Benedykt XVI do grupy kandydatów do kapłaństwa i przedstawicielami młodzieży

tł. kg (KAI) / Nowy Jork

publikacja 20.04.2008 23:27

Jezus Chrystus jest nadzieją, która nigdy nie zawodzi, dlatego idźcie jego drogą i promieniujcie Jego nadzieją i miłością na to miasto i poza nie - powiedział 19 kwietnia Benedykt XVI.

Eminencjo,
Drodzy Bracia Biskupi,
Drodzy młodzi przyjaciele,

Głoście Chrystusa Pana, „i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która jest w was” (1 P 3,15). Tymi słowami z Pierwszego Listu św. Piotra pozdrawiam serdecznie każdego z was. Dziękuję kardynałowi Eganowi za jego uprzejmie słowa powitania a także przedstawicielom wybranym spośród was za ich radosne gesty powitania. Biskupowi Walshowi, rektorowi seminarium św. Józefa, personelowi i seminarzystom przekazuję specjalne pozdrowienia i swoją wdzięczność.

Młodzi przyjaciele, jestem bardzo szczęśliwy z możliwości rozmowy z wami. Przekażcie, proszę, moje gorące pozdrowienia członkom swoich rodzin i krewnym oraz wykładowcom i personelowi różnych szkół, kolegiów i uniwersytetów, do których należycie. Wiem, że wielu ludzi pracowało usilnie, aby doprowadzić do tego naszego spotkania. Jestem bardzo wdzięczny im wszystkim.

Pragnę także wyrazić wam uznanie za zaśpiewanie mi „Happy birthday”! Dziękuję za ten wzruszający gest; daję wam wszystkim „plus” za waszą wymowę niemiecką! W ten wieczór pragnę podzielić się z wami kilkoma przemyśleniami o tym, co to znaczy być uczniami Jezusa Chrystusa – idąc śladami Pana nasze własne życie staje się drogą nadziei.

Macie przed sobą obrazy sześciu zwykłych mężczyzn i kobiet, którzy wzrastali, prowadząc niezwykłe żywoty. Kościół czci ich jako czcigodnych, błogosławionych i świętych: każda z tych osób odpowiedziała na skierowane do niej przez Pana wezwanie do życia miłością i każda służyła Mu tutaj w zaułkach, na ulicach i przedmieściach Nowego Jorku. Jestem poruszony tym, jak bardzo różnorodne były to grupy: ubodzy i bogaci, świeccy i świeckie – była np. zamożna matka i żona – księża i siostry zakonne, imigranci z daleka, córka wojownika z plemienia Mohawk i Algonkinki, był też niewolnik z Haiti i intelektualista kubański.

Święta Elżbieta Anna Seton, św. Franciszka Ksawera Cabrini, św. Jan Neumann, bł. Kateri Tekakwitha, czcigodny Piotr Toussaint i ks. Felix Varela: każdy z nas mógłby być wśród nich, nie ma bowiem jednego stereotypu dla tej grupy ani jednorodnego wzorca. Ale bliższe spojrzenie pokazuje, że są tu pewne elementy wspólne. Zapalone miłością Jezusa ich żywoty stały się znaczącymi drogami nadziei.

Dla niektórych oznaczało to opuszczenie domu rodzinnego i wyruszenie w pielgrzymkę liczącą tysiące mil. Dla każdego był to akt samozaparcia dla Boga, połączonego z ufnością, że to On jest ostatecznym przeznaczeniem każdego pielgrzyma. I wszyscy oni ofiarowali wyciągniętą rękę nadziei tym, których spotykali na drodze, często rozbudzając w nich życie wiary. Dzięki sierocińcom, szkołom i szpitalom, pomagając biednym, chorym i zepchniętym na margines oraz przez świadome świadectwo, wypływające z pokornego wędrowania śladami Jezusa, tych sześcioro ludzi otworzyło drogę wiary, nadziei i miłości niezliczonym jednostkom, łącznie być może ze swymi poprzednikami.

A dzisiaj? Kto niesie świadectwo o Dobrej Nowinie Jezusa ulicami Nowego Jorku, na niespokojnych przedmieściach wielkich miast, w miejscach, w których zbierają się młodzi ludzie, szukający kogoś, komu mogą się zwierzyć?

Bóg jest naszym początkiem i naszym przeznaczeniem a Jezus jest drogą. Trasa tej podróży wije się i zakręca – tak jak to było w przypadku naszych świętych – przez radości i próby zwykłego, codziennego życia: w waszych rodzinach, w szkołach lub kolegiach, w waszych działaniach, gdy macie czas wolny i w waszych wspólnotach parafialnych.

Wszystkie te miejsca naznaczone są kulturą, w której wyrośliście. Jako młodzi Amerykanie mieliście wiele możliwości osobistego rozwoju i zostaliście wychowani w poczuciu wielkoduszności, służby i uczciwości. Ale nie ma potrzeby, żebym mówił wam, że są także trudności: działania i sposoby myślenia, które gaszą nadzieję, drogi, które wydają się prowadzić do szczęścia i zadowolenia, a w rzeczywistości kończą się tylko na zamęcie i strachu.

Moje lata młodzieńcze zostały zniszczone przez złowrogi reżym, który uważał, że posiadł wszelkie odpowiedzi; jego wpływ wzrastał, przenikając do szkół i instytucji obywatelskich, jak również do polityki a nawet religii, zanim został uznany w całej pełni za potwora, którym był. Wypędził on Boga a wówczas stał się głuchy na wszelką prawdę i dobro. Wielu z waszych rodziców i dziadków opowiadało wam o potwornościach zniszczeń, jakie mu towarzyszyły. Niektórzy z nich bowiem przybyli do Ameryki właśnie po to, aby uciec przed tym terrorem.

Dziękujmy Bogu, że dziś wielu ludzi waszego pokolenia jest w stanie cieszyć się wolnością, która jest wynikiem szerzenia się demokracji i poszanowania praw człowieka. Dziękujmy Bogu za tych wszystkich, którzy walczyli o to, abyście mogli wzrastać w środowisku, które rozwija to, co jest piękne, dobre i prawdziwe: za waszych rodziców i dziadków, za waszych nauczycieli i kapłanów, za tych przywódców cywilnych, którzy szukają tego, co prawidłowe i słuszne.

Niszczycielska siła jednak pozostała. Utrzymywanie, że jest inaczej, oznaczałoby okłamywanie samych siebie. Ale ona nigdy nie zwycięży; jest skazana na przegraną. Jest to istota nadziei, która wyróżnia nas, chrześcijan; Kościół zaś przypomina o tym w sposób najbardziej dramatyczny podczas Triduum Paschalnego i obchodzi to z wielką radością w okresie wielkanocnym!

Ten, który ukazuje nam drogę ponad śmiercią, jest Tym, który pokazuje nam, jak pokonać zniszczenie i strach: a zatem to właśnie Jezus jest prawdziwym nauczycielem życia (por. Spe salvi, 6). Jego śmierć i zmartwychwstanie oznaczają, że możemy powiedzieć Ojcu: „Ty przywróciłeś nas do życia” (Modlitwa po komunii, Wielkie Piątek). I tak zaledwie kilka tygodni temu, w czasie przepięknej liturgii Wigilii Paschalnej nie było rozpaczy ani lęku, ale z ufnością pełną nadziei modliliśmy się do Boga za nasz świat: rozprosz mroki naszego serca! Rozprosz mroki naszego ducha! (por. Modlitwa w czasie zapalania paschału).

Czym mogą być te ciemności? Co się dzieje, gdy ludzie, zwłaszcza ci najbardziej narażeni, napotykają raczej zaciśniętą pięść represji lub manipulacji niż rękę nadziei?

Pierwsza grupa dotyczy serca. Tutaj marzenia i tęsknoty, jakie żywią młodzi ludzie, mogą być tak łatwo zdruzgotane lub zniszczone. Myślę o osobach poranionych przez narkotyki i środki odurzające, przez bezdomność i ubóstwo, rasizm, przemoc i upadek, zwłaszcza o dziewczętach i kobietach. Chociaż przyczyny tych zjawisk są złożone, wszystkie one mają cechę wspólną – zatrutą postawę umysłu, przejawiającą się w traktowaniu osób jako samych tylko przedmiotów, co potwierdza niewrażliwość serca, które najpierw ignoruje, następnie ośmiesza nadaną przez Boga godność każdej istoty ludzkiej. Tego rodzaju tragedie pokazują także, co mogłoby się stać i co może się stać teraz, jeśli inne ręce – wasze ręce – otworzą się lub wyciągną się ku nim. Zachęcam was, abyście zapraszali innych, szczególnie tych najbardziej narażonych i niewinnych, do przyłączania się do was na drodze dobroci i nadziei.

Drugi rodzaj mroków – te, które dotyczą ducha – pozostają często niezauważone i z tego powodu są szczególnie złowrogie. Manipulowanie prawdą niszczy nasze postrzeganie rzeczywistości oraz zamazuje naszą wyobraźnię i dążenia. Wspominałem już o licznych swobodach, którymi ku waszemu wielkiemu szczęściu możecie się cieszyć. Podstawowa doniosłość wolności winna być bezwzględnie zachowana. Nie jest więc zaskoczeniem, że wiele jednostek i grup głośno krzyczy, domagając się wolności dla siebie. Jednakże wolność jest wartością delikatną. Może być źle rozumiana lub niewłaściwie wykorzystywana tak, iż prowadzi nie do szczęścia, którego wszyscy od niej oczekujemy, ale na mroczne pole manipulacji, na którym nasze rozumienie nas samych i świata bywa zamącone lub nawet zniekształcone przez tych, którzy mają ukryte plany wobec niej.

Czy zauważyliście, jak często wołanie o wolność rozlega się bez jakiegokolwiek odniesienia do prawdy o osobie ludzkiej? Niektórzy twierdzą obecnie, że szacunek dla wolności jednostki czyni niesłusznym poszukiwanie prawdy, łącznie z prawdą o tym, co to jest dobro.

W niektórych środowiskach mówienie o prawdzie postrzegane jest jako kontrowersyjne lub dzielące i w następstwie tego poglądu najlepiej jest zepchnąć ją do dziedziny prywatnej. I na miejsce prawdy lub – lepiej, w razie jej nieobecności – szerzy się pogląd, który przyznając wartość wszystkim, bez żadnej dyskryminacji, nawołuje do zapewnienia wolności i do wyzwolenia sumienia. Nazywamy to relatywizmem.

Ale jaki cel ma „wolność”, która ignorując prawdę, zabiega o to, co jest fałszywe lub niesprawiedliwe? Do iluż to młodych ludzi wyciągnęła się ręka, która w imię wolności lub doświadczenia zaprowadziła ich do narkomanii, do zamętu moralnego lub intelektualnego, do przemocy, utraty szacunku do samych siebie, co więcej – do rozpaczy i, co najgorsze, do samobójstwa?

Drodzy przyjaciele, prawda nie jest narzucaniem. Nie jest też po prostu zestawem reguł. Jest odkrywaniem Kogoś, kto nigdy nas nie zdradzi; Kogoś, komu możemy zawsze ufać. Szukając prawdy jesteśmy w stanie żyć na fundamencie wiary, gdyż ostateczną prawdą jest osoba: Jezus Chrystus. Dlatego też prawdziwa wolność nie jest wyborem „uwolnienia się od”. Jest wyborem „zobowiązania się do”; ni mniej ni więcej tylko wyjściem od samego siebie i pozwoleniem, by być włączonym w Chrystusowe „bycie dla innych” (por. Spe salvi, 28).

Jak zatem możemy, jako ludzie wierzący, pomagać innym, aby szli drogą wolności, która prowadzi do pełnego zaspokojenia i trwałego szczęścia? Powróćmy jeszcze raz do świętych. W jaki sposób ich świadectwo rzeczywiście wyzwoliło innych od mroków serca i ducha?

Odpowiedź znajdujemy w samym sednie ich wiary – naszej wiary. Wcielenie, narodzenie Jezusa mówi nam, że Bóg rzeczywiście szuka miejsca wśród nas. Zajazd jest pełen, ale mimo to wchodzi On do stajenki a tam są ludzie, którzy widzą Jego światło. Rozpoznają przez to, że świat Heroda jest ciemny i zamknięty, tymczasem oni idą za jaśniejącą gwiazdą, która prowadzi ich z wysokości nocnego nieba. A cóż tak świeci?

W tym miejscu możecie sobie przypomnieć modlitwę, wypowiadaną w czasie najświętszej nocy paschalnej: „Ojcze, który przez Twego Syna, światłość świata, oznajmiłeś nam swoją chwałę, zapal w nas żywy płomień Twojej nadziei!” (por. Błogosławieństwo ognia). I tak w uroczystej procesji z naszymi zapalonymi świecami przekazujemy sobie nawzajem światło Chrystusa. Jest to światło, które „pokonuje zło, zmywa winy, przywraca niewinność grzesznikom, radość zasmuconym, rozprasza nienawiść, przynosi nam pokój i poniża pychę świata” (Exsultet). Oto jest działanie światła Chrystusa. Oto jest droga świętych. Oto jest wspaniała wizja nadziei – światło Chrystusa zaprasza nas do bycia gwiazdami-przewodnikami dla innych, wędrując drogą Chrystusa, która jest drogą przebaczenia, pojednania, pokory, radości i pokoju.

Czasami jednak stajemy wobec pokusy zamknięcia się w sobie samych, zwątpienia w moc blasku Chrystusa, ograniczenia widnokręgu nadziei.

Odwagi! Zatrzymajcie wzrok na naszych świętych! Różnorodność ich doświadczania obecności Boga podpowiada nam odkrycie na nowo szerokości i głębi chrześcijaństwa. Pozwólcie, aby wasza wyobraźnia poszybowała swobodnie po nieograniczonej przestrzeni widnokręgów bycia uczniami Chrystusa. Czasami uchodzimy za osoby, które mówią tylko o zakazach. Nie może nic dalszego od prawdy! Prawdziwe uczniostwo chrześcijańskie odznacza się uczuciem zdumienia. Stajemy przed tymBogiem, którego znamy i kochamy jak przyjaciela, przed rozległością Jego stworzenia i pięknem naszej wiary chrześcijańskiej.

Drodzy przyjaciele,

przykład świętych zaprasza nas zatem do rozważenia czterech zasadniczych aspektów skarbu naszej wiary: modlitwy osobistej i milczenia, modlitwy liturgicznej, miłosierdzia w działaniu i powołań.

Najważniejszą sprawą jest to, abyście rozwijali osobisty związek z Bogiem. Związek ten wyraża się w modlitwie. Bóg ze względu na swą naturę, mówi, słucha i odpowiada. Święty Paweł istotnie przypomina nam, że możemy i powinniśmy „modlić się nieustannie” (por. 1 Tes 5,17).

Dalecy od pochylania się nad sobą samym lub od uchylania się przed wzlotami i upadkami życia, przez modlitwę zwracamy się do Boga a za Jego pośrednictwem ku sobie nawzajem, łącznie z osobami zmarginalizowanymi i tymi, którzy kroczą drogami odmiennymi od Bożych (por. Spe salvi, 33). Święci uczą nas w sposób tak bardzo żywy, że modlitwa staje się nadzieją w działaniu. Chrystus był ich stałym towarzyszem, z którym rozmawiali na każdym kroku swej drogi służby innym.

Innym aspektem modlitwy, o którym musimy pamiętać, jest kontemplacja w milczeniu. Na przykład św. Jan mówi nam, że aby przyjąć objawienie Boże, należy przede wszystkim wysłuchać, a następnie odpowiedzieć, głosząc to, co usłyszeliśmy i widzieliśmy (por. 1 J 1,2-3; konst. Dei Verbum, 1). Czy nie zagubiliśmy może czegoś ze sztuki słuchania? Czy pozostawiacie jakieś miejsce na wysłuchanie szeptu Boga, który wzywa nas do zdążania ku dobroci? Przyjaciele, nie lękajcie się ciszy i milczenia, słuchajcie Boga, uwielbiajcie Go w Eucharystii! Niech Jego Słowo kształtuje waszą drogę, jak i rozwój świętości.

W liturgii spotykamy cały Kościół na modlitwie. Samo słowo „liturgia” oznacza udział ludu Bożego w „dziele Chrystusa Kapłana i Jego Ciała, którym jest Kościół” (Sacrosanctum Concilium, 7).

Na czym polega to dzieło? Przede wszystkim chodzi o Mękę Chrystusa, o Jego śmierć i zmartwychwstanie oraz o Jego wniebowstąpienie – to, co nazywamy „tajemnicą paschalna” [lub: Misterium Paschalne]. Chodzi także o samo sprawowanie liturgii. Te dwa znaczenia są bowiem nierozerwalnie ze sobą związane, gdyż owo „dzieło Jezusa” jest prawdziwą treścią liturgii.

Przez liturgię „dzieło Jezusa” nieustannie styka się z historią: z naszym życiem, aby je ukształtować. Dotykamy tu innej idei wielkości naszej wiary chrześcijańskiej. Za każdym razem, gdy gromadzicie się na Mszy św., gdy przystępujecie do spowiedzi, za każdym razem, gdy korzystacie z jednego z sakramentów, działa Jezus. Przez Ducha Świętego przyciąga was do siebie w ramach swej miłości ofiarnej do Ojca, która staje się miłością do wszystkich. Widzimy zatem, że liturgia Kościoła jest posługą nadziei dla człowieczeństwa. Wasz pełen wiary udział jest czynną nadzieją, która pomaga otwierać świat – zarówno świętych, jak i grzeszników – na Boga; jest to prawdziwa nadzieja ludzka, którą ofiarowujemy każdemu (por. Spe salvi, 34).

Wasza modlitwa osobista, wasze chwile milczącej kontemplacji i wasz udział w liturgii Kościoła zbliżają was coraz bardziej do Boga i przygotowują do służenia innym. Święci, którzy towarzyszą nam dzisiejszego wieczoru, pokazują nam, że życie wiarą i nadzieją jest również życiem miłością.

Rozważając Jezusa na krzyżu, widzimy miłość w jej najbardziej radykalnej postaci. Możemy zacząć od wyobrażenia sobie drogi miłości, którą musimy kroczyć (por. Deus caritas est, 12). Bardzo liczne są możliwości wejścia na tę drogę. Rozglądajcie się wokoło siebie oczami Chrystusa, słuchajcie Jego uszami, czujcie i myślcie Jego sercem i Jego rozumem. Czy jesteście gotowi oddać wszystko za prawdę i sprawiedliwość tak, jak to On uczynił?

Wiele przykładów cierpień, na które nasi święci odpowiedzieli współczuciem, mają swoje korzenie tutaj, w tym mieście i jego okolicach. A pojawiły się nowe niesprawiedliwości: niektóre z nich są złożone i wywodzą się z wykorzystywania serca i manipulowania umysłem; również nasze wspólne środowisko życiowe, sama ziemia, jęczy pod ciężarem konsumpcyjnej zachłanności i nieodpowiedzialnego wyzysku. Musimy wsłuchiwać się w głąb. Musimy odpowiedzieć nową działalnością społeczną, która rodzi się z nie znającej granic miłości uniwersalnej. W ten sposób mamy pewność, że nasze dzieła miłosierdzia i sprawiedliwości staną się nadzieją w działaniu dla innych.

Drodzy młodzi,

na koniec chciałbym powiedzieć jeszcze kilka słów na temat powołań. Przede wszystkim myślę o waszych rodzicach, dziadkach i rodzicach chrzestnych. To oni byli waszymi pierwszymi wychowawcami w wierze. Podając was do chrztu, umożliwili wam otrzymanie największego daru waszego życia. W tamtym dniu weszliście w świętość samego Boga, staliście się przybranymi córkami i synami Ojca. Zostaliście włączeni w Chrystusa. Staliście się mieszkaniem Jego Ducha. Módlmy się za mamy i tatusiów na całym świecie, zwłaszcza za tych, którzy być może walczą na różne sposoby – społecznie, materialnie, duchowo. Szanujmy powołanie do małżeństwa i godność życia rodzinnego. Chciejmy zawsze uznawać, że to rodziny są miejscem, gdzie rodzą się powołania.

Zebrani tu, w seminarium św. Józefa, pozdrawiam seminarzystów tu obecnych i naprawdę zachęcam wszystkich seminarzystów wszędzie, w całej Ameryce. Cieszę się, wiedząc, że wzrasta wasza liczba! Lud Boży czeka na was, że będziecie świętymi kapłanami, na codziennej drodze nawrócenia, budząc w innych pragnienie głębszego wchodzenia w życie kościelne ludzi wierzących wzywam was do pogłębiania waszej przyjaźni z Jezusem, Dobrym Pasterzem. Rozmawiajcie z Nim sercem do serca. Odrzucajcie wszelkie pokusy ostentacji, karierowiczostwa i próżności.

Dążcie do stylu życia odznaczającego się naprawdę miłością, czystością i pokorą, w naśladowaniu Chrystusa, wiecznego Najwyższego Kapłana, którego macie się stawać żywym obrazem (por. Pastores dabo vobis, 33). Drodzy seminarzyści, modlę się za was codziennie. Pamiętajcie, że tym, co liczy się przed Panem, jest mieszkanie w Jego sercu i promieniowanie Jego miłością na innych.

Siostry, bracia i kapłani ze zgromadzeń zakonnych wnoszą wielki wkład w misję Kościoła. Ich prorocze świadectwo odznacza się głębokim przekonaniem o prymacie, jakim Ewangelia kształtuje życie chrześcijańskie i przemienia społeczeństwo. Dziś chciałbym zwrócić waszą uwagę na korzystną odnowę duchową, jaką przechodzą zgromadzenia zakonne w związku ze swym charyzmatem.

Słowo „charyzmat” oznacza dar dany w sposób wolny i bezinteresowny. Charyzmatów udziela Duch Święty, który był natchnieniem dla założycieli i założycielek i który formuje zgromadzenie odpowiednim dziedzictwem duchowym. Cudowna seria charyzmatów właściwych każdemu instytutowi zakonnemu jest niezwykłym skarbem duchowym, gdyż dzieje Kościoła być może najpiękniej ilustruje historia jego szkół duchowych, z których większość wywodzi się ze świętych żywotów założycieli i założycielek. Jestem pewien, że odkrywając charyzmaty, które tworzą taką rozległość wiedzy duchowej, niektórzy z was, młodzi, zostaną pociągnięci do życia w służbie apostolskiej lub kontemplacyjnej.

Nie bądźcie zbyt nieśmiali, aby rozmawiać z braćmi, siostrami i księżmi zakonnymi o charyzmacie i duchowości ich zgromadzenia. Nie ma żadnej wspólnoty doskonałej, ale istnieje wierność charyzmatowi założycielskiemu, nie jakimś poszczególnym osobom, jak tego Pan oczekuje od was. Odwagi! Wy również możecie uczynić ze swego życia dar z samych siebie w imię miłości Pana Jezusa a w Nim miłości każdego członka rodziny ludzkiej (por. Vita consecrata, 3).

Przyjaciele,

jeszcze raz pytam was, co powiedzieć o chwili bieżącej? Czego szukacie? Co Bóg wam szepcze? Nadzieją, która nigdy nie zawodzi, jest Jezus Chrystus. Święci pokazują nam bezinteresowną miłość swej drogi. Ponieważ jesteście uczniami Chrystusa, wasze niezwykłe drogi będą się rozwijać w tej wspólnocie nadziei, którą jest Kościół.

To wewnątrz Kościoła także wy znajdziecie odwagę i wsparcie, aby kroczyć drogą Pana. Karmieni modlitwą osobistą, przygotowani w milczeniu, ukształtowani przez liturgię Kościoła, odkryjecie szczególne powołanie, jakie Pan zachowuje dla was. Przyjmijcie je z radością. Jesteście uczniami Chrystusa dnia dzisiejszego. Promieniujcie Jego światłem na to wielkie miasto i poza nie.

Ukazujcie światu powód nadziei, która jest w was. Rozmawiajcie z innymi o prawdzie, która was wyzwala. Z tymi uczuciami wielkiej nadziei pokładanej w was.

Pozdrawiam was słowem „do zobaczenia” w oczekiwaniu na ponowne spotkanie z wami w Sydney, w lipcu, na Światowym Dniu Młodzieży! I jako rękojmię mojego uczucia do was i do waszych rodzin udzielam wam z radością błogosławieństwa apostolskiego.

[Słowa papieża po hiszpańsku:]

Drodzy seminarzyści, drodzy młodzi,

wielką radość sprawia mi możność spotkania się z wami wszystkimi w tym dniu moich urodzin. Dziękuję za przyjęcie i za miłość, jaką mi okazaliście.

Zachęcam was do otwarcia przed Panem swego serca, aby On wypełnił je całkowicie i abyście ogniem Jego miłości zanieśli Jego Ewangelię do wszystkich dzielnic Nowego Jorku.

Światło wiary będzie was pobudzało do odpowiadania dobrem i świętością życia na zło, jak czynili to wielcy świadkowie Ewangelii w ciągu wieków. Jesteście wezwani do dalszego przedłużania tego łańcucha przyjaciół Jezusa, którzy znajdowali w Jego miłości wielki skarb swego życia. Pielęgnujcie tę przyjaźń przez modlitwę, zarówno osobistą, jak i liturgiczną oraz za pośrednictwem dzieł miłosierdzia i zaangażowania w pomoc najbardziej potrzebującym. Jeśli tego nie zrobiliście, zapytajcie poważnie, czy Pan prosi was, abyście szli za Nim w sposób radykalny, pełniąc posługę kapłańską czy też w życiu konsekrowanym. Nie wystarczy sporadyczny związek z Chrystusem. Taka przyjaźń nie jest prawdziwa. Chrystus pragnie was jako swych bliskich przyjaciół, wiernych i trwałych.

Ponawiając zaproszenie do udziału w Światowym Dniu Młodzieży w Sydney, zapewniam was o swej pamięci w modlitwie, w której proszę Boga, aby uczynił z was prawdziwych uczniów Chrystusa Zmartwychwstałego.
Dziękuję bardzo.