Była trzecia kula?

Andrzej Grajewski

publikacja 17.09.2015 06:00

Ile strzałów padło 13 maja 1981 r. na placu św. Piotra w Watykanie? Czy ali Agca był sam, czy strzelał także jego wspólnik Oral Celik? Dlaczego włoscy śledczy twierdzą, że nie wiedzieli o istnieniu kuli, która dzisiaj znajduje się w sanktuarium fatimskim?

Była trzecia kula? Wolfgang Hartmann /dpa/pap Jedno ze zdjęć dokumentujących moment zamachu 13 maja 1981 r.

Śledztwo w sprawie zamachu na życie Jana Pawła II, prowadzone przez prokuratora Michała Skwarę z pionu śledczego katowickiego IPN przyniosło wiele nowych ustaleń, ale wszystkich pytań i wątpliwości nie było w stanie wyjaśnić. Jesienią ukaże się książka pt. „Agca nie był sam” zawierająca cały, obszerny dokument postanowienia o umorzeniu śledztwa 12/06/Zk, uzupełniony moim tekstem, próbującym ustalenia prokuratorskie wpisać w szerszy kontekst historyczny i polityczny. W trakcie pracy okazało się, że wyjaśnienia wymagają nie tylko sprawy zasadnicze, jak wskazanie pomocników Agcy oraz inspiratorów tej zbrodni, ale także szereg kwestii proceduralnych, wynikających ze sposobu, w jakim włoski aparat sprawiedliwości prowadził śledztwo w tej sprawie. Gdyby nie udało się od razu złapać tureckiego zamachowca oraz zabezpieczyć jego narzędzia zbrodni, czyli pistoletu browning kaliber 9 mm, do dzisiaj prawdopodobnie niewiele wiedzielibyśmy o tym, jak próbowano zabić Jana Pawła II. 

Raport kpt. Sydowa

Błędy i niedopatrzenia w tej sprawie były popełniane od samego początku. Włoska policja prowadziła śledztwo tak nieudolnie, jakby nie chciała ustalić niczego, poza tym, co zeznał im Agca. Ciekawą analizę na ten temat sporządził Zarząd Główny IX (śledczy) Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa NRD (Stasi) w 1983 roku. Ta służba na prośbę Bułgarów włączyła się do działań dezinformacyjnych, mających odwrócić uwagę od aresztowanego właśnie Siergieja Antonowa oraz dwóch innych bułgarskich pracowników dyplomatycznych, którzy zdołali wyjechać z Rzymu.

Z niemiecką solidnością funkcjonariusze Stasi spróbowali najpierw stwierdzić, co właściwie zdołali ustalić Włosi. Okazuje się, że bez problemu dotarli do tajnych wówczas dokumentów operacyjnych z włoskiego śledztwa, co świadczy o tym, jak bardzo włoski aparat sprawiedliwości był penetrowany przez komunistyczne wywiady. Analizę tego materiału sporządził kpt. Sydow ze służb śledczych Stasi. Jego tajny raport dla kierownictwa Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa NRD bardzo precyzyjnie pokazuje, że Włosi spartaczyli to śledztwo już od pierwszego momentu. Najbardziej szokujące jest zawarte w nim ustalenie, że czynności na miejscu przestępstwa, czyli na placu św. Piotra w Watykanie, zostały podjęte dopiero po upływie siedmiu i pół godziny od zamachu i trwały jedynie 20 minut.

Kapitan Sydow wylicza dalej, że nie przeprowadzono badań kryminalistycznych w celu ustalenia, w którym miejscu stał zamachowiec, jaka była w tym momencie pozycja papieża oraz innych osób rannych w wyniku tego zamachu. Nie ustalono także kierunku i liczby strzałów, nie zabezpieczono łusek ani kul, a także miejsca wniesienia broni. Wreszcie nie sporządzono dokumentacji zabezpieczenia broni, nie ustalono liczby nabojów w magazynku. Nie ma także pewności, ile strzałów zostało oddanych i z jakiego kierunku.

Na usprawiedliwienie włoskich śledczych można powiedzieć, że działali pod ogromną presją czasu, mediów oraz polityków. Nikt nie miał także doświadczenia, jak należy postępować w takich przypadkach. Najlepiej zachowali się zwykli funkcjonariusze, którzy zatrzymali zamachowca oraz zabezpieczyli podstawowe ślady. Wielką przytomnością umysłu wykazał się Arturo Mari, który natychmiast zaczął dokumentować wszystkie ślady, jakie były w zasięgu jego aparatu.

Nie znali wszystkich dowodów

Wszystko to miało ogromny wpływ na przebieg śledztwa i rzutowało na jego końcowe ustalenia. Prokurator oskarżający w pierwszym procesie Alego Agcę postawił od razu tezę, że jego czyn był dziełem samotnego fanatyka, któremu nikt nie pomagał. Fatalnie pracował włoski wywiad wojskowy SISMI, który np. sporządził notatkę, że wieczorem w dniu zamachu doszło do poufnego kontaktu sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej kard. Agostina Casarolego z przedstawicielem ambasady sowieckiej w Rzymie. Nietrudno zaś sprawdzić, że kardynała wówczas nie było, gdyż był w drodze do Stanów Zjednoczonych i wrócił do Watykanu dopiero w następnych dniach. Ewidentnym zaniedbaniem było także zlekceważenie przez włoskich śledczych informacji, że pokój dla Alego Agcy w pensjonacie „Isa”, gdzie zatrzymał się w Rzymie od 10 maja 1981 r., rezerwowała osoba dobrze mówiąca po włosku, choć Turek wówczas w ogóle nie znał tego języka. Po latach zaś okazało się, że śledczy prowadzący śledztwo w sprawie zamachu nie zbadali nawet kuli, którą Jan Paweł II został postrzelony.

W spisanych przez André Frossarda rozmowach z Janem Pawłem II („Nie lękajcie się”), wydanych przez oficynę watykańską w 1982 r., kard. Stanisław Dziwisz, wówczas jako sekretarz papieski i naoczny świadek zamachu, tak relacjonuje ten moment: „Siedziałem jak zwykle za Ojcem Świętym i kula, pomimo siły, z jaką została wystrzelona, spadła pomiędzy nas do auta, pod moje nogi. Druga zraniła prawy łokieć, opaliła skórę i zraniła inne osoby”. Ten sam opis tamtej sytuacji ksiądz kardynał powtarza po latach w książce „Świadectwo”. Jednak w ostatnim czasie, także we Włoszech, pojawiły się publikacje, w których m.in. śledczy prowadzący kolejne dochodzenia w sprawie zamachu na życie Jana Pawła II, sędziowie Ilario Martella, Ferdinando Imposimato oraz Rosario Priori, zwracają uwagę na fakt, że włoski wymiar sprawiedliwości nigdy nie miał możliwości zbadania tej kuli. Sprawdziłem więc, jak ta sytuacja jest opisana w aktach śledztwa zebranych przez IPN.

Jaka to kula?

Przypomnijmy, 13 maja 1981 r. o godz. 17.17 lub 17.19 papież został trafiony w okolice jamy brzusznej, prawe przedramię i palec wskazujący lewej dłoni. Strzelał turecki zamachowiec Ali Agca. Oprócz papieża ranne zostały dwie Amerykanki: Ann Odre i Rose Hall. Włoscy śledczy przyjęli założenie, że zostały wystrzelone dwie kule, na to wskazywałaby także zawartość magazynka pistoletu, z którego strzelał Agca. Magazynek mógł pomieścić 14 kul, ale nie był zapełniony do końca. Gdy Agca stał na placu św. Piotra, oczekując na papieża spotykającego się z wiernym na środowej audiencji, w magazynku miał 12 kul. Dwie z nich wystrzelił. Włoscy śledczy na miejscu zamachu zabezpieczyli tylko jedną kulę i jedną łuskę. Na podstawie ich badania oraz zdjęć i zeznań świadków starali się odtworzyć trajektorię lotu kul. Z ekspertyzy, sporządzonej przez profesora medycyny sądowej Silvia Merlego oraz majora karabinierów Roberta Cangialosiego, biegłego w dziedzinie balistyki, wynika, że oddane zostały dwa strzały, które ugodziły zarówno papieża, jak i obie kobiety.

Do tej ekspertyzy dotarł także prok. Michał Skwara i cytuje ją w swoim umorzeniu. Wynika z niej, że jedna z kul po przejściu na wylot przez ciało Ojca Świętego trafiła w pierś Amerykankę Ann Odre, osobę niskiego wzrostu, która aby lepiej widzieć papieża, stanęła na krześle i stała po drugiej stronie miejsca, w którym wówczas znajdował się papieski pojazd. Ta kula uległa deformacji przechodząc przez ciało Jana Pawła II, ale jak stwierdzili włoscy biegli, miała dość siły, aby spowodować urazy u dalszych osób, które znajdowały się w zasięgu trajektorii jej lotu. Trafiła w lewą pierś Ann Odre, powodując poważne zagrożenie dla jej życia. Druga kula, która raniła palec wskazujący lewej dłoni Ojca Świętego oraz jego prawą rękę, trafiła następnie Rose Hall, powodując złamanie jej łokcia. Kula ta nie została odnaleziona.

Ta ekspertyza jest jednak błędna. Kula, która według niej miała ugodzić także Ann Odre, w rzeczywistości spoczęła na dnie papieskiego samochodu

Zabezpieczył Cibin

Co stało się z tą właśnie kulą? Zapytałem o to kard. Stanisława Dziwisza, bezpośredniego świadka tamtych wydarzeń, którego decyzja o natychmiastowym przewiezieniu rannego papieża do kliniki Gemelli miała ogromny wpływ na uratowanie życia Ojca Świętego. Kulę z podłogi samochodu podniósł i zabezpieczył Camillo Cibin, szef watykańskiej żandarmerii, odpowiedział. Aby się upewnić, ksiądz kardynał zadzwonił jeszcze do Angela Gugela, papieskiego kamerdynera, który w momencie zamachu także przebywał w samochodzie o numerze SCV 3, siedząc na przednim siedzeniu obok kierowcy Sebastiano Baglioniego. Także Gugel potwierdził, że kula została zabezpieczona przez Cibina. Następnie była przechowywana w budynku Korpusu Żandarmerii Państwa Watykańskiego (Corpo di Vigilanza), znajdującym się na terenie Watykanu.

Cibin był doświadczonym policjantem, który w służbie Watykanu pracował od dziesiątków lat. Cieszył się ogromnym zaufaniem także poprzednich papieży, a Paweł VI postawił go na czele żandarmerii watykańskiej. Rok później w Fatimie interweniował, kiedy ks. Juan Fernández Krohn, fanatyk-lefebrysta, próbował ugodzić papieża nożem. Funkcję szefa żandarmerii watykańskiej Cibin pełnił aż do czasu przejścia na emeryturę w 2006 roku. Zmarł w 2008 roku. Uchodził nie tylko za profesjonalistę, ale człowieka wielkiej duchowości. Był drażliwy na punkcie niezależności instytucji, którą kierował, ale potrafił współpracować z włoską policją. Zresztą podczas zamachu także włoska policja, a nie tylko żandarmeria watykańska, była obecna na placu św. Piotra. Był tam również Francesco Pasanisi, inspektor generalny ochrony publicznej w Watykanie ( to jednostka włoskiej policji). Po strzałach starał się pomóc ciężko rannemu papieżowi.

Trudno powiedzieć, czy kula rzeczywiście nie była zbadana przez włoskich śledczych. Nikt z jej istnienia nie robił w Watykanie tajemnicy, a papież, gdy uświadomił sobie związek między zamachem a trzecią tajemnicą fatimską, postanowił ofiarować ją tamtejszemu sanktuarium. Pomysł umieszczenia kuli w koronie figury Matki Boskiej Fatimskiej nie powstał jednak w Watykanie. Kardynał Dziwisz mówi, że inicjatorem jej umieszczenia tam był bp Alberto Cosme do Amaral, ordynariusz diecezji Leiria, na której terenie leży sanktuarium fatimskie. To on wpadł na pomysł, aby kula została ulokowana w koronie. Była to opatrznościowa intuicja.

Okazało się, że kula doskonale przylega do kunsztownego dzieła, stworzonego wiele lat wcześniej. Pocisk, który miał zabić papieża, stał się znanym na całym świecie dowodem jego męczeństwa oraz cudownego ocalenia. Pistolet Ali Agcy, z którego został wystrzelony, jest obecnie eksponowany w Domu Rodzinnym Jana Pawła II w Wadowicach. Pytanie, na ile włoscy śledczy potrafili szczegółowo odtworzyć przebieg wydarzeń, które rozegrały się 13 maja 1981 r. na placu św. Piotra w Watykanie, pozostaje nadal otwarte.

Dwa, czy trzy strzały?

Część badaczy skłania się ku tezie, że tego dnia na placu św. Piotra padły nie dwa, ale trzy strzały. Trudno bowiem uwierzyć, aby dwie kule mogły jednocześnie zadać pięć ran trzem osobom stojącym w różnych miejscach. Być może więc było tak, że dwie kule ugodziły papieża, a jedna zraniła Amerykankę, ale nigdy jej nie odnaleziono. To zaś oznacza, że strzelał wówczas także inny zamachowiec, pomagający Agcy. Być może był to Oral Celik, którego rozpoznano na jednym ze zdjęć, jak ucieka z placu św. Piotra tuż po zamachu. Później mówił, że był tam, ale jako turysta, a sąd niczego nie zdołał mu udowodnić.

Pierwszy proces Ali Agcy zakończył się 22 lipca 1981 r., zaledwie po niecałych trzech miesiącach dochodzenia. Rozprawa trwała trzy dni, co jak na warunki włoskie oraz wagę sprawy było czymś niezwykłym. Prokurator oskarżający Agcę konsekwentnie zignorował wszystkie ślady wskazujące na to, że Agca nie był sam. Turka skazano na dożywocie i wielu wydawało się, że sprawa w ten sposób ucichnie. Dopiero w następnych latach, dzięki m.in. zaangażowaniu włoskich sędziów śledczych Martelego, Imposimata oraz Prioriego, którym instytucje państwowe nie ułatwiały pracy, udało się pozytywnie zweryfikować wiele szczegółów, które w trakcie drugiego śledztwa ujawnił Ali Agca.

W latach następnych, już po upadku komunizmu, udało się dotrzeć także do tajnych dokumentów enerdowskiej Stasi, a prokuratorowi Skwarze również do dokumentów bułgarskiej i polskiej bezpieki. Dzięki ofiarnej pracy grupy włoskich śledczych oraz IPN możemy z całą pewnością powiedzieć, że Ali Agca w swej drodze na plac św. Piotra nigdy nie był sam. Od chwili, kiedy w lipcu 1980 r. przyjechał do Sofii, stał się częścią wielkiego, międzynarodowego spisku, którego wiele tajemnic jest pilnie strzeżonych do dzisiaj.

TAGI: