Homilie u św. Marty

WIARA.PL |

publikacja 16.01.2017 06:00

Czekamy na mszę św., którą odprawi papież. Nie będzie to jednak uroczysta liturgia jak w bazylice św. Piotra, ale msza św. „domowa” w małej kaplicy w papieskiej rezydencji. Wreszcie otwierają się drzwi...

Homilie u św. Marty Roman Koszowski /Foto Gość Dom św. Marty

Fragment książki "Bóg szuka nas na marginesie" publikujemy za zgodą wydawnictwa Znak. Zamieszczony tekst, przedrukowany w tej książce, stanowi fragment przedmowy o. A. Spadaro SJ do pierwszego tomu homilii papieża Franciszka, wygłoszonych w kaplicy Domu św. Marty, zatytułowanego La verità è un incontro, red. A. Spadaro SJ, RCS Libri, Milano 2014, s. 11-26.

Homilie u św. Marty   www.znak.com.pl Franciszek: "Bóg szuka nas na marginesie" Kaplica Domu św. Marty, godzina 6.30

Przed bramą do Domu św. Marty, który Franciszek nazywa czasem „klasztorem”, zebrała się już grupa osób oczekujących na wejście zaplanowane o godzinie 6.45. Wcześniejsza niż zwykle pobudka i poranny chłód mogłyby wydawać się uciążliwe, jednak wśród zebranych wyczuwa się atmosferę skupienia. Czekamy na mszę św., którą odprawi papież. Nie będzie to jednak uroczysta liturgia jak w bazylice św. Piotra, ale msza św. „domowa” w małej kaplicy w papieskiej rezydencji. Wreszcie otwierają się drzwi. Gwardziści szwajcarscy wskazują nam drogę do kaplicy. Księży kierują do salki, gdzie stoi długi stół z krzesłami, na których można położyć palto i teczkę. Dwie siostry ze Zgromadzenia św. Wincentego à Paulo pomagają koncelebransom dobrać szaty liturgiczne odpowiedniej długości i założyć stułę. Do dyspozycji jest parę butelek wody, są też plastikowe kubki. To cenny dowód troski. Tymczasem świeccy, którzy przyszli uczestniczyć we mszy, zajmują miejsca w kaplicy, do której po chwili wchodzą koncelebrujący kapłani, siadając w pierwszym rzędzie. W pogodnej atmosferze wszystko wygląda najzupełniej zwyczajnie.

Gdzie jesteśmy? W kaplicy Świętego Ducha w Domu św. Marty. Zaprojektował ją w 1993 roku amerykański architekt Louis D. Astorino z Pittsburgha w Pensylwanii. Niezrażony specyficzną lokalizacją, postanowił wykorzystać fakt, że kaplica jakby klinem wcina się w niewielką przestrzeń między południową ścianą Domu a okalającymi Watykan szesnastowiecznymi murami wzniesionymi z rozkazu papieża św. Leona IV, i nawiązując niejako do Trójcy Świętej, na motywie trójkąta oparł zarówno założenie całej konstrukcji, jak i jej wystrój. Nawet posadzka wyłożona jest trójkątnymi kamiennymi płytami. Z każdego miejsca kaplicy wierni widzą elementy nawiązujące do symboliki trynitarnej. Wszędzie widoczne trójkąty sprawiają, że przestrzeń kaplicy wywołuje wrażenie pewnej „ostrości”, którą jednak łagodzi ciepły blask marmuru i miękka gra świateł. Całość sprawia wrażenie strzeliste. To szczegół niepozbawiony znaczenia, gdyż kaplica wzniesiona została w przedłużeniu osi papieskiego ołtarza w bazylice Piotrowej.

Skromna, zwięzła, intensywna msza św.

Papież wchodzi skupiony, kłania się do ołtarza i czyni znak krzyża. Pierwsze wrażenie to wrażenie uczestnictwa we mszy św. Nie chodzi o to, że jesteśmy z papieżem, ale że uczestniczymy w porannej liturgii, jak wszystkie inne odprawiane w każdej parafii. Tylko biała piuska świadczy o tym, że celebransem jest papież. Franciszek jest teraz przede wszystkim pasterzem. Zachęca nas do modlitwy. Skupionym wzrokiem wodzi po twarzach wpatrzonych w niego wiernych. Papież nie lubi izolacji i ta poranna msza św. nie jest liturgią między nim a Bogiem w obecności widzów, lecz głębokim doświadczeniem prawdziwej wspólnoty.

- Pan z wami - mówi papież spokojnym głosem.
- I z duchem twoim - odpowiadają wierni.

Liturgia ma skromny, zwięzły, a przecież intensywny charakter. Również na oprawę muzyczną składają się proste, oszczędne pieśni. Zwykle Franciszek ma dwóch głównych koncelebransów. Po odczytaniu Ewangelii papież podchodzi do pulpitu i zwraca się do wiernych. Ma przed sobą lekcjonarz otwarty na słowie Bożym. Żadnych notatek czy choćby kartki. W ciszy, która na chwilę ogarnia zgromadzenie, Franciszek przenikliwie analizuje czytania, odkrywając ich znaczenie dla tych wiernych, których ma przed sobą.

Czas homilii jest ograniczony. Jeśli trwa zbyt długo, jak napisał Bergoglio w Evangelii gaudium, „niszczy dwie charakterystyczne cechy celebracji liturgicznej: harmonię między jej częściami oraz jej rytm” (EG 138) [1]. Papież dobrze pamięta, że już w Biblii zawarte zostało zalecenie dotyczące odpowiedniej miary: Mów zwięźle, w niewielu słowach [zamknij] wiele treści (Syr 32, 8).

Liturgia, która zachowuje „domowy” charakter

Krótkie homilie Franciszka cieszą się wielkim zainteresowaniem. Jak pisze o. Federico Lombardi SJ, dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, na stronie internetowej Radia Watykańskiego od razu pojawiły się prośby o udostępnienie ich w formie zapisu dźwiękowego lub nagrania wideo z celebracji, lub choćby tylko z kazania. Od samego początku więc codziennie „L’Osservatore Romano” i Radio Watykańskie udostępniają ich syntezy, przy czym mają one całkowicie odmienny charakter. Pierwsza, odpowiadając potrzebom gazety, jest bardziej opisowa, druga natomiast, wzbogacona o dźwięk, zamiast „opowiadać”, stanowi autentyczny przekaz Ojca Świętego. Watykański Ośrodek Telewizyjny (CTV) oddaje do dyspozycji użytkowników nagranie wideo odpowiadające jednemu z fragmentów transmitowanych w programach radiowych. (...)

Wielu odbiorców pragnęłoby pełnego wydania homilii, które jednak nie są publikowane w całości. Dlaczego? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zrozumieć, co naprawdę dzieje się o siódmej rano w kaplicy Domu św. Marty. Poranna msza św. jest dla papieża, że tak powiem, „liturgią domową”. Jak mówi o. Lombardi SJ, to nie jest celebracja do „transmitowania”, ale do tego, by uczestniczyć w niej osobiście, bezpośrednio, nie korzystając z rozmaitych technik przekazu, jak w przypadku innych bardziej oficjalnych liturgii. Należy więc uszanować charakter, jaki Ojciec Święty sam nadaje tej porannej mszy św., w której bierze udział niezbyt liczna grupa wiernych, zwykle około pięćdziesięciu osób, i która jest dla papieża spotkaniem szczególnego rodzaju. I właśnie dlatego pomimo wielu próśb Franciszek jasno wyraził życzenie, by msza u św. Marty nie była transmitowana bezpośrednio. Jednak ta liturgia jest w całości rejestrowana: zarówno w formie nagrania dźwiękowego, jak i wideo.

Papież mówi spontanicznie, używając języka włoskiego, który wprawdzie zna bardzo dobrze, ale który nie jest jego językiem ojczystym. Kazania Franciszka u św. Marty nie opierają się na tekście pisanym. Opublikowanie więc ich pełnej wersji nadałoby tym wypowiedziom nienaturalną formę, niektóre fragmenty wymagałyby korekty i wówczas całość w sposób oczywisty stałaby się „czymś innym” w stosunku do zamierzeń Ojca Świętego. Dla Franciszka homilia ma zawsze charakter mówiony, powstaje w kontekście celebracji i nie powinna znaleźć się w tomie medytacji czy refleksji. Nie udostępniać jej pełnej transkrypcji to zachować jej spontaniczny charakter.

Czym są homilie u św. Marty?

A czym jest homilia dla papieża Franciszka? Jakie znaczenie ma dla niego celebracja mszy św. każdego ranka i wygłaszanie tych krótkich, znaczących homilii? Poruszyłem tę kwestię, przeprowadzając wywiad z Ojcem Świętym dla „La Civiltà Cattolica”. Odpowiedział mi, podkreślając konieczność zachowania równowagi między nauczaniem dogmatycznym i moralnym a przesłaniem misyjnym Kościoła. „Piękna homilia, prawdziwa homilia powinna rozpocząć się ogłoszeniem nowiny zbawienia. Nie ma niczego bardziej trwałego, głębokiego i pewnego od tego przesłania. Potem należy wygłosić katechezę. Na koniec można wyciągnąć również wnioski moralne. Ale przesłanie zbawczej miłości Boga jest ważniejsze niż kwestie moralne i religijne. Dziś wydaje się niekiedy, że przeważa odwrotna kolejność”. A przecież „ewangelicznego przesłania nie można redukować tylko do niektórych jego aspektów, bo te, chociaż istotne, nie są w stanie ukazać sedna nauczania Jezusa” [2]. Wydaje mi się, że te słowa wskazują, jakie znaczenie Franciszek przykłada do homilii stanowiących przesłanie, które koncentruje się na tym, co najważniejsze i niezbędne, a co równocześnie pasjonuje i przyciąga, rozpalając serca, jak serca uczniów podczas wieczerzy w Emaus. 

W Evangelii gaudium papież podkreślił, że homilia to test, to znak, którego nie sposób sfałszować. Dla każdego duszpasterza to sprawdzian pozwalający ocenić jego bliskość z wiernymi i zdolność wyjścia im naprzeciw. Kto głosi kazanie, powinien, znając serce swojej wspólnoty, rozeznawać w niej żywe i gorące pragnienie Boga. Homilia tworzy nierozerwalny związek między duszpasterzem a wiernymi. Kaznodzieja powinien poznawać serce wspólnoty, rozeznając jej pragnienie Boga w kontekście inspiracji i łaski podczas liturgii eucharystycznej (por. EG 137).

Stąd bierze się dwojaki, a więc podwójnie cenny, charakter homilii Franciszka. Z jednej strony stanowią one bardzo głębokie przesłanie wyrosłe z serca Ewangelii. Nie głoszą abstrakcyjnych idei, lecz mówią o miłosierdziu. Z drugiej – nacechowane są istotnym ciepłem wynikającym z kontaktu z ludźmi, których papież widzi przed sobą i z którymi tworzy ścisłą wspólnotę. Można to łatwo zauważyć, gdyż Watykański Ośrodek Telewizyjny (CTV) w swoich krótkich clipach dostępnych na kanale YouTube nie ogranicza obrazu tylko do papieża, ukazując również twarze obecnych. To pozwala pokazać też reakcje wspólnoty zgromadzonej w kaplicy.

Tak więc homilie papieża mają istotny walor symbolu, przekazując w szczególnej, niespotykanej wcześniej formie sens ewangelicznego przesłania. I właśnie dlatego można je opowiedzieć, lecz nie zapisać w całości, jakby stanowiły jakiś rodzaj oficjalnego dokumentu. Tutaj praca dziennikarzy Radia Watykańskiego okazuje się niezwykle cenna. Z upływem czasu ci, których obowiązkiem jest przygotowanie streszczeń, przyzwyczaili się do stylu papieża, wybierając szczególnie znaczące fragmenty i wplatając je w narrację tak, by przekazać odbiorcom ich kontekst.

Kim jest kaznodzieja u św. Marty?

Kim jest Bergoglio nauczający od prostego pulpitu w skromnej kaplicy Domu św. Marty? W adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium Franciszek wprowadza Kościół w nowy dynamiczny etap ewangelizacji. Z tego powodu zajmuje się szerzej kwestiami, które uważa za ważne i pilne. Wśród poruszonych tematów znalazła się także homilia (EG 135–144). Jest to materia, którą papież omawiał już wcześniej. Czytając niektóre refleksje Franciszka, widzimy, że kaznodzieja jest siewcą dobrej nowiny, ale zarazem jest też jak matka.

Dla Franciszka duszpasterz to przede wszystkim dobry siewca, który rzuca szerokim gestem ziarno z ufnością, iż przyniesie owoce, świadomy jednak, że potrzebuje ono czasu, by dojrzeć. W 2005 roku wówczas jeszcze kardynał Bergoglio mówił: „Słysząc i oceniając w swym sercu miłość i znajomość słowa Bożego wśród wiernych, kaznodzieja zbiera żniwo wartości, które już dojrzały, i ukazuje kierunki ich zastosowania w praktyce, a jednocześnie, o ile znajdzie żyzną glebę pozwalającą wzrastać nasieniu, zasiewa pragnienie i dalszą nadzieję” [3]. Papież Franciszek, nauczając, zasiewa pragnienie i wskazuje kierunek drogi. Homilie wygłaszane u św. Marty są więc szczególnie cenne, zwłaszcza w porównaniu z przemówieniami bardziej dopracowanymi pod względem formalnym. Stanowią bowiem źródłowy zapis myśli zrodzonej w bezpośrednim kontakcie z modlącym się zgromadzeniem.

O ich specyficznym charakterze świadczy przede wszystkim sposób stosowania przez Franciszka pauz, które sprawiają, że jego styl i rytm wypowiedzi są dalekie od monotonii. Słowa papieża wykute są z ciszy. Niekiedy homilia, na którą składają się kunsztownie wyrzeźbione słowa, rozwija się powoli. Dochodząc do ważnego punktu, papież podwyższa napięcie i ożywia swoją wypowiedź gestem, przydając jej plastycznej ekspresji. Słowom towarzyszy również mimika, gdyż Franciszek poddaje się niejako fizycznie głoszonemu słowu.

Jego homilie wyrastają z modlitwy. Zanim zostaną wygłoszone wiernym od pulpitu, są przygotowywane w modlitwie osobistej. „Przygotowanie przepowiadania słowa jest zadaniem tak ważnym, że należy poświęcić mu dłuższy czas studium, modlitwy, refleksji i kreatywności duszpasterskiej” (EG 145). Homilia jednak nie jest i nie powinna być katechezą poprzedzoną chwilą medytacji. Nie jest to owoc refleksji indywidualnej ani modlitwy osobistej. Przygotowanie służy temu, by włączyć w sposób skuteczny homilię w dialog Boga i jego ludu.

Okoliczność, że ten dialog odbywa się w kaplicy, nadaje homiliom Franciszka zupełnie szczególny charakter. Wynika to również z faktu, że zgromadzenie, które Franciszek ma przed sobą, jest codziennie inne. W ten sposób „kameralny” dialog zostaje przeniesiony również na działalność duszpasterską papieża w skali uniwersalnej. Nie powinno zatem dziwić, że tematy poruszone u św. Marty stają się potem elementem wystąpień, wypowiedzi, homilii papieża wygłaszanych wobec szerszego grona słuchaczy. Kazania u św. Marty stanowią niejako pulsujące serce duszpasterstwa Franciszka. Są owocem poszukiwań i rozeznawania miejsc, gdzie pojawia się żywe i gorące pragnienie Boga.

Kaznodzieja jest jak matka

Kaznodzieja to jednak nie tylko siewca. Jest również matką. Franciszek pragnie dać wyraz macierzyństwu Kościoła. Papież powiedział kiedyś: „Uważam, że obraz matki z dzieckiem najlepiej wyjaśnia, co to znaczy uczyć tego, kto już wie. Kościół, który jest matką dla nas wszystkich, naucza lud jak matka przemawiająca do swego dziecka, ufając, że to dziecko, silne miłością, jaką darzy je ten, kto je spłodził, będzie świadome, że wszystko, co ojciec i matka mu przekazują, służy tylko jego dobru” [4]. Ponadto „dobra matka przyjmuje to wszystko, co Bóg zasiał w jej dziecku, wsłuchuje się w jego troski i uczy się od niego. Panujący w rodzinie duch miłości kieruje zarówno matką, jak i dzieckiem w ich dialogu, w którym człowiek uczy i w którym się uczy, koryguje i docenia rzeczy dobre. Podobnie jest w przypadku homilii” (EG 139).

Rodzinna atmosfera wywiera wpływ na tego, kto głosi kazanie, i na to, jak prowadzi słuchaczy. Ludzie doceniają kaznodzieję, kiedy stara się być szczery, kiedy używa „matczynego” języka, ojczystego „języka macierzystego”, który w swojej prostocie ucieka się do konkretnych obrazów. Mówić z serca oznacza nie tylko, że jest ono gorące, ale również oświecone pełnią objawienia słowa Bożego na drodze przebytej przez Kościół i wiernych w historii.

Dla Franciszka serdeczna bliskość kaznodziei, ciepły ton jego głosu, gesty umacniają „klimat macierzyński i eklezjalny” [5], w jakim Pan rozwija dialog ze swoim ludem. Nie można zrozumieć homilii u św. Marty, nie mając świadomości ich „matczynego” charakteru. Kaznodzieja sieje miłość i ją umacnia, tworząc „środowisko” uczuciowe i atmosferę przekazu pozwalającą na to, by Pan prowadził dialog ze swoim ludem.

Jezuicka tradycja homiletyczna

Kaznodzieja jest odpowiedzialny za klimat przekazu. Nie musi natomiast w sposób oryginalny i z talentem zabawiać publiczności. Homilia „nie może być spektaklem rozrywkowym, nie kieruje się też logiką przekazów medialnych, ale powinna wzbudzać zapał i nadać sens celebracji” (EG 138). Jest to „szczególny rodzaj” przekazu lub raczej jego kontekst. Dobry kaznodzieja więc to nie ktoś, kto potrafi dobrze przemawiać albo umie przyciągnąć uwagę. To nie aktor czy klaun. Zupełnie inna jest bowiem dynamika homilii.

Trzeba się zastanowić, by zrozumieć, co to znaczy, ale najbardziej spontanicznym i naturalnym sposobem, by pojąć, o co nam chodzi, jest przeżycie tej chwili. Sens kazania dla Bergoglia zakorzeniony jest w Ignacjańskich Ćwiczeniach duchowych. Nie od razu jednak staje się to dla słuchacza oczywiste. Papież Franciszek sięga bowiem nie tylko do klasycznej homiletyki Towarzystwa Jezusowego. Nawiązuje bezpośrednio do Ćwiczeń... i czerpie z ich radykalizmu, ale one nie są wcale świadectwem życia duchowego, lecz przewodnikiem po drodze duchowego doświadczenia, czymś w rodzaju teatralnego scenariusza. Trzeba prześledzić go krok po kroku, by pojąć jego sens. Ćwiczenia... to nie zbiór medytacji jakiegoś autora. Krótkie i pełne znaczenia noty Ćwiczeń... wskazują drogę duchową przeżytą przez tego, kto je napisał, lecz same nie są opisem duchowego doświadczenia i dlatego nie mówią wszystkiego. Nie są opowieścią o doświadczeniach św. Ignacego, ale nie są też „narracją” czy wypowiedzią liryczną.

Czym zatem są? Stanowią „przewodnik”, jak tworzyć żywy język rozmowy z Bogiem osoby, która przechodzi przez Ćwiczenia... Św. Ignacy porównuje tę relację do relacji dwóch przyjaciół lub relacji zachodzącej między sługą a jego panem: así como un amigo habla a otro, o un siervo a su señor (por. Ćwiczenia... 54). Ćwiczenia... pozwalają również, by Bóg wybrał własny język, jakim odpowiada ćwiczącemu, język, który go mueve y atrae, czyli inspiruje i do siebie przyciąga (Ćwiczenia... 175).

Homilia ma dla Franciszka strukturę językową rozmowy, podobnie jak Ćwiczenia... sprzyjającą dialogowi Boga i Jego ludu. To oryginalne i ważne podejście zasługuje na wyjaśnienie. Papież opisuje ten wymiar homilii, podkreślając znaczenie serdecznego języka spotkania i mówiąc o misji kaznodziei, która polega na „łączeniu miłujących się serc, serca Pana i jego ludu, podczas homilii zamykających się w ciszy i pozwalających kaznodziei mówić” [6]. Tak więc sens homilii wykracza poza „przekaz prawdy”, bo dialog jest czymś więcej. Realizuje się w słowach i w tym, co dobre i co polega na zbliżeniu jednej osoby do drugiej. W ten sposób Bóg, posługując się słowem człowieka, rozszerza swoją władzę.

Kaznodzieja, skupiając lud, umożliwia mu spotkanie z Bogiem. Oczywiście Pan i Jego lud „prowadzą dialog w rozmaitej formie, w sposób bezpośredni, bez potrzeby mediatora” poza przestrzenią spotkania w homilii. „Niemniej w homilii korzystają z pośrednictwa kaznodziei, który wyraża uczucia uczestników dialogu tak, by potem każdy wybrał sposób, w jaki będzie kontynuować własną rozmowę z Bogiem”. To dlatego właśnie kazanie li tylko moralizatorskie czy będące tylko egzegezą zubaża porozumienie serc, które dla Bergoglia ma charakter niemal sakramentalny, jako że wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa (Rz 10, 17) [7]. Jeśli homilia nie służy nawiązaniu porozumienia między Bogiem a ludem, by potem każdy mógł umocnić osobistą relację z Bogiem, to jest stratą czasu.

Jak papież przygotowuje swoje homilie?

W jaki sposób Franciszek przygotowuje swoje homilie? Jakie etapy prowadzą do homilii tworzącej klimat porozumienia między Bogiem a Jego ludem? W Evangelii gaudium papież zawarł bardzo precyzyjne wskazówki dotyczące przygotowania homilii. Jest to nie tyle owoc lektury podręczników homiletyki, ile wynik doświadczeń osobistych i duszpasterskich. „Pierwszym krokiem, po zwróceniu się do Ducha Świętego, jest poświęcenie całej uwagi tekstowi biblijnemu, który powinien stanowić podstawę przepowiadania” (EG 146).

Franciszek wymaga od kaznodziei „pokornej i pełnej zadziwienia czci wobec Słowa”, która wyraża się „w studiowaniu go z najwyższą uwagą i ze świętym lękiem, aby nim nie manipulować”. Papież zwraca również uwagę, że „aby można było interpretować tekst biblijny, potrzeba cierpliwości, uwolnienia się od wszelkiego niepokoju i poświęcenia czasu, zainteresowania i bezinteresownego oddania. Trzeba odłożyć na bok jakąkolwiek dręczącą nas troskę, aby wejść w inny obszar skupienia, naznaczonego pogodą ducha” (EG 146). Podkreśla też potrzebę miłości: „przygotowanie kazania wymaga miłości. Bezinteresownie i bez pośpiechu poświęcamy czas tylko rzeczom lub osobom, które kochamy. A tutaj chodzi o ukochanie Boga, który chciał przemówić. Poczynając od tej miłości, można się zatrzymać z postawą ucznia” (EG 146).

Homilie u św. Marty są więc przygotowywane z wielką starannością, w pogodzie ducha, a także z miłością wynikającą z faktu, że Bóg przemawia do swego ludu. Do słowa Bożego należy podchodzić z sercem uległym i rozmodlonym, aby przeniknęło ono do głębi myśli i uczucia (por. EG 149) [8]. „Ktokolwiek chce przepowiadać, najpierw powinien być gotów, by poruszyło go Słowo i by stało się ono rzeczywistością w jego konkretnym życiu” (EG 150), pisze papież. Tak więc dla kaznodziei słowo winno stawać się ciałem i wobec tego „(...) przed przygotowaniem konkretnie tego, co powiemy w kazaniu, powinniśmy jako pierwsi pozwolić się zranić temu Słowu, które zrani innych, ponieważ jest to Słowo żywe i skuteczne, które jak miecz obosieczny przenika aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4, 12)” (EG 150).

Bergoglio jest więc przekonany, że słowo Boże rzeczywiście powinno przenikać tego, kto głosi kazanie, nie tylko przenikając rozum, „(...) lecz biorąc w posiadanie całe jego jestestwo” (EG 151). Tylko wtedy bowiem Bóg „podsuwa mu słowa, jakie tylko On jeden może poddać” [9]. Głoszenie kazania jest zatem przeżyciem duchowym pełnym niespodzianek i tajemniczym dla tego, kto go doświadcza.

Papież rozpoczyna swój dzień przed piątą rano modlitwą i modlitwą go kończy. Czytania mszalne nasycają modlitwę znaczeniem. Franciszek nawiązuje bezpośrednią i osobistą relację z tekstem. W Evangelii gaudium zawarte zostały szczegółowe wskazówki, do których, jak można mniemać, także Franciszek stosuje się każdego dnia. Dotyczy to przede wszystkim znalezienia odpowiedzi na pytania: „»Panie, co mnie mówi ten tekst? Co chcesz zmienić w moim życiu przez to przesłanie? Co mnie denerwuje w tym tekście? Dlaczego mnie to nie interesuje?« albo »Co mi się podoba, co mnie inspiruje w tym Słowie? Co mnie pociąga? Dlaczego mnie pociąga?«” (EG 153).

Ale to tylko pierwszy etap. Dalsze stanowią koncentryczne rozszerzenie tej relacji osobistej tak, aby objęła ona również lud Boży. Kto głosi kazanie, jak pisze papież, „powinien także słuchać ludu, aby odkryć to, co wierni powinni usłyszeć. Kaznodzieja jest człowiekiem kontemplującym Słowo, a także kontemplującym lud” (EG 154). Papież, głosząc kazanie, dąży do tego, by rozeznać aspiracje ludu i jego sytuację w czasie, odczytując je w świetle słowa Bożego. Aby w wydarzeniach dostrzec przesłanie Boga, potrzeba wrażliwości duchowej. To znacznie więcej niż mieć coś interesującego do powiedzenia. Trzeba szukać odpowiedzi na pytanie o to, co Pan pragnie nam przekazać w danych okolicznościach. Tak więc modlitwa osobista inspirowana czytaniem mszalnym ma dla papieża zasadnicze znaczenie. Używając terminologii muzycznej, to niejako basso continuo (linia głosu basowego stanowiąca harmoniczny fundament utworu) jego działania.

Przygotowanie porannej homilii to dla Franciszka ćwiczenie ewangelicznego rozeznania. Papież stara się zrozumieć - w świetle Ducha Świętego - „Boże wezwanie, rozbrzmiewające w określonej sytuacji historycznej” (por. EG 154). To ćwiczenie ma więc związek z sytuacją papieża i drogą jego posługiwania. Stanowi realizację zasady postępowania, która wymaga codziennej duszpasterskiej, żywej i naturalnej relacji z ludem Bożym lub choćby z jego niewielką częścią. I właśnie dlatego parafianie diecezji rzymskiej zapraszani są do uczestnictwa w porannej liturgii w kaplicy Domu św. Marty.

Styl i sposób argumentacji w homiliach u św. Marty

Wystarczy posłuchać Franciszka, by uświadomić sobie, że to prawdziwe homilie, których styl odpowiada potrzebom ludu Bożego. Zgodnie z zasadami klasycznej homiletyki każde kazanie powinno zawierać „jedną myśl, jedno uczucie i jeden obraz” (por. EG 157).

Pierwsza trudność dotyczy wykorzystania obrazów. W rzeczywistości Franciszkowi obrazowe określenia przychodzą z łatwością, a niektóre z nich stały się już słynne, jak choćby obraz Kościoła, który jest „szpitalem polowym”, „Bóg w sprayu”, „chrześcijanie z cukierni”, „koktajl wiary”, „ideologia prêt-à-porter” czy „Kościół babysitter”. Papież chętnie podaje przykłady, które przemawiają również do wyobraźni, nie tylko do rozumu. W tym sensie obrazy oddziałują silniej niż porównania. Franciszek pisze w swojej adhortacji: „Atrakcyjny obraz sprawia, że przesłanie jest odczuwane jako coś swojskiego, bliskiego, możliwego, powiązanego z naszym życiem. Trafny obraz może doprowadzić do zasmakowania w przesłaniu, które pragniemy przekazać, budzi pragnienie i motywuje wolę ku Ewangelii” (EG 157).

Druga trudność to sprawić, aby kazanie było „proste, przejrzyste, bezpośrednie, przystosowane” (por. EG 158). Prostota dotyczy języka, który powinien być rozumiany z łatwością. Papież zdaje sobie sprawę, że absolwent teologii zna wiele określeń technicznych, których jednak ludzie nie rozumieją, ponieważ nie należą one do codziennego języka. Cóż więc trzeba zrobić, by dostosować się do języka słuchaczy, by dotrzeć do nich ze słowem Bożym? Papież odpowiada na to pytanie w Evangelii gaudium: „(...) trzeba wiele słuchać, trzeba dzielić życie z ludźmi i bacznie zwracać na nich uwagę” (EG 158). Język homilii u św. Marty jest bardzo prosty, bezpośredni, zrozumiały dla każdego. Franciszek czerpie tę umiejętność z życia w stałym kontakcie z ludźmi.

Prostota nie stanowi jednak gwarancji jasności, która jest trzecią cechą charakterystyczną homilii u św. Marty. Kazanie może bowiem być wygłoszone prostym językiem, ale jednocześnie może być nieuporządkowane, pozbawione logiki i dotyczyć zbyt wielu tematów. Dlatego poranne homilie koncentrują się tylko na jednej kwestii, co pozwala zachować jasność i ułatwia ich zrozumienie.

Papież wykorzystuje w swoich homiliach wewnętrzną logikę Ignacjańskich Ćwiczeń duchowych. Już pierwsze jego wystąpienie jako biskupa Rzymu ukazało, że wypowiedzi mają układ trójdzielny: trzy części, trzy główne pojęcia, trzy słowa kluczowe, zgodnie z tradycją retoryczną odpowiadającą jezuickiej duchowości. W słowach Franciszka zawsze znajdziemy nielinearną, spiralną dynamikę ignacjańską. Słuchając papieża choćby tylko przez kilka minut, można się zorientować, że jego słowa spiralnie wznoszą się coraz wyżej. I nawet kiedy nie zmierzają do punktu szczytowego, kazania Franciszka charakteryzują się rosnącym natężeniem.

Zauważmy wreszcie, że homilie od św. Marty zawierają ważne przesłanie, a często również precyzyjnie sformułowane zarzuty i „ostrzeżenia”. Mimo wszystko jednak język papieża jest zawsze afirmatywny. To jeszcze jedna cecha charakterystyczna tych porannych homilii. Franciszek nie mówi, czego nie należy robić, jak nie należy postępować, ale raczej proponuje, co możemy zrobić lub udoskonalić w naszym działaniu. Jego nastawienie jest konstruktywne. Papież wskazuje drogę, kierunek na przyszłość (por. EG 159). Jest pozytywny i stara się pocieszyć, nie ukrywając problemów, a niekiedy wręcz je uwidaczniając, lecz zawsze pokazując drogę. Jest pasterzem, który wskazuje drogę swojej gromadzie.

Język ciała

Po homilii zawsze na chwilę zapada cisza. Papież nie przyjmuje jednak wtedy żadnej sztywnej pozy. Jego gesty pozbawione są ceremonialnej powagi. Franciszek wydaje się pochylać do przodu w stronę ludu Bożego, jakby chciał uważnie przyjrzeć się każdej twarzy. Jednocześnie jest skoncentrowany na modlitwie, a swobodne ułożenie rąk, niewymuszona pozycja i lekko uniesiona głowa wskazują na odprężenie.

Liturgia eucharystyczna celebrowana jest ze spokojem, w należytym tempie. Nie ma zbyt długich pauz ani pospiesznych gestów. Na koniec mszy św. po błogosławieństwie Franciszek wraca do zakrystii, zdejmuje liturgiczne szaty i wychodzi, by w milczeniu w postawie wdzięczności zasiąść wśród wiernych. Na początku papież zajmujący puste krzesło wśród zgromadzonych w kaplicy budził zdziwienie, lecz teraz wszyscy już zaakceptowali to jego spontaniczne i naturalne zachowanie.

Po kilku minutach Franciszek wstaje, by w przedsionku osobiście pożegnać każdego z uczestników liturgii. To nie jest tylko formalność, lecz zwyczaj rozpowszechniony w Ameryce Łacińskiej i w wielu krajach anglojęzycznych, gdzie duszpasterz żegna się z wiernymi wychodzącymi z kościoła. Te same dłonie, których gesty towarzyszyły słowom homilii i które poświęciły na ołtarzu chleb i wino, teraz ujmują ręce wiernych. Takie pożegnanie na zakończenie spotkania nie ma w sobie nic z kurtuazji, wymaga czasu i uwagi. Często można zobaczyć papieża podchodzącego do któregoś z wiernych, by lepiej usłyszeć, co ten ma do powiedzenia. Niekiedy na twarzy Franciszka maluje się uśmiech, czasem papież wybucha gromkim śmiechem, kiedy indziej przygarnia kogoś do serca i błogosławi, nakładając ręce.

Przypisy:

  1. Tłumaczenie fragmentów Evangelii gaudium za: http://w2.vatican.va/content/francesco/pl/apost_exhortations/documents/papa-francesco _esortazione-ap_20131124_evangelii-gaudium.html (dostęp: 15 września 2016).
  2. Papież Franciszek La mia porta è sempre aperta (Moje drzwi są zawsze otwarte). Rozmowa z o. Antoniem Spadaro SJ, Rizzoli, Milano 2014, s. 63.
  3. Id., E’ l’amore che apre gli occhi (Miłość otwiera oczy), Rizzoli, Milano 2013, s. 146.
  4. Ibid., s. 150 nn., por. EG 139.
  5. Ibid., s. 151.
  6. Ibid., s. 152.
  7. Por. ibid. (EG 142).
  8. Tekst nawiązuje do adhortacji Jana Pawła II Pastore dabo vobis (25 marca 1992), 26. Franciszek zaleca kaznodziejom: „Przede wszystkim należy być pewnym, że poprawnie zrozumieliśmy znaczenie słowa, które czytamy. (...) Ale celem nie jest zrozumienie wszystkich drobnych szczegółów tekstu; rzeczą najważniejszą jest odkrycie głównego przesłania i tego, co tworzy strukturę i jedność tekstu. (...) Z pewnością, aby zrozumieć poprawnie sens centralnego przesłania jakiegoś tekstu, trzeba porównać go z nauczaniem całej Biblii, przekazanym przez Kościół” (EG 148–149).
  9. EG 151 za Pawłem VI, Evangelii nuntiandi (8 grudnia 1975), 75.