminarzystów w diecezji paryskiej czy kilka tysięcy dorosłych każdego roku proszących o chrzest. Świadectwem tej żywotności jest kontynuacja w wielu parafiach i wspólnotach tego, co Jan Paweł II zapoczątkował podczas Światowych Dni Młodych w Paryżu. Ten ogień nie zgasł po śmierci papieża.

Ktoś może zarzucić, że mój zachwyt Kościołem we Francji jest przesadzony. Być może w komentarzach napisze o mszach, odprawianych w kawiarniach na chipsach i aprobacie, wyrażanej przez wielu duchownych dla środków antykoncepcyjnych. Nie mam zamiaru nikogo zarażać zachwytem. Chcę tylko wskazać na pewne oznaki duchowego klimatu, sprawiające, że ten pogrążony w kryzysie Kościół zaczął odradzać się z nową mocą.

Nie na próżno też w pierwszej części refleksji pojawiły się porównania. One wskazują na to, czego wielu w Polsce nie chce przyjąć do wiadomości. Że my wchodzimy w taki sam kryzys, z jakiego Francuzi zaczynają wychodzić. Dlatego warto z uwagą śledzić i życie tamtej wspólnoty, i rozpoczynającą się pielgrzymkę. Bo – jeśli tylko uważnie będziemy patrzeć i słuchać – możemy się wiele nauczyć.