Papież rozważał przerwanie pielgrzymek

Życie Warszawy/a.

publikacja 19.02.2007 08:28

Jan Paweł II mówił Augusto Pinochetowi, że powinien usunąć się od władzy, groził wysłannikom PZPR przerwaniem pielgrzymki w 1983 roku oraz odmówił dyktatorowi Haiti, gdy ten chciał zmiany tekstu homilii - opowiada kardynał Stanisław Dziwisz w specjalnym wywiadzie dla Życia Warszawy.

Z kardynałem Stanisławem Dziwiszem, metropolitą krakowskim, specjalnie dla Życia Warszawy rozmawia Orazio La Rocca, watykanista dziennika „La Repubblica”

- Księże Kardynale, Jan Paweł II przeszedł do historii, jeszcze zanim nas opuścił. Jaki był najbardziej znaczący moment Jego 27-letniego pontyfikatu?

- Jak można dokonać takiego wyboru?! A przede wszystkim, dlaczego ja miałbym to uczynić? Myślę jednak o 22 października 1978 roku, który zapoczątkował ten pontyfikat, kiedy Jan Paweł II powiedział: „Nie lękajcie się. Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. W tych słowach zawarty był już cały program jego misji. Z tymi słowami Jan Paweł II zaczął przemierzać świat i, jak sądzę, go zmieniać. Jak również w pewnym sensie zmieniać Kościół.

- W książce „Świadectwo” Ksiądz Kardynał ujawnia wiele nieznanych dotąd momentów z życia papieża. Gdyby było to możliwe, który z nich, poza zamachem z 1981 r., chciałby zapomnieć?

- Z pewnością ten czas, kiedy czytałem w prasie na temat ostatnich stadiów jego choroby. Dziennikarze krytykowali go, ponieważ ośmielił się okazywać swoją słabość. A co miał robić? Ukrywać się w Watykanie? Nie podróżować? Nie spotykać się z wiernymi podczas audiencji generalnych? To oznaczałoby rezygnację z wypełniania swojej misji! Prawdę mówiąc, on sam nie czuł się dotknięty tą krytyką. To my, którzy byliśmy najbliżej niego, czuliśmy się nią obrażeni i sprawiała nam ból tak samo jak ludziom starszym i schorowanym.

- Czy gdyby papieżem był Wojtyła, to Kościół polski napotkałby na podobne trudności, jakie wywołało zaangażowanie się części kleru we współpracę ze służbami specjalnymi?

- Muszę powiedzieć, że bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Również dlatego, że nie lubię spekulacji opartych na „gdyby”. Pragnę jedynie przypomnieć, że Ojciec Święty podczas pielgrzymki do Polski w 1991 r. bardzo nalegał na to, aby rodacy zrobili dobry użytek z odzyskanej wolności. A zatem również na konieczność, aby Kościół „uzbroił” się w narzędzia, dzięki którym mógłby wypełniać swoją misję. Nie byłaby już ona codzienną konfrontacją z dyktatorskim reżimem, ale wypełniana byłaby w sytuacji całkowicie nowej, różnej od minionej, w realiach wolności oraz pluralizmu kulturalnego i politycznego. I oto być może ten proces nie został do końca przeprowadzony i stąd Kościół bardziej odczuł ostatnie trudności, których musiał doświadczyć.

- Ale Wojtyła wiedział, że niektórzy księża skompromitowali się przez współpracę ze służbami specjalnymi?

- Najpierw wyjaśnijmy dokładnie, co oznacza dokładnie termin „skompromitowany”. Wielu księży w czasach komunistycznych było namawianych do współpracy przez służby specjalne. Większość z nich informowała o tym swoich biskupów i na tym sprawa się kończyła. Ale byli również tacy księża – mowa tu o znikomej mniejszości – którzy ulegając groźbom, podejmowali współpracę z reżimem, stając się „księżmi patriotami”. Niektórym z nich udało się ukryć kontakty ze służbami specjalnymi. O innych jednak wiedziało się wszystko. Wiedział o tym także arcybiskup Wojtyła, który interweniował w zależności od konkretnego przypadku i sytuacji, zawsze jednak dla dobra Kościoła i wiernych.

- Już na początku pontyfikatu Jan Paweł II stał się dla narodów Europy Wschodniej symbolem wolności. Jednocześnie jednak podjął zdecydowaną walkę, pisząc w 1980 r. do Breżniewa list nakazujący mu, by nie dokonywał inwazji na Polskę. Czy rzeczywiście tak było?

- Tak, Jan Paweł II był symbolem wolności. I było to jasne od pierwszej jego podróży apostolskiej w 1979 r. do Polski, która była jeszcze zdominowana przez reżim marksistowski. Po raz pierwszy wówczas papież Wojtyła wypowiedział publicznie słowa, których nie słyszano od lat w krajach bloku komunistycznego. I dlatego ludzie poczuli się wolni. I to zarówno Polacy, jak i narody sąsiednie, a w dalszej kolejności narody Trzeciego Świata, zwłaszcza gdy Ojciec Święty przybywał do nich z wizytą. To była silna, a nawet, powiedziałbym, przewodnia idea pontyfikatu Jana Pawła II: uwolnić ludzi, narody od lęku! I właśnie dzięki tej odnalezionej odwadze rok później narodziła się Solidarność, pierwszy związek zawodowy we wschodniej części Europy. Ale zaraz pojawiły się obawy komunistycznych władz, które bały się, że bracia Polacy zainfekują swoimi ideami inne kraje bloku. Stąd powstała dramatyczna groźba interwencji moskiewskiej, „inwazji” podobnej do tej, która miała miejsce w Czechosłowacji w 1968 r. Zwłaszcza że w ostatnich tygodniach 1980 r. codziennie spływały wieści na temat ruchów wojsk sowieckich przy polskich granicach. I dlatego Jan Paweł II zdecydował się zwrócić do I sekretarza Leonida Breżniewa, przypominając mu prawo polskiego narodu do samodecydowania o problemach wewnętrznych. Breżniew nigdy na ten list nie odpowiedział.

- Czy to prawda, że podczas pielgrzymki w 1983 r., blisko dwa lata po wprowadzeniu stanu wojennego przez Jaruzelskiego, Jan Paweł II zagroził natychmiastowym powrotem do Watykanu, jeśli władza nie pozwoli mu się spotkać z Wałęsą i nie będzie miał swobody przemawiania do narodu?

- Na Zachodzie, zarówno w środowiskach polityków i dyplomacji, jak i dziennikarskich, pojawiło się stanowcze „nie” wobec nowej podróży Ojca Świętego do Polski. Mówiono, że podróż właśnie w tym momencie byłaby legitymizacją reżimu gen. Jaruzelskiego, stanu wojennego i represji. Tymczasem papież i tak zdecydował się pojechać do kraju. Był to jedyny sposób, aby zachować przy życiu Solidarność i stworzyć rodzaj pasa bezpieczeństwa dla Lecha Wałęsy. I historia przyznała mu w pełni rację!
Jednak po rozpoczęciu podróży pojawiły się problemy. Po pierwsze dlatego, że reżim odsuwał stale spotkanie z Wałęsą, a po drugie, że komunistyczne władze nie były w stanie znieść prawdy, jaką Ojciec Święty, mimo zachowania wszelkich środków ostrożności, obwieszczał w swoich przemówieniach.
Był też moment, w którym podróż rzeczywiście mogła zostać przerwana. W Częstochowie bowiem pojawili się niespodziewanie ludzie partii i zażądali rozmowy z sekretarzem episkopatu bp. Bronisławem Dąbrowskim. W czasie tego spotkania polecili przekazać papieżowi, aby zmienił treść przemówień. Po kilku godzinach bp Dąbrowski zaniósł im odpowiedź Ojca Świętego: jeśli nie mogę mówić w moim kraju tego, co przygotowałem, to wracam do Rzymu. Wysłannicy partyjni wrócili do Warszawy, aby zreferować wszystko „górze”, i podróż trwała dalej.

- A czy to prawda, że papież zagroził również przerwaniem podróży dyktatorowi Haiti Duvalierowi, który chciał, aby ten zmienił treść swoich przemówień?

- Było dokładnie tak. Otóż w 1983 r., podczas długiej podróży po Ameryce Środkowej, Ojciec Święty zatrzymał się na krótko na Haiti, gdzie rządziła jeszcze wszechmocna rodzina Duvalier. Ponieważ był czas na sprawowanie Eucharystii, papież mógł przekazać temu ludowi swoje posłanie nadziei i wolności. W homilii, gdy powtarzał hasło lokalnego Kongresu Eucharystycznego: „Konieczne jest, aby coś się zmieniło”, wyczuł, jak wielki wpływ ma ono na zgromadzone tłumy, i zaczął wymawiać to zdanie w coraz bardziej zdecydowany i znaczący sposób. To wywołało tak wielki entuzjazm w narodzie, że Ojciec Święty usłyszał od Jean-Claude'a polecenie, aby zmienił ton przemówienia pożegnalnego. Jednak papież odmówił; powiedział, że nie może tego uczynić, ponieważ „tu rzeczywiście musi się coś zmienić. Tu ludzie cierpią i dalej tak być nie może”. I na Haiti od tej pory w istocie coś się zmieniło.

- Bez wątpienia wizyta u Pinocheta w Chile była najmniej zrozumiałym epizodem pontyfikatu papieża Wojtyły. Zwłaszcza jeśli chodzi o słynne pokazanie się z dyktatorem na balkonie pałacu prezydenckiego. Czy może Eminencja ujawnić, jak to naprawdę było?

- No właśnie. Czy to nie ten obraz Ojca Świętego na balkonie obok Pinocheta zaciążył na osobie Jana Pawła II? A oto, jak to przebiegało naprawdę. Papież został w pewnym sensie zmuszony do pokazania się na balkonie pałacu prezydenckiego. Jednak później, podczas prywatnego spotkania, powiedział Pinochetowi, że winien się usunąć od władzy i przekazać ją cywilom. W kilka godzin po wizycie w pałacu prezydenckim spotkał się ze wszystkimi przywódcami tych partii, które działały w opozycji.

Tłumaczenie: Anna Kłossowska