Przeciw fałszywym ideałom

Paweł Milcarek

publikacja 09.06.2016 06:00

Pontyfikat Piusa XI (1922–1939) był jednym z tych, które ochroniły Kościół przed „popłynięciem” wartkim prądem atrakcyjnych ideologii swojego czasu.

Przeciw fałszywym ideałom Leemage /east news

Był początek września 1938 roku. Za rok wybuchnie wojna, wielkie machiny zbrodni ruszą pełną parą. Grupa pielgrzymów z Belgii z dumą prezentuje papieżowi świeżo wydany mszalik dla wiernych, charakterystyczny przejaw aktywności ówczesnego ruchu liturgicznego. Papież otworzył mszalik, wskazał na jedną z modlitw po konsekracji i powiedział: „Zauważcie, że w katolickiej Mszy Abraham jest naszym patriarchą i praojcem. Antysemityzm jest nie do pogodzenia ze wzniosłą myślą, którą wyraża ten fakt. Jest to ruch godny ubolewania, z którym my, chrześcijanie, nie możemy mieć nic wspólnego. Nie, nie! Mówię wam, że jest niemożliwe dla chrześcijanina brać udział w antysemityzmie. To niedopuszczalne. Przez Chrystusa i w Chrystusie jesteśmy duchowym potomstwem Abrahama. Pod względem duchowym my wszyscy jesteśmy Semitami”.

Pod dyktando laickich proroków

To było jak bomba. Słowa papieża zostały natychmiast przedrukowane przez prasę i komentowane. Pamięta się o nich do dzisiaj – tam, gdzie chce się pamiętać o tym, że Rzym Piusa XI potępiał jednoznacznie rasizm i oparty na nim antysemityzm, zwłaszcza po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech. W przeszłości papieże musieli stawiać opór zwykle jakiejś jednej bezbożnej doktrynie czy ideologii (np. potępiali rewolucję i liberalizm w XIX wieku), Pius XI widział Kościół jakby rozdzierany przez kilka nurtów usiłujących wciągnąć katolików. Widział, jak katolicy zaczynali myśleć pod dyktando różnych laickich „proroków”. Ich więź wiary i solidarność chrześcijańska okazywały się nieraz słabsze niż lojalność partyjna czy fascynacja przywódcami narodowymi.

Na ówczesnej scenie nie było już łatwo znaleźć ośrodki polityczne zdecydowane bronić cywilizacji chrześcijańskiej. Demokratyczny liberalizm – mający wówczas bardzo złą prasę, zwłaszcza w młodszym pokoleniu – pozostawał opętany antykatolickimi przesądami podsuwanymi m.in. przez masonerię. Daleki i wciąż nieznany Europie komunizm sowiecki to fascynował, to znów przerażał – niektórzy na Zachodzie wyobrażali sobie, że można brać z komunizmu „wrażliwość społeczną”. Jednak w środowiskach konserwatywnych o wiele większą pokusą była fascynacja ideologiami, które obiecywały sprawne państwo, odrodzenie narodowe, obronę przed rozkładem liberalnym.

Każdy choć trochę bardziej świadomy katolik mógł po chwili refleksji dostrzec, że wielkie nurty antyliberalne – z jednej strony komunizm, z drugiej faszyzm Mussoliniego i nazizm Hitlera – są tak samo obce cywilizacji chrześcijańskiej jak antykościelnie nastawiony liberalizm. Te ideologie powstały z myślenia czysto materialistycznego i były wrogie duchowemu dziedzictwu Europy. Każda chciała stworzyć swój „nowy świat” i swojego „nowego człowieka”. Kościół traktowały jak rywala.

Nowe ideologie antyliberalne posługiwały się chętnie hasłami i symbolami odpowiadającymi ludziom złaknionym poczucia wspólnoty, łopotu sztandarów, obietnicy odzyskania dumy, oczyszczenia z „wrogów ojczyzny”, budowy „ustroju solidaryzmu”. Faszyzm i nazizm zwoływały pod swe sztandary wielu takich łaknących, którzy nie wczytywali się w dzieła ideologów i lekceważyli „zdarzającą się” przemoc. U niektórych przeważał chłodny rachunek konieczności: „kto nas ochroni przed komunizmem?”. Takie rachunki prowadzili sobie nie tylko katoliccy intelektualiści, ale i biskupi, również w hitlerowskich Niemczech. Katolicy zaangażowani czynnie w popieranie faszyzmu lub nazizmu należeli do rzadkości. Ogół patrzył na to z dystansem.

Świadek niemilczący

Jednak Pius XI nie zamierzał pozostać milczącym świadkiem. Jego linią była suwerenna ocena rzeczywistości politycznej w nauczaniu Kościoła. Być może jego obawa przed wciąganiem katolików w politykę prawicy szła niekiedy zbyt daleko (w świetle późniejszych wydarzeń wydaje się na przykład, że potępienie monarchistów-nacjonalistów z Action Française w 1926 r. było zabiegiem zbyt daleko idącym). Ostrożność papieża wynikała z obawy, że Kościół może być rozgrywany przez ludzi niepodzielających z nim wiary, a szanujących katolicyzm jedynie jako siłę do użycia.

Papież działał tu nie tylko jako dyplomata, lecz przede wszystkim jako prorok. Inspirował w świecie katolickim ruch duchowej samodzielności: zamiast adaptować się do wymagań wielkich ideologicznych machin nowoczesności, katolicy powinni tworzyć własną kulturę i własne propozycje społeczne. Nie było to jednak wezwanie do pesymistycznego zamknięcia się, lecz wskazanie, że można pójść drogą „humanizmu katolickiego”, w duchu nauki o „społecznym panowaniu Chrystusa Króla”. Przejawem ducha prorockiego papieża były też dwie encykliki, wydane niemal w tym samym momencie: Mit brennender Sorge z 14 marca 1937 r. i Divini Redemptoris z 19 marca tego samego roku. Obie mistrzowskie. Pierwsza uderzała w nazizm, druga – w komunizm. (Już w 1931 r. Pius XI wydał krytykującą faszyzm encyklikę Non abbiamo bisogno). Papież trafnie przepowiedział i opisał w nich zboczenia i zbrodnie antyliberalnych ideologii XX wieku.

Zatruty owoc

Historyczne postacie komunizmu i nazizmu odeszły w przeszłość. Wcześniej jednak zdołały na gruncie wyjałowionym przez liberalną dechrystianizację zasiać swe najgorsze miazmaty. Odrzucamy dziś powszechnie spektakularne krwawe zbrodnie tych ideologii, ale często przyjmujemy wiele ich destrukcyjnych zasad. Gdy czyta się więc dzisiaj nauczanie Piusa XI, widać, ile piętnowanych tam fałszywych ideałów stało się jakby sztandardem naszej masowej kultury i życia codziennego. Sprowadzenie człowieka do układu emocji; walka z hierarchiami społecznymi w imię „absolutnej równości”; przyjęcie zasady, że o tym, czym jest małżeństwo, decyduje w dowolny sposób prawo świeckie; przypisanie prawa wychowywania dzieci państwu, a nie rodzicom – te elementy „fałszywego ideału” głoszonego kiedyś przez komunizm weszły już w nasze życie.

Z drugiej strony: posługiwanie się słowem „Bóg” i terminami religijnymi jedynie tak, jakby były ozdobnikami życia narodowego lub po prostu „etykietami bez treści”; ograniczenie obowiązywania przykazań Bożych, tak jakby można je było pomijać w życiu państwowym; „uzależnienie nauki moralności od zmiennej, subiektywnej opinii ludzkiej”; głoszenie, że „prawem jest to, co przynosi pożytek narodowi”, bez względu na obiektywną sprawiedliwość – to przecież elementy naszej współczesności. Pius XI wylicza je w encyklice przeciw nazizmowi.

Pius XI był prorokiem. Pod koniecDivini Redemptoris pytał: „Jak może obowiązywać jakakolwiek umowa między ludźmi i jaką wartość mają układy tam, gdzie nie poręcza ich sumienie, gdzie zanikła wiara i bojaźń Boża? Jeśli zburzy się ten fundament, razem z nim upada też wszelkie prawo moralne, a wówczas nic już nie zdoła powstrzymać stopniowej, lecz nieuchronnej zguby narodów, rodzin, państwa i cywilizacji”.