publikacja 09.09.2008 11:16
Coś dobrego dzieje się z Francją. Pełne kościoły Paryża, nowe wspólnoty, żywa liturgia, radykalizm ewangeliczny, biskupi z duszpasterską wyobraźnią... Benedykt XVI odwiedza kraj coraz bardziej zmęczony ideologią „społeczeństwa bez Boga". Ma szansę trafić w oczekiwania wielu Francuzów.
Niedziela, centrum Paryża, kościół Saint Gervais, kilka dni przed wizytą Papieża. W pełnej jak zawsze świątyni Wspólnot Jerozolimskich dzieci, młodzież i dorośli, mnisi i mniszki śpiewają bizantyjskie melodie. Bez skrępowania, ale też bez pokazowej egzaltacji podnoszą ręce i długo, serdecznie celebrują przekazanie znaku pokoju. Naprawdę cieszą się liturgią. Całą mszę rejestruje 2 program telewizji francuskiej. Prowadzący dziennikarz tłumaczy braciom ze Wspólnot: - Chcemy zrobić reportaż o ostatnich chrześcijanach – mówi z nieukrywaną ironią. Bracia i siostry uśmiechają się tylko wyrozumiale.
Oaza na pustyni
Papież odwiedza kraj, który rzeczywiście, według statystyk, jest duchową pustynią. W niektórych francuskich diecezjach część kościołów już dawno zamieniono na muzea, a seminaria albo zamknięto, albo ostatnie roczniki przygotowują się w nich do święceń. Ale we Francji nikt nie mierzy wiary statystyką. – Ewangelia i statystyka nie działają razem – mówi ks. Etiènne de Mesmay z kościoła Saint Severin w Paryżu. Chociaż akurat on mógłby spokojnie oprzeć się na wysokiej frekwencji podczas nabożeństw. Właśnie skończył odprawiać Mszę w wypełnionej wiernymi kaplicy pięknego kościoła. W środku dnia, w połowie tygodnia. – Wielu parafian jest bardzo zaangażowanych w życie wspólnoty – dodaje ks. Etiènne.
Taki jest Paryż – mówią zgodnie zarówno francuscy, jak i polscy księża, pracujący w stolicy Francji. Wielu z tutejszych młodych duszpasterzy, widząc kościoły pełne wiernych, być może nawet nie jest świadomych kryzysu, który dotknął inne diecezje. Są parafie paryskie, w których odbywa się nawet pięć mszy w niedziele, co nie jest oczywiste w innych stolicach europejskich. Jest tu ok. 130 czynnych kościołów, 60 kaplic, a także 200 zakonów, z których każdy ma jeszcze albo swój kościół, albo przynajmniej kaplicę. Co tydzień, w zależności od dzielnicy Paryża, nawet 10 proc. mieszkańców uczestniczy w niedzielnej liturgii. To naprawdę dużo w porównaniu z takimi krajami jak Niemcy, Wielka Brytania czy Holandia. Glównym sprawcą tego ożywienia jest zmarły w ubiegłym roku kard. Jean-Marie Lustiger, arcybiskup Paryża. Można powiedzieć, że postawił z powrotem Kościół francuski na nogi. A było i ciągle jest co prostować.
Kleryk bez różańca
Kościół we Francji mocno przeżył kryzys roku ’68. Powszechnie używane wówczas hasło nowej rewolucji - interdit d’interdire (zakazuje się zakazywać) – przeniknęło także to francuskiego episkopatu, seminariów i wydziałów teologicznych. Niektóre seminaria radośnie rozstawały się z teologią. Zamiast niej, kandydatom na księży proponowano socjologię jako podstawę formacji. – Seminaria zaczęły produkować aktywistów społecznych, a nie duszpasterzy – mówi ks. Stanisław Jeż, rektor Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu. Coraz wyraźniejsze stawały sie takze podziały na tzw. postępowców i tradycjonalistów. - Postępowcy zaczęli wyraźnie osłabiać dynamizm ewangelizacyjny – dodaje rektor Jeż. Od razu trzeba wyjaśnić, że nie chodzi o środowiska odnowy soborowej, uznawane za „postępowców” czy „progresistów” przez przedstawicieli ruchów tradycjonalistycznych, np. z Bractwa Piusa X. We Francji rzeczywiście nie brakowało księży i teologów, którzy sprawili, że dawniej dynamiczne ruchy katolickie, straciły zapał ewangelizacyjny i przestały być źródłem powołań. Nie miało to jednak nic wspólnego z prawdziwą reformą w Kościele, wspieraną przez tak genialnych teologów francuskich, jak Henri de Lubac czy Yves Congar. Echa fałszywej reformy w Kościele jeszcze do niedawna były obecne m.in. w seminarium w Awinionie. Kilku kleryków zrezygnowało z przygotowania do kapłaństwa, bo musieli kryć się przed przełożonymi... z różańcem i adoracją Najświętszego Sakramentu! Po prostu tych elementów nie było w planie dnia.
Osłabienie Kościoła od wewnątrz było tylko pochodną ogólnej atmosfery kontestacji wszystkiego, co tradycyjne. Do tego doszło też narzucenie przez rząd francuski tzw. kontraktów szkołom z obowiązkowym laickim programem nauczania, także w szkołach katolickich. W ten sposób wiele placówek zaczęło tracić swój religijny charakter. Dzisiaj coraz więcej z nich rezygnuje z „kontraktów”. Około 25 szkół rocznie nie podaje się temu programowi, w sumie jest ich już 490. Ceną za zerwanie „kontraktu” jest pozbawienie państwowych dotacji.
Pan z „Matrixa”
Do dziś w świadomości wielu katolików francuskich pozostał wyraźny podział na modernistów i tradycjonalistów. Nawet jeśli obie szufladki nie mają wiele wspólnego ze złożonością problemów i postaw, taki mechanizm porządkowania rzeczywistości (czyt.: przylepiania łatki) we francuskim Kościele działa podświadomie. – Nawet to, czy jakiś ksiądz żegna się przed posiłkiem, czy nie – już jest sygnałem, gdzie go umieścić – mówi jeden z ksiezy. – Tak samo jest z noszeniem koloratki – albo ją nosisz i jesteś tradycjonalistą, albo nie i traktują cię jak modernistę – dodaje ksiądz. W księgarni katolickiej w łacińskiej dzielnicy Paryża przewijają się przedstawiciele różnych opcji. – Przychodzą do mnie i tradycjonaliści, i lefebryści, i bardziej postępowi – mówi zarządzający księgarnią Wojciech Golonka. – Mam wielu znajomych, którzy jak widzą na ulicy księdza w sutannie, to myślą, że ktoś kręci kolejną część „Matrixa” – dodaje. Bardziej wtajemniczeni wiedzą, że jeśli francuski ksiądz idzie w sutannie, to – według myślenia szufladkowego – musi to być tradycjonalista lub nawet lefebrysta. Podobnie jest ze znakiem krzyża na początku Mszy św. Zdarzają się jeszcze tacy, którzy boją się zacząć w tak „niemodny” sposób liturgię. Niektórzy księża próbują pomieścić się w jednej i drugiej szufladce. W jednym z paryskich kościołów młody ksiądz w taki sposób zaczął Eucharystię: - Drodzy bracia i siostry, zebraliśmy się tutaj, aby modlić się wspólnie w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, zatem zanieśmy do Boga nasze prośby... Znak krzyża został „sprytnie” wpleciony w całe wstępne przemówienie.
Wiosna nad Sekwaną
Zbyt wiele jednak rzeczy wydarzyło się w ostatnich dwóch dekadach, żeby o „najstarszej córze Kościoła” mówić ciągle jako o najbardziej niewdzięcznej. Wszyscy w Paryżu mówią zgodnie: Kościół zmienił się bardzo dzięki kard. Lustigerowi. Przed objęciem przez niego paryskiego arcybiskupstwa, w seminarium było maksymalnie 30 kleryków. W czasie jego posługi – nawet 130 kandydatów zaczynało co roku drogę do kapłaństwa. Lustiger nie mieścił się w przywołanych wyżej szufladkach: modernista lub tradycjonalista. – Na początku został źle przyjęty w Paryżu, bo był za bardzo radykalny, za bardzo ewangeliczny – opowiada ks. Stanisław Jeż, który znał kardynała osobiście. – On był inny, bo nie reprezentował typowej francuskiej mentalności kartezjańskiej, za to często wychodziła jego mentalność semicka. I to było jego bogactwem. Kiedyś powiedział dosadnie do zebranych starszych księży paryskich: z wami już nic nie można zrobić, musicie umrzeć, po was przyjdą młodzi. Miał odwagę to powiedzieć – dodaje rektor Jeż.
To, że seminarium zaczęło zapełniać się klerykami, było też owocem zaangażowania kardynała. Organizował modlitwy o powołania przy pełnych kościołach. Sam stworzył „swoje” seminarium, w którym wprowadził dyscyplinę, która zaczęła przyciągać młodych ludzi. Nowością w formacji było także to, że klerycy każdy rok nauki spędzali w innej parafii, poznając różne formy duszpasterstwa. Kardynał działał mocno także na polu medialnym. Założył Radio Notre-Dame, katolicką telewizję KTO, coraz bardziej popularną, oraz tygodnik „Paris Notre-Dame”.
Sam Lustiger mówił publicznie o swojej drodze i walce duchowej, którą przechodził już jako kapłan. Następującą historię opisywały media. Lustiger pojechał kiedyś do Jerozolimy, uklęknął przy Grobie Pańskim i powiedział sobie: nie wyjdę stąd, dopóki nie odpowiem sobie na pytanie, czy prawdą jest, że Jezus wyszedł z tego grobu, że żyje, bo jeśli to nie jest prawdą, rzucam kapłaństwo. Modlił się długo i w końcu powiedział: to jest prawda. A skoro to prawda, trzeba zrobić wszystko, żeby ludzie tym żyli. Jeśli prawdą jest, że Jezus żyje w Eucharystii, to trzeba ją sprawować często i jak najpiękniej. I jeśli jest obecny w sakramencie pojednania, to trzeba ludzi spowiadać. Dzisiaj w Paryżu wcale nie trudno znaleźć kościoły, gdzie przynajmniej przez godzinę dziennie kapłan czeka w konfesjonale. A w katedrze Norte-Dame kolejki do spowiedzi, nie tylko turystów, mówią same za siebie.
Domino
Najważniejsze jest to, że Paryż, który stał się synonimem odnowy, emanuje na całą Francję. Obok Lourdes czy Taizé. Dojrzała nowa kadra biskupów, wychowanków kardynała Lustiger. Jak mówią niektórzy w Paryżu, biskupów „wierzących i praktykujących”. Najlepszym dowodem na to, że coś dobrego dzieje się w tutejszym episkopacie jest fakt, że następca reformatora, obecny abp Paryża, André Ving-Trois, został wybrany przewodniczącym konferencji biskupów Francji. Lustiger nigdy nim nie był. Zmiana w myśleniu biskupów polega też na powrocie do ewangelizacyjnego zapału. Misyjność nie przeszkadzała jednak Lustigerowi w zaangażowaniu społecznym. To on założy m.in. ośrodek dla chorych na AIDS czy dom dla samotnych matek. Ale obok tego diecezja Paryż wysyła uformowanych księży tam, gdzie duch „księży-społeczników” uśmiercił formację duchową wiernych.
Poza Paryżem odnowa dotyka także wspólnoty zakonne, zgromadzenia kontemplacyjne mają coraz więcej powołań. A charyzmatyczna Wspólnota św. Jana formuje 150 seminarzystów. Dużo robi nowy biskup Awinionu, Jean-Pierre Cattenoz. – Sprowadził do diecezji wspólnoty charyzmatyczne z różnych krajów, żeby ożywiały parafie – mówi Marie-Bernard Daniel z Awionionu. Jest nauczycielką, ale codziennie po pracy jedzie na mszę do kościoła Sacré Coeur, w którym od 3 lat działa wspólnota świeckich Shalom z Brazylii. – Wspólnota mnie tu wysłała, więc przyjechałem – mówi Philippe. – To jest powołanie – dodaje. Wybiera się na spotkanie z Papieżem do Lourdes. Do brazyliskiej wspólnoty dołączają także młodzi Francuzi. Ekipa ma na koncie akcje ewangelizacyjne na ulicach Awionionu, koncerty i musicale. A podczas niedawnego festiwalu teatralnego, Shalom przygotowała profesjonalny spektakl o św. Pawle. – Widziałem, że niektórych to ruszyło – przyznaje Dominique, Francuz z Awinionu. W dniu, w którym przyjeżdżamy do Awinionu, do kościoła zjeżdża się kilka wspólnot z diecezji. A za nimi biskup, który bez ceremonii powitalnych i sztucznej pompy włącza się w adorację. Tak jest co miesiąc. – Pan przygotował wszystko na wasz przyjazd – cieszy się Marie-Bernard.