Dialog? Tylko to ma przyszłość

Andrzej Macura

Niedziela 26 czerwca 2016 roku. Śmiało można by ją nazwać niedzielą promocji dialogu.

Dialog? Tylko to ma przyszłość

Zakończyła się pielgrzymka papieża Franciszka do Armenii. Tej Armenii, w której zdecydowana większość mieszkańców to wyznawcy „lokalnego”, niekatolickiego i nieprawosławnego chrześcijaństwa. Uczenie można by napisać, że „przedchalcefońskiego”, ale to nie do końca tak. Prowadzony przez teologów dialog uzmysłowił nam, że Ormianie, podobnie jak inne Kościoły przedhalcedońskie, wcale nie poparli jakiejś herezji. Po prostu w dobie Chalcedonu źle jeszcze działała komunikacja i o sensowne wyjaśnienia było trudno. Więc stało się: reszta chrześcijaństwa na długie wieki uznała ich za heretyków nie popierających wiary, że w jednej Osobie Chrystusa połączone zostały dwie natury: boska i ludzka. Tyle że po wiekach okazało się, że sąd ten był mocnym, stanowczo zbyt mocnym  uproszczeniem.

W tym kontekście niespecjalnie dziwi radość, z jaką ormiański katolikos spotykał się z papieżem. I nie dziwi (niektórych jednak oburzająca)  prośba papieża Franciszka, by Garegin II pobłogosławił  zarówno jemu samemu, jak i całemu Kościołowi katolickiemu. Czemu nie? Przecież podczas ormiańskiej liturgii wymienione zostało imię papieża Franciszka: dla Kościołów wschodnich znak jedności. Czy my dziś jesteśmy podzieleni? Gdyby oceniać to kategoriami pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa, to pewnie nie....

Obaj hierarchowie, i papież i katolikos, wyraźnie popierają międzychrześcijański dialog. Co więcej, zdecydowanie opowiedzieli się też za dialogiem między religiami. Bo – tak to mniej więcej zostało ujęte – są świadomi, ze tylko w ten sposób można budować pokój. Znamienne, że dziś podobna deklaracja padła ze strony prawosławia. W orędziu kończącym pierwszy od wieków prawosławny sobór, w swoistym przesłaniu prawosławnych przywódców do swoich Kościołów i świata, jest mowa o zarówno popieraniu międzychrześcijańskiego dialogu (w którym rzecz jasna, nie może być kompromisów w sprawach wiary), jak i dla „rozsądnego” dialogu międzyreligijnego. „Poważny dialog międzyreligijny pomaga znacząco wspierać wzajemne zaufanie, pokój i pojednanie” – napisano tam między innymi.

Zdaję sobie sprawę, że pojęcie „dialog” nie ma dziś, zwłaszcza  wśród zwykłych wierzących, dobrej renomy. Uważany jest za zdradę własnej tożsamości, jako sprzeniewierzenie się radykalizmowi Ewangelii. Ale nasi religijni przywódcy chyba wszyscy na raz nie oszaleli, prawda? Mówiąc „tak” zarówno dialogowi międzychrześcijańskiemu jak i międzyreligijnemu chyba wiedzą o czym mówią. I jeśli nawet żywimy w tym względzie jakieś obawy, warto stonować krytykę. Zwłaszcza że...

Coś dziś w drugim przykazaniu św. Paweł przypominał, że całe chrześcijańskie prawo streszcza się w przykazaniu miłości. Nie w niewzruszonym trwaniu w przyjętych zasadach. To na pewnym poziomie niezwykle istotna różnica. Ot, wierni zasadom Apostołowie z dzisiejszej Ewangelii chcieli ukarać Samarytan za brak gościnności. Jezus nie tylko nie pozwolił, ale za chwilę przypomniał im, dając odpowiedzi bliżej nam nieznanym Jego naśladowcom, jak radykalnie powinni odciąć od nieewangelicznego stylu życia. Kochać mimo wszystko – to znak chrześcijan. A miłość na pewno nie wyraża się w wojowaniu z innymi. Znacznie lepiej w cierpliwym wysłuchaniu, co inni mają do powiedzenia.  Choćby nie mieli racji.