Benedykt XVI do biskupów amerykańskich: bądźcie duchowymi przewodnikami wiernych

kg (KAI)/Waszyngton

publikacja 18.04.2008 23:53

Benedykt XVI, 16 kwietnia 2008 r.

Czcigodni Bracia w biskupstwie!

Z wielką radością pozdrawiam Was na początku mojej wizyty i dziękuję kardynałowi George’owi za uprzejme słowa, którymi w Waszym imieniu mnie powitał. Pragnę podziękować każdemu z Was, szczególnie zaś osobom z Konferencji Episkopatu odpowiedzialnym za wielką pracę, którą wykonały, przygotowując moją podróż. Słowa wdzięczności i uznania kieruję ponadto do pracowników i wolontariuszy tego narodowego Sanktuarium, którzy się tutaj zgromadzili.

Katolicy Ameryki znani są ze swego przywiązania do Stolicy Piotrowej. Moja wizyta duszpasterska tu, w bazylice poświęconej Niepokalanemu Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, a będącej sanktuarium o szczególnym znaczeniu dla katolików amerykańskich – i to właśnie w samym sercu Waszej Stolicy – jest okazją do umocnienia więzów łączących naszą wspólnotę. Zgromadzeni na Nieszporach, na modlitwie wraz z Maryją, Matką Jezusa, z miłością zawierzamy Ojcu niebieskiemu Lud Boży we wszystkich zakątkach Stanów Zjednoczonych.

Dla wspólnot katolickich z Bostonu, Nowego Jorku, Filadelfii i Louisville jest to rok szczególnych uroczystości, rok dwusetnej rocznicy ustanowienia tych diecezji. Łączę się z wami w dziękczynieniu za liczne łaski, które otrzymały one w ciągu minionych wieków.

Fakt, że w roku bieżącym przypada również dwusetna rocznica podniesienia stolicy założycielskiej w Baltimore do rangi archidiecezji, stwarza mi okazję do przypomnienia - z podziwem i wdzięcznością – życia i posługi Johna Carrolla, pierwszego biskupa Baltimore i godnego pasterza wspólnoty katolickiej w kraju, który dopiero co uzyskał niepodległość. Jego niezmordowane wysiłki na rzecz szerzenia Ewangelii na powierzonym mu jakże rozległym obszarze, położyły podstawy życia kościelnego w waszym kraju i sprawiły, że Kościół w Ameryce mógł się stopniowo rozwijać. Dziś wspólnota katolicka, której służycie, jest jedną z największych na świecie, a przy tym jedną z najbardziej znaczących.

Jakże ważne jest zatem doprowadzenie do tego, aby wasza wiara jaśniała przed współobywatelami i światem, „aby [ludzie] widzieli dobre wasze uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,16).

Wiele osób, wobec których John Carroll i jego współbracia pełnili posługę przed ponad dwoma wiekami, przybyło z odległych ziem, co znalazło odbicie w bogactwie form życia kościelnego dzisiejszej Ameryki.

Drodzy Bracia Biskupi,

pragnę zachęcić was i wasze wspólnoty, byście nie przestali przyjmować imigrantów, którzy dziś włączają się w wasze szeregi; do dzielenia ich radości i nadziei, do wspierania w cierpieniach i doświadczeniach oraz do pomagania im w rozkwicie w ich nowym domu. A to właśnie czynili wasi przodkowie. Otwierali drzwi zmęczonym, ubogim, „masom, które tłoczyły się w poszukiwaniu możliwości oddychania wolnością” (por. sonet wyryty na Statui Wolności). Byłi to ludzie, którzy ukształtowali Amerykę.

Wśród tych, którzy przybyli tu rozpocząć nowe życie, wielu dobrze wykorzystało możliwości rozwoju, jakie tu znajdowali, i osiągnęli dobrobyt.

Rzeczywiście, obywatele tego kraju znani są ze swej wielkiej i twórczej aktywności. Są także znani ze swej wielkoduszności. Po ataku na Wieże Bliźniacze we wrześniu 2001 i po zniszczeniach spowodowanych przez huragan Katrina w 2005 Amerykanie bardzo szybko pospieszyli z pomocą swym braciom i siostrom w potrzebie.

W wymiarze międzynarodowym wkład wniesiony przez naród amerykański na rzecz pomocy i ratowania ofiar tsunami w grudniu 2004 był kolejnym przejawem takiego współczucia. Pozwólcie mi wyrazić szczególne uznanie za niezliczone formy pomocy humanitarnej, ofiarowanej przez katolików amerykańskich za pośrednictwem oddziałów Caritas i innych instytucji. Wielkoduszność katolików przyniosła owoce w postaci służby ubogim i potrzebującym, jak również w ich zaangażowaniu w budowę licznych parafii katolickich, szpitali, szkół i uniwersytetów. Wszystko to zasługuje na wyrazy wdzięczności.

Ameryka jest ziemią wielkiej wiary. Wasz naród jest dobrze znany z zaangażowania religijnego. I jest dumny z przynależności do modlącej się wspólnoty. Pokłada ufność w Bogu i nie waha się wprowadzać do debat publicznych argumentów etycznych, osadzonych w wierze biblijnej.

Szacunek dla wolności religijnej jest głęboko zakorzeniony w świadomości amerykańskiej, co sprawiło, że wasz kraj przyciągał imigrantów w poszukiwaniu domu, w którym mogliby swobodnie oddawać cześć Bogu według własnych przekonań religijnych.

W tym kontekście z przyjemnością dowiedziałem się o obecności wśród was biskupów ze wszystkich czcigodnych Kościołów Wschodnich, pozostających we wspólnocie z Następcą Piotra: pozdrawiam ich ze szczególną radością.

Drodzy Bracia,

chcę zapewnić wasze wspólnoty o swym głębokim uczuciu i nieustannej modlitwie zarówno za nie, jak i za siostry i braci, którzy pozostali na ziemi swego pochodzenia. Wasza obecność jest pamiątką cierpień i odważnego świadectwa o Chrystusie, składanych przez członków waszych wspólnot w ojczystych krajach. Wasza obecność jest także wielkim ubogaceniem życia kościelnego w Ameryce różnymi formami tradycji liturgicznych i duchowych.

To właśnie na tym płodnym podłożu, zasilanym przez tak liczne i różne źródła, wy, czcigodni Bracia w biskupstwie, jesteście powołani, aby siać ziarna Ewangelii.

Skłania mnie to do postawienia pytania, jak w XXI wieku biskup powinien spełnić wezwanie do „czynienia wszystkiego nowym w Chrystusie, naszej nadziei”? Jak może prowadzić swój lud „na spotkanie z Bogiem żyjącym”, źródłem tej nadziei, która przemienia życie, o czym mówi Ewangelia? (por. „Spe salvi” 4). Być może potrzebuje on przede wszystkim pokonania pewnych przeszkód. Chociaż wie, że kraj ten naznaczony jest pierwotnym duchem religijnym, to jednak laicyzacja sprawia, że wiara ma coraz mniejszy wpływ zachowania ludzi.


Bo czy jest zgodne z wiarą wyznawaną w niedzielę w kościele to, że później, w ciągu tygodnia, propaguje się praktyki lekarskie sprzeczne z naszą wiarą? I czy godzi się praktykującym katolikom ignorować lub wykorzystywać biednych i zmarginalizowanych? Popierać praktyki seksualne przeciwne katolickiej nauce moralnej lub sprzeciwiać się prawu do życia każdej istoty ludzkiej od poczęcia aż do naturalnej śmierci?

Należy przeciwstawić się wszelkim tendencjom do uważania religii za sprawę prywatną. Tylko wtedy, gdy wiara przenika każdy aspekt życia, chrześcijanie stają się prawdziwie otwarci na przemieniającą siłę Ewangelii.

Dla społeczeństwa bogatego, kolejną przeszkodą na drodze do spotkania z żywym Bogiem jest subtelny materializm, który – niestety – może bardzo łatwo skupić uwagę na otrzymaniu „stokroć więcej, teraz, w tym czasie”, jak obiecał Bóg, zamiast na słowach o „życiu wiecznym w czasie przyszłym” (Mk 10,30).

Ludzie potrzebują dzisiaj świadomości bycia wezwanymi do ostatecznego celu istnienia. Potrzebują uznania, że tkwi w nich głębokie pragnienie Boga. Chcą czerpać ze studni Jego nieskończonej miłości.

Łatwo ulega się urokowi niemal nieograniczonych możliwości, jakie stwarzają nam nauka i technika. Łatwo jest popełnić błąd myślenia o możliwości zaspokojenia najgłębszych potrzeb za pomocą naszych własnych wysiłków. Ale jest to złudne, bo bez Boga, który daje nam to, czego sami nie możemy osiągnąć (por. „Spe salvi” 31), nasze życie jest ostatecznie puste.

Ludzie powinni utrzymywać stałą więź z Tym, który przyszedł, abyśmy mieli życie w obfitości (por. J 10,10). Celem wszelkich naszych działań duszpasterskich i katechetycznych, naszego przepowiadania i posługi sakramentalnej winno być pomaganie ludziom w ożywianiu tej więzi z „Chrystusem Jezusem, naszą nadzieją” (1 Tm 1,1).

W społeczeństwie, które nadaje wielką wartość wolności osobistej i autonomii, łatwo jest stracić z pola widzenia zależność od innych, a także poczucie odpowiedzialności, jakie wobec nich mamy. Owa akceptacja indywidualizmu wpłynęła nawet na Kościół (por. „Spe salvi” 13-15), zapoczątkowując taką formę pobożności, która niekiedy podkreśla nasz prywatny kontakt z Bogiem ze szkodą dla powołania do uczestnictwa w odkupionej społeczności.

Bo przecież Bóg od początku widział, że „nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam” (Rdz 2,18). Zostaliśmy stworzeni jako istoty społeczne, które znajdują spełnienie tylko w miłości do Boga i do bliźniego. Jeśli chcemy naprawdę spoglądać stale na Niego – źródło naszej radości – musimy czynić to jako członkowie Ludu Bożego (por. „Spe salvi” 14). Gdyby dziś wydawało się, że jest to niezgodne z duchem czasu, należałoby od nowa ewangelizować kulturę.

Tu, w Ameryce, wielkim błogosławieństwem jest laikat katolicki, wywodzący się z jakże wielu różnych kultur, który wnosi własne dary w służbę Kościołowi i całemu społeczeństwu. To do was należy zachęcanie, prowadzenie i ukierunkowywanie.

W czasach przesyconych informacjami nie da się przecenić doniosłości oferowania mocnej formacji w wierze. Katolicy amerykańscy zachowali tradycyjnie wielki szacunek dla oświaty religijnej zarówno w szkołach, jak i w różnych programach formacji dorosłych: wypada to utrzymać i rozszerzyć. Wielu mężczyzn i kobiet, poświęcających się wielkodusznie dziełom charytatywnym, winno być wspieranych w odnowie ich zaangażowania za pośrednictwem „formacji serca”: „spotkania z Bogiem w Chrystusie, które by budziło w nich miłość i otwierało ich serca na drugiego” („Deus caritas est” 31).

W czasach, w których postęp w naukach medycznych niesie ze sobą nowe nadzieje, mogą się pojawiać wyzwania etyczne, wcześniej nieprzewidywalne. Jest zatem ważne – jak nigdy dotychczas – zapewnienie solidnej formacji etycznej Kościoła tym katolikom, którzy pracują w służbie zdrowia. We wszystkich tych dziedzinach apostolatu konieczne jest mądre kierownictwo, aby mogło przynieść obfite owoce. Jeśli chce się rzeczywiście wspierać całościowe dobro osoby, trzeba samemu odnawiać się w Chrystusie – naszej Nadziei.

Jako głosiciele Ewangelii i przewodnicy wspólnoty katolickiej jesteście powołani również do udziału w wymianie idei na płaszczyźnie publicznej, aby pomagać kształtować odpowiednie postawy kulturowe. Z tego punktu widzenia oraz biorąc pod uwagę to, jak wysoko ceniona jest wolność słowa i zachęta się do twardej i uczciwej debaty, wasz, cieszący się szacunkiem głos może wiele wnieść do dyskusji nad społecznymi i moralnymi problemami naszych czasów. Żeby więc Ewangelia była wyraźnie słyszana, kształtujcie ludzi nie tylko w waszych wspólnotach, ale również poprzez środki przekazu pomagajcie szerzyć orędzie nadziei chrześcijańskiej na całym świecie.

To oczywiste, że wpływ Kościoła na debatę publiczną dokonuje się na wielu różnych płaszczyznach. W Stanach Zjednoczonych, jak wszędzie indziej, istnieje obecnie wiele przepisów, obowiązujących lub dyskutowanych, które budzą zatroskanie z punktu widzenia moralności. Społeczność katolicka pod waszym kierownictwem winna dawać jasne i wspólne świadectwo w tej dziedzinie.

Jeszcze ważniejsze jest jednak stopniowe otwieranie umysłów i serc szerszej wspólnoty na prawdę moralną: tu jest jeszcze wiele do zrobienia. W tym zakresie kluczowe znaczenie ma rola świeckich, działających jako „drożdże” w społeczeństwie.

Nie można jednak zakładać, że wszyscy obywatele-katolicy będą postępowali zgodnie z nauczaniem Kościoła na temat podstawowych zagadnień etycznych naszych czasów. Waszym obowiązkiem jest zadbanie, aby formacja moralna, proponowana na każdym szczeblu życia kościelnego, odzwierciedlała prawdziwe nauczanie Ewangelii życia.

W tym zakresie przedmiotem głębokiego zatroskania dla nas wszystkich jest sytuacja rodziny w społeczeństwie. W Orędziu na tegoroczny Światowy Dzień Pokoju mówiłem o zasadniczym wkładzie, jaki zdrowe życie rodzinne wnosi do pokoju w narodach i między narodami.

W domu rodzinnym poznajemy bowiem „niektóre podstawowe komponenty pokoju: sprawiedliwość i miłość pomiędzy braćmi i siostrami, władzę, jaką sprawują rodzice, pełne miłości posługiwanie najsłabszym członkom – małym, chorym albo starszym, wzajemną pomoc w życiowych potrzebach, gotowość do akceptacji drugiego człowieka i, gdy zachodzi taka potrzeba, do przebaczenia” (n.3).

Rodzina jest ponadto pierwszym miejscem ewangelizacji, przekazu wiary, pomagania młodym w docenianiu ważności praktyk religijnych i przestrzegania obowiązku niedzielnego.

Jakże nie odczuwać zaniepokojenia, widząc szybki upadek rodziny jako podstawowego elementu Kościoła i społeczeństwa? Wzrastają rozwody i niewierność, a młodzi mężczyźni i kobiety wybierają coraz późniejsze zawieranie związku małżeńskiego lub wręcz całkowicie go ignorują.

Niektórzy młodzi katolicy uważają, że sakramentalna więź małżeńska niewiele się różni od związku cywilnego lub postrzegają ją wręcz jako zwykły układ, aby żyć z inną osobą w sposób nieformalny i nieustabilizowany. W rezultacie w Stanach Zjednoczonych widzimy alarmujący spadek liczby małżeństw katolickich wraz ze wzrostem przypadków współżycia, w których wzajemne oddawanie się sobie małżonków na sposób Chrystusowy, przez pieczęć publicznej obietnicy przeżywania wymogów nierozerwalnego zobowiązania na całe życie, jest po prostu nieobecne.

W tych okolicznościach odmawia się dzieciom bezpiecznego środowiska, którego potrzebują, aby wzrastać jako istoty ludzkie, a nawet odmawia się społeczeństwu tych filarów, które są niezbędne, jeśli chce się utrzymać spójność i moralne centrum wspólnoty.

Jak nauczał mój poprzednik, papież Jan Paweł II, „pierwszą osobą odpowiedzialną za duszpasterstwo rodzin w diecezji jest biskup. (...) Musi poświęcić jej swe zainteresowanie, troskę i czas, zapewnić jej ludzi i środki; nade wszystko jednak winien okazywać osobiste poparcie rodzinom i tym wszystkim, którzy (...) pomagają mu w duszpasterstwie rodziny” („Familiaris consortio” 73).

Waszym zadaniem jest głoszenie z mocą argumentów wiary i rozumu, mówiących o instytucji małżeństwa, rozumianej jako zaangażowanie na rzecz trwałej więzi między mężczyzną a kobietą oraz otwartej na przekaz życia. Przesłanie takie winno być czytelne dla ludzi, gdyż zasadnicze znaczenie ma bezwarunkowe i wypowiedziane bez zastrzeżeń „tak” dla życia, „tak” dla miłości i „tak” dla dążeń serca naszego wspólnego człowieczeństwa, gdy podejmujemy wysiłki, aby wypełnić nasze głębokie pragnienie intymnej więzi z innymi i z Panem.

Wśród znaków przeciwnych Ewangelii życia, które występują w Ameryce, ale także wszędzie indziej, jest jeden, który wywołuje głębokie zawstydzenie: nadużycia seksualne wobec najmłodszych. Wielu z was mówiło mi o ogromnym bólu, jaki przeżywały wasze wspólnoty, gdy ludzie Kościoła zdradzili swe obowiązki i zadania kapłańskie tego rodzaju głęboko niemoralnym zachowaniem.

Gdy próbujecie usunąć tego rodzaju zło, gdziekolwiek je popełniono, bądźcie pewni modlitewnego wsparcie ze strony Ludu Bożego na całym świecie. Słusznie uznaliście za priorytet przejawy współczucia i wsparcia dla ofiar: na was jako pasterzach spoczywa pochodząca od Boga odpowiedzialność opatrywania ran, spowodowanych przez każdy przypadek pogwałcenia zaufania, działania na rzecz uzdrawiania, wspierania pojednania i stawania z pełnym miłości zatroskaniem przy tych, którzy zostali tak poważnie poranieni.

Odpowiedź na tego rodzaju sytuację nie jest łatwa i – jak to wskazał przewodniczący waszej Konferencji Biskupów – była „niekiedy udzielana w najgorszy sposób”. Teraz, gdy rozmiary i powaga problemu zostały jaśniej zrozumiane, mogliście podjąć stosowniejsze środki zaradcze i dyscyplinarne oraz wspierać bezpieczne środowisko, oferujące jak największą ochronę młodym.

Należy pamiętać, że ogromna większość kapłanów i osób zakonnych w Ameryce wykonuje wspaniałą pracę głoszenia wyzwalającego przesłania Ewangelii osobom powierzonym ich trosce duszpasterskiej, żywotnie ważne jest, aby podmioty najbardziej narażone były zawsze chronione przed tymi, którzy mogliby ich zranić. W tym zakresie wysiłki na rzecz łagodzenia i chronienia przynoszą wielkie owoce nie tylko tym, którzy znaleźli się bezpośrednio pod waszą opieką duszpasterską, ale także w całym społeczeństwie.

Jeśli chcemy, aby osiągnęły w pełni swój cel, trzeba jednak, abyście środki i strategie podejmowali w szerszym kontekście. Dzieci mają prawo wzrastać ze zdrowym rozumieniem seksualności i roli, jaką pełni ona w stosunkach międzyludzkich. W związku z tym należy im oszczędzić przejawów degradujących i wulgarnego manipulowania płciowością, która dzisiaj tak bardzo dominuje; mają one prawo do wychowania w prawdziwych wartościach moralnych, zakorzenionych w godności osoby ludzkiej. Prowadzi nas to do uznania centralnego miejsca rodziny i konieczności popularyzowania Ewangelii życia.

Co oznacza mówienie o ochronie życia dzieci, gdy pornografię i przemoc można oglądać w tak wielu domach za pośrednictwem środków przekazu, szeroko dziś dostępnych?

Musimy pilnie potwierdzać wartości, które podtrzymują społeczeństwo, tak aby dawać dzieciom i młodzieży mocną formację moralną. Wszyscy mają do odegrania rolę w tym zakresie, nie tylko rodzice, przewodnicy religijni, nauczyciele i katecheci, ale również środki informacji i przemysł rozrywkowy.

Tak, każdy członek społeczeństwa może przyczynić się do tej odnowy moralnej i wynieść z niej korzyści.

Zaprawdę, troska o młodych i o przyszłość naszej cywilizacji oznacza uznanie naszej odpowiedzialności za wspieranie i życie prawdziwymi wartościami moralnymi, które uzdalniają osobę ludzką do rozkwitu. Jest waszym zadaniem – pasterzy, dla których wzorem jest Chrystus, Dobry Pasterz – głoszenie w sposób dobitny i jasny tego orędzia i tym samym stawiania czoła grzechowi nadużyć seksualnych.

Ponadto, uznając ten problem i podejmując go, gdy wchodzi on w kontekst kościelny, możecie zaproponować ukierunkowanie innym, zważywszy że plaga ta występuje nie tylko w waszych diecezjach, ale w każdej warstwie społeczeństwa. Wymaga więc odpowiedzi zdecydowanej i zbiorczej.

Również kapłani potrzebują waszego przewodnictwa i waszej bliskości w tym trudnym okresie. Przeżyli oni wstyd z powodu tego, co się stało i wielu z nich widzi, że stracili wiele z zaufania, którym niegdyś się cieszyli. Niemało jest takich, którzy doświadczają bliskości z Chrystusem w Jego Męce, gdy podejmują wysiłek zmierzenia się ze skutkami obecnego kryzysu. Biskup jako ojciec, brat i przyjaciel swych kapłanów, może pomóc w wydobyciu owoców duchowych tej więzi z Chrystusem, uświadamiając im pocieszającą obecność Pana wśród ich cierpień i zachęcając do kroczenia z Nim drogą nadziei (por. „Spe salvi” 39). Jak zauważył ponad sześć lat temu papież Jan Paweł II, „winniśmy mieć ufność, że ten czas próby przyniesie oczyszczenie całej wspólnoty katolickiej”, którą poprowadzi „do świętszego kapłaństwa, do świętszego biskupstwa i do świętszego Kościoła” (Przesłanie do kardynałów Stanów Zjednoczonych, 23 kwietnia 2002, 4).

Jest wiele oznak, że z czasem tego rodzaju oczyszczenie rzeczywiście nastąpiło. Stała obecność Chrystusa pośród cierpień stopniowo przemienia nasze ciemności w światło: każda rzecz staje się prawdziwie nowa w Jezusie Chrystusie, naszej Nadziei.

W tej chwili żywotnie ważną częścią waszego zadania jest umacnianie relacji z kapłanami, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych. Należy okazywać im większą troskę, udzielać wsparcia i kierować nimi poprzez własny przykład. W ten sposób z pewnością pomożecie im spotkać żywego Boga i ukierunkujecie ich ku tej nadziei, która przemienia istnienia i o której mówi Ewangelia.

Jeśli będziecie naśladować Chrystusa, Dobrego Pasterza, który oddaje życie za swoje owce, będziecie natchnieniem dla swych braci kapłanów, aby oddawali się oni na nowo w służbę swej owczarni z tą wielkodusznością, którą charakteryzował się Chrystus.

Rzeczywiście, wyraźniejsze skupienie się na naśladowaniu Chrystusa w świętości życia jest tym, czego potrzeba, jeśli chcemy iść naprzód. Musimy odkryć na nowo radość przeżywania istnienia skupionego na Chrystusie, rozwijając cnoty i zanurzając się w modlitwie. Gdy wierni wiedzą, że ich pasterz jest człowiekiem, który się modli i oddaje własne życie, aby im służyć, odpowiadają tym ciepłem i miłością, które żywi i podtrzymuje całą wspólnotę.

Czas spędzony na modlitwie nigdy nie jest zmarnowany, niezależnie od tego, jak ważne byłyby obowiązki, które napierają na nas z zewsząd. Wielbienie Chrystusa naszego Pana w Najświętszym Sakramencie przedłuża i wzmaga tę więź z Nim, która tworzy się za pośrednictwem celebry eucharystycznej (por. „Sacramentum caritatis” 66).

Rozważanie tajemnic Różańca wyzwala całą ich zbawczą siłę umacniania, łączenia i uświęcania nas w Jezusie Chrystusie (por. „Rosarium Virginis Mariae” 11.15). Wierność Liturgii Godzin daje pewność, że cały nasz dzień będzie uświęcony, przypominając nam nieustannie o konieczności stałego skupiania się na wypełnianiu zadania Bożego, mimo wszystkich palących potrzeb lub roztargnienia, jakie mogą się pojawiać w obliczu obowiązków do wykonania. W ten sposób pobożność pomaga nam mówić i działać in persona Christi, nauczać, kierować i uświęcać wiernych w imię Jezusa, przynosić Jego pojednanie, Jego uzdrowienie i Jego miłość wszystkim Jego umiłowanym braciom i siostrom. Ta radykalna postawa, czyli naśladowanie Chrystusa Dobrego Pasterza, znajduje się w centrum naszego posługiwania duszpasterskiego. I jeśli my sami otworzymy się, przez modlitwę, na moc Ducha, On zwiększy nam dary, o które prosiliśmy, aby pełnić nasz wspaniały obowiązek, tak, abyśmy nigdy nie musieli się martwić „o to – jak ani co macie mówić” (Mt 10,19).

Kończąc to moje przemówienie skierowane do Was w ten wieczór, powierzam w sposób bardzo szczególny Kościół, który jest w waszym kraju, macierzyńskiej trosce i wstawiennictwu Maryi Niepokalanej, Patronki Stanów Zjednoczonych.

Niech Ona, która nosiła we własnym łonie Nadzieję wszystkich narodów, wstawia się za lud tego kraju, aby wszyscy stali się nowi w Jezusie Chrystusie, Jej Synu. Drodzy Bracia Biskupi, zapewniam każdego z Was, tu obecnego, o swej głębokiej przyjaźni i o swym udziale w waszych troskach duszpasterskich. Wam wszystkim, duchowieństwu, osobom zakonnym i świeckim udzielam Błogosławieństwa Apostolskiego, rękojmi radości i pokoju w Chrystusie Zmartwychwstałym.