Usłyszałam: „Wstań!”

Leszek Śliwa

GN 17/2014 |

publikacja 24.04.2014 00:15

O cudzie kanonizacyjnym Jana Pawła II z uzdrowioną za jego wstawiennictwem Floribeth MorĄ Díaz

Floribeth Mora Díaz (ur. 1963) z wykształcenia jest prawnikiem, prowadzi księgowość w firmie należącej do jej męża. Ma czworo dzieci i pięcioro wnucząt. Mieszka w miejscowości Dulce Nombre de Jesús w Kostaryce EZEQUIEL BECERRA /AFP PHOTO/east news Floribeth Mora Díaz (ur. 1963) z wykształcenia jest prawnikiem, prowadzi księgowość w firmie należącej do jej męża. Ma czworo dzieci i pięcioro wnucząt. Mieszka w miejscowości Dulce Nombre de Jesús w Kostaryce

Leszek Śliwa: Jak to jest z cudownym uzdrowieniem? To jeden moment czy stopniowy proces? Chory dowiaduje się, że wyzdrowiał, od lekarza, czy sam to czuje wcześniej?

Floribeth Mora Díaz: W moim przypadku to była jedna konkretna chwila, której nie zapomnę do końca życia. Lekarze potem tylko potwierdzili to, co sama czułam, że jestem już zupełnie zdrowa.

Co się wydarzyło podczas tej chwili cudu?

Zbudziłam się i nagle usłyszałam głos: „Wstań, nie lękaj się!”. Głos nie dochodził z zewnątrz, tylko „wybrzmiał” w mojej głowie. Nie potrafiłam wcześniej wstawać o własnych siłach, lewą stronę ciała miałam sparaliżowaną, ale spojrzałam na leżącą koło łóżka gazetę. Na okładce było zdjęcie Jana Pawła II w jego charakterystycznym geście, z podniesionymi w górę rękami.

Skąd się wzięła ta gazeta koło łóżka?

Ktoś z mojej rodziny ją położył poprzedniego dnia. Gazeta zapowiadała mającą nastąpić beatyfikację Jana Pawła II, dlatego zdjęcie papieża znajdowało się na okładce. Transmisja Mszy beatyfikacyjnej z Watykanu zaczynała się o drugiej w nocy czasu kostarykańskiego. Zażywałam leki uśmierzające ból i uspokajające, po których zwykle mocno spałam, ale bardzo chciałam oglądać tę transmisję, więc nie zasnęłam. Po transmisji jednak zapadłam w głęboki sen. Kiedy się zbudziłam, usłyszałam ten głos. Spojrzałam na gazetę i odniosłam wrażenie, jakby ręce papieża wysunęły się z gazety, przytrzymały moje ramiona i pomogły mi się podnieść. Nie bardzo wiedziałam, co się dzieje. Poszłam do kuchni i odkręciłam wodę nad zlewozmywakiem, żeby pozmywać naczynia tak jak wtedy, gdy byłam zdrowa. Mąż wszedł do kuchni i aż krzyknął: „Co ty robisz? Przecież powinnaś leżeć”. A ja odpowiedziałam: „Czuję się dobrze”. Bo rzeczywiście tak było. Wprawdzie lewą stronę ciała nadal miałam sparaliżowaną, ale czułam się silna, nic mnie nie bolało. I przede wszystkim gdzieś zniknął strach, który mi towarzyszył od początku choroby. Czułam, że moja dusza jest uleczona. A ciało z dnia na dzień stawało się coraz sprawniejsze.

Cierpiała Pani na tętniaka mózgu?

Tak, co gorsza, ten tętniak był usytuowany w środkowej arterii mózgu i lekarze ocenili, że nie da się go usunąć operacyjnie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.