Jan XXIII - ten który zwołał sobór

Marco Roncallli

publikacja 18.04.2014 09:27

W środowiskach katolickich nie widać było nadzwyczajnego zapału związanego z soborem. Niemal czterdziestu kardynałów nawet nie odpowiedziało na wiadomość o jego zwołaniu.

Jan XXIII - ten który zwołał sobór Wydawnictwo Bernardinum Biografia Dobrego Papieża pióra jego bratanka

Fragment biografii Jana XXIII pióra jego bratanka, Marco Roncallego.

„Sobór” – słowo niemal zapomniane, a jak wdarło się w historię. Posiada jednak swoje fazy żmudnego przygotowania, dalszego i bezpośredniego, które w przypadku Drugiego Soboru Watykańskiego trwały czterdzieści cztery miesiące, czyli dłużej niż sam sobór.

W środowiskach katolickich nie widać było nadzwyczajnego zapału związanego z soborem. Niemal czterdziestu kardynałów nawet nie odpowiedziało na wiadomość o jego zwołaniu. Reakcje pozostałych purpuratów były różne. Po milczeniu spowodowanym zaskoczeniem pojawiły się jednak pierwsze niepokoje tak w Kościele katolickim, jak i wśród braci odłączonych. Również dziennikarze, teologowie i dyplomaci debatowali o tym, co może się stać podczas nadchodzącego zgromadzenia kardynałów. Jedni spodziewali się aktów samokrytyki Kościoła, drudzy chcieli go ratować i usilnie apelowali o podjęcie kwestii ekumenicznej, jeszcze inni przewidywali ekskomuniki z powodu pojawiających się herezji, zwłaszcza ostatniej – komunizmu. Zwołanie soboru wywołało też niepokoje w Moskwie. Na biurkach członków Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego pojawiło się spore dossier na jego temat. Ale na razie pozostańmy nad Tybrem.

Należy podkreślić, że podczas pierwszych czterech miesięcy tylko papież gotów był mówić o swoim projekcie, kiedy tylko nadarzała się okazja – a nie było żadnych postanowień urzędowych, aż do Zesłania Ducha Świętego w 1959 roku. Wtedy to ogłoszono powołanie Komisji Przedprzygotowawczej z przewodniczącym Tardinim i członkami sekretarzami z każdej kongregacji. Powierzenie tego zadania sekretarzowi stanu było z pewnością aktem zaufania wobec kurialnej struktury. Było też awansem nie do odrzucenia. Urzędy watykańskie podjęły działania przygotowawcze w celu zebrania materiału potrzebnego do rozpoczęcia soboru. Przychodziły wskazówki od episkopatów różnych krajów i od kongregacji na temat ewentualnych kwestii, które miałyby być omawiane podczas soborowych obrad.

Jan XXIII potrzebował współpracowników z Kurii Rzymskiej i Świętego Oficjum, choć to właśnie ono na początku lutego nieskutecznie próbowało zablokować audiencję przyznaną księdzu Mazzolariemu, którego Jan XXIII przy przywitaniu nazwał „trąbą Ducha Świętego na nizinie Mantui”. Niechętnym okiem Oficjum patrzyło również na audiencję udzieloną Maurice Fischerowi, przedstawicielowi Ministerstwa Spraw Zagranicznych Izraela, która miała na celu zbadanie możliwości dyplomatycznego uznania Izraela. „Mielibyście natychmiastową satysfakcję, jeśli posłuchałbym własnego serca” – powiedział papież. Rok później te same słowa usłyszał od papieża Jules Isaac. Ale tym razem papież dodał: „musi Pan zrozumieć, że bycie papieżem nie oznacza podejmowania decyzji w pojedynkę”.

Kilka tygodni później, w marcu 1959 roku podczas obchodów świąt wielkanocnych, coś jednak drgnęło. Jan XXIII postanowił zmienić kontrowersyjną modlitwę z Wielkiego Piątku. W wezwaniu do niej – „módlmy się za wiarołomnych żydów” – usunął słowo „wiarołomnych”. To był pierwszy krok, za którym były następne mniej znane osobiste poczynania papieża, zmierzające do wyeliminowania z innych religijnych tekstów obraźliwych odniesień wobec żydów – „bogobójstwa” w formule poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, wprowadzonej przez Leona XIII, „żydowskiej niewierności” i „hebrajskiego zabobonu”, obecnych w Rytuale Rzymskim w rycie chrztu dorosłych.

Nadmienić też trzeba o „wielkiej delikatności”, jaką Jan XXIII „wykazywał wobec niekatolików”, co pozytywnie zostało przedstawione na łamach „Civiltà Cattolica” w bilansie podsumowującym pierwszy rok pontyfikatu. Delikatność i wyczucie widoczne były między innymi w sytuacji, gdy w Watykanie udzielił chrztu młodemu Żydowi, zgodnie z jego wolą, a jednocześnie poprosił go, aby o swoim wyborze nie informował podeszłych wiekiem członków rodziny.

Powróćmy do soboru, do jego przedprzygotowawczego etapu, rozpoczętego 17 maja 1959 roku. Stosowna komisja miała wysyłać do wszystkich biskupów kwestionariusz z narzuconymi z góry tematami. Papież jednak wskazał inną drogę. Biskupi nie musieli ustosunkowywać się do pytań kwestionariusza, lecz mieli wskazać wszystko to, czym według nich sobór miałby się zająć. Taka decyzja pokazała wielkie zaufanie papieża do biskupów całego świata. Osiemnastego czerwca 1959 roku Tardini wysłał więc – zgodnie z życzeniem papieża – okólnik do wszystkich biskupów. Od września 1959 do stycznia 1960 roku napływały liczne odpowiedzi. Niektórzy widzieli w nich swoisty autoportret Kościoła. Materiał ten interpretowano i opracowywano w różnych aspektach. Niczego nie lekceważono, nie krytykowano. Wszystko przejrzano, opisano i streszczono według obszarów geograficznych. W efekcie tej ogromnej pracy wyłonił się końcowy projekt.

W lipcu 1959 roku Jan XXIII, nieprzerwanie przygotowujący sobór, nadał mu nazwę: Sobór Watykański II – a zatem nie będzie on ani kontynuacją, ani zamknięciem Soboru Watykańskiego I, który rozpoczął się w 1870 roku i nie został doprowadzony do końca z powodu wojny francusko-pruskiej i okupacji Rzymu.

Potem nastąpił kolejny zwrot w przygotowaniach na skutek kolejnych decyzji papieskich. Przykładem może być ustanowienie Sekretariatu do spraw Jedności Chrześcijan, którego zadaniem było prowadzenie dialogu z Kościołami odłączonymi. Był to organizm pojednawczy, którego znaczenie podkreślił biskup Agostino Bea w liście do papieża z 11 marca 1960 roku. Wyraził się w nim, że „ruch ekumeniczny, zarówno wśród katolików, jak i niekatolików, przyjął dziś takie rozmiary, że Kościół nie może go pomijać”. Ten sam cel został wyznaczony spotkaniom pod patronatem właśnie biskupa Bei, jak na przykład ważnej wizycie prymasa Kościoła anglikańskiego Geoffrey’a Fishera 2 grudnia 1960 roku. Biskup Rzymu i arcybiskup Canterbury nie spotykali się cztery wieki! Do papieża należało podjęcie tematu, który poruszył wcześniej w swojej encyklice „Ad Petri Cathedram”, podpisanej 29 czerwca 1959 roku. Jan XXIII zapraszał w niej do tego, aby zauważać „nie to, co dzieli dusze, lecz to, co je może połączyć we wzajemnym zrozumieniu i szacunku”. Te słowa, choć były najrzadziej cytowane, to z pewnością stanowiły część optymistycznego i ostrożnego programu jego pontyfikatu.

Nadszedł czas pierwszych papieskich wakacji w Castel Gandolfo. Jan XXIII udał się tam 19 lipca. Najpierw dokończył coś ze swoich obowiązków, a potem znalazł czas na naukę języka angielskiego z prałatem Thomasem Ryanem i języka niemieckiego z prałatem Brunem Wustembergiem. Podczas tych wakacji otworzył też tajny pakiet dokumentów wysłanych jeszcze do jego poprzednika przez siostrę Łucję dos Santos. Dzisiaj znane są one pod nazwą „trzecia tajemnica fatimska”, a w 2000 roku odtajnił ją w Kościele i opatrzył teologicznym komentarzem kardynał Ratzinger. Znajdowała się w nich zachęta do modlitwy jako drogi zbawienia dusz i wezwanie do pokuty i nawrócenia, skierowane nie tylko do Rosji.

Pod koniec lata 1959 roku w Stanach Zjednoczonych odbyły się rozmowy między Nikitą Chruszczowem i Dwightem Eisenhowerem, mające promować klimat odprężenia, który zapewniłby pokój w świecie. Papież Jan również uważał, że jest on nieodzowny i modlił się o niego przed Bogiem. Przewidywał wizytę prezydenta Eisenhowera także w Watykanie i swoją w Białym Domu, dlatego dopisał na marginesie: „Wszystko po to, aby doprowadzić do pokoju na świecie. Moja myśl jest prosta. Nie pragnę i nie dążę do niczego: ani by tam pojechać, ani nie jechać. W tych szczególnie cennych okolicznościach przychodzi mi na myśl wyrażenie św. Grzegorza z Nazaretu (sic! chodzi o Grzegorza z Nazjanzu), który jest bliski mojemu sercu: voluntas Dei pax nostra [wola Boga naszym pokojem]. Także tu żadnej przesady z mojej strony: oboedientia et pax”.

Papieskie pragnienie pokoju, ogłaszane publicznie, nie umknęło wierchuszce rządu sowieckiego. Służby informacyjne w Moskwie pracują sprawnie, zwłaszcza gdy chodzi o politykę zagraniczną. W swych raportach zwracały uwagę na tematy pokoju i rozbrojenia. „Te nowe cechy działalności Watykanu – zanotowano w aktach – z pewnością nie świadczą o jego rezygnacji z zasadniczego stanowiska, które jest wrogie wobec krajów socjalistycznych i międzynarodowego ruchu komunistycznego”. „Tym niemniej interwencje Watykanu na rzecz pokoju i pokojowego współistnienia przybierają, niezależnie od pragnień rządzących frakcji watykańskich, charakter działań obiektywnie przeciwnych kontynuowaniu «zimnej wojny»”. Kilka miesięcy później inny tajny raport ekspertów moskiewskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, wysłany przez wiceministra Zorina do przewodniczącego Rady do spraw Kultu Religijnego przy Radzie Ministrów ZSRR Puzina, podkreślał fakt, że po wyborze papieża Roncallego „zauważa się nowe akcenty w watykańskich oświadczeniach na temat pokoju, a papież wiele razy w ciągu roku zachęcał katolików do modlitwy o utrzymanie pokoju i jednocześnie ostrzegał przed niebezpieczeństwem nowej wojny oraz opowiadał się za spotkaniem szefów supermocarstw”.

Jan XXIII przyjmował ostre krytyki ze strony pracowników Sekretariatu Stanu, Świętego Oficjum, od Konferencji Episkopatu Włoch i od różnych grup związanych z prawicą. Wszyscy oni nie chcieli „rozmów z czerwonymi”. Z dialogiem ostrożnie i bez bezpośrednich kontaktów z Chruszczowem – twierdzili. Faktycznie niewiele było osób w bliskim otoczeniu papieża, które by go w tej sprawie popierały. Papież kierował się przede wszystkim własnym sumieniem i liczył na siłę modlitwy. Pozwalał prowadzić się „świętym aspiracjom papieża” i „postępował roztropnie, z otwartymi oczami”. Wśród osób mu przychylnych z pewnością był jego osobisty sekretarz ksiądz Capovilla, wikariusz Rzymu kardynał Angelo dell’Acqua, spowiednik prałat Alfredo Cavagna, prałat Francesco Lardone, milczący most przerzucony na Wschód do Stambułu, i wszyscy zainteresowani tym, aby „nie zerwać nici ofiarowanych przez Opatrzność”.

„Efekty działań politycznych są niepewne i mogą zniknąć zaraz po rozbudzeniu wielkich nadziei” – powiedział 10 listopada do wysłanników osiemdziesięciu krajów, zebranych w Rzymie na spotkaniu FAO. Nie wyciszyły się jeszcze echa rozmów między Chruszczowem i Eisenhowerem w Camp David, a głośno już było o zaproszeniu prezydenta Republiki Włoskiej Gronchiego do Moskwy. Podróż ta doszła do skutku później, w lutym 1960 roku. Nie pochwalał jej Tardini, a Ottaviani publicznie ją opłakiwał. Jan XXIII jednak był jej przychylny.

Postępowały prace związane z przygotowaniem synodu i soboru, papież powiększył grono kardynałów, odmłodzona została Konferencja Episkopatu Włoch i zrobił się większy ruch na arenie międzynarodowej. Nie można więc było mówić, że ten pierwszy rok papiestwa był „normalnym administrowaniem” Kościołem, ani też że ten siedemdziesięcioośmioletni człowiek nie podejmował żadnych decyzji. „Rok doświadczeń dał mi światło i pociechę, ożywił i delikatnie pchnął ku doskonałości we wszystkim”. I jeszcze: „Nade wszystko jestem wdzięczny Bogu za usposobienie, jakie mi dał. Ono chroni mnie przed niepokojem i zamieszaniem. Czuję się posłuszny we wszystkim” – pisał w „Dzienniku duszy” podczas rekolekcji w Watykanie pod koniec 1959 roku. W tym dniu z pełną świadomością zwrócił uwagę na upragnione przez Kościół pojednanie. Twierdził, że Kościół „nie może odstąpić od swojej stanowczości i nie może pójść na ustępstwa wobec ideologii i systemów, które stoją w zadeklarowanej i nieprzejednanej opozycji do nauki katolickiej. Nie oznacza to jednak obojętności wobec wołań, jakie dochodzą do mnie z regionów, gdzie nie przestrzega się praw osoby ludzkiej i gdzie kłamstwo leży u podstaw systemu”.

Fragment biografii Jana XXIII pióra jego bratanka, Marco Roncallego