Benedykt XVI: Męka Jezusa szczytem objawienia miłości Boga

KAI

publikacja 11.04.2009 23:04

Bolesna męka Pana Jezusa nie może nie wzbudzić współczucia w najbardziej nawet twardych sercach, albowiem stanowi szczyt objawienia miłości Boga do każdego z nas - powiedział Benedykt XVI na zakończenie nabożeństwa Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum.

Drodzy bracia i siostry!

Na zakończenie dramatycznej opowieści o Męce, ewangelista marek pisze: „Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: «Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym»” (Mk 15, 39). Nie może nie być dla nas zaskakujące to wyznanie tego rzymskiego żołnierza, który był świadkiem następujących po sobie kolejnych faz ukrzyżowania. Kiedy ciemności nocy zaczynały ogarniać ten jedyny Piątek w historii, kiedy wypełniła się już ofiara Krzyża, a obecni spieszyli się, by świętować żydowską Paschę, kilka słów, dochodzących z ust anonimowego dowódcy rzymskiego oddziału, zabrzmiało w ciszy w obliczu tej bardzo wyjątkowej śmierci. Oficer rzymskiego oddziału, który był świadkiem egzekucji jednego z wielu skazanych na śmierć, potrafił rozpoznać w owym Ukrzyżowanym Syna Bożego, który oddał ducha w najbardziej upokarzającym opuszczeniu. Jego haniebny koniec miał oznaczać ostateczny triumf nienawiści i śmierci nad miłością i nad życiem. Ale tak się nie stało! Na Golgocie wnosił się Krzyż, z którego zwisał umarły człowiek, ale Człowiekiem tym był „Syn Boży”, jak wyznał setnik - „widząc, że w ten sposób oddał ducha”, wyjaśnia ewangelista.

Wyznanie wiary tego żołnierza przypomina się nam za każdym razem, gdy słuchamy opisu Męki według św. Marka. Dziś wieczór my także, podobnie jak on, zatrzymujemy się, by przyjrzeć się martwemu obliczu Ukrzyżowanego na zakończenie tej tradycyjnej Via Crucis, która, dzięki łączom radiowo-telewizyjnym, połączyła wielu ludzi ze wszystkich stron świata. Przeżyliśmy na nowo tragiczną historię Człowieka jedynego w dziejach wszystkich czasów, który odmienił świat nie zabijając innych, lecz dając się zabić przez powieszenie na krzyżu. Człowiek ten, pozornie jeden z nas, który przebacza w chwili śmierci swym oprawcom, jest „Synem Bożym”, który – jak przypomina nam apostoł Paweł – nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, ale ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi... uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,6-8).

Bolesna męka Pana Jezusa nie może nie wzbudzić współczucia w najbardziej nawet twardych sercach, albowiem stanowi szczyt objawienia miłości Boga do każdego z nas. Św. Jan zauważa: „Tak bowiem umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, lecz miał życie wieczne” (J 3,16). To z miłości Chrystus umiera na krzyżu! W ciągu tysiącleci zastępy mężczyzn i kobiet dały się oczarować tą tajemnicą i poszły za Nim, czyniąc ze swej strony, jak On i dzięki Jego pomocy, ze swego życia dar dla braci. To świeci i męczennicy, z których wielu pozostaje nam nieznanych. Również w naszych czasach ile osób w ciszy swej codziennej egzystencji przyłącza swoje cierpienia do cierpień Ukrzyżowanego i staje się apostołami prawdziwej duchowej i społecznej odnowy! Czym byłby człowiek bez Chrystusa? Zauważa św. Augustyn: „Byłbyś skazany na niemiłosierną wieczność, gdyby Bóg nie okazał ci wiecznego miłosierdzia. Nie byłbyś przywrócony życiu, gdyby On nie poddał się dobrowolnie prawu śmierci. Bez Jego pomocy byłbyś zgubiony, zginąłbyś, gdyby nie przyszedł” (Kazanie 185). Dlaczego więc nie przyjąć Go w naszym życiu?

Zatrzymajmy się dzisiejszego wieczoru, by kontemplować Jego zniekształconą twarz: to oblicze Człowieka boleści, który wziął na siebie wszystkie nasze śmiertelne udręki. Jego twarz odbija się w twarzy każdej osoby upokorzonej i obrażonej, chorej i cierpiącej, samotnej, porzuconej i wzgardzonej. Przelewając swą krew, wykupił nas On z niewoli śmierci, złamał samotność naszych łez, wszedł w każde nasze cierpienie i w każde nasze strapienie.

Bracia i siostry! Kiedy na Golgocie wznosi się Krzyż, wzrok naszej wiary biegnie ku jutrzence nowego Dnia i zakosztowujemy już radości i blasku Paschy. „Jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem – pisze św. Paweł – wierzymy, że z Nim również żyć będziemy” (Rz 6, 8). Z tą pewnością kontynuujemy nasz marsz. Jutro, w Wielką Sobotę, czuwać będziemy modląc się razem z Maryją, Panną Bolesną, przygotowując się tym samym do świętowania, w uroczysta Wigilię paschalną, cudu zmartwychwstania Pańskiego.

Już teraz życzę wszystkim: wesołych świąt w świetle zmartwychwstałego Pana!

tłum. ml (KAI Rzym) / Rzym