Warunki Pekinu, granice Watykanu

Rzeczpospolita/a.

publikacja 02.06.2008 23:59

Za pontyfikatu Benedykta XVI kontakty watykańsko-chińskie znacznie się ożywiły. Trwają tajne negocjacje, choć być może to bardziej efekt chińskiej gry przedolimpijskich pozorów niż watykańskiej polityki ustępstw - napisała Rzeczpospolita.

O optymizm w sprawie rychłej normalizacji stosunków trudno, zwłaszcza że Watykan rok temu nakreślił granice kompromisu zawężając sobie pole manewru, a Pekin żąda dalszych koncesji. Stolica Apostolska zdaje sobie doskonale sprawę, że cel jest bardzo odległy, jeśli w ogóle możliwy do osiągnięcia. Ale wie równocześnie, że uwikłanie Pekinu w dialog krępuje chińskim władzom ręce i nie pozwala na żadne gwałtowne ruchy wobec działającego w quasi-podziemiu Kościoła. Na razie ta nowa polityka Watykanu przynosi pewne sukcesy, choć jej skuteczność będzie można rozeznać po tym, co władze chińskie zrobią po olimpiadzie.

Dziś władze chińskie stawiają dwa główne warunki, od których uzależniają nawiązanie oficjalnych stosunków z Watykanem. Po pierwsze żądają przeniesienia nuncjatury apostolskiej z Tajwanu do Pekinu i zerwania stosunków Watykanu z Tajwanem. Po drugie chcą zaakceptowania, że zwierzchnikiem chińskiego Kościoła są władze państwowe. W 2005 r. ówczesny watykański sekretarz stanu kardynał Angelo Sodano powiedział odnośnie do pierwszego warunku, że „Watykan zrobiłby to nawet jutro”, gdyby Pekin zgodził się na niezależność Kościoła w Chinach.

Jednocześnie władze chińskie stosowały wobec Watykanu wiele szykan. Nie wypuszczały z kraju biskupów zapraszanych na watykańskie synody, ostro reagowały na spotkania Jana Pawła II, a potem Benedykta XVI z Dalajlamą. Do niespodziewanej histerii i fali prześladowań doszło, gdy polski papież w 2000 r. kanonizował 120 męczenników, którzy oddali życie za wiarę w Chinach. I to pomimo że ostatni z nich został zamęczony w 1930 roku, a więc żaden nie był ofiarą chińskich komunistów.

Niecały rok temu Benedykt XVI w liście do chińskich katolików nakreślił granicę kompromisu, na jaki Watykan gotów jest pójść z władzami chińskimi. W liczącym 20 punktów dokumencie papież cierpliwie zapewnia, że Kościół nie ma ambicji politycznych i jest lojalny wobec władz państwowych, ale nie może akceptować mieszania się państwa do spraw wiary i dyscypliny kościelnej. Wyjaśnia zasadę sukcesji apostolskiej, prymatu papieża, niezależności Konferencji Episkopatu Chin, a także dlaczego Watykan z tych zasad zrezygnować nie może. Z drugiej strony Benedykt XVI zaoferował Pekinowi współdecydowanie o nominacjach biskupich i obsadzie innych stanowisk w administracji kościelnej. Potwierdził też ważność sakramentów sprawowanych przez biskupów mianowanych bez mandatu Stolicy Apostolskiej. Na koniec papież unieważnił tzw. 8 punktów kardynała Tomko, czyli poufnego dokumentu z 1988 r. prefekta Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. Tomko zabronił w nim koncelebrowania mszy św. z biskupami konsekrowanymi bez zgody papieża. W ten sposób papież stworzył warunki do zjednoczenia Kościoła patriotycznego z podziemnym.

Benedykt XVI wykonał jeszcze cztery inne znaczące gesty pod adresem Pekinu. Najpierw nie spotkał się z Dalajlamą, gdy ten był w Rzymie. Potem powierzył napisanie pełnych chińskich akcentów rozważań drogi krzyżowej biskupowi Hongkongu kard. Josephowi Zen Ze-kiunowi. Z rezerwą i opóźnieniem zareagował na ostatnie wydarzenia w Tybecie. Wreszcie niejako pobłogosławił olimpiadę w Chinach.

Władze chińskie długo milczały zanim zareagowały na list papieża z 2007 roku. Najpierw zakazały publikacji papieskiego listu w Internecie, bo uznały go za szkodliwy. Wreszcie w marcu tego roku chiński minister ds. wyznań Ye Xiaowen zarzucił Watykanowi dwulicowość, zmuszanie chińskich katolików do wyboru między partią a Kościołem, a także mieszanie się do spraw wewnętrznych Chin, czyli chęć mianowania chińskich biskupów. Równocześnie jednak oficjalna chińska delegacja prowadziła rozmowy w watykańskim Sekretariacie Stanu o przywróceniu stosunków dyplomatycznych. Wreszcie kilkanaście dni temu, 7 maja w Watykanie dla papieża zagrała orkiestra filharmonii pekińskiej i zaśpiewał chór opery z Szanghaju.

W grze z Pekinem Watykan posiada dwa główne atuty: może przenieść nuncjaturę z Tajwanu do Pekinu i poprzez nawiązanie stosunków dyplomatycznych niejako legitymizować chiński reżim. Propagandową wartość takiego ruchu dla reputacji władz w Pekinie, mocno nadszarpniętej po stłumieniu protestów w Tybecie, trudno przecenić. Pekin gra losem 12 milionów katolików i uchyleniem drzwi do ewangelizacji milionów Chińczyków. Wie jednak, że póki negocjacje trwają, Watykan mówiąc o sytuacji w Chinach będzie używał bardzo powściągliwego języka.

Optymiści wierzą, że w dalekiej perspektywie jest możliwe osiągnięcie jakiegoś modus vivendi na wzór stosunków Watykanu z państwami komunistycznymi w Europie Wschodniej przed 1989 rokiem. Pesymiści wskazują, że chiński reżim na żadne ustępstwa nie pójdzie, bo byłoby to sprzeczne z logiką państwa policyjnego. Mimo że sprawa dotyczy zaledwie jednego procenta ludności, uchylenie furtki wolności stanowiłoby niebezpieczny precedens. Mógłby wywołać on reakcję łańcuchową podgryzającą hegemonię wszechwładnej partii. Znający doskonale sytuację w Chinach biskup Hongkongu powiedział niedawno, że władze chińskie rozmawiają z Watykanem tylko po to, by stworzyć pozory otwartości przed zbliżającą się olimpiadą. Jest przekonany, że po igrzyskach sprawy wrócą do smutnej normy.

Prowadzenie dialogu jest na rękę obu stronom. Watykanowi pozostaje liczyć, że w wyniku wewnętrznych tarć na chińskiej wierchuszce zwyciężą zwolennicy otwarcia, aż w końcu komunizm w Chinach upadnie. Na razie Watykan prowadzi politykę, o której Anglosasi mówią „contain damage”, czyli politykę ograniczania strat.