Prorok jedzie do ojczyzny

Przemysław Kucharczak (tekst ukazał sie w Gościu Niedzielnym 33/2005)

publikacja 23.08.2005 14:17

Niemcy mają do Papieża pretensje nawet o AIDS w Afryce. Wielu ma też do niego żal o to, że nie jest Indianinem z Ameryki Południowej. Ale mimoto Niemcy czekają na Benedykta XVI.

To fascynujące! Z całego świata przyjadą tu tysiące młodych, których jednoczy religia! – mówi Johannes Heeg, długowłosy niemiecki maturzysta. Johannes poświęca część swoich wakacji, żeby przygotować XX Światowe Dni Młodzieży.

Johannes to gorący katolik. Ma 19 lat i mieszka w Bonn, tuż obok Kolonii, gdzie zaczną się Dni Młodzieży. W Bonn będą nocować tysiące młodych pielgrzymów. Johannes dba, żeby mieli co jeść i gdzie spać.

Razem z bratem i rówieśnikami znalazł w swojej dzielnicy aż 2 tysiące miejsc noclegowych. – Z tego osiemset jest w prywatnych domach! Namawialiśmy na to ludzi, wręczaliśmy im ulotki. Znajomi narysowali barometr, na którym malowaliśmy, ile miejsc już mamy, a ile jeszcze potrzebujemy – mówi. Widać zrobili wrażenie nawet na właścicielu pobliskiej restauracji w Bonn – Endenich. Zaoferował on młodzieży 80 miejsc plus śniadanie. I to pomimo tego że chłopcy nie widują go w parafialnym kościele.
Brat Johannesa, 17-letni Rudolf, dodaje wesoło: – Teraz czekamy na gości z Wietnamu, Meksyku, Chile, z Włoch, z Francji i ze wschodniej Europy!

Kochają Boga, Papieża mniej

Młodych takich jak Johannes i Rudof jest w archidiecezji kolońskiej 2900. Przygotowują się oni do Światowych Dni Młodzieży z niemiecką dokładnością: od lipca zeszłego roku. Ochotników, którzy później zgłosili się do pomocy w czasie Dni, jest jeszcze więcej, ponad 31 tysięcy.

Organizatorzy precyzyjnie zaplanowali, że miejsce noclegowe dla jednego pielgrzyma musi mieć przynajmniej 4 metry kwadratowe. Że ciepłe posiłki będzie wydawać 300 ruchomych restauracji. Że kucharzom trzeba dostarczyć wielkie patelnie o średnicy 1,10 metra. Że będzie potrzebnych 180 ton bagietek i 3 tony kawy. Że trzeba rozstawić 9 tysięcy przenośnych toalet na Marienfeld – polu Maryi, gdzie odbędą się najważniejsze spotkania – i 1700 kolejnych w mieście.

Johannes będzie się opiekował 120 młodymi ludźmi, którzy zanocują w pobliskiej szkole podstawowej. Rudolf jest szefem nocujących w domu parafialnym. – Jedzenie przyjedzie do nas ciężarówką i 12 wolontariuszy będzie je rozdawać – mówi Rudolf. – Rano będziemy każdemu wręczać kubek z gorącą wodą, torebkę z kawą i herbatą. Bułki będą się rozmrażać przez noc. Ale nie wiem, jak to wtedy będzie smakować... O, przepraszam na moment – przerywa, bo w pokoju rozdzwonił się telefon. – Halo, Anita! Aha, chcesz zrobić zaproszenie dla następnych ochotników? Dobra, za chwilę oddzwonię – mówi do słuchawki.

Najważniejszy gość Dni Młodzieży, Benedykt XVI, jest rodakiem Johannesa i Rudolfa. Czy chłopcy z tego powodu odczuwają jakieś szczególne emocje? – Hmm... – Johannes patrzy porozumiewawczo na Rudolfa. – No cóż, tu, w Niemczech, ludzie patrzą na Papieża bardziej krytycznie niż za granicą. Nasza mama się cieszyła, gdy Niemiec został papieżem. Ale ja... Byłem trochę rozczarowany, że nie ma papieża z jakiegoś kraju, gdzie chrześcijaństwo jest bardziej żywotne, z Ameryki Południowej albo z Afryki. To by było bardziej uczciwe. A jeśli już Niemiec, to mniej konserwatywny – wyjaśnia w końcu.

Żonę przekona chyba sam Papież

Podobne zdania bardzo często słychać w niemieckiej telewizji. Powtarza je też wielu tutejszych katolików. Mówią, że to z powodu konserwatyzmu Jana Pawła II i Benedykta XVI Afrykę zabija fala AIDS. Podobno winne jest nauczanie obu papieży, że katolik nie może używać prezerwatyw. – Ale jednocześnie Niemcy zapominają o podkreślaniu przez papieży, że chrześcijanin nie może mieć trzydziestu partnerów seksualnych... – mówi Joanna Procek, Polka studiująca w Bonn. – Już się przyzwyczaiłam, że w Niemczech tak uważają nawet katolicy z przekonania, którzy angażują się w życie parafii. Niemcy nie lubią, kiedy im ktoś stawia granice – dodaje.

– A ja myślę, że po prostu żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie – uważa Walter Janik, Niemiec rodem ze Szwabii, kierownik katolickiego Domu Seniora w Berlinie. – Benedykt XVI mówi wprost, co jest białe, co jest czarne. Mówi, że aborcja i antykoncepcja są złem. Niemcy nie lubią, jak im ktoś mówi takie rzeczy, lubią wygodnictwo. Ale mimo to myślę, że wizyta Benedykta przyniesie konkretny efekt. Zostawi w Niemczech jakieś ziarenko – dodaje.

Pan Walter ma 46 lat. Na szyi zawsze nosi krzyżyk, który przed laty polecił zrobić jubilerowi. Mówi, że ma go i jako ozdobę, i jako świadectwo jego wiary. Jest jednym z tych niemieckich katolików, których wybór kardynała Ratzingera na Stolicę Piotrową autentycznie ucieszył. Natychmiast kupił i przeczytał te książki Ratzingera, których jeszcze nie znał. – Ale moja żona, ewangeliczka, już się nie cieszyła. Ona życzyłaby sobie, żeby sprawa ekumenizmu poszła dalej. Miała wątpliwości: „Co taki stary, konserwatywny dziadek może zrobić?” – wspomina.

– I co, przekonał ją pan?

– Ja nie. To musiałby sam Papież zrobić! – uśmiecha się Walter.

Ateista: wiwat Benedykt!

„Gość” zapytał wielu Niemców, czy czują radość, że odwiedzi ich Papież rodak. Kobieta, która pracuje w jednym z berlińskich kościołów ewangelickich, jest bardzo sceptyczna. – Cieszyłabym się, gdyby papieżem był ktoś z Trzeciego Świata, kto by otwarł Kościół katolicki na świat. Nie słyszałam, żeby berlińska młodzież ekscytowała się przyjazdem Benedykta – mówi.

A czy cieszy się kataryniarz spod Bramy Brandenburskiej, żywy pomnik miasta Berlin? – Ja, natürlich! – woła kataryniarz Alfred Drinkmann. Alfred w ogóle nie jest chrześcijaninem, uważa się za ateistę. – Mam nadzieję, że Benedykt ludzi poruszy, że da im do myślenia. Bo słowa papieża dają do myślenia, niezależnie od tego, czy ktoś wierzy w Boga, czy nie. Bardzo bym się cieszył, gdyby Ojciec Święty przyjechał też do nas, do Berlina – mówi z przekonaniem.

Pan Alfred, pomimo swojego ateizmu, czuje wielki szacunek dla poprzedniego papieża. – Jan Paweł II to była wielka osobowość. Nowy Ojciec Święty też, choć już nie aż taka – tłumaczy, oparty o katarynkę. Wspomina chwilę, w której Jan Paweł II przeszedł przez Bramę Brandenburską. – To miało wielkie znaczenie dla berlińczyków. Te kroki Ojca Świętego były prawdziwym symbolem zjednoczenia Niemiec – mówi.

Wokół gęstnieje tłum turystów. Alfred poprawia melonik. – Ojciec Święty jest autorytetem moralnym. I to niezależnie od wyznawanej religii! On jest tym, który zawsze będzie brał stronę pokoju – mówi i zaczyna powoli obracać korbę katarynki. Powietrze wokół wypełnia stara, berlińska melodia.
Wielką miłośniczką Benedykta XVI jest też Ursula Birkenschenkel, 85-letnia rodowita mieszkanka Berlina. Ursula jest katoliczką, która przy śmierci Jana Pawła II płakała i modliła się równie gorąco jak Polacy. Nie podoba się jej, że część niemieckich chrześcijan chce reform, takich jak zniesienie celibatu. – Ewangeliccy pastorzy się żenią. I wiecie, ilu z nich się rozwodzi? Chciałby pan mieć to samo w Kościele katolickim?

Niemcy za Benedyktem

Choć większość Niemców narzeka na tak zwany konserwatyzm Stolicy Apostolskiej, to pojawiają się też w tym kraju żarliwi obrońcy papiestwa. Takie oblicze ma katolicki ruch „Młodzież 2000”. Działają w nim już tysiące młodych ludzi z całych Niemiec. Są aktywni, w każdy weekend spotykają się na szkoleniach.
– Zauważyłem taką tendencję, że jeśli być katolikiem, to właśnie konserwatywnie! – mówi Niemiec z Bonn, 36-letni Norbert Feinendegen. Norbert śpiewa basem w 50-osobowym chórze, który wystąpi podczas sobotniego czuwania na placu w czasie Światowych Dni Młodzieży. Uważa, że Kościół katolicki jest jedną z ostatnich instytucji w społeczeństwie Zachodu, która daje ludziom kręgosłup. – Jest sporo osób, którym nie wystarcza bycie przeciętnym katolikiem, który tylko wierzy, że Pan Bóg jest. Ci, którzy szukają w Kościele czegoś więcej, często odkrywają i wybierają właśnie kierunek konserwatywny. Myślę sobie, że ja sam chyba jestem katolikiem konserwatywnym. Na pewno jakieś zmiany w Kościele by się przydały. Ale cenię Benedykta XVI i wierzę mu – mówi.

Dlaczego mnóstwo Niemców nie widzi nic nadzwyczajnego w fakcie, że papieżem jest ich rodak? Według Norberta, jest tak między innymi dlatego, że mają kłopot ze swoją niemiecką tożsamością. – Traktujemy Benedykta XVI inaczej, niż Polacy traktowali polskiego papieża. To ma związek z dwiema wojnami, które wyszły z Niemiec, z tą wielką winą. Młodym trudno znaleźć dobry stosunek do tego. Choć to nie oni są winni tych okropności, wiedzą, że robili je ich dziadkowie. Dlatego nie jest łatwo powiedzieć: „Jestem dumny, że jestem Niemcem”, „Kocham mój kraj”. Jeśli tak powiesz publicznie, ktoś może cię źle zrozumieć, pomyśleć, że masz skłonności do nazizmu. W niemieckich mediach toczyła się nawet dyskusja, czy wolno być patriotą – zamyśla się mężczyzna.

Czy Benedykt zatańczy

Johannes z Bonn jest bez wątpienia zaangażowanym katolikiem. Dlatego nie umie doczekać się Światowych Dni Młodzieży. – Benedykt XVI jest bardzo sympatyczny i inteligentny, ale wątpię, żeby umiał dać młodzieży energię. To kwestia charakteru. Nie umiem sobie wyobrazić, żeby tak tańczył z młodzieżą, jak Jan Paweł II. Chociaż... Nie będę go oceniał, wolę poczekać.

Walter Janik z Berlina jednak sądzi, że Benedykt, podobnie jak Jan Paweł II, będzie umiał przekonać ludzi do wiary. – To dla niego ciężka praca, bo nie jest tak kontaktowy jak poprzedni Ojciec Święty. Jan Paweł II jednak zachwycał ludzi swoją wiarą. I myślę, że Benedykt też nas zachwyci swoją wiarą. To wystarczy, żeby po jego odjeździe w Niemcach zostało jakieś ziarenko – mówi.