Papież prostej modlitwy

Andrzej Grajewski

GN 17/2014 |

publikacja 24.04.2014 00:15

O modlitwie Jana Pawła II z abp. Mieczysławem Mokrzyckim, metropolitą lwowskim

Papież prostej modlitwy Roman Koszowski /gn

Andrzej Grajewski: Ksiądz Arcybiskup przez blisko dziewięć lat pracował u boku błogosławionego Jana Pawła II. Co, zdaniem Księdza Arcybiskupa, najbardziej świadczy o świętości papieża?

Abp Mieczysław Mokrzycki: Na mnie zawsze wielkie wrażenie robiła jego odpowiedzialność za misję Piotra naszych czasów. Zdawał sobie sprawę z tego, a także ze związanych z tym wyzwań oraz zadań, jakie Opatrzność Boża przed nim stawiała. Podejmował je z niezwykłą odwagą. Także sprawy, które – patrząc z ludzkiej perspektywy – wydawały się bardzo trudne albo w ogóle niemo- żliwe do zrealizowania. Nie spotkałem w życiu innego człowieka, który potrafiłby się modlić całym sobą, jak on. Wykorzystywał do tego każdą wolną chwilę, każdy moment. To nie były tylko medytacje, modlitwy i rozważania w swojej kaplicy, choć każdego dnia sporo czasu na to poświęcał. Nawet jego kontakty z ludźmi, zarówno te oficjalne, jak i nieoficjalne, nieraz przybierały charakter modlitwy. Choć był wielkim filozofem, teologiem i mistrzem słowa, nie wstydził się prostych form ludowej pobożności. Wydaje mi się, że były mu one bliskie i był przekonany o ich wielkiej skuteczności. Zawsze nosił szkaplerz, bardzo często w jego ręku widziałem różaniec. Przy każdej okazji pielgrzymował do sanktuariów, przede wszystkim maryjnych. Droga Krzyżowa towarzyszyła mu w każdy piątek przez cały rok. Codziennie śpiewał godzinki, a w Wielkim Poście Gorzkie Żale. W maju i w czerwcu, po kolacji z zaproszonymi gośćmi z Polski, wychodziliśmy na taras, gdzie była kaplica Matki Bożej Fatimskiej, śpiewało się „majówkę”, czyli nabożeństwo ku czci Matki Bożej. W czerwcu zaś Litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa. W każdy czwartek papież odprawiał Godzinę Świętą. Modlitwy, medytacje przeplatał polskimi pieśniami eucharystycznymi. Korzystał przy tym z modlitewnika, którego używał od czasów seminaryjnych. Odmawiał z niego wszystkie litanie.

Ten rytm musiał chyba się zmienić pod koniec życia, kiedy z powodu choroby był coraz słabszy?

W ostatnich latach ojciec święty modlił się, słuchając nas. Pomagaliśmy mu podczas odmawiania brewiarza czy innych, codziennych modlitw. W ostatnim okresie jego życia, kiedy już nie mógł mówić, my odmawialiśmy modlitwy, a on ich słuchał.

A jak papież reagował na jakieś niezwykłe wydarzenia, np. atak terrorystyczny 11 września 2001 r. na Nowy Jork?

Pierwszą reakcją było westchnienie „O Boże”. To było jedyne słowo, jakie z jego ust słyszałem w chwilach, kiedy dowiadywał się o wojnach, konfliktach czy ludzkich dramatach. W takich momentach nie było u niego widać śladu paniki czy trwogi. Po krótkiej rozmowie zawsze udawał się samotnie do kaplicy, gdzie pozostawał przez pewien czas sam, modląc się i medytując. Dopiero po jakiejś chwili prosił najbliższych współpracowników z Kurii Rzymskiej z Sekretariatu Stanu. Wspólnie zastanawiali się nad stosowną reakcją. Rozważali, jakie są możliwości udzielenia pomocy przez Stolicę Apostolską oraz innych działań. Zawsze jednak najpierw była modlitwa, a później działanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.