Papież nie jest prezesem korporacji

Rzeczpospolita/a.

publikacja 21.04.2008 09:13

Podczas sześciodniowej pielgrzymki Benedykt XVI zaskoczył amerykańskie media. I zasiał ziarno refleksji nad tym, czym może być wiara w świecie moralnego relatywizmu - pisze Rzeczpospolita.

Papież wprowadził amerykańskie media w konfuzję. Miał przyjechać jako kostyczny obrońca wiary, a pokazał się jako ciepły, łagodny duszpasterz. Miał uparcie milczeć na temat skandalu pedofilskiego, a tymczasem mówił o nim codziennie w słowach prostych i wyrazistych. Miał skarcić rektorów uczelni katolickich za zbytnie oddalanie się od nauk Watykanu – zamiast tego wyraził swe zaufanie do nich i pochwalił za sukcesy. Miał w zawoalowany sposób komentować bieżące spory polityczne w Ameryce – ale tego nie uczynił. Benedykt XVI nie zrobił na Amerykanach tak piorunującego wrażenia jak Jan Paweł II, który był tu porównywany do gwiazdy rocka. Ale swoim pełnym pokory i spokoju sposobem bycia zmusił niektórych do zastanowienia się nad tym, co ma do powiedzenia.

Analityk CNN John Allen, jeden z nielicznych ludzi w amerykańskich mediach, który rozumie katolicyzm, nazwał ten styl afirmatywną ortodoksją. Jak wyjaśnia Allen, papież nie zamierza zmieniać swych przekonań, ale w czasach, gdy Ameryka koncentruje się na tym, czemu Kościół jest przeciwny, on chce przede wszystkim przypomnieć, za czym się opowiada.

Amerykanie są jednym z najbardziej religijnych, jeśli nie najbardziej religijnym ze społeczeństw zachodnich. Ale tutejsze pojmowanie wiary znacząco różni się od naszego. Tu religia jest jak usługa dla duszy, a jednostka jest niemal równorzędnym partnerem dialogu z Bogiem. Dlatego, gdy komuś nie podoba się Kościół, w którym się wychował, szuka sobie innego, takiego, który

lepiej odpowiada jego indywidualnym potrzebom. Efektem jest „wolny rynek religii”, na którym trwa walka o konsumenta, czyli wiernego. Z tej właśnie perspektywy patrzą na papieża zarówno media, jak i wielu wiernych. Większość katolików w Ameryce uważa, że to Kościół po- winien się dostosować do ich przekonań, na przykład w sprawie aborcji.

Głównym argumentem są wyniki badań opinii publicznej – skoro większość sądzi to czy owo, to znaczy, że jest to dobre i właściwe. Z tego punktu widzenia papież jest jak prezes najstarszej korporacji na rynku, która uparcie nie chce się dostosować do nowych wymogów klienta. Co więcej, korporacja właśnie doznała druzgocącego wstrząsu w postaci skandalu pedofilskiego.

– Nie wiadomo, czy Kościół katolicki kiedykolwiek podniesie się z tego skandalu – mówił z przejęciem jeden z komentatorów CNN, tak jakby w swej 2000-letniej historii Kościół nie widział i nie przetrwał większych wstrząsów. I tak jak wielu amerykańskich komentatorów przytoczył liczbę – dwa miliardy dolarów odszkodowań, jakie musiały wypłacić ofiarom molestowania diecezje w USA – tak jakby Kościół był firmą, której grozi bankructwo i zakończenie działalności. Papieska pielgrzymka nie zmieni niczego w ciągu paru dni. Ale wydaje się, że Benedyktowi XVI udało się zasiać w Ameryce ziarno refleksji nad tym, czym jest wiara. I nad tym, jak bardzo w świecie nieustannie zmieniających się mód i wartości potrzebny jest „moralny wzorzec metra” – stały i niezmienny punkt odniesienia.