Papież nie jest gwiazdą popkultury

Rzeczpospolita/a.

publikacja 16.05.2006 23:58

Nawet jeśli pani Monroe w życiu przypominała swe bohaterki, nigdy nie uwierzę, że była tak głupia, by na serio porównywać się z papieżem Janem XXIII - czytamy w recenzji monodramu "Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem", zamieszczonej w Rzeczpospolitej.

A założenie istniejącego między nimi podobieństwa jest osią nowego spektaklu Teatru Polonia - "Marylin i papież. Listy między niebem a piekłem" - pisze Paulina Wilk.

Monodram Ewy Kasprzyk jest adaptacją książki niemieckiej autorki Dorothei Kuehl-Martini. Aktorka (a właściwie jej duch, bo dialog rozgrywa się już po śmierci gwiazdy) rozmawia ze zdjęciem papieża wyrwanymz "L'Osservatore Romano". Miota się między kpinami z wizerunku seksbomby a nudnymi wynurzeniami o traumatycznym dzieciństwie i nieudanych małżeństwach. Dowcip nie bawi, a smutne tony rażą tanim melodramatyzmem.

- Wiele nas łączy - mówi do papieża Marilyn. - W końcu oboje mamy władzę i oboje dostarczamy naszej publiczności dużej ilości wzruszeń.

Takie konfrontowanie bogini seksu z boskim namiestnikiem jest nadużyciem - z punktu widzenia historii niewybaczalnym, co gorsza mocno już nieświeżym. Nie zgadzam się na stawianie znaku równości między papieżem, który zapoczątkował Sobór Watykański II i głębokie zmiany w Kościele katolickim, a gwiazdą, która swój wieczny żywot w naszej pamięci otrzymała w prezencie od mediów. I nie występuję tu w obronie Kościoła, ale jako dziecko popkultury.

Z wpatrywania się w MTV pamiętam, że już 20 lat temu Madonna prowokowała, łącząc erotyzm z religijnymi pozami. I co najmniej 15 lat temu zrozumiała, że to wyczerpana formuła. Od młodej Marty Ogrodzińskiej, reżyser tego spektaklu, oczekuję, że zajmuje się sztuką, bo o coś jej chodzi. Że poszuka czegoś więcej niż trywialnych faktów z życia znanych postaci. Faktów nieskładających się niestety ani na pogłębione portrety, ani na komentarz wymierzony w kulturę masową, która śmie nawet papieża przeżuć jak kolejną megagwiazdę.

Na domiar złego Ewie Kasprzyk nie udało się oddać dwuznacznego emploi Monroe, co zresztą z definicji jest zadaniem karkołomnym. To ważne, że Teatr Polonia pozwala się uczyć młodym reżyserom, choćby i na błędach. Ale może trzeba zacząć od lekcji dobrego smaku.


Dorothea Kuehl-Martini, "Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem", przekład Magdalena Mijalska, adaptacja Remigiusz Grzela, reżyseria Marta Ogrodzińska, scenografia Diana Marszałek, kostiumy Tomasz Ossoliński, premiera 13 maja 2006 r., Teatr Polonia, Warszawa