Bp Jeż: Jan Paweł II był moim bliskim przyjacielem

Nasz Dziennik/a.

publikacja 17.10.2007 11:33

Wypowiedź bp Ignacego Jeża o Janie Pawle II opublikował we wtorek, 16 października, Nasz Dziennik.

Jan Paweł II w swojej książce "Wstańcie, chodźmy!" napisał, że byłem jednym z biskupów, z którymi łączyły Go szczególne więzy przyjaźni. Nasza bliższa znajomość zaistniała od czasu mojego wejścia w szeregi biskupów w roku 1960. Z czasem kontakty koleżeńskie przerodziły się w przyjaźń. Jak został później metropolitą krakowskim, to nasze powiązania już wtedy były dość głębokie. Kardynał Karol Wojtyła, także później jako Ojciec Święty, zawsze do mnie mówił: "Ignaś, Ignaś". Ja natomiast już mówiłem do Niego "Ojcze Święty", bo nie wypadało mi mówić "Karolu, Karolu". I tak pozostało do końca Jego pontyfikatu.

Ten historyczny poniedziałek, 16 października 1978 roku - gdy kardynał Karol Wojtyła został wybrany na Ojca Świętego - pamiętam do dziś. Właśnie w tym czasie w Rzymie były przewidziane obrady Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE), na które zostałem wydelegowany przez Konferencję Episkopatu Polski. W sobotę, 14 października, o piątej po południu zjawiłem się w Kolegium Polskim przy Piazza Remuria, gdzie już wcześniej załatwiono noclegi. Nie mogłem już spotkać się z kardynałem Wojtyłą i Go pożegnać. Przed dwiema godzinami odjechał na konklawe. W niedzielę poszedłem dwukrotnie na plac św. Piotra, aby obserwować nad Kaplicą Sykstyńską unoszący się czarny dym. W poniedziałek w południe to nawet trochę spóźniłem się na plac, z którego Włosi już wracali do domów. Wieczorem stałem przy kolumnadzie Berniniego po lewej stronie, blisko Via della Conciliazione. W tym miejscu można było dobrze widzieć dym wydobywający się z komina. Nagle ktoś krzyknął, a za chwilę krzyczało wielu: "Bianca! Bianca!". Rzeczywiście, nad Kaplicą Sykstyńską unosił się wyraźnie biały dym. Już nie było żadnej wątpliwości - Ojciec Święty został wybrany. Natychmiast plac św. Piotra zaczął się napełniać wiernymi z całego Rzymu i turystami.

Docierali ze wszystkich stron po usłyszeniu wiadomości w radiu bądź telewizji. Po długim oczekiwaniu zjawiła się procesja i z ust kardynała Feliciego słyszymy słowa: "Anuntio vobis gaudium magnum: Habemus Papam!". Włosi reagują spontanicznie, krzyczą, hałasują, niemilknące oklaski. Gdy wreszcie doszedł do głosu i powiedział "Carolum...", to dla Włochów było jasne - "Confalonieri" - tylko on jedyny z włoskich kardynałów miał imię Karol. Ale przecież ten kardynał nie uczestniczył w konklawe, bo był już stary. Ogólne zdumienie, że takiego staruszka wybrano. Ale kardynał Felici powoli mówił dalej: "Sanctae Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyła". Usłyszeliśmy bardzo poprawnie wypowiedziane "ł". Pod nami ugięły się nogi. Wprost nie do wiary! Reakcje ludzi były przedziwne. Stojąca obok Włoszka krzyknęła: "To chyba nie jest Murzyn?!". Takiego nazwiska pewnie jeszcze w życiu nie słyszała. Wyciągnęła szybko "L'Osservatore Romano", w którym były fotografie i nazwiska wszystkich kardynałów. Za chwilę znów krzyczy: "Polacco! Polacco!". No i wreszcie ukazał się nowy Ojciec Święty i po włosku pozdrowił: "Sia lodato Jesu Christo". Ta sama Włoszka już bardzo radośnie zawołała: "Parla italiano!". No i rzeczywiście potem Jan Paweł II mówił po włosku. Mówił do Włochów, że przyjechał z dalekiego kraju, mówi w obcym języku, czyli inaczej naszym. Jak się pomylę, to mnie poprawcie. Była ogólna radość i oklaski. Bardzo szybko zjednał sobie Włochów taką swoją postawą i bezpośredniością swoich reakcji.

Następnego dnia - we wtorek - zaskoczyła Włochów kolejna wiadomość. Ojciec Święty pojechał do kliniki Gemelli odwiedzić biskupa Andrzeja Deskura, który nagle zachorował. Dla Włochów było to czymś niezwykłym, nadzwyczajnym. Odnotowali to jako wielkie wydarzenie. Dzień później sam się przekonałem, że będzie to niezwykły pontyfikat. Wracam w środę z przechadzki na obiad w Kolegium Polskim i mówią do mnie, że wieczorem na kolacji będę u Ojca Świętego. Ja na to: "Wy sobie kawały róbcie z kim innym, a nie ze mną. Gdzie biskup z Koszalina pójdzie na wieczerzę do Watykanu? Pewnie na głowę upadliście". - "Ale naprawdę!" - mówi w czasie obiadu ksiądz rektor Michalik. - "Dzwonił ksiądz Dziwisz, że ksiądz biskup ma wieczorem przyjść do Watykanu na kolację".

Dla mnie było to zupełnie niesłychane. I faktycznie o określonej porze szofer - ten sam, który wiózł kardynała Wojtyłę na konklawe - zawiózł mnie do Watykanu na właściwe miejsce. Ksiądz Dziwisz zjechał po mnie windą i pojechaliśmy w górę do apartamentów Ojca Świętego. Był też biskup Szczepan Wesoły. Okazało się, że w Rzymie było obecnych tylko dwóch polskich biskupów - biskup Wesoły i ja - i z nami Ojciec Święty chciał się spotkać. Nadzwyczajne! Po modlitwie siadamy do stołu i... nic. Zupełnie nas zamurowało. Ojciec Święty patrzy na nas i mówi: "A cóż tak nic nie gadacie?". Mówię: "Ojcze Święty, bo wszystko widać. Ta biała sutanna. Ta biała piuska...". Ale wtedy zorientowaliśmy się, że Ojciec Święty nic nie wie, co się działo tam, na dole, na placu św. Piotra. Jaka była reakcja ludzi po ogłoszeniu wyboru nowego Papieża. Jak to przeżywali. Jaka pierwsza opinia istniała tam, na placu św. Piotra. On tego wszystkiego rzeczywiście nie wiedział, bo przecież nie mógł wiedzieć. Zaczęliśmy opowiadać jeden przez drugiego. Gdy wspominałem tę Włoszkę, która stała obok, to Ojciec Święty razem z nami śmiał się serdecznie. Ta kolacja to był znak dla nas, jak bardzo styl i sposób sprawowania tego pontyfikatu będą inne od dotychczasowych pontyfikatów.

Nasza przyjaźń trwała przez cały pontyfikat. Tylekroć już jako emeryt, będąc w Rzymie, miałem możliwość spotkania się z Nim w Watykanie. Poprzez arcybiskupa Dziwisza byłem zapraszany na obiad. Rozmawialiśmy jak dawniej, swobodnie, po koleżeńsku. Tak było do samego końca. Jan Paweł II zawsze witał mnie słowami: "Ignaś, Ignaś, jak się masz? Jak długo się śmiejesz, tak długo jest dobrze. Ignaś, co masz do powiedzenia?". Mówiłem Mu wówczas, że teraz jako emeryt nie mam już żadnych problemów do rozważania z Ojcem Świętym jako Głową Kościoła. Przywożę tylko anegdoty i nowe kawały. Jan Paweł II znany z doskonałego poczucia humoru uśmiechał się i mówił: "No to, Ignaś, opowiadaj, opowiadaj". A ja śmiało opowiadałem różne historyjki i anegdoty, co tylko pamięć przyniosła. Ojciec Święty zawsze śmiał się bardzo serdecznie.

Ta niezwykła przyjaźń z Janem Pawłem II stanowi dla mnie piękną kartę kapłańskiej pielgrzymki mego życia.