Farma Nadziei, terapia wiary

Radio Watykańskie/a.

publikacja 13.05.2007 07:55

Benedykt XVI odwiedził „Farmę Nadziei" - ośrodek resocjalizacyjny dla młodzieży, prowadzony w Guaratinguetá przez niemieckiego franciszkanina, o. Hansa Stapela.

Rozpoczynając swą podróż Papież podkreślił, że jest to miejsce, w którym wiara czyni cuda. I rzeczywiście skuteczność wyleczeń z narkomanii i alkoholizmu sięga 60 proc. W ośrodku przebywają nie tylko Brazylijczycy.

„Farmę Nadziei” – odwiedził J. Polak SJ. Spotkał tam Roma i Aleksandra, którzy przyjechali do Fazendy z Podolska w Rosji.


RV: Jak trafiliście na „Farmę Nadziei”?

Roma: W moim życiu, jak by to powiedzieć, ciężko się układało. Dostałem się do internatu. Tam zacząłem próbować narkotyków, alkoholu, wpadłem w to i właściwie cudem się udało, że ludzie mi pomogli dostać się do ośrodka medycznego w Podolsku, a stamtąd już trafiłem tutaj. Czyli wyciągnęli mnie. I staram się jakoś z tego wydobyć, bo na dalsze życie w nałogu nie mam już sił.

Aleksander: Ja też, choć właściwie to przyjechałem bo mama chciała. Nie mogła znieść, że kradłem z domu by mieć na narkotyki. Właściwie to uzależniłem się w zeszłym roku. Tu zrozumiałem, że znalazłem chyba jedyne miejsce gdzie mogę zmienić swe życie, a przynajmniej zobaczyć i popróbować innego życia. Kiedy ćpałem to innego życia widać nie było. Teraz zaczyna mi się bardzo podobać życie bez narkotyków.

RV: Jak oceniacie życie tutaj?

Roma: Jak tu przyjechałem, to nie za bardzo mi się podobało. Tu jest praca, a ja nigdy w życiu nie pracowałem, chyba że zdarzało się coś ukraść dla pieniędzy. Prawda, że na początku to mnie odrzucało, bo się nie wyrabiałem z robotą, ani z niczym innym. Nie przywykłem do pracy. Potem patrzyłem jak inni to robią i naśladowałem. Widziałem, że to im pomaga i że żyją szczęśliwie, że im dobrze. Sam też chciałem być jak oni, a duszę miałem spustoszoną, nic nie było łatwe. Jak tu przyjechałem to byłem sam. Nawet jeśli wokół mnie było wiele ludzi, to ich nie zauważałem. Byłem sam, ale przyglądałem się. Teraz minęło już dwa miesiące. Zaczynam mówić po portugalsku, wszedłem w ten rytm, wszystko mi się podoba. Jest dobrze. Jestem szczęśliwy. Znalazłem ten najlepszy kąsek, który mnie podtrzymuje. Nie chcę wracać ani do narkotyków, ani do innych używek. Tu mi się podoba.

Aleksander: Mnie też się zasadniczo podoba. Ale początek też nie był łatwy bo do roboty nie przywykłem. Bardziej do tego, że mama wszystko pod nos podstawiała, albo czasami do jakichś kradzieży i tyle. Czyli ciężko było. Też dlatego, że przyjechałem nie znając języka. Tu jest inny klimat, wszystko jest inne, trzeba się zaadoptować nawet do pogody. Teraz już trochę przywykłem, już jest lżej. Z językiem mniej więcej rozumiem co mam robić, praktycznie wszedłem w rytm życia na faziendzie. Oczywiście na ranne wstawanie to ochoty nie mam, no ale nie jestem w domu, ani w swoim kraju. Jestem tu gościem Brazylijczyków. A oni są inni, mówią po swojemu, robią po swojemu, mają inną mentalność. No jest ten program brata Nelsonapomocy innym, który tu właśnie się zrodził. W tym oczywiście są dobrzy, bo to jest wielkie dzieło pomocy ludziom.

RV: Przyjeżdża tu do was Papież. Czekacie na niego?

Roma: Oczywiście, że czekamy, bo to jest niezwyczajne. Nigdy w życiu nie myślałem, że zobaczę Papieża. Owszem, gdzieś w telewizji go widziałem. Ale że będę w Brazylii i tu zobaczę Papieża to mi do głowy nie przyszło. Najwyraźniej Bóg mnie jakoś wybrał bym tu trafił. Jestem bardzo szczęśliwy.

Aleksander: Ja tam na Papieża nie czekam. Ważniejsze dla mnie jest, że przyjedzie na to wielu innych rosyjskich chłopaków, których znam, bo ze 40 jest w rosyjskiej fazendzie. Można będzie posiedzieć, pogadać, dowiedzieć się co słychać u znajomych z którymi się kolegowałem, z którymi leżałem w szpitalu. A Papież? Nie wiem. Nie znam go. Ale oczywiście ciekawie go zobaczyć, bo to znana twarz na świecie.

RV: Tak się zdarzyło, że ci, których znasz przyjeżdżają tu na spotkanie właśnie z nim...