Watykan: Nasz Papież

Ks. Tomasz Jaklewicz, Rzym 19.04.2005 godz. 22.35

publikacja 19.04.2005 22:46

Krótko po wyborze papieża zagadnąłem polskich pielgrzymów. Przyjechali spod Częstochowy, z Pajęczna. - Czy my, Polacy, przyjmiemy papieża z Niemiec? - Oczywiście - pada zdecydowana odpowiedź pani Kazimiery - on już jest teraz nasz, to jest nasz papież!

Pierwsze dwa czarne dymy, ten w poniedziałek i dzisiaj w południe, przeżyłem w wielkich emocjach. Przed Bazyliką św. Piotra panowała niesamowita atmosfera. Oczekiwanie, ale także rodzaj uniesienia, jakiejś ekscytacji. To się wszystkim udziela. Poczucie uczestnictwa w czymś wyjątkowym, dla większości z nas nowym, znanym tylko teoretycznie. A teraz dzieje się, na naszych oczach. Ci wszyscy ludzie, czekają po prostu na Ojca – posumował ten klimat ks. Adam Wodarczyk.

Jeszcze o wpół do szóstej we wtorek spokojnie piję dobrą włoską kawę w polskiej sekcji Radia Watykańskiego. Rozważamy, jak długo potrwa konklawe. Dymu spodziewaliśmy się około 19.00. Telewizja watykańska nadaje cały czas ten sam obraz: komin. Nagle ktoś wpada do pokoju z okrzykiem: dym. Wszyscy wbijają oczy w ekran. To już trzeci raz. Za wcześnie. Muszę zachować spokój. Tak samo jak poprzednim razem, tak i teraz nie wiadomo, biały czy czarny. Ktoś woła: otwórzcie okna, czy nie słychać dzwonów. Nic nie słychać. Do pokoju wpadają Niemcy, Czesi. Dym jest za wcześnie, czyli odbyło się tylko jedno głosowanie. Czyli… mamy papieża.

Wybiegam z Radia. Mam do pokonania jakieś 700 metrów. Przy Palcu momentalnie zaczyna robić się gęsto. Ludzie wciąż jeszcze nie są pewni. Policjanci zaczynają jakieś manewry z barierkami. Przeciskam się jak najbliżej. Jestem naprzeciw loggi. Nie wytrzymuję nerwowo. Przeskakuje barierkę, przesuwam się jeszcze kilkadziesiąt metrów do przodu. W kilka minut Plac wypełnia się po brzegi. Księża z Instytutu Polskiego opowiadali później, jak wybiegali z budynku i biegli ulicami Rzymu. Ludzie widząc ich biegnących w koloratkach wołali do nich: czy jest? Tak! Ze sklepów, restauracji wybiegało coraz więcej ludzi. Euforia, radość.

Zaczynają bić dzwony. Nie ma już wątpliwości. Mamy papieża. Ale kto nim jest? Oczy ludzi, obiektywy aparatów i kamer wycelowane są już tylko w jedno miejsce. Środkowy balkon fasady Bazyliki. Pod nim płaskorzeźba przedstawiająca Chrystusa wręczającego klucze Piotrowi. Scena, która na naszych oczach staje się rzeczywistością. Po raz 265.

Ludzie dzwonią, robią zdjęcia, co jakiś czas rytmicznie klaszczą. Wołają: coraggio! odwagi! Jakby chcieli przyspieszyć moment ukazania się nowego papieża. Obok mnie flaga z napisem: Polonia semper fidelis. Powiewają flagi. Około 18.40 okno się otwiera. Brawa. Na balkonie pojawia się dywan z herbem papieża Jana Pawła II. W oknie ukazuje się Kardynał – zwiastun dobrej nowiny. Tłum wiwatuje, klaszcze. Bracia i Siostry! – w kilku językach zwraca się Kardynał. Padają słowa, na które wszyscy czekali: Ogłaszam Wam radość wielką, habemus papam!

Głos kardynała jest mocny, zdecydowany. Ludzie klaszczą, wymachują rekami, cieszą się. Za chwilę na placu zapada milczenie. Chcemy usłyszeć, kim jest nowy papież. Kiedy pada imię Józef chyba nikt nie ma już wątpliwości. Tak, kardynał Józef Raztinger. Przybrał sobie imię Benedykta XVI. Niesamowite. Dziś około 13.00 byłem przy grobie Jana Pawła II. Moją uwagę zwrócił czarny grobowiec Benedykta XV, który znajduje się dokładanie naprzeciw grobu Jana Pawła II. Kilkanaście metrów dalej grób św. Piotra.

Czekamy na nowego papieża. W oknie pojawia się krzyż procesyjny. Za nim Benedykt XVI. Zerkam na telebim, by widzieć dokładniej jego twarz. Uśmiech, otwarte dłonie nowego papieża. A więc jednak on, tak jak przewidywało wielu. Wbrew przysłowiu, które mówi, że kto wchodzi papieżem, wychodzi kardynałem. Kard. Raztinger wchodził na konklawe jako człowiek o ogromnym autorytecie. Czuło się to wyraźnie czasie pogrzebu Jana Pawła, także w czasie poniedziałkowej mszy św. o wybór nowego papieża. Obserwowałem wtedy, jak ociera pot. Kiedy wypowiadał słowa przysięgi przed konklawe, w jego głosie słychać było drżenie. Może już coś przeczuwał. Po Polaku, nie Włoch, ale Niemiec na stolicy św. Piotra. Jak bardzo zmienił się Kościół na naszych oczach!

Wsłuchujemy się w pierwsze słowa: „Po wielkim papieżu Janie Pawle II kardynałowie wybrali mnie prostego i pokornego pracownika winnicy Pańskiej”. Rozlegają się oklaski, na sąsiednich balkonach zrobiło się czerwono, pojawili się w nich kardynałowie. Ludzie skandują: Be – ne – detto! Benedykt XVI udziela swojego pierwszego błogosławieństwa Miastu i światu. Jeszcze chwilę spogląda na rozradowanych, wiwatujących ludzi.

Rozglądam się za niemieckimi flagami. Nie ma ich zbyt wielu. Dostrzegam dwie. Podchodzę. Starsza pani, z trójką dorosłych dzieci. Gratuluje im. - To dla nas wielka niespodzianka. Bardzo konserwatywny, ale cieszymy się, jesteśmy dumni. Z Wiednia dzwoni do mnie pani Anna. Stawiała na kard. Raztingera. Jest szczęśliwa. To jest mocny człowiek. Ale z sercem i z wielkim poczuciem humoru. Przy wyjściu z Placu św. Piotra widzę małą kilkuletnią Włoszkę. Stoi na barierce podtrzymywana prze ojca. Głośno wykrzykuje: Benedetto!

Jutro rano papież odprawi Eucharystię dziękczynną w gronie kardynałów. W niedzielę o godz. 10.00 Msza św. inaugurująca nowy pontyfikat. Duchu Święty, miej w opiece naszego Ojca świętego!