Nieznane przemówienie Jana Pawła II

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 08.07.2007 12:43

Pragnienie prawa do Chrystusa, które się budzi, obudziło, bardzo obudziło, ono musi przejść przez swoją wielką próbę, przez próbę społeczną, ażeby mogło uczynić zadość jakimś opatrznościowym zamiarom samego Boga - mówił Jan Paweł II na Jasnej Górze w niepublikowanym dotychczas przemówieniu z roku 1979.

Niepublikowane dotąd przemówienie Papieża do przedstawicieli KUL-u w Częstochowie 6 VI 1979 r. zamieściła Gazeta Wyborcza.

Moi Drodzy!

Stworzyła się bardzo wysoka atmosfera, atmosfera bardzo wysokiego duchowego napięcia. Ja bym nie chciał od razu w tę atmosferę wpaść, żeby mnie nie poraziło [oklaski]. I dlatego pozwolę sobie posłużyć się metodą takiej małej fenomenologii życia codziennego, która polega na odnotowywaniu pierwszych wrażeń.

Otóż, kiedy tu wszedłem, pierwsze moje wrażenie było takie: zobaczyłem profesorów dostojnych w togach; oczywiście Rektor, to się z góry rozumie [śmiech; był to ojciec Albert Mieczysław Krąpiec, dominikanin] - zobaczyłem wśród profesorów twarz dobrze Wam i mnie znaną, pomyślałem sobie: Stasiu Kamiński, na co Ci przyszło [śmiech i oklaski; chodziło o ks. Stanisława Kamińskiego, logika i metodologa nauk, zmarłego w roku 1986]. Oczywiście, myśląc tak, myślałem sobie: Stasiu Kamiński, na co Ci przyszło, że masz teraz kolegę papieża [śmiech i oklaski]. Oczywiście, jest to tylko ujęcie symboliczne, bo to się odnosi do całego dostojnego senatu i wszystkich profesorów.

Podpadł Kamiński, dobrze, że podpadł [śmiech]. Potem się zastanawiałem nad taką sprawą, niepoważną zupełnie, nieistotną, mianowicie, dlaczego Wasz chór KUL-owski, sławny na cały świat, nosi te buraczkowe [oklaski i śmiech] stroje. I to zarówno chór męski, jak i żeński. I doszedłem do takiego wniosku, że to jest wyraz sprawiedliwości dziejowej, ponieważ Wy w Lublinie zajmujecie - dopóki wszystkiego tam nie przebudujecie, nie zmodernizujecie [oklaski] - budynek pokarmelitański. Ten kolor jest wyrazem sprawiedliwości dziejowej [śmiech i oklaski; papież skojarzył kolor stroju chóru z karmelitańskim]. No może jeszcze jeden taki szczególik w tym samym porządku, żeby odsunąć się od tego wielkiego napięcia i zaatakować je na nowo. To jest to źródło. Otóż źródło siedzi tu, pod ołtarzem... Nic nie rozumiecie... tacyście wykształceni, a nic nie rozumiecie [śmiech i oklaski]. To jest całkiem porządne źródło. Już ze trzy, może cztery razy było u mnie w Rzymie [śmiech i oklaski; chodziło o przyjaciela papieża, etyka, ks. prof. Tadeusza Stycznia].

Teraz, moi Drodzy, przechodząc do genezy naszego dzisiejszego spotkania. Był taki dzień - naprzód trzeba trochę prehistorii - kiedy władze watykańskie od gości, które szumnie nazywają się prefekturą, powiadają: dzisiaj będzie grupa studentów KUL-u. No i rzeczywiście była grupa studentów, a także i pracowników naukowych KUL-u, którzy wracali po jakimś okresie prac na Uniwersytecie Mediolańskim. Wszyscy się potem bardzo dziwili, że ta grupa wcale nie biła brawa, tylko wszyscy płakali. Bo oni tam zwyczajni są bić brawo. Muszę powiedzieć na podstawie ostatnich doświadczeń, żeście się dość podciągnęli [śmiech i oklaski].

Ale to wszystko jest prehistorią. Historia zaczęła się od momentu, kiedy przyjechał Rektor ubrany wytwornie nie we fraku, tylko w habicie i przyjechał z nim również Prorektor, tym razem nie w habicie - jeszcze do tego nie doszedł [śmiech i oklaski; chodziło o profesora polonistyki Stefana Sawickiego]. I zaczęli mi tłumaczyć, że jeżeli ja do Polski przyjadę, to powinienem przyjechać do Lublina. Ja im powiedziałem: prosta sprawa, idźcie do Warszawy, do kogo, to już inna rzecz [śmiech]. Ja myślałem jako papież po kościelnemu [śmiech i oklaski]. Ja nie wiem, jak oni tam do tej Warszawy chodzili: dość na tym, że spotykamy się nie w Lublinie [śmiech i oklaski]. Oczywiście, że to ma swoje dobre strony. Liczne dobre strony. Spotykamy się bądź co bądź na Jasnej Górze. Połączone to było z wielkim wysiłkiem natury ideowej, natury administracyjnej i natury turystycznej. Przeżyliście wiele emocji związanych z koleją państwową [śmiech i oklaski; były celowe postoje pociągów]. No, a inni może nie przeżyli tych emocji kolejowych, ale za to mają obrzęki na nogach [śmiech i oklaski; część przyszła z Lublina na piechotę].

Moi Drodzy, ja jestem Wam bardzo za to wdzięczny. I za te emocje natury kolejowej, i za te obrzęki na nogach, i za to, żeście tutaj tak licznie przybyli, i za to, żeście się do mnie tak dość zasadniczo przyznali [śmiech i oklaski]. To mi bardzo ułatwi sprawę na przyszłość, jeżeli kiedyś po jakimś znowu innym dokumencie, publikacji, będą się do mnie przyczepiać w "Le Monde" lub gdzie indziej na świecie albo w "El Pais" (w "Le Monde" są dużo lepsi ostatnio - dla papieża, nie dla Włochów). Jeżeli się będą tak przyczepiać do mnie i będą dochodzić, gdzie on się tego nauczył albo nie nauczył, to ja mam alibi [śmiech i oklaski], mam od razu gotowe alibi - wszystkich odeślę do naszego dzisiejszego spotkania i będą myśleli, że się tego nauczyłem lub nie nauczyłem na KUL-u [oklaski]. Inna rzecz, czy będą mieli rację? A to ze względów zupełnie podstawowych, ponieważ uniwersytet do uczenia też niby jest [śmiech]. Ale w gruncie rzeczy on jest po to, żeby człowiek, który do niego przychodzi, który ma swój własny rozum, i ten rozum już co nieco rozwinięty, i pewien zasób doświadczenia życiowego, i pewne skrzydła ukryte w głowie i w sercu, żeby nauczył się myśleć sam. Uniwersytet jest po to, żeby wyzwolił ten potencjał umysłowy i potencjał duchowy człowieka, żeby pomógł w jego wyzwoleniu się. Ale to wyzwolenie jest aktem własnym, aktem osobowym człowieka.

Oczywiście we wspólnocie. We wspólnocie - uznaję to, nie jestem żadnym indywidualistą: nawet w "Osobie i czynie" zwalczam zarówno indywidualizm, jak i totalizm [oklaski], który to totalizm tam - ażeby ułatwić sprawę nie tyle sobie, co innym - nazwałem antyindywidualizmem. Niech im będzie [oklaski]. Otóż ja przez to wszystko, co dotychczas powiedziałem w sposób dość taki fenomenologiczny, czyli niezborny, niech ja sam siebie tutaj "dobiję". Otóż w tym wszystkim, co dotychczas powiedziałem, staje się jasne, że uniwersytet wtedy spełnia swój własny cel, jeżeli w określonej wspólnocie ludzi za pomocą środków o charakterze naukowo-twórczym, naukowo-badawczym prowadzi do tego, że się rozwija człowiek, że się wyzwala jego potencjał duchowy, wszechstronny: umysłowy, myśli, woli, serca, formacja całego człowieka. Jak widzicie, mówię mniej więcej to samo, co powiedział Rektor, tylko na trochę innej drodze, bardziej może aposteriorycznej. Trzeba używać tych słów, trzeba [śmiech i oklaski]. I krótko mówiąc, ja tego Katolickiemu Uniwersytetowi życzę.

Tego jemu życzę, żeby tę swoją największą kartę wygrał. Uniwersytet to jest jakiś odcinek walki o człowieczeństwo człowieka. Bo z tego, że się nazywa "uniwersytet" albo "wyższa uczelnia", jeszcze nic nie wynika dla sprawy człowieka. Jeszcze nic nie wynika dla sprawy człowieka. Owszem można stworzyć, wyprodukować, przepraszam, złe wyrażenie, brutalne wyrażenie, można nawet wyprodukować, wytworzyć serię ludzi wyuczonych, wykształconych, ale pytanie jest nie w tym, tylko - czy się wyzwoliło ten olbrzymi duchowy potencjał człowieka, przez który człowiek urzeczywistnia swoje człowieczeństwo. To jest decydujące. I tego KUL-owi życzę. Jeżeli on tę sprawę wygra w Polsce w stosunku do stu, dwustu, tysiąca, dwóch tysięcy, pięciu tysięcy ludzi w proporcji do stu tysięcy, stu pięćdziesięciu, dwustu tysięcy - to już będzie wielkie osiągnięcie. Z punktu widzenia naszej, chrześcijańskiej, ewangelicznej wizji świata i człowieka [oklaski]. Ja myślę, że coraz bardziej w świecie współczesnym, w różnych tego świata systemach wytworzonych na gruncie różnych ideologii, które zresztą mają dość wspólny korzeń, coraz bardziej będzie oczywiste, że sama tylko produkcja wykształconych, wysoko wyszkolonych, wyspecjalizowanych jednostek nie rozwiązuje zagadnienia.

Nie rozwiązuje zagadnienia człowieka. Droga uniwersytetu, droga społeczeństwa ludzkiego, droga narodu i droga ludzkości to jest droga do wyzwalania człowieczeństwa, tego wielkiego potencjału możliwości ducha ludzkiego, umysłu, woli i serca. Kształtowanie wielkiego człowieczeństwa, dojrzałego człowieczeństwa. Oczywiście, że uniwersytet też tego nie zrobi sam, on ma w tym dopomóc. Bardzo dobrze, jeżeli w tym nie przeszkadza. Bądźmy skromni, Rektorze, ja już jestem starszy człowiek [śmiech i oklaski]. Więc bardzo dobrze, jeżeli w tym nie przeszkadza. Oczywiście, powinien maksymalnie w tym dopomóc. Uniwersytet wtedy odegra swoją rolę, jest środkiem do celu, jest wspaniałym środkiem do celu. Instytucja uniwersytetu jest jednym z arcydzieł ludzkiej kultury, tylko zachodzi pewna obawa, czy ta instytucja uniwersytetu, arcydzieło ludzkiej kultury, nie ulega w dzisiejszej epoce, i to w wymiarze globu, odkształceniu. Nie wiem już, ja się na tym nie znam, ale się boję.

Otóż, jeżeli to wszystko, taką wizję sprawy, mamy przed oczyma, to wówczas rozumiemy, dlaczego uniwersytet, przynajmniej uniwersytet europejski, uniwersytet w pewnym sensie nowożytny, ma swoją genealogię wspólną z Kościołem. Bo w pewnym sensie o to samo chodzi i Kościołowi, i uniwersytetowi. W pewnym sensie - ja bym chciał, żeby mnie dobrze zrozumiano - jestem jak najdalszy od konfesjonalizacji uniwersytetu. Celem uniwersytetu jest wiedza, jest mądrość. Celem Kościoła jest zbawienie, jest Ewangelia, jest porządek miłości, porządek nadprzyrodzony. Te dwa porządki doskonale rozróżnia św. Tomasz. One się - patrzcie, jaki Rektor zadowolony! [śmiech i oklaski; o. Krąpiec jest tomistą] - nie utożsamiają, one się dopełniają.

Myślę, że złożyłem te życzenia Uniwersytetowi Katolickiemu w Lublinie w sposób dość taki uniwersytecki. Co tam o tym myśli Stasiu Kamiński, to ja nie wiem... [śmiech i oklaski]. Ale już się bać nie muszę [śmiech i oklaski]. W przeszłości też się tak bardzo nie bałem [śmiech]. Startowaliśmy z tego samego punktu, ale on zawsze był dużo bardziej wykształcony [oklaski i śmiech], zwłaszcza w tej aparaturze. No więc, moi Drodzy, ja jeszcze chciałem tylko dociągnąć do tego poziomu, który nadaliście Waszym wypowiedziom, zwłaszcza przez słowa studentów, które były prawdziwe, głęboko prawdziwe i wszyscy doskonale czuliśmy, a ja w każdym razie myślę w tej samej mierze co i Wy, jaką to prawdę te słowa wyrażają. Cóż mogę Wam na to powiedzieć? Byłoby za mało powiedzieć, że jestem w tej sprawie najgłębiej z Wami solidarny, bo to jest właśnie ta sprawa, którą ja nie tylko reprezentuję, ale której daję moje życie, po to w ogóle istnieję. Po to w ogóle istnieję jako ten, taki, na tym miejscu, na tej stolicy i tak dalej.

Chcę Wam jeszcze coś więcej powiedzieć, coś, co może jest namiastką wademekum: ja myślę, że to pragnienie prawa do Chrystusa, które się budzi, obudziło, bardzo obudziło, ono musi przejść przez swoją wielką próbę, przez próbę społeczną, ażeby mogło uczynić zadość jakimś opatrznościowym zamiarom samego Boga, znaczy samego Chrystusa. Pamiętajmy o tym, że Chrystus nigdy swoim apostołom i uczniom nie mówił, że będą mieli lekkie życie. Można powiedzieć nawet, że ich w pewnym sensie odstraszał. Nigdy im nie mówił: jak pójdziecie za mną, to będziecie mieli złote runo na ziemi.

Mówił: na świecie ucisk mieć będziecie i wyłączą was z bożnic, i różne takie rzeczy mówił. Ja muszę się przyznać, że kiedy czytałem Ewangelię jeszcze dużo wcześniej, to zawsze to mnie najbardziej do Chrystusa przekonywało, to mnie najbardziej przekonywało do Niego, że On nie stwarzał jakichś sztucznych argumentów, sztucznych środków, nie dawał obietnic, których się potem nie spełnia, a wręcz przeciwnie, nawet dochodzi do odwrotności tego, co się obiecuje. Chrystus mówił rzeczy bardzo twarde - proste, jasne i twarde. Między innymi mówił: będziecie mieć ucisk i wyłączą was z bożnic i każdy, kto was zabije, będzie myślał, że czyni przysługę Bogu. Nie ma w tym jakiegoś martyrologizmu, jakiegoś cierpiętnictwa, jest w tym ta czysta, krystaliczna, tak jak ten kryształ, który mi ofiarowaliście, ewangeliczna prawda.

Ja myślę, że każdy chrześcijanin w Polsce, każdy młody chrześcijanin w Polsce, który wie o tym, jak jest (wyście temu dali wyraz, ja też o tym wiem, jak jest) - on podejmuje właśnie to pewne ryzyko, dokładnie to samo, które Chrystus założył w Ewangelii. Im więcej będzie ludzi zdolnych do podejmowania tego ryzyka, ludzi młodych, tym silniejszy będzie Chrystus. Silniejszy będzie Chrystus, jeżeli tak można się w przenośni wyrazić. Potężniejsza będzie to sprawa, tutaj, w tej naszej rzeczywistości. Ja muszę się Wam przyznać, że odwiedziny w Polsce są drugimi już odwiedzinami. Pierwsze to były odwiedziny w Meksyku, gdzie Kościół jest w ogóle poza prawem, gdzie ten Kościół postawiony poza prawem stał się Kościołem niezwykle mocnym właśnie dlatego, ponieważ ludzie tego kraju, ci nasi bracia i siostry tam, przyjęli ryzyko bycia chrześcijaninem wedle tych prostych ewangelicznych słów Chrystusa. Można sprawę Chrystusa osłabić, można jej zaszkodzić - niekoniecznie przez wybór światopoglądu, ideologii diametralnie przeciwnej. W tym każdy człowiek, który wybiera światopogląd uczciwie, z własnego przekonania, zasługuje na szacunek. Natomiast niebezpieczny - powiedziałbym: dla jednej i dla drugiej strony, i dla Kościoła, i dla tej drugiej strony, nazwijcie ją, jak chcecie - jest człowiek, który nie wybiera ryzyka, nie wybiera według najgłębszych przekonań, wedle swej wewnętrznej prawdy, tylko chce się zmieścić w jakiejś koniunkturze, chce płynąć jakimś konformizmem, przesuwając się raz na lewo, raz na prawo - wedle tego, jak tam zawieje wiatr. Ja bym powiedział, że i dla sprawy chrześcijaństwa, i dla sprawy marksizmu w Polsce jest najlepiej wówczas, kiedy są ludzie zdolni przyjmować to ryzyko, ewangeliczne ryzyko życia i przyznawania się do swojej wewnętrznej prawdy ze wszystkimi konsekwencjami.

I tutaj moje życzenie pod adresem KUL-u jako instytucji już się rozkłada na każdego z Was. Instytucja powinna nam dopomagać, ale ostatecznie to życzenie musi się wypełnić poprzez każdego z Was. I gorąco Wam tego życzę, ażebyście to życzenie przyjęli. Żebyście się go nie bali przyjąć, tak jak przyjęli go ostatecznie apostołowie Chrystusa, chociaż mieli bardzo dużo wewnętrznych oporów. Wiemy doskonale, czytamy Ewangelię, to widzimy, jak to w nich się kształtowało, na jakie opory natrafiło, na jakie niezrozumienia, na jakie mielizny naszego i ich człowieczeństwa.

Ostatecznie chodzi o to, żeby to przyjąć ze wszystkimi konsekwencjami, nie bać się tego przyjąć. Przyszłość Polski, przyszłość Polski zależy od tego, ilu będzie ludzi w ten sposób dojrzałych [oklaski]. Tego Wam z całej duszy życzę. Już nie chcę mnożyć słów, bo czasu też nie mamy za dużo, a poza tym lepiej zakończyć w takim miejscu, w którym wszyscy słuchacze są przekonani [oklaski]. Owszem, jeszcze jedno Wam powiem, że ta droga ma swój urok. Ta droga ma swój urok! Wy wszyscy jesteście świadomi tego, że ta droga ma w sobie swój urok i swoje piękno. Ewangelia to jest droga pięknego życia człowieka albo też droga trudnego piękna życia ludzkiego. Życzę Wam właśnie tej drogi, tego trudnego piękna życia ludzkiego [oklaski]. Bo jesteście piękni!

Teraz, jak tak trzymacie te krzyże, to Wam pobłogosławię wszystkim z wielkim wzruszeniem.

Niech imię Pańskie będzie błogosławione.

[wszyscy] Teraz i na wieki.

Wspomożenie nasze w imieniu Pana.

[wszyscy] Który stworzył niebo i ziemię.


- Niech Wam błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn, i Duch Święty.

- [wszyscy] Amen.
Jesteście pobłogosławieni, ludzie i krzyże. A teraz muszę iść fotografować się z biskupami [śmiech]. Do zobaczenia przy następnej okazji. Przypuszczam, że następnym razem [oklaski] zajedziecie taką reprezentacją do Rzymu [oklaski].



Tekst przemówienia wygłoszonego na Jasnej Górze na zamkniętym spotkaniu Jana Pawła II z pracownikami i studentami Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego 6 czerwca 1979 r. Papież ani razu nie zajrzał do przygotowanego wcześniej i drukowanego potem tekstu przemówienia, mówił wyłącznie z głowy. Tekst wygłoszony nagrał ówczesny rzecznik prasowy KUL-u Norbert Wojciechowski i teraz udostępnił go "Gazecie". Jest to pierwodruk po już bez mała 30 latach