Marienfeld, 21 sierpnia rano

Prosto z XX ŚDM - Od naszej specjalnej wysłanniczki Barbary Gruszki-Zych

publikacja 23.08.2005 14:28

Resztę nocy spędziliśmy na karimatch pod stołami namiotu prasowego.

Bongiorno, Good Morning, Guten Morgen, Bonjour – tak budziły się dziś Maryjne Pola zapełnione 700 tys. młodych o wpół do ósmej rano. Niektórzy spali jedną albo dwie godziny, bo na dworze zrobiło się bardzo zimno. Marienfeld rozciągają się na terenie osuszonych przed kilkudziesięciu laty bagien. Teraz pod tysiącami butów, mimo zabezpieczeń, woda jakby zaczęła wydobywać się spod ziemi. Dobrze, ze wczoraj nie spadl deszcz, który dosłownie wisiał nad Polami. Nad Marienfied ślizgała się też na kablu wędrująca kamera, wzbudzająca podziw i zainteresowanie zebranych.

W sektorach najbliżej ołtarza spali na łóżkach polowych niepełnosprawni. Dalej, kto mógł leżał na karimatach, na nieprzemakalnych, olbrzymich kawałkach niebieskiego materiału. Do ocieplania służyły też złote i srebrne folie. Niektórzy siedzieli w nich ozłoceni i osrebrzeni w środku nocy. Inni spali w czym się tylko dało - w śpiworach, kapturach na głowach, okryci gazetami, grzejąc się od świec, które jeszcze nie wypaliły się po wieczornym nabożeństwie. Zmęczeni całodziennym oczekiwaniem na Papieża i nabożeństwem położyli się nawet przy głównych drogach prowadzących do wyjść, jakby pod nogami przechodniów. Niektórzy wcale nie spali, ale żeby się rozgrzać chodzili, śpiewali, tańczyli, zaczepiali się, żeby porozmawiać.

Z Antonim Biju z Kuwejtu przyjechała do Kolonii 60 osobowa grupa członków ruchu charyzmatycznego „Jesus Youth Kuwait”. U nich brak wolności religijnej, mogą praktykować tylko w domu, władze nie pozwalają im opowiadać o swojej wierze. Tu przyjechali, żeby się spotkać i rozmawiać z członkami ich ruchu z innych stron świata. I żeby pomodlić się z Papieżem. Najmłodszym uczestnikiem ich pielgrzymki jest siedmiomiesięczny Jouchua. Jego rodzice i ich przyjaciele przyjechali do pracy w Kuwejcie z Indii. Chłopiec całą zimną noc spał owinięty w potrójne chustki i przytulony do mamy.

Nawaliła organizacja przejazdów dla dziennikarzy. Miedzy 1 a 2 w nocy czekaliśmy razem z księżmi biskupami na wyjazd do centrum prasowego, żeby „sprzedać” zebrane informacje i chwile przespać się przed dzisiejszą Mszą. Ale nikt nie chciał zabrać dość pokaźnej grupy oczekujących. Resztę nocy spędziliśmy na karimatch pod stołami namiotu prasowego. O szóstej zjedliśmy część prowiantu pielgrzyma w słynnych tu już tekturowych pudelkach. Teraz siedzę i piszę na pożyczonym laptopie obok ksiedza z Kanady i dziennikarza z Japonii. Tak jak wszyscy zebrani czekamy na słońce. I na Benedykta XVI.