Papieskie cuda

Joanna Bątkiewicz-Brożek

GN 17/2014 |

publikacja 24.04.2014 00:15

Choć do kanonizacji Jana XXIII nie zatwierdzono drugiego cudu, od śmierci papieża wydarzyło się ich tysiące. A przypadek, który posłużył do beatyfikacji, był wstrząsający. – Papież stał przede mną jak żywy. Przycisnął ręką mój brzuch i kazał wstać – mówiła uzdrowiona Caterina Capitani.

Sotto il Monte, Muzeum  Domu Rodzinnego Jana XXIII.  Wśród listów z prośbami  i podziękowaniami  za wstawiennictwo widać portret cudownie uzdrowionej szarytki Roman Koszowski /gn Sotto il Monte, Muzeum Domu Rodzinnego Jana XXIII. Wśród listów z prośbami i podziękowaniami za wstawiennictwo widać portret cudownie uzdrowionej szarytki

Po rozległym wylewie krwi do żołądka operowano ją  14 razy. Chirurdzy musieli wyciąć jej trzustkę i śledzionę. Z żołądka pozostał mały, wielkości śliwki, woreczek. Caterina Capitani, szarytka ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Wincentego à Paulo, żegnała się z życiem. – Byłam na progu śmierci. Ale od ponad 30 lat wiodę normalne życie dzięki Janowi XXIII – powiedziała w 2006 r. w programie „Porta a porta” uzdrowiona za wstawiennictwem papieża. Zatwierdzony przez Kościół cud miał miejsce w 1966 r., a więc rok przed rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego. Fakt ten za każdym razem podkreślał nieżyjący już postulator procesu Dobrego Papieża, o. Luca de Rosa. – To podkreśla osobowość tego papieża. Kiedy rozpoczął się proces, lista niewytłumaczalnych uzdrowień i wydarzeń za jego sprawą była już długa – najwięcej dotyczyło bezpłodnych matek, którym urodziły się dzieci! Przypadek s. Cateriny był jednak wstrząsający! – mówił we włoskiej prasie kapucyn.

Niech siostra pomodli się przy moim grobie

25 maja 1966 r., Neapol. Trzy lata po śmierci Jana XXIII. 22-letnia zakonnica jest sama w pokoju. Zbliża się godz. 14.00. „Leżałam na prawym boku i drzemałam – relacjonowała w czasie zeznań w procesie beatyfikacyjnym Dobrego Papieża. – Nagle poczułam mocny uścisk i czyjąś rękę na brzuchu. Usłyszałam męski głos: »Siostro Katarzyno!«. Przestraszyłam się. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego obok Jana XXIII. Był jak żywy, nie jak zjawa. Miał na sobie papieskie szaty, choć nie białe. Nie potrafię ich dokładnie opisać, bo wpatrywałam się w piękną i uśmiechniętą twarz papieża. Zwrócił się do mnie: »Siostro Katarzyno, dużo się modliłaś i wstawiało się za tobą wiele sióstr i świeckich. Wyrwaliście mi z serca ten cud! Teraz jest już po wszystkim. Proszę głośno dzwonić po inne siostry, bo są na medytacji w kaplicy, a kilka z nich drzemie z uśmiechem na ustach. Potem niech siostra coś wreszcie zje!«”. Szarytka jest przerażona i zdziwiona. Od 7 miesięcy nie jadła i nie piła. Jej waga spadła w tym czasie z 75 do 49 kg. Przypadek konsultowało 40 specjalistów. Opiekę medyczną nad szarytką sprawował wybitny specjalista, prof. Giuseppe Zannini. – Tego dnia rano po wizycie stwierdził on, że zostało mi kilka godzin życia – relacjonowała w rozmowie z Brunem Vespą zakonnica.

– Przygotowywałam się na śmierć. Ponieważ jako młoda postulantka nie zdążyłam jeszcze złożyć ślubów, przełożona zgodziła się na specjalną formę w obliczu śmierci. 25 maja zakonnica ma coraz wyższą gorączkę. Kiedy przychodzi do niej papież, jej stan jest już krytyczny. „Siostro Caterino, niech siostra robi, co mówię!” – powtarza zszokowanej Caterinie Jan XXIII. „Niech siostra zmierzy temperaturę – nie ma siostra nawet 37 stopni! Może siostra już jeść i być spokojna, bo ja jestem przy niej” – mówi Jan XXIII w czasie widzenia. I jak zeznaje przed trybunałem zakonnica, papież dodaje: „Ma siostra iść do lekarza, by wydał pisemne zaświadczenie o stanie zdrowia, i mają siostrze zrobić prześwietlenia, które kiedyś się przydadzą. Miała siostra wielkie przebicie jelitowo-żołądkowe z zajęciem otrzewnej, lecz byłem przy siostrze od pierwszego dnia choroby. To wszystko miało się zdarzyć. Musiała siostra cierpieć, aby się wszystko spełniło. Niech siostra pojedzie do Rzymu i pomodli się przy moim grobie”. 25 maja był trzecim dniem nowenny i modlitw, które siostry ze Zgromadzenia św. Wincentego à Paulo odmawiały do Jana XXIII za chorą Caterinę. Trzy dni przed cudownym wydarzeniem szarytce przywieziono też relikwię papieża. Chora przyłożyła ją do ciała. – Kiedy prof. Zannini przybiegł po południu na wizytę, siedziałam na łóżku ubrana. Patrzył na mnie w osłupieniu. Nic nie rozumiał. Mierzył kilkakrotnie gorączkę. Spacerował po pokoju. „Nie jestem już potrzebny. Niech siostra bierze witaminy” – powiedział i wyszedł. Po 48 godzinach siedziałam już w pociągu do mojego rodzinnego miasta Potenzy.

Czuję jego obecność

O uzdrowieniu Cateriny Capitani przez długie lata nie wiedział nikt poza jej współsiostrami. Jej casus gazety opisały dopiero w przeddzień beatyfikacji Jana XXIII. I dopiero 44 lata po uzdrowieniu, już jako przełożona swojego zgromadzenia, udziela pierwszego obszernego wywiadu. Zgadza się, bo o rozmowę prosi jeden z bratanków Dobrego Papieża, Emanuele Roncalli. W dzienniku „Eco di Bergamo” zakonnica przyznaje: „Cud nie wydarzył się 25 maja 1966 r., ale powtarza się każdego dnia. Mam nadal maleńki jak owoc żołądek, nie mam trzustki. Mało jem i piję, ale nie odczuwam bólu i normalnie żyję. Nie biorę żadnych leków. Pański stryj, papież, powiedział mi, że moje życie będzie nadal naznaczone cierpieniem, bo taka jest wola Boża, ale że on, Jan XXIII, zawsze będzie obok mnie. I słowa dotrzymuje. Nawet teraz, kiedy rozmawiamy, czuję jego obecność!”. Od maja 1966 r. s. Caterina nosi zawsze przy sobie kawałek posadzki wyciętej z miejsca, w którym objawił się jej papież. Jan XXIII sam ją o to prosił. – Papież towarzyszy mi na różne sposoby. Na przykład pracuję z chorymi na AIDS w szpitalu przy ulicy Jana XXIII. Przypadek czy przeznaczenie? – mówi. Przyznaje, że lawina próśb, jakie do niej dotarły w 2000 r. od ludzi, była przygniatająca. Przychodziły tysiące listów, ludzie pukali do bram zgromadzenia, odwiedzali szpital, w którym pracowała. – Ludzie myślą, że mam jakieś bezpośrednie łącze z Janem XXIII – śmieje się s. Caterina. – Ale tak nie jest. Tłumaczę im, by sami zwracali się do papieża, on słyszy ich tak samo jak mnie. Owszem, modlę się do papieża wieczorami za chorych. On słucha i odpowiada w bardzo konkretny sposób następnego dnia! Jest bardzo wrażliwy na cierpienie. Szarytka zmarła w 2010 r., w następstwie wylewu krwi do mózgu, po kilku dniach głębokiej śpiączki. Dożyła 68 lat. Zastanawiająca jest zbieżność faktu, że zarówno s. Capitani, jak i francuska zakonnica s. Marie Simone-Pierre, której uzdrowienie uznano za cud beatyfikacyjny Jana Pawła II, pracowały na oddziale pediatrii i neonatologii, gdzie opiekowały się wcześniakami. Obie broniły życia od poczęcia. Podobnie jak obaj papieże.

Listy i cuda

„Drogi papieżu Janie, dziękuję Ci, że pomogłeś mi rosnąć w brzuchu mojej mamy, mimo że lekarze nie dawali mi żadnej szansy na życie. Teraz opiekuj się mną i moją rodziną. Lorenzo Francesco, urodzony 16 kwietnia 2011 r.” – takimi listami i zdjęciami maluchów wytapetowane są wszystkie pomieszczenia – pięć ogromnych sal – w muzeum przy rodzinnym domu papieża Jana w Sotto il Monte, na północy Włoch. Jest też sporo zdjęć samochodów zgniecionych po wypadkach i relacje ocalonych. Wśród nich wisi zdjęcie s. Cateriny Capitani. Zatrzymujemy się przed czarno-białą fotografią. – Minęło ponad 13 lat od beatyfikacji, a każdego tygodnia dostaję mnóstwo listów, próśb. Potem wszystkie palimy uroczyście, bo nie pomieściłby ich żaden budynek, z dymem idą prosto do Jana XXIII – opowiada ks. Marco, opiekun miejsca. Wotów dziękczynnych nie brak też w drugim muzeum, nieopodal kościoła parafialnego Dobrego Papieża. Tu mieszka od lat były sekretarz Jana XXIII, kard. Loris Capovilla. – Pan Bóg pozwolił mi doczekać do kanonizacji! – cieszy się. Podobnie jak s. Caterina mówi, iż obecność Jana XXIII jest dla niego namacalna. – Ja go czuję! Jak wiele osób, które odwiedzają ten dom. Zobaczcie sami! Na piętrze w kilku pomieszczeniach siostry odtworzyły papieskie pokoje, w których mieszkał. Sparaliżowana kobieta, z pomocą dwóch innych, z trudem porusza się w kierunku dużego fotela. Siada i wszystkie zatapiają się w modlitwie. Siostra Rita tłumaczy: – Jakiś czas temu siedzieli tu rodzice kilkumiesięcznego dziecka. Umierało.

Potrzebny był przeszczep narządów. Następnego dnia dawca się znalazł! Do Sotto il Monte trafiają pielgrzymi z całych Włoch, ale większość z nich, podobnie jak uzdrowiona s. Caterina, pochodzi z południa, z Neapolu bądź Sycylii. Z sycylijskiej Chiaramonte Gulfi pochodzi także Giovanna Laterra Majore. Jej przypadek również analizowano w procesie beatyfikacyjnym Jana XXIII. W 1967 r. miała 54 lata, a od 23 była przykuta do łóżka. Jej twarz była zdeformowana, traciła wzrok. Jej ciało było jedną wielką raną. Po śmierci rodziców chorą opiekowała się jej siostra. Modliła się do Jana XXIII. Między październikiem a grudniem 1966 r. stan Giovanny pogorszył się. Otrzymała już ostatnie namaszczenie. „Wtedy zapadłam w głęboką śpiączkę – wspomina dziś w wywiadach Laterra. – Zobaczyłam wówczas Jana XXIII. Mówił do mnie. Obudziłam się całkowicie zdrowa”. Był maj 1967 roku. Giovanna, jak wielu innych, którzy doświadczyli cudu za wstawiennictwem Jana XXIII, odwiedzała regularnie w rocznicę cudu grób Dobrego Papieża w bazylice watykańskiej albo Sotto il Monte. Caterina Capitani także wyjątkowo obchodziła rocznicę uzdrowienia. Co roku 25 maja wsiadała do pociągu do Neapolu. W 2000 r. szarytka relacjonowała: – O 14.40, czyli o godzinie, kiedy zostałam uzdrowiona, klękam w pokoju, w którym odwiedził mnie papież. Odczuwam wtedy rodzaj wewnętrznej burzy. Do bratanka papieża, dziennikarza, mówiła: – Jan XXIII żyje! Nie tylko w moich wspomnieniach, w pomnikach, ale między nami. Jego przesłanie oparte na Ewangelii jest aktualne. To, co zasiał papież Jan, to pomnożył Jan Paweł II – obaj są pasterzami, którzy słuchają i patrzą na każdego człowieka. Czy to nie proroczy komentarz w przeddzień kanonizacji obu papieży?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.