Dotknąć Kościoła

Joanna M. Kociszewska

publikacja 16.01.2014 06:00

Kościoła trzeba doświadczyć, żeby w nim żyć, a to możliwe jest naprawdę tylko na poziomie lokalnym. Jedynym nie-abstrakcyjnym, jedynym możliwym do "dotknięcia".

Dotknąć Kościoła Roman Koszowski / Agencja GN Kościoła trzeba doświadczyć, żeby w nim żyć, a to możliwe jest naprawdę tylko na poziomie lokalnym. Jedynym nie-abstrakcyjnym, jedynym możliwym do "dotknięcia".

To, co mam zamiar wyrazić, ma znaczenie programowe i poważne konsekwencje – pisze papież. Trzeba nawrócić duszpasterstwo. To znaczy: trzeba, byśmy żyli w permanentnym stanie misji. Jeśli przyjmiemy taką opcję, to będzie ona zdolna zmienić wszystko. Także zwyczaje, style, język, rozkład zajęć i struktury.

Nawrócić duszpasterstwo. Nie, to nie chodzi o nawrócenie tylko duszpasterzy, choć łatwo o takie skojarzenie. Ale papież nie zwraca się tylko do jednostek. Zwraca się do całego Kościoła. My jesteśmy Kościołem, czyż nie? Także wtedy, gdy mowa o nawróceniu…

Zmienić zwyczaje, style, rozkład dnia, język i struktury… Zmienić całe życie w taki sposób, by żyć w wychyleniu w kierunku innych, tych którzy potrzebują Chrystusa. A czy jest ktoś, kto Go nie potrzebuje?

Ze struktur najbliższa jest nam parafia. Zmiana nie tylko nie może jej pominąć, ale chyba nawet musi się od niej zacząć. Kościoła trzeba doświadczyć, żeby w nim żyć, a to możliwe jest naprawdę tylko na poziomie lokalnym. Jedynym nie-abstrakcyjnym, jedynym możliwym do „dotknięcia”.

Parafia nie jest strukturą przestarzałą. Potencjalnie posiada wielką elastyczność – pisze papież. Może przyjąć wszystkich, albo inaczej: dla wszystkich powinno się znaleźć w niej miejsce. Bez względu na zaawansowanie na drodze do Boga, sytuację życiową, preferowany styl duchowości… Nikt nie powinien czuć się z niej wyłączony. Takiej plastyczności nie ma żadna grupa.

By jednak parafia mogła przyjąć ludzi, którzy zostali jej dani, musi mieć z nimi kontakt.

Parafia jest wspólnotą. Nie terytorium spotkania wspólnot. Jak zrobić, by w taki sposób była przeżywana? Być może łatwiej jest o taką świadomość tam, gdzie ludzie latami mieszkają w tym samym miejscu, gdy w dużej części się znają – choćby z widzenia. Dużo trudniejsze jest to w wielkich, miejskich parafiach, gdzie do anonimowości dokłada się mobilność. Jak powinna funkcjonować parafia, by była faktycznie otwarta na ludzi, którzy mieszkają w niej rok czy dwa? Jak sprawić, by mieli oni poczucie, że są w niej u siebie? Bez względu na to, na jakim etapie wiary i zaangażowania się znajdują, i na jak długo będą darem dla tej wspólnoty?

Właśnie: darem. Nie tylko zadaniem. Parafia – wspólnota - musi postrzegać każdego nie tylko jako zadanie i przedmiot ewangelizacji, ale przede wszystkim jako dar, który został jej dany.

Nie wystarczy kłaść nacisk na formację w mniejszych grupach. To dobrze, że takie struktury istnieją – są potrzebne. Wnoszą wiele dobra. Ale trzeba mieć świadomość, że wielu ludzi z różnych powodów do nich nie wejdzie. Ci ludzie nie mogą zniknąć z oczu, nie powinni być tylko odbiorcami usługi religijnej. Oni są potrzebni. Mają swoje zadanie do wykonania.

Mają iść między ludzi, żyjąc „opcją misyjną”.

Niekoniecznie znaczy to wychodzenie na ulice z gitarami i radosnym wołaniem „Jezus cię kocha”. Odruchowo rodzi się pytanie: i co z tego dla mnie wynika? Co to zmienia w moim życiu? Tak konkretnie, tu i teraz?

O miłości trzeba mówić. Bez słów każda miłość umiera. Ale często najpierw trzeba ją pokazać. Pozwolić doświadczyć. Tego nie załatwią duszpasterze. Jest ich ledwo kilku. To jest możliwe tylko w bezpośrednim, realnym kontakcie ludzi, którzy żyją obok siebie. I zechcą zmienić swoje zwyczaje, styl działania, rozkład dnia, język, by dostrzec człowieka i zaspokoić czyjeś godziwe potrzeby.

Także swoim kosztem, bo nie ma daru, który nie kosztuje.

Zachęcam wszystkich do śmiałości i kreatywności w tym zadaniu przemyślenia na nowo celów, stylu i metod ewangelizacyjnych swojej wspólnoty – pisze papież. Gdzie byś się nie znajdował, nie jesteś sam. Zawsze masz swoją wspólnotę. Parafialną.

Pomyśl.