Nie trzeba studzić radosnych emocji

Rzeczpospolita/a.

publikacja 23.05.2006 07:04

Przed papieską pielgrzymką Prymas Polski udzielił serii wywiadów polskim gazetom. Trzeciego w ciągu kilku dni wywiadu udzielił Rzeczpospolitej.

Będę witał papieża jako następcę św. Piotra, a także następcę Jana Pawła II - mówi kard. Glemp w rozmowie z Ewą Czackowską. - Będę miał dwa przemówienia. Jedno w katedrze warszawskiej, gdzie przywitam Benedykta XVI w imieniu duchowieństwa, a drugie na placu Piłsudskiego, gdzie wystąpię także w imieniu Kościoła katolickiego w Polsce. Powiem, czym żyje nasz Kościół i czym żyje to wyjątkowe miejsce, jakim jest w Warszawie katedra - serce stolicy. Będę mówił o tym szczególnym połączeniu w Polsce dziejów Kościoła z wydarzeniami narodowymi. Myślę, że będzie w tym wiele ciepłych słów, jakie mamy dla Benedykta XVI.

- Takich emocji było dużo, gdy przyjeżdżał do Polski Jan Paweł II. Szczególnie podczas ostatnich wizyt przyjmowaliśmy go bardzo serdecznie. Może tym razem będziemy bardziej uważnie słuchać, co ma nam do powiedzenia papież, a nie śledzić, jaki wykona gest?

- Być może, zobaczymy, chociaż mnie się wydaje, że tych emocji zawsze będzie dużo i wcale nie trzeba ich studzić. Przecież to bardzo ludzkie - cieszyć się. Te emocje były podczas poprzednich wizyt papieskich nie tylko dlatego, że papieżem był Polak, ale i dlatego, że to był następca św. Piotra. Ja sam odczuwam emocje, oczekując na Benedykta XVI - człowieka pogodnego, życzliwego, o wielkim sercu, a jednocześnie wielkiego uczonego.

- A czego ksiądz prymas oczekuje po wizycie Benedykta XVI, która przebiega pod hasłem "Trwajcie mocni w wierze"?

- Oczekuję tego, co jest normalną nadzieją takiej wizyty: umocnienia w wierze. Papież przyjeżdża, żeby tak jak św. Piotr umocnić nas w wierze, ożywić ją. Wiara bowiem nie jest czymś stabilnym, potrzebuje ciągle pożywienia duchowego. Wizyta papieska wzmaga tę wiarę także w aspekcie jedności narodowej, społecznej, albowiem nie ma tylko wymiaru liturgicznego i duchowego - jest także przeżyciem społecznym, jednoczącym. Wizyta głowy Stolicy Apostolskiej angażuje całe społeczeństwo, rząd, ludzi polityki, ale także odpowiedzialnych za przygotowania.

- Jan Paweł II był doskonale zorientowany w tym, czym żyje społeczeństwo, Kościół i za każdym razem odpowiadał na te polskie problemy, wskazywał drogę, jak dalej iść, uspokajał nastroje albo zachęcał do działania. Czy i tym razem Benedykt XVI powie nam, jak układać nasze sprawy społeczne, polityczne?

- Raczej będą to wskazówki na płaszczyźnie ogólnokościelnej. Benedykt XVI ma, oczywiście, wiedzę o Polsce, ale nie taką, jaką miał Jan Paweł II, który od podszewki znał naszą historię, kulturę, mentalność ludzi, ich problemy i dzięki temu mógł do nas mówić aluzjami. Teraz tego już nie będzie. Benedykt XVI ma natomiast nieprzeciętną wiedzę o Kościele, o istniejących w nim kierunkach, a także trendach kulturowych, które dotykają także Polskę. Dlatego nie sądzę, by Benedykt XVI odnosił się do szczegółowych kwestii. Natomiast takie miejsca, jak Kraków, Częstochowa czy Auschwitz same będą narzucały tematykę, sposób zachowania i wyrażania się. Papież jest bardzo precyzyjny w swoich wypowiedziach, a to, co powie, na pewno będzie wcześniej dobrze przemyślane.

[...]

- Czy powołanie Rady Programowej Radia Maryja i uregulowanie relacji prawnych z episkopatem rozwiąże problem?

- To na pewno krok naprzód. Ta dotąd zamknięta twierdza, jaką jest Radio Maryja, zaczęła się otwierać. Jesteśmy zainteresowani tym, aby apostolski potencjał, jaki jest w działaniach ks. Rydzyka, był poprawny. Jego ocena nie należy do prowincji redemptorystów, tylko do Kościoła reprezentowanego przez episkopat.

- Tym, co od czasu do czasu wstrząsa Kościołem i opinią społeczną, są informacje o znanych duchownych, którzy mieli współpracować z SB. Ostatnio o ks. Michale Czajkowskim, a na tym pewnie nie koniec. Ksiądz prymas powiedział kiedyś, że nie widzi potrzeby powoływania w archidiecezji warszawskiej komisji do badania tych spraw, bo przeszłość swoich księży zna. Ks. Czajkowskiego, który kilkadziesiąt lat wykładał na dzisiejszym Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego - jednak nie znał.

- Nie, to była niespodzianka, ale ks. Czajkowski jest księdzem archidiecezji wrocławskiej. Tutaj tylko mieszkał.

- Czy nadal nie widzi ksiądz prymas potrzeby powołania komisji, która badałaby powiązania duchownych ze służbami specjalnymi?

- Nie, bo co może taka komisja? Można by wyłowić ludzi, którzy są podejrzani i sprawdzać ich. Na przykład sprawa ks. Michała Czajkowskiego - przecież to jest wina systemu, który tak umiejętnie potrafił deprawować ludzi, że sięgał nawet do wysoko postawionych intelektualnie sfer. Trzeba by było najpierw ocenić deprawację, jaką ten system szerzył w sposób zorganizowany, a potem można by łatwiej ocenić winę ludzi. Nie mam zamiaru powoływać komisji dla "tropienia" księży. Tworzyłoby to klimat wzajemnej podejrzliwości. Jeżeli organa cywilne natrafią na ślady kapłana - współpracownika UB, to niech on wówczas odpowiada jak każdy obywatel.

- Ale powołanie takiej komisji byłoby dla ludzi sygnałem, że jest miejsce, gdzie można pójść z takimi materiałami, a nie ogłaszać je w gazetach. Komisja mogłaby ocenić źródła, określić winę, formę zadośćuczynienia i doprowadzić do pojednania stron.

- Zawsze można iść do biskupa i pokazać materiały, i na pewno będzie jakaś reakcja. Uważam, że w publicznym ogłaszaniu nazwisk jest jakiś element zemsty, czego w kręgach duchownych nie powinno być. Jeśli idę do biskupa i mówię o tym, to przecież wylewając swoje żale, mogę przebaczać. Oczywiście, jeżeli ci ludzie żyją, to powinni doznać jakiegoś publicznego upomnienia czy napiętnowania, ale nie wolno przy tym krzywdzić ludzi, którzy okazali się słabi. Wielu nie sprostało sytuacji, a wielu chciało po prostu przeżyć. To był problem ciągłej konfrontacji sumienia człowieka, jego charakteru z twardym walcem ideologii i systemu niszczącego wszystko. Kiedy jeszcze byłem biskupem warmińskim, przychodzili do mnie księża i mówili, że mieli np. w latach 50. wyrok śmierci za nielegalny handel lub działalność podziemną, i ulegali namowom do współpracy.

[...]

- A co ksiądz prymas uważa za największe swoje osiągnięcie?

- To, że Pan Bóg dał mi przetrwać. I to, że dużo rzeczy się udało. Nawiązałem dobre kontakty z Polonią, uporządkowałem kilka spraw w diecezji, rozwinęła swoją działalność odbudowana Caritas, zbudowaliśmy siedzibę episkopatu. Jako przewodniczący Konferencji Episkopatu przedstawiałem opinię w sprawie konstytucji. Uważam, że wielkim sukcesem jest w niej zapis o obronie życia. Przetrzymaliśmy też wszystkie napięcia związane z ratyfikacją konkordatu i z ustawą o ochronie życia poczętego.

- Kilka lat temu rozpoczął ksiądz prymas budowę świątyni Opatrzności Bożej. Jej idea nie chwyciła, budowa idzie wolno, a ksiądz prymas jest krytykowany, że buduje sobie pomnik.

- To śmieszne oskarżenia. Budowa, rzeczywiście, idzie wolniej, ale się posuwa, zainwestowano w nią już prawie 40 mln złotych. Czy będzie trwała dłużej o rok, czy o dwa lata, to nie ma znaczenia. Obecna budowa jest trzecim w historii podejściem do wypełnienia wotum narodu - dziękczynienia za wolność. Teraz mamy długi okres pokoju i wolności, budujemy świątynię i to jest już nie do cofnięcia. A co do tego, że "idea nie chwyciła", to jest to opinia pewnego kręgu mediów. Wśród wiernych idea dziękczynienia za wolność jest bardzo żywa, stąd też ich ofiary są bardzo duże.