Chciało nam się płakać z radości

Agnieszka Gieroba

publikacja 20.06.2016 06:00

Już od północy się zbierali, a od rana ciągnęły tłumy. Ze wszystkich stron, dosłownie z pól, od lasu, ulicami, od miasta – wszędzie nieprzebrane tłumy. Tak było 29 lat temu, gdy Jan Paweł II odwiedził Lublin.

Spotkanie na dziedzińcu KUL Agnieszka Gieroba Spotkanie na dziedzińcu KUL

Takie przedsięwzięcie wymagało współpracy zarówno środowisk kościelnych, jak i władz miejskich. Wszyscy musieli być zaangażowani. – To było wspólne dzieło jednoczące nas jako Polaków, mimo różnic światopoglądowych i orientacji politycznych. Wszystkim bardzo zależało, a czas był krótki, żeby przygotować taką wizytę. Proszę sobie wyobrazić, że trzeba było wykopać 12 tysięcy dołków i postawić 38 km płotu, pozyskać żerdzie z lasu, okorować. To wszystko ludzie zrobili w ciągu miesiąca – wspomina ks. Ryszard Jurak, organizator papieskiej wizyty w Lublinie.

Lublin był dobrze znany Janowi Pawłowi II. Przez 24 lata przyjeżdżał tutaj z wykładami na KUL. Program wizyty w Lublinie obejmował: lądowanie na Majdanku i modlitwę za pomordowanych w obozie, przejazd Drogą Męczenników Majdanka, ulicą Zamojską i Kardynała Wyszyńskiego, przejazd ulicą Królewską, Krakowskim Przedmieściem, Alejami Racławickimi i pobyt na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, przejazd na Czuby i Mszę świętą przy nowobudującym się kościele Świętej Rodziny, podczas której papież udzielił święceń kapłańskich 50 diakonom.

Z wizytą u Matki

W planach wizyty ojca świętego w Lublinie nikt długo nie wspominał o jakimkolwiek spotkaniu w katedrze lubelskiej. – Nie mogłem pogodzić się z faktem, że Ojciec Święty tyle razy przychodził tutaj na prywatną modlitwę, gdy przyjeżdżał jako profesor wcześnie rano pociągiem z Krakowa, a teraz tylko przejedzie obok i popatrzy. Dowiedziałem się, że według zaplanowanego programu papież będzie w archikatedrze warszawskiej, w katedrze tarnowskiej, na Wawelu, w katedrach w Szczecinie i w Łodzi. Chcieliśmy, aby był i w katedrze lubelskiej – wspomina bp Ryszard Karpiński. – Liczyłem na pomoc delegacji watykańskiej, która 9 marca 1987 roku przyjechała na wizję lokalną miejsc, które ma odwiedzić Jan Paweł II. Owszem, goście odwiedzili katedrę, ale nie wypowiadali się specjalnie na jej temat. Mówili, że dużo, oczywiście, będzie zależało od papieża. Okazało się, że Jan Paweł II zatrzyma się na modlitwę w katedrze, ale będzie to wizyta prywatna bez spotkania z jakąkolwiek grupą.

9 czerwca kilka minut przed 10.00 pojawiły się na ówczesnej ul. Buczka pulsujące światła policyjnych motocyklistów poprzedzających papieskie papamobile. Wewnątrz towarzyszyli ojcu świętemu bp Bolesław Pylak i osobisty sekretarz ks. Stanisław Dziwisz. Papież wszedł do katedry. Po dojściu do głównego ołtarza nie uklęknął na przygotowanym dla niego klęczniku przykrytym białym płótnem, ale właśnie na skraju tego płótna, opierając się lekko ręką o klęcznik. Po kilku minutach adoracji w milczeniu wstał i podszedł przed obraz Matki Bożej Płaczącej.

Tutaj był u siebie

Po opuszczeniu katedry Jan Paweł II udał się na KUL. Od 5 rano wpuszczano na teren uczelni tych, którzy mieli wziąć udział w spotkaniach z papieżem. Przed wejściem na uczelnię czekał na Jana Pawła II Senat Akademicki. Na korytarzach prowadzących na aulę tłum ludzi – pracowników i studentów KUL. – Teoretycznie korytarze powinny być puste, ochrona papieska była bardzo niezadowolona, że tylu ludzi czeka na papieża w przejściu. Dziś nawet nie pamiętam, jak to było możliwe – wspomina s. Zofia Zdybicka, wówczas dziekan Wydziału Filozofii KUL. Spotkanie zaczęło się na auli, gdzie zgromadził się świat nauki. – Papież mówił do nas, że jesteśmy odpowiedzialni za poszukiwanie prawdy, szczególnie tej prawdy o człowieku. To utkwiło mi głęboko w pamięci – mówi s. Zdybicka.

Po zakończeniu spotkania w auli Jan Paweł II przeszedł na dziedziniec, gdzie czekali pracownicy i przedstawiciele studentów KUL. Kiedy skończyło się spotkanie na dziedzińcu, papież przeszedł do salonów rektorskich, gdzie przygotowany był obiad. – Byłam na tym obiedzie, choć już dziś nie pamiętam co podawano, wydaje mi się, że zabrakło mleka do kawy, albo innego drobiazgu, ale papież skwitował to jakimś zdaniem z poczuciem humoru – wspomina siostra profesor. – Po obiedzie był czas dla nas „kulowców”. Mogliśmy wtedy zamienić z Janem Pawłem kilka słów, a my, Wydział Filozofii, byliśmy szczególnie uprzywilejowani jako dawni współpracownicy. Po tym mniej formalnym spotkaniu papież miał na KUL chwilę odpoczynku tylko dla siebie zanim udał się na Czuby na Mszę świętą.

Powiew wolności

Tam na Jana Pawła II czekało około miliona ludzi. Wśród nich była Renata Kołodziej, wówczas młodziutka kobieta właśnie zaczynająca swoją pierwszą pracę zawodową. Od lat związana z Ruchem Światło–Życie, na spotkanie z Ojcem Świętym wybierała się z całą oazową wspólnotą. Dla nich był specjalnie przygotowany sektor w dosyć bliskiej odległości od ołtarza na Czubach. To był niezwykły dzień. Nikt nie czuł zmęczenia, mimo tego że trzeba było wcześnie rano wstać i pokonać na piechotę spore odległości. – Szły nas setki, jeśli nie tysiące. Ludzie wysypywali się z różnych uliczek. Im bliżej Czubów, tym bardziej tłum gęstniał. Ludzie nieśli flagi, transparenty, pomagali sobie wzajemnie. Stanowiliśmy wszyscy jakby jedną wielką rodzinę. To były jeszcze czasy komuny, więc udział w takiej uroczystości był nie tylko radością ze spotkania z Ojcem Świętym, ale był też przejawem buntu wobec ówczesnej władzy. To chyba ta świadomość sprawiała, że czuliśmy się tak bardzo wyjątkowo tego dnia. Chciało nam się płakać z radości – mówi pani Renata.

Tu zaczęło się kapłaństwo

Ten dzień był też wyjątkowy dla 50 diakonów z różnych seminariów w Polsce, którzy właśnie w Lublinie z rąk papieża przyjęli święcenia kapłańskie. Kiedy do seminarium w Częstochowie dotarła wiadomość, że trzeba wytypować jednego z diakonów, który w Lublinie otrzyma święcenia kapłańskie z rąk ojca świętego, władze seminarium zaproponowały diakonom, by sami wytypowali kogoś spośród siebie. Uznano wtedy, że najsprawiedliwiej będzie zrobić losowanie. Los padł na Andrzeja Parusińskiego. – Była to dla mnie radość, ale był i smutek. Wszyscy moi koledzy z roku święcenia kapłańskie otrzymywali w maju, a ja jeden musiałem czekać do czerwca, jechać do zupełnie obcego miasta, liczyć się z tym, że część moich bliskich, którzy obecni byliby na święceniach w Częstochowie, do Lublina nie będzie w stanie przyjechać. Kiedy więc posługiwałem podczas święceń moich kolegów w częstochowskiej katedrze, łzy ciurkiem leciały mi z oczu. I nie umiem nawet wyjaśnić dlaczego tak było, ale nie mogłem nad tym zapanować – opowiada ks. Andrzej.

Wszyscy wyznaczeni do przyjęcia święceń z papieskich rąk mieli stawić się w Lublinie dzień wcześniej. – Przyznaję, że mało z tego pamiętam. Wiem, że nocowaliśmy w seminarium, a następnego dnia witaliśmy papieża stojąc na ulicy przed seminarium. Potem zawieziono nas na Czuby, gdzie miała być Msza święta i nasze święcenia – opowiada ks. Andrzej. Przygotowaniom do tej chwili towarzyszyło zdenerwowanie, gdyż nikt nie wiedział, jak dokładnie przebiegać będzie ceremonia. – Nie mogliśmy nic wcześniej przećwiczyć, bo porządek całości ustalali ceremoniarze papiescy, a oni przecież nie przyjeżdżali wcześniej. Mimo braku prób wszystko poszło bardzo dobrze.

– Po święceniach podchodziliśmy do Jana Pawła II, potem schodziliśmy za ołtarz, gdzie obmywaliśmy się z olejów i wracaliśmy z drugiej strony. Raz jeszcze podchodziliśmy do Ojca Świętego po znak pokoju – opowiada ks. Andrzej. A potem spadł deszcz. Był to deszcz niezwykły, bo zapisał się we wspomnieniach chyba wszystkich obecnych wtedy na spotkaniu z papieżem. – Łąki, na których zbudowane były sektory, zamieniły się w błoto. Po ulicach płynęły strumienie wody. Pamiętam, że wracając po Mszy do domu zdjęliśmy buty i szliśmy na bosaka bez żadnych parasoli czy płaszczy, brodząc w wodzie sięgającej niemal po kolana. Byliśmy tacy szczęśliwi – wspominają tamten dzień świadkowie wydarzeń.

29 lat po tamtych wydarzeniach na Czubach znów zebrali się ludzie, by modlić się z Janem Pawłem II. Trzy parafie, które powstały na terenie spotkania z papieżem z 1987 roku, we wspólnej Eucharystii dziękowały za dar papieża Polaka. Abp Budzik poświęcił Przystanek Jana Pawła II, czyli specjalne miejsce w wąwozie parku Jana Pawła II, upamiętniające pobyt papieża w naszym mieście.