Papież nas zdobył

Beata Zajączkowska (Radio Watykańskie)

publikacja 14.06.2006 21:25

Pielgrzymkę Benedykta XVI do polski wspomina o. Andrzej Koprowski SJ, dyrektor programowy Radia Watykańskiego, który towarzyszył Papieżowi jako członek papieskiego orszaku.

BEATA ZAJĄCZKOWSKA: Benedykt XVI podkreślił w Polsce, że jest to nie tylko podróż sentymentalna, ale przede wszystkim pielgrzymka wiary...

O. ANDRZEJ KOPROWSKI: - Myślę, że dla wszystkich to było wspaniałe doświadczenie wiary. Ojciec Święty wprowadził ten klimat od samego początku, już w przemówieniu powitalnym, a potem wracał do niego niemal w każdym wystąpieniu. Mówił, że zależy mu na tym by poznać pokolenia wierzących, Ojczyznę Jana Pawła II. Podkreślał, że ma nadzieję, iż te dni przyniosą umocnienie w wierze nam wszystkim: wiernym Kościoła, który jest w Polsce i Jemu samemu. „Przyjechałem zobaczyć, czy trwacie w tej wierze, którą tak mocno starał się zakorzenić tutaj Jan Paweł II”. To była wspólna pielgrzymka wiary i Ojca Świętego i zebranych. Oczywiście w sposób naturalny ten klimat udzielił się też całemu „seguito papale”, czyli papieskiemu orszakowi.

Myślę, że druga rzecz, która zwróciła uwagę, a nawet w jakimś stopniu była miłym zaskoczeniem, to napisy po polsku i po niemiecku. Widać je było już na trasie przejazdu z Okęcia do katedry warszawskiej. Wydaje mi się, że zrobiła je młodzież ponieważ były barwne, wielokolorowe, wykonane typowo „młodzieżowym pismem”. Następnie okrzyki entuzjazmu po polsku, ale czasem też po niemiecku. Najbardziej w Kalwarii, ale też w innych spotkaniach. Trzeba podkreślić, że były to mądre okrzyki, nie tylko „Kochamy Cię”, ale też „Słuchamy Cię Ojcze Święty”. To wszystko tworzyło wspaniały klimat.

Chyba jednak nie chodzi tylko o klimat. Trzeba zauważyć, że tak jak list biskupów polskich do niemieckich z 1965 r. o kilka „długości konia” wyprzedził myślenie polityków i wrażliwość ogólnospołeczną, tak ta wizyta też pokazała dojrzałość polskiego społeczeństwa, dojrzałość polskiej młodzieży i ma wpływ długofalowy na więzi pomiędzy społeczeństwem Polski i Niemiec. Jest też czytelnym sygnałem dla mediów, które zwykle szukają skandali i tego, co dzieli. Trzeba pytać, co Pan Bóg chce przez to wszystko zrobić dla całej Europy? Ta podróż ma duży wydźwięk nie tylko dla Papieża, papieskiego orszaku czy dziennikarzy komentujących to wydarzenie, ale dla świadomości społecznej w Europie. Z tym zapleczem chrześcijaństwa, które naprawdę jednoczy.

W „orszaku papieskim” usłyszeć można było pełne zaskoczenia głosy: witają go jak Jana Pawła II. Czy tym gorącym przyjęciem zaskoczyliśmy świat, a może nawet trochę sami siebie?
- Tak miłe przyjęcie można uznać za miłą niespodziankę. Wydaje mi się jednak, że zaczęliśmy robić to już wcześniej. Jestem dość krytyczny wobec różnych rzeczy, które dzieją się w Polsce. Tymczasem już od ostatnich tygodni, dni życia Jana Pawła II naprawdę zaskoczyła mnie dojrzałość Polaków. I to dojrzałość świadcząca o katolicyzmie, czyli o powszechności naszej wiary, o powszechności Kościoła, który jest w Polsce. Świadczył o tym sposób, w jaki była przeżywana śmierć Jana Pawła II, a zarazem oczekiwanie na wyniki konklawe i później sposób, w jaki został przyjęty kolejny Następca Piotra Joseph Ratzinger, który przyjął imię Benedykt XVI. W Polsce kulturowe korzenie wiary, kulturowe korzenie naszej tożsamości chrześcijańskiej i katolickiej są bardzo silne. To one właśnie podczas tej pielgrzymki zderzyły się z jednej strony z oczekiwaniami, a także z realiami polskimi. Myślę tu o sytuacji w Polsce, napięciach, rozgoryczeniach, trudnościach dnia codziennego.

Z drugiej strony obecny jest „ten głębszy nurt”, który widać było chociażby w okresie Wielkiego Postu i Wielkanocy: liczba osób uczestniczących w rekolekcjach, ilość a zarazem jakość spowiedzi młodzieży. Też w dużych miastach, które są bardziej zsekularyzowane. Widać, że ludzie szukają jakiegoś ważnego punktu oparcia. W to wszystko doskonale wszedł Benedykt XVI, który jest bardzo autentyczny, jest bardzo przejrzysty. Wszedł z determinacją, aby przybliżyć osobę Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego całej wspólnocie Kościoła. Myślę, że te „fale” spotkały się. W moim przekonaniu widać to było podczas wszystkich spotkań, ale najbardziej widoczne to było na czuwaniu na Błoniach z młodzieżą. „Szukacie jak zbudować swój dom w taki sposób, by nie tylko do niego wracać z radością, ale z radością przyjmować każdego przychodzącego gościa, dom, w którym miłość będzie chlebem powszednim, przebaczenie koniecznością zrozumienia, prawda źródłem z którego wypływa pokój serca”. Papież o tym wszystkim mówił, ale zarazem sygnalizował czekające trudności. Mówił otwarcie: „budować na skale to znaczy budować na Kimś, kto został odrzucony. Zauważcie jak dzisiaj duże są naciski żeby Pana Jezusa wyeliminować z życia świata, żeby jeśli już o Nim mówić to nie mówić przy innych, mówić półgłosem, żeby się Go wstydzić”, to znaczy żeby budować na piasku. Są bardzo duże naciski. Uważajcie, w którą stronę idziecie, żeby wasze budowanie było trwałe, by było budowaniem rzeczywiście na skale. I później Papież ciągnął ten wątek, pokazując sytuacje codzienne, ale też pokazując wydarzenie wiary i wspólnoty Kościoła. Na koniec przypomniał, że „budować na skale to znaczy budować z Piotrem i w jedności z Piotrem”. Na to wszystko nałożyły się te reakcje młodych. „Słuchamy Cię”... Na początku spotkania z młodzieżą były niesamowite wiwaty. Przyznam, że do członków „seguito papale”, między którymi siedziałem powiedziałem, „jak tak dalej pójdzie to nie będzie dzisiaj przemówienia papieskiego, bo Papież się nie przebije”. I potem nasze zaskoczenie. Gdy Benedykt XVI zaczął mówić zrobiła się absolutna cisza. Skupienie ponad 400 tysięcy młodych ludzi. Trzeba przyznać, że od strony organizatorów spotkanie było bardzo dobrze pomyślane. Ojciec Święty włączał się czytając po włosku obszerne fragmenty. Natomiast cały tekst czytał ksiądz biskup Piotr Libera; czytał w sposób, bardzo odpowiadający treści i temu momentowi. Bardzo prosty, a zarazem wyrazisty. Czytał akcentując, że nie jest to jego tekst, a tekst Papieża.

Po spotkaniu na Błoniach młodzież podkreślała, że Benedykt XVI ją sobie zdobył. I to nie tylko tym, że był naturalny, że mówił po polsku, ale również wymaganiami, które jej postawił...
- Tak. Styl przekazu był taki jak Jana Pawła II. Powiedziałbym, że Jan Paweł II bardziej akcentował elementy wspólnotowo-społeczne, Benedykt XVI bardziej stara się pomóc wejść nam w osobowy kontakt z Panem Jezusem, w pogłębienie naszej wiary, a jednocześnie w dostrzeżenie, że ta wiara nie jest dana nam po to, żeby się w nas zamknęła. Tylko, że ta wiara czyni nas bardziej otwartymi na innych. Czyli Benedykt XVI dochodzi do tego wymiaru wspólnotowego jakby od innej strony, przez głębsze pokazanie wymagań, które sam sobie musisz stawiać, żeby rzeczywiście twoja więź z Panem Jezusem była bardziej osobowa, była bardziej pogłębiona, bardziej przenikająca całość twojej sytuacji życiowej. Pokazuje, że wiara to nie tylko pobożność, ale wiara to styl życia, wiara to sposób patrzenia na innych, wiara to sposób patrzenia twoje bycie w Kościele i społeczeństwie, na twoje bycie cząstką tego Kościoła w nim samym i w świecie.

Nawet podczas spotkań z określonymi grupami można było odnieść wrażenie, że przemawia do nas wszystkich...
- Tu chyba warto zwrócić uwagę na pewną metodę Ojca Świętego. Częstochowa - spotkanie z klerykami, z przedstawicielami zakonów i nowych ruchów katolickich. Jednak połowę swego przemówienia Ojciec Święty właściwie nie mówił do tylko jednej z tych grup, ale mówił do wszystkich o dynamice wiary. Ponieważ spotkanie odbywało się w Częstochowie był również i wątek maryjny. Przypomniał, że Apostołowie wraz z Maryją weszli do sali na górze i trwali tam jednomyślnie na modlitwie, wskazywał jak ta wiara stawała się bardziej osobowa, bardziej jednocząca każdego z nich ze Zmartwychwstałym Panem, ale zarazem ich między sobą. Mówił o tym jak Maryja podtrzymywała wiarę Piotra i Apostołów, a dzisiaj – jak wskazał Papież – „podtrzymuje moją i waszą wiarę”. I następnie cały nurt refleksji dotyczący żywego Boga, wiary rozwijającej się coraz bardziej, przenikającej całą osobowość człowieka, stanowił fundament przemówienia papieskiego. Dopiero później padło uszczegółowienie dotyczące specyfiki życia seminarzystów, ich wyboru drogi jako realizacji Sakramentu Chrztu i tego, co w wierze dostali. To samo w odniesieniu do życia zakonnego i następnie w odniesieniu do ruchów katolickich. Zresztą nie chodziło o to jak mają wyglądać dobrze uformowani seminarzyści, zakonnice, czy członkowie ruchów katolickich tylko, o zrozumienie, że tak zróżnicowani, są po to, by – zgodnie z własną specyfiką – w zróżnicowany sposób, nieść pomoc apostolatowi i misji całego Kościoła jako wspólnoty posłanej przez Pana.

Spotkanie Papieża z kapłanami w Warszawie zostało sprowadzone do dwóch wątków: pogoni księży za pieniędzmi i tematu lustracji.
- I o tym była mowa, tyle że nie można wyciągać tylko jednego szczegółu, ale trzeba osadzić to wszystko w całości. Zauważmy, że Ojciec Święty zaczął od wyznania „przybywam żeby zaczerpnąć z tego klimatu wiary, jakim żyjecie. To moje pielgrzymowanie, mam nadzieję, będzie umocnieniem naszej wspólnej wiary: waszej i mojej”. Później oczywiście już mówił o sytuacji kapłana w Polsce. Trzeba mieć świadomość tego, że zarówno Benedykt XVI jak i wcześniej Jan Paweł II czy Paweł VI przygotowują się do każdej wizyty gromadząc różne wiadomości o danym społeczeństwie, o problemach Kościoła w danym kraju. Papież nie przypadkowo mówił o tym, iż mamy ogromne dziedzictwo, ogromne bogactwo, mamy świadków wiary w trudnych czasach. Z uznaniem wspominamy tych, którzy nie ulegali siłom ciemności. Ale pamiętajcie – powtarzał - ludzie oczekują do kapłana, by był specjalistą od „spraw Boga”, ekspertem w sprawach życia duchowego, który pomoże by nie zagubił się ktoś pośród propozycji kultury chwili. Ludzie nie oczekują, że kapłan będzie specjalistą od ekonomii, budownictwa, czy polityki. Słyszałem kilka takich dość powiedziałbym sarkastycznych uwag „kapłańskiego tłumu”, że przecież oni dobrze robią budując kościoły. Oczywiście, że dobrze robią. Natomiast, ludzie oczekują również od księdza, który buduje kościoły, żeby rzeczywiście był specjalistą od „spraw Pana Boga”, żeby im pomógł natrafić na Boży ślad swojego życia. Później była cała ta część, że Kościół jest święty, ale ludzie w nim grzeszni, trzeba odrzucić chęć utożsamiania się jedynie z bezgrzesznymi i później – w nawiązaniu do sytuacji, która w ostatnich miesiącach panuje w Polsce– „trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i innych okolicznościach”. „Potrzeba pokornej szczerości żeby nie negować grzechów przeszłości, ale też nie rzucać lekkomyślnie oskarżeń, nie biorąc pod uwagę różnych ówczesnych uwarunkowań”. To zresztą przez dziennikarzy zagranicznych, którzy nie znają kontekstów polskiej sytuacji było tłumaczone – w moim przekonaniu fałszywie - że Benedykt XVI chce jakby umniejszyć słowo Jana Pawła II, który przepraszał za grzechy Kościoła przeszłości. Benedykt XVI powiedział, że umocnił swoją wiarę, a czy umocnił się w przekonaniu, że pielgrzymka jest dobrą metodą ewangelizacji także dla niego, i co za tym idzie będzie więcej pielgrzymował...
- Obawiam się, że tak. Dlatego, że dla Niego naprawdę to było z całą pewnością umocnienie wiary, ale też i umocnienie przekonania, że tą formą duszpasterstwa można bardzo dużo dobrego zrobić. I że On może zrobić bardzo dużo tą formą apostolatu. Trochę się tego obawiam, bo trzeba się liczyć z jego siłami fizycznymi, z jego wiekiem, też z tym, że odbiór w różnych krajach będzie nieco odmienny od tej żywiołowości przyjęcia z którym spotkał się w Polsce. Ale warto zwrócić uwagę na to, że stoimy wobec kilku przygotowywanych podróży Papieża. Dla nas jest ważne żebyśmy „nie zatrzasnęli się” na tym majowym spotkaniu, tylko uczestniczyli również w następnych. Uczestniczyli przez transmisje radiowe i telewizyjne, ale przede wszystkim przez głębsze śledzenie treści w tych następnych podróżach. 9-10 lipca w Walencji planowane jest spotkanie Papieża z przedstawicielami rodzin z całego świata. Od razu staje przed nami cały złożony problem naszej polskiej rodziny i nie tylko polskiej.

W tej chwili w ogromnych częściach globu widoczny jest znaczny kryzys rodziny, a zarazem panuje ogromne pragnienie, żeby zbudować swój własny dom w którym się jest „u siebie”, dom, który owocuje miłością i owocuje dziećmi; dom, do którego się wraca i do którego zaprasza się chętnie innych swoich znajomych. Wreszcie we wrześniu Ojciec Święty będzie w swoim kraju rodzinnym Bawarii, a w listopadzie w Turcji, zwłaszcza w Konstantynopolu. Będzie to spotkanie o ogromnym wymiarze ekumenicznym. Trzeba żeby Ojciec Święty miał świadomość, że nie wszędzie będzie tak entuzjastycznie witany jak w Polsce. Trzeba, żebyśmy my tym podróżom towarzyszyli naszą modlitwą, a jednocześnie śledzeniem treści, żeby to i dla nas były wydarzenia, które umocnią naszą wiarę, które nadadzą jej bardziej uniwersalny, bardziej katolicki charakter.

Trzeba, żeby to nas rozwijało w pogłębieniu wiary owocującej w życiu rodzinnym - przy okazji Walencji. Dostrzeżeniu roli kultury, w której człowiek wzrasta. Tak jak Benedykt XVI szedł śladami kultury oraz wiary w której wzrastał Jan Paweł II, tak my będziemy śledzili Jego podróż do Bawarii. To jest droga powszechnego Kościoła. Tak samo ważna będzie wizyta w Konstantynopolu dla głębszego przeżycia wymiaru ekumenicznego. Wydawało się, że świat najbardziej czekał na wizytę Benedykt XVI w Auschwitz i Birkenau. Papież w rozmowie dziennikarzami wskazał, że udaje się tam nie tyle jako Niemiec ale przede wszystkim jako chrześcijanin, katolik...
- To był bardzo ważny punkt programu. Jakby dodany, ponieważ ta wizyta miała zasadniczo dwa etapy. Pierwszy etap „polski”: Kościoła, który jest w Polsce, ślady wiary kardynała Wojtyły. I później ten wymiar międzynarodowy, zresztą też związany z sytuacją w jakiej Polska była i z kard. Wojtyłą, bo przecież był on nieraz w Auschwitz. Wydaje się, że to spotkanie było bardzo ważne. Podejrzewam, że rekordowa ilość ponad 4 tys. akredytowanych dziennikarzy była tak wielka głównie ze względu na ten punkt wizyty Benedykta XVI. W moim przekonaniu to spotkanie było wspaniale zorganizowane, bardzo spokojne, wyciszone, bez przemówień, a z modlitwą ze strony różnych Kościołów chrześcijańskich, modlitwą Romów, a w sposób szczególny środowiska wspólnoty żydowskiej.

Przemówienie Ojca Świętego było bardzo poruszające, pokazało klasę osobowości człowieka. I jego doświadczenie wiary, poprzez które patrzy na wszystko. To, co mówił o milczeniu Boga jako problemie, z którym zmaga się człowiek wobec tak wielkiego dramatu zła. I później to, co mówił o wymowie tablic. O ludzkim cierpieniu, ale i cynizmie władzy, która traktuje ludzi jako przedmioty nie dostrzegając, że są Bożym obrazem. To, co mówił o poszczególnych tablicach i narodach. Zmiażdżyć naród żydowski, wyeliminować spośród narodów ziemi dlatego, że ten naród stanowi świadectwo obecności i działania Boga. „Mocni” chcieli, żeby Bóg umarł, a cała władza żeby spoczęła w rękach ludzi. Chcieli wyrwać korzenie wiary chrześcijańskiej i w to miejsce wsadzić wiarę w panowanie człowieka mocnego. Odnośnie Romów: skazać ich na zagładę, bo ich życie dla tych tak zwanych „mocnych” jest bezwartościowe. Dramat Rosjan - zresztą do tego nawiązywał już Jan Paweł II jak był w Oświęcimiu. Dramat Rosjan walczących z reżimem narodowo - socjalistycznym a zarazem zmuszanych do służby innej dyktaturze, komunistycznej, zniewalającej narody. Obydwie odrzucały Boga i chciały stworzyć dla wybranych świat na trupach innych.

I wreszcie to, co Benedykt XVI zauważył przy okazji tablicy niemieckiej. Postać Edyty Stein traktowanej przez nazistów jako wyrzutka społeczeństwa, a dzisiaj wspominanej z wdzięcznością jako świadek prawdy i dobra, które przetrwało w niemieckim narodzie. Muszę powiedzieć, że dla mnie to wszystko się składało na całość wizyty Papieża. Bo w innych spotkaniach, jak chociażby tym, o którym mówiliśmy wcześniej, na Błoniach z młodzieżą, mówił o wielorakich formach odrzucenia, ignorowania, wyśmiania Jezusa. Spychany do lamusa spraw i osób jak ktoś, o kim nie powinno się mówić na głos… Zagrożenie gonitwą za tym, żeby wszystko mieć, wszystko osiągnąć w jednym momencie. Zagrożenie relatywizmem, wybiórczością prawd. To wszystko prowadzi do konsekwencji, które w dramatyczny sposób zaowocowały tragediami XX wieku. Tymczasem, jeśli rzeczywiście chcemy budować dom na skale, trzeba żebyśmy byli tego świadomi, żebyśmy umieli właściwie wybierać, by było nas na to stać pomimo „nacisków” których nie brakuje dzisiaj. Papież wezwał nas byśmy nie zaprzepaścili chrześcijańskiego dziedzictwa. Skąd przekonanie Benedykta XVI, że to z Polski może wyjść nowy zasiew wiary dla zlaicyzowanej Europy?
- Myślę, że jest to bardzo bliskie tak Benedyktowi XVI jak było bliskie Janowi Pawłowi II. Jeden i drugi podkreślał uznanie, radość, satysfakcję z tego, że Polska jest członkiem Zjednoczonej Europy. Ale zarazem chodzi o to, by być świadomym siebie, by nie stracić bogactwa kulturowego dziedzictwa, by to co czynimy było budowaniem na skale. Budowaniem swego własnego losu na trwałym fundamencie i wnoszenie kulturowego bogactwa, ludzkiej wrażliwości osadzonej na Ewangelii w życie całej wspólnoty w Europie.

Według mnie trzeba widzieć to jeszcze szerzej. Papież podkreśla obowiązek każdego człowieka ochrzczonego, by świadomie uczestniczył w życiu wspólnoty Kościoła, która jest wspólnotą apostolską bez granic, bez końca. Papież zachęca, by być wrażliwym na tych, którzy nie utożsamiają się z naszą wiarą. Benedykt XVI w katedrze warszawskiej mówił wyraźnie: Kościół nie może ograniczać się, czy cieszyć się tylko z tych, którzy są u niego święci i bezgrzeszni. Nie, trzeba patrzeć na wszystkich.

A do kapłanów mówił: pamiętajcie musicie iść i za tymi, którzy w Polsce nie znajdują pracy i z tego powodu decydują się na emigrację. Ale pamiętajcie, że trzeba byście szli też do tych krajów, gdzie brak kapłanów dla tamtych narodów. Trzeba, żebyście szli na te kontynenty, gdzie Kościół dopiero podejmuje pracę misyjną. Wymieniał: Afryka, Azja, Ameryka Łacińska. Mówił: tam już kapłani polscy są, ale miejcie świadomość, że musi was stać na to, żeby wyjść poza to co znacie. Poza to, co wam daje poczucie bezpieczeństwa Trzeba, byście poszli w nieznane po to, żeby nieść innym Chrystusa. W moim przekonaniu to dotyczy nas wszystkich: dotyczy ludzi świeckich, zakonów, kapłanów diecezjalnych. Ojciec Święty na to zwracał uwagę przy różnych okazjach. Zwracając się do biskupów podkreślał ich odpowiedzialność współuczestniczenia w całej misji Kościoła, a więc i w przeznaczeniu kapłanów na misje do innych krajów.