Wadowice: Kto kupi dom Papieża?

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 22.12.2005 22:31

Spore zamieszanie za sprawą mediów zapanowało wokól kwestii sprzedaży domu rodzinnego Jana Pawła II w Wadowicach.

Właściciel kamienicy Ron Balamuth w rozmowie z Gazetą Wyborczą mówi, że do żadnej transakcji jeszcze nie doszło.

Ron Balamuth jest wnukiem przedwojennego właściciela domu przy ul. Kościelnej 7 w Wadowicach, w którym urodził się Karol Wojtyła, i wraz z kuzynem Amosem Aradem jego współwłaścicielem. Balamuth - psychoanalityk - specjalizuje się w leczeniu dzieci mających problemy rozwojowe. - Jestem wyjątkiem w rodzinie, bo jako pierwszy zostałem lekarzem i nie zajmuję się biznesem - mówi o sobie. Ma dwoje dzieci.

Krzysztof Fijałek: Na jakim etapie znajduje się obecnie transakcja sprzedaży kamienicy w Wadowicach?

Ron Balamuth: W tej sprawie na razie mamy do czynienia głównie z faktami prasowymi. Dopiero ostatnio spotkaliśmy się z odzewem na wyrażaną przez nas chęć sprzedania domu. Zainteresowanie jest duże - i nic ponadto. W całej tej sprawie staramy się postępować z wielką ostrożnością i wyczuciem sytuacji, wiedząc, o jak wyjątkowy budynek chodzi. Chcemy być pewni, że ten dom dostanie się w godne ręce.

- Kto, według Pana, byłby najlepszym nabywcą domu?

- Osoba lub organizacja, która zagwarantuje funkcjonowanie Muzeum Jego Świątobliwości Jana Pawła II. I która z takim jak Papież szacunkiem odnosić się będzie do Żydów. Chcemy, żeby ten dom symbolizował przyjaźń między Żydami i katolikami.

- W jaki sposób Pana ojciec przetrwał wojnę?

- Kiedy Niemcy wkroczyli do Polski w 1939 r., mój dziadek był przewodniczącym gminy żydowskiej w Wadowicach. On i babcia mieli ponad 60 lat. Trafili do Bełżca, a razem z nimi ich trzy dorosłe córkami z mężami i dziećmi. Nikt z nich nie przeżył. Mojemu ojcu udało się uciec na Wschód motocyklem Triumph. W Rosji został zesłany do obozu pracy na Syberię, a stamtąd trafił do armii generała Andersa. Razem z nim wyszedł do Persji, skąd trafił do Palestyny. Tu spotkał jedyną ocalałą przed Zagładą siostrę, która wyemigrowała z Polski kilka lat przed wybuchem wojny.

- Jakiej ceny oczekuje Pan za ten dom?

- Jest za wcześnie, żeby mówić o pieniądzach. Ceny pojawiające się w gazetach to tylko domysły dziennikarzy. Jeżeli znajdzie się poważny nabywca, będzie to przedmiotem naszych z nim dyskusji. Ale, jak podkreślam, uzgadnianie tych szczegółów odbywać się będzie w atmosferze szacunku dla Jana Pawła II.

Widzi Pan szanse na znalezienie takiego "poważnego nabywcy"?

- Oczywiście. Nie można na tę kamienicę patrzeć przez pryzmat Wadowic czy Krakowa. Ludzie na całym świecie podziwiają Jana Pawła II. Bylibyśmy szczęśliwi, gdyby ten dom, choćby w części, stał się własnością Kościoła katolickiego.

- Czy to prawda, że zgłosiła się do Pana grupa amerykańskich Żydów, którzy chcą odkupić kamienicę i przekazać ją Kościołowi?

- Jeżeli jest taka grupa, to ja z nią nie miałem kontaktu.

- Jan Paweł II wspominał Pana dziadka Chaima Bałamutha podczas pamiętnego spotkania na rynku w Wadowicach w 1999 r.

- Tego dnia przyjmowałem pacjentów. Zadzwonił do mojego gabinetu dziennikarz "New York Timesa" i zapytał, czy wiem, że Papież mówi o moim dziadku. I że to transmitują telewizje na cały świat. Wtedy po raz pierwszy świat się dowiedział, że Papież urodził się i mieszkał w domu, który należał do Żyda. O tym fakcie dyskutowano w mojej rodzinie od czasu, kiedy Karol Wojtyła został wybrany na papieża. Już w 1978 r. mój wujek, widząc w telewizji zdjęcia naszego domu w Wadowicach, zorientował się, że to ten mały chłopiec Karol, który dorastał w naszym domu, został papieżem. Napisaliśmy wówczas do Rzymu i dostaliśmy zaproszenie na audiencję. Byłem wtedy młody, studiowałem. Akurat podróżowałem po Europie, ale nie zdecydowałem się zmienić trasy i pojechać do Rzymu. Nie wydawało mi się to wtedy ważne.

Muszę też sprostować pewną nieścisłość. Chaim Bałamuth to był mój ojciec, a dziadek miał na imię Jehir. To on był właścicielem kamienicy, którego Jan Paweł II wspominał w Wadowicach.

- Czy spotkał się Pan kiedyś z Janem Pawłem II?

- W 2000 r. zostałem wraz z rodziną zaproszony na prywatną audiencję do papieskiej biblioteki w Watykanie. Było to wyjątkowo wzruszające spotkanie. Pokazałem wówczas Papieżowi zdjęcia, które zachowały się w naszej rodzinie. Pierwsze przedstawia widok naszego domu od frontu. Na drugim - mały chłopiec z blond włosami siedzi na trójkołowym rowerku [dziadek Rona Bałamutha prowadził sklep z rowerami - przyp. red.]. Nie jesteśmy, niestety, w stanie stwierdzić, kim jest ten chłopiec - czy może jest nim Karol Wojtyła. Papież, kiedy tylko zobaczył to zdjęcie, natychmiast sobie przypomniał, że pierwszy rowerek kupił mu ojciec w sklepie mojego dziadka.