Pasterz mówiący językiem ewangelii

Gazeta Wyborcza/a.

publikacja 26.04.2005 06:45

W postawie dawnego "pancernego" kardynała nie było cienia wyniosłości. Mówi językiem ewangelii, nie teologii - podkreślają komentatorzy Gazety Wyborczej.

Jan Turnau napisał:

Nowy papież poszedł wczoraj całą duszą drogą Poprzednika. Przesłanie jego wczorajszej homilii było skierowane bardzo ciepło do wszystkich ludzi, wierzących i niewierzących. Hasło "Nie jesteś sam" miało znaczenie podobne do pamiętnych skrzydlatych słów Jana Pawła II "Nie lękajcie się". Było - to zrozumiałe u papieża - oparte o wiarę w Chrystusa - ale Chrystus był tam właśnie oparciem, a nie oskarżeniem. Był pasterzem, a nie dozorcą. A papież sam był owcą. Benedykt XVI powiedział przecież, że "my wszyscy, cała ludzkość, jesteśmy tą zagubioną owcą, która nie odnajduje już drogi na pustyni". Bo też Jezus w tradycji chrześcijańskiej jest nie tylko pasterzem - sam jest barankiem. W postawie dawnego "pancernego" kardynała nie było cienia wyniosłości. Ujmował jego nieśmiały uśmiech człowieka, który czerpie otuchę nie z pewności siebie, lecz z chrześcijańskiej wiary i międzyludzkiej więzi.

Benedykt XVI ma twarz pogodną, serdeczną, mówi, idzie i błogosławi własnym oddechem i rytmem. Wydaje się i delikatny, i silny - pisze Jarosław Mikołajewski

Wiemy, że nowy papież potrafi być wdzięczny - kiedy zaczyna przemawiać, natychmiast wspomina Jana Pawła II, poprzedzając Jego imię wciąż tym samym przymiotnikim "indimenticabile - niezapomniany". Wiemy, że potrafi być dowcipny - kiedy w niedzielnej homilii mówi, że nie ma potrzeby przedstawiać programu swojego rządu, Włosi wybuchają śmiechem, słysząc nawiązanie do programu rządowego, jaki w sobotę wygłosił Silvio Berlusconi. Wiemy, że uczy się roli medialnej - kiedy podczas mszy inauguracyjnej wspomina o paliuszu, wskazuje ten element swojej szaty. Wiemy, że chce być odważny, czyli spodziewa się, że odwaga będzie mu potrzebna. Że jest wykształcony, głęboki, świadomy swojej roli. Wiemy, że spodziewaliśmy się po nim języka teologii, a on mówi językiem ewangelii. Wiemy, że nie chce wypełniać własnej woli, lecz wolę Chrystusa. Nie wiemy, na jakie to przełoży się czyny.

Choć od jego wyboru nie minął tydzień, już zaczyna się przypisywanie mu lub wymuszanie na nim decyzji. Szybką popularność zdobyła sugestia, że Benedykt XVI odbędzie swą pierwszą podróż do Polski - nie potwierdził jej "Gazecie" ani kardynał Grocholewski, ani kardynał Meissner. Do udzielenia nam informacji, że "kalendarz podróży nie jest ustalony, za wcześnie, by mówić, która pielgrzymka będzie pierwsza", upoważnił w sobotę swoją asystentkę Joaquin Navarro Valls. Duże podniecenie wywołały rewelacje "La Repubbliki", jakoby Benedykt XVI miał szybko dopuścić katolików żyjących poza sakramentalnym związkiem do sakramentu eucharystii - nie potwierdził nam w sobotę tej pogłoski kardynał Lustiger...

Pewnie sami już wiemy, jaki ma być Kościół Benedykta XVI. A jeśli nie potrafimy tego dokładnie określić, z bezsilności twierdzimy, że okaże się wielką niespodzianką. A jak nie? A jeśli Chrystus, w którego wsłuchuje się, kiedy go nie podglądamy, mówi mu "módl się i pracuj, jak kazał Twój patron Benedykt"? Jeśli mówi mu "nie snuj własnych projektów, tylko trzymaj się wiary, a wkrótce zobaczysz mój projekt"?

Widząc rozczarowanie niektórych dziennikarzy nazbyt przewidywalną formą sobotniego spotkania z przedstawicielami mediów, jego współpracownicy i watykaniści tłumaczą: „Nie spodziewajcie się, że będzie brał na ręce dzieci, że będzie podchodził do grup, które wołają vieni qui - przyjdź tutaj. Kiedy zwracaliśmy się do kardynała Ratzingera z jakimś pytaniem, skupiał się i udzielał poważnej odpowiedzi, mówił serdecznie, lecz skromnie. Poza tym jest nieśmiały i kiedy tylko pojawiała się kamera, wyraźnie go krępowała. Podczas tego spotkania dwa razy odszedł z przygotowanego tekstu mówiąc »przejdę na ojczysty język « i »powróćmy do włoskiego «. To u niego bardzo wiele”.

Na dziś niespodzianką największą jest to, co widzieliśmy podczas niedzielnej mszy - jak żywy i młody jest Kościół. I jak sugestywnie potrafi przewodzić mu Benedykt XVI. Przejeżdżając placem św. Piotra, zakończył czas tęsknoty za roześmianym papieżem wśród ludzi, nie zaćmiewając pamięci o papieżu cierpiącym, który wśród ludzi być próbował, lecz nie mógł. Benedykt XVI ma twarz pogodną, serdeczną, mówi, idzie i błogosławi własnym oddechem i rytmem. Wydaje się i delikatny, i silny.