Franciszek tak, Kościół nie

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 01/2014 |

publikacja 02.01.2014 00:15

Te same media, które stworzyły czarną legendę Benedykta XVI, wychwalają teraz Franciszka. W słowa pochwał, świadomie lub nie, wplatają wiele mitów zniekształcających przesłanie papieża.

Franciszek tak, Kościół nie HANDOUT /JASON SEILER/TIME MAGAZINE/AFP PHOTO/east news

Amerykańska stacja Showtime wstrzymała zdjęcia do serialu telewizyjnego „The Vatican”. Serial miał wyreżyserować sam Ridley Scott, scenariusz napisał Paul Attanasio, twórca kultowego „Dr. House’a”. Producenci zapowiadali, że film będzie prowokacyjnym thrillerem o duchowości, władzy i polityce, demaskującym zakulisowe machinacje w Kościele. Zdjęcia zostały wstrzymane, gdyż pilotażowy odcinek okazał się porażką. Jak to możliwe, by twórcy z najwyższej półki spaprali taki temat? Temat, który np. Dona Browna uczynił milionerem. Jedyne wytłumaczenie to tzw. efekt Franciszka. Papież Bergoglio w krótkim czasie ocieplił na tyle obraz papiestwa, że „skandale Watykanu” przestały się sprzedawać. Czy filmowcy zdecydują się teraz nakręcić serial pokazujący Watykan w dobrym świetle? Materiału jest sporo. Hm… chyba tak daleko jeszcze nie jesteśmy. Ale kto wie, dla Boga nie ma nic niemożliwego.

Franciszek nie spadł z kosmosu

Amerykański tygodnik „Time” uznał papieża Franciszka za człowieka roku 2013. To dowód niezwykłej popularności papieża. Zdołał on przyciągnąć uwagę opinii nie tylko wierzących, ale i ludzi stojących z dala od Kościoła. Fenomen autorytetu Franciszka zwrócił uwagę światu, że nawet w naszej epoce, tak niechętnej autorytetom, owce potrzebują dobrego pasterza. Papież „z końca świata” zyskał uznanie świeckich mediów w ekspresowym tempie. Bł. Jan XXIII stał się człowiekiem roku 1962, w 4. roku pontyfikatu (rok zwołania Soboru Watykańskiego II, papież zmarł w 1963 r.). Bł. Jan Paweł II w 1994 roku, czyli po 16 latach od wyboru na Stolicę Piotrową. Franciszkowi wystarczyło zaledwie 9,5 miesiąca. Jak „Time” uzasadnia swój wybór? „To, co czyni tego papieża tak wyjątkowym, jest tempo, w jakim poruszył wyobraźnię milionów ludzi, którzy w ogóle utracili nadzieję pokładaną w Kościele”. Zgoda.Niewątpliwie papież, który przybrał po raz pierwszy w historii imię Biedaczyny z Asyżu, tchnął w Kościół nową ewangelizacyjną energię i nie przestaje wzywać katolików do większego współczucia dla biednych. Ale w tym zdaniu widać charakterystyczną tendencję do budowania opozycji między papieżem dającym nadzieję i Kościołem, który tę nadzieję przestał dawać. W polskiej prasie często pojawia się zbitka: „Kościół Franciszka” i „Kościół Michalika”. Pierwszy reprezentuje wszystko, co najlepsze; ten drugi to Kościół inkwizycji, który piętnuje, oskarża, nie potrafi docenić tak światłej idei jak np. gender. Media traktują Franciszka trochę tak, jakby spadł z kosmosu. A przecież kard. Bergoglio stał się papieżem z woli kardynałów, których przed konklawe prasa oskarżała o wszystko, co najgorsze. Dziś może już nie pamiętamy, jakie złowrogie tytuły pojawiały się w prasie tuż po abdykacji Benedykta XVI. Można było odnieść wrażenie, że Kościół jest na wykończeniu. Ale to właśnie ci „beznadziejni” kardynałowie wybrali takiego papieża. Jeśli ktoś nie chce widzieć w tym ręki Bożej, to niech- że przynajmniej uzna, że tego papieża zawdzięczamy odważnej decyzji Benedykta oraz mądrości i odwadze kolegium kardynalskiego, które uznało, że Kościół i świat potrzebują dziś następcy św. Piotra w stylu Franciszka. Więc ten Kościół, który dał światu Franciszka, nie może być jednak aż tak beznadziejny. Tymczasem, jak zauważa ks. Jerzy Szymik, „lewicowo-liberalni kibice medialni wykorzystują świeżość tego człowieka, jego życzliwość wobec wszystkich, pokorę i miłość do ubogich, cnoty głowy Kościoła – przeciwko Kościołowi”. À propos rzekomej przepaści, która dzieli ten okropny Kościół w Polsce od idealnego Kościoła Franciszka. Tygodnik „Time” wymienia w artykule uzasadniającym nadanie papieżowi tytułu człowieka roku tylko jednego jego współpracownika, który ilustruje nowe oblicze Watykanu. Jest nim abp Konrad Krajewski, pochodzący z archidiecezji łódzkiej, reprezentant „zacofanego” polskiego Kościoła.

Kontestator czy kontynuator?

Kolejny medialny mit polega na przeciwstawianiu papieża jego poprzednikom. Jeszcze raz „Time”: „W ciągu kilku miesięcy Franciszek podjął się misji uzdrowienia Kościoła – Kościoła jako sługi i pocieszyciela poranionych ludzi żyjących często w twardym świecie – pozostawiając zajmowanie się policją doktrynalną, co było tak ważne dla jego bezpośrednich poprzedników. Jan Paweł II i Benedykt XVI byli profesorami teologii. Franciszek jest byłym stróżem, bramkarzem w nocnym klubie, technikiem chemikiem i nauczycielem literatury”.

Mamy więc z jednej strony dobrego Franciszka, a z drugiej „policję doktrynalną”, czyli Jana Pawła II i Benedykta XVI. O ile mi wiadomo, Franciszek jako jezuita studiował jednak teologię, a znając wieloletnią formację jezuitów, można zaryzykować tezę, że robił to dość solidnie, nawet jeśli nie jest profesorem. Jan Paweł II pracował jako robotnik, był aktorem i studentem literatury, owszem, został profesorem, ale filozofii, nie teologii. Benedykt jako syn policjanta, w młodości wcielony do Hitlerjugend, później profesor teologii – rzeczywiście nie miał wyjścia – musiał być „doktrynalnym policjantem”. Jeszcze dalej idzie Jarosław Mikołajewski z „Gazety Wyborczej”. Pisząc o nowych porządkach w Watykanie za rządów Franciszka, podkreśla, że nie jest już jak za Benedykta, „który utracił kontrolę nad watykańskimi urzędami”. Teraz „papież decyduje o wszystkim” i „nikt już nie działa za plecami papieża, jak się to działo za Benedykta”. Albo to naiwność, albo złośliwość. Może jedno i drugie. Komentując fakt, że Franciszek nie zamieszkał na trzecim piętrze Pałacu Apostolskiego, tylko w Domu św. Marty, publicysta GW przywołuje anonimowo opinię jakiegoś dominikanina: „Zniknął element sowieckiej hipokryzji, która kazała wierzyć, że jeśli w apartamencie pali się światło, to dlatego, że papież pracuje, pisze encyklikę albo przyjmuje gości. Jak Stalin”. Bez komentarza. Media uwielbiają konfrontowanie postaw, osób, poglądów. Ale żeby nie dostrzegać przynajmniej podobieństwa stylu między Franciszkiem a Janem Pawłem II, trzeba zwyczajnie nie chcieć tego widzieć. Karol Wojtyła zaraz po objęciu urzędu papieskiego objawił ten sam talent, który ma Franciszek – umiejętność świetnego komunikowania się z ludźmi, posługiwania się gestem, przytuleniem, wyjściem do tłumu. Żył prosto i ubogo, na Mszy św. w jego kaplicy czy przy stole zawsze było pełno ludzi, otworzył w Watykanie dom dla ubogich prowadzony przez siostry Matki Teresy. Kilka razy ten bliski kontakt z ludźmi naraził go na ataki zamachowców. Oczywiście w porównaniu z Benedyktem Franciszek ma inny temperament, wrażliwość, styl. Ale na poziomie głębszym niż jakiekolwiek psychologiczne zestawienia leżą jedność i kontynuacja pontyfikatów Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka. Wszyscy trzej idą drogą wyznaczoną przez Sobór Watykański II, wcielając w życie wizję odnowy Kościoła. Jan Paweł II (idąc szlakami przetartymi przez Jana XXIII i Pawła VI) nadał posłudze papieskiej wymiar duszpasterski, zwrócił Kościół ku światu, obudził entuzjazm młodych, nie bał się jednak nazywać po imieniu zagrożeń, które określił jako cywilizację śmierci, ogłosił potrzebę nowej ewangelizacji. Benedykt XVI, jeden z najgenialniejszych nauczycieli wiary na papieskim tronie w historii, mimo podeszłego wieku podróżował po świecie z większą intensywnością niż poprzednik, zwołał synod o nowej ewangelizacji, którego owoce zebrał w adhortacji Franciszek. Owszem, widzimy, że teraz następuje misyjne przyspieszenie, któremu nadaje ton obecny papież, ale jest to dokładnie ten sam kierunek, który wyznaczyli poprzednicy. Jest tu jeszcze coś głębszego. Dziennikarze „Time” zauważyli, że „papiestwo jest czymś tajemniczym i magicznym” (to słowo ma jakąś „magiczną” moc w mediach – T.J.). Dlaczego? Bo „zmienia siedemdziesięciolatka w supergwiazdę, mimo że właściwie nadal nic o nim nie wiemy”. To prawda. Nie musimy wcale wiele wiedzieć o konkretnym papieżu, choć chcemy go poznać. Tajemnica tkwi w samym urzędzie Piotra, którego istotę stanowi nie dążenie do zmiany, ale wierność, trwanie. Papież nie jest politykiem, jest osobą związaną przez przeszłość, przez Tradycję przez wielkie T. Wiąże go wierność wobec woli Założyciela Kościoła, wiąże go wiara Kościoła, troska o jej wierne przekazywanie. Kard. Bergoglio zyskał tak wielki rozgłos ze względu na to, że stał się papieżem. Gdyby nie konklawe 2013 r., pozostałby znany tylko jako biskup stolicy Argentyny. Oczywiście  każdy papież wnosi w posługę Piotra swoje talenty, wrażliwość, tradycje, wychowanie, wiarę itd. Ale ludzie, którzy wyciągają dziś ręce w stronę Franciszka, wyciągali je tak samo w stronę Benedykta XVI i Jana Pawła II. Entuzjazm 2 mln młodych katolików zgromadzonych w Madrycie wokół Benedykta czy entuzjazm 4 mln wokół Jana Pawła w Manili w swojej istocie niczym nie różni się od entuzjazmu 3 mln młodych zgromadzonych w Rio de Janeiro wokół Franciszka. Bo w papieżu widzą namiestnika Chrystusa oraz reprezentanta instytucji (tak, instytucji!), w której można spotkać Boga, doświadczyć Jego miłości i poznać prawdę. Taka czy inna charyzma papieża ma oczywiście pewne znaczenie, ale jednak zawsze jest czymś drugorzędnym. To nie papież jest supergwiazdą, ale Jezus Chrystus, którego każdy papież jest świadkiem (mniej lub bardziej wiarygodnym). Po śmierci Jana Pawła II kard. Tomasz Špidlik (notabene jezuita) zauważył, że dzisiejsza mentalność burzy się przeciwko instytucjom oraz ideom, dlatego jedynym autorytetem staje się ludzkie odniesienie. Nie oznacza to wcale, że idee i instytucje są już niepotrzebne, ale że przetrwają te, w których będą rozwijały się dobre relacje między osobami. W centrum Kościoła są relacje między Osobami Bożymi, więc z definicji pozostaje on instytucją relacyjną. W tym sensie osobista charyzma kard. Bergoglia jako papieża jest bezcenna. Efekt Franciszka płynie z połączenia jego urzędu i charyzmatycznej osobowości.

Czy papież jest liberałem?

Kolejnym mitem na temat obecnego papieża jest sugerowanie, że jest on liberałem, który lada moment „poluzuje” doktrynę Kościoła w punktach szczególnie drażniących dzisiejszy świat (antykoncepcja, aborcja, małżeństwo dla par homoseksualnych). Takie postulaty pojawiają się raz po raz w mediach. Nawet „Tygodnik Powszechny” uznał rutynową ankietę przedsynodalną za wydarzenie przełomowe i zachęca do pospolitego ruszenia świeckich celem wypracowania bardziej „ludzkiego” podejścia do niektórych kwestii etycznych. Niewątpliwie papież i hierarchowie muszą się wsłuchiwać z uwagą w głos ludu Bożego, ale zadaniem papieża nie jest spełnianie oczekiwań opinii publicznej, nie jest on związany przez taką czy inną większość. „Nie potrzebujemy Kościoła bardziej ludzkiego, lecz bardziej Bożego, bo tylko wtedy będzie on zarazem bardziej ludzki” – zauważył kiedyś przenikliwie Benedykt XVI. „Time” uczciwie zauważa, że na drażliwe pytania Franciszek odpowiada tak samo, jak zawsze odpowiadał Kościół. Kapłaństwo kobiet? Nic z tych rzeczy, ale trzeba zwiększyć rolę kobiet w Kościele. Papież podtrzymuje „nie” dla aborcji, ale dodaje, że potrzebne są większa empatia i pomoc Kościoła dla kobiet w niechcianej ciąży. Franciszek mówi „nie” dla tzw. małżeństw gejowskich, ale pytany o stosunek do osób homoseksualnych dodaje: „kimże ja jestem, by sądzić?”. Najbardziej znane amerykańskie pismo dla gejów i lesbijek „The Advocate” z tego powodu uznało papieża Franciszka za człowieka roku 2013. Gazeta umieściła na okładce zdjęcie papieża z cytatem z jego wypowiedzi: „Jeśli ktoś jest gejem i szuka Boga, i ma dobrą wolę, kim jestem, by go sądzić?”, na jego policzku zaś wypisano: „No H8”, czyli „No hate” (Bez nienawiści). Czy nie ma tu jakiejś formy nacisku na papieża? Chyba tak. Ale co prawda, to prawda. Kościół jest instytucją, która najbardziej kocha ludzi obciążonych tym problemem. Kocha ich na tyle, że ma odwagę mówić im prawdę. Sformułowanie: „kimże ja jestem, by sądzić?” nie oznacza, że papież zawiesza prawo moralne głoszone przez Kościół. To zdanie ujawnia jego duszpasterski sposób podejścia do osób uwikłanych w zło. Pierwszą posługą Kościoła (także papieża) jest przebaczenie. Dopiero po przyjęciu przebaczenia jest czas, by powiedzieć człowiekowi: „idź i nie grzesz więcej”. Franciszek słusznie zwraca uwagę na to, że w Kościele przestawiamy czasem te akcenty. Jak zauważa George Weigel, zmysł duszpasterski podpowiada papieżowi, że wiele owych „nie” wypowiadanych przez Kościół bywa kontestowanych i wyśmiewanych. Jest tak dlatego, że nie dotarło do ludzi przesłanie pozytywne, wielkie „tak”, które poprzedza każde „nie” (tak dla godności człowieka, dla życia, dla miłości małżeńskiej, dla rodzicielstwa). „Franciszek łączy wrażliwość duszpasterza z ortodoksją” – podkreśla kard. Gerhard Müller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Nie posądzam tych, którzy w superlatywach piszą o Franciszku, o złą wolę. Ale kiedy zachwytom nad papieżem towarzyszy nieustannie pogarda wobec całej reszty Kościoła, zapala mi się ostrzegawcza lampka. Odnowa Kościoła nie polega na modernizacji dostosowującej go do współczesnych trendów kulturowych. Sednem przesłania papieża jest wezwanie Kościoła do nowej ewangelizacji, do powszechnej postawy misyjnej wszystkich ochrzczonych. Medialni eksperci od Kościoła biorą sobie do serca przesłanie papieża głównie w taki sposób, że okładają niektórymi cytatami z jego wypowiedzi innych hierarchów. Owszem, hierarchia, księża (ja też) potrzebują nawrócenia, należy się im czasem krytyka. Ale to nie jest tak, że mamy cudowny świat (w nim także redakcje dzienników czy stacji telewizyjnych), który nie potrzebuje nawrócenia, oraz zepsuty do cna Kościół, który ma się nawrócić. Oczekiwanie przemiany Kościoła jest słuszne, ale ma ono sens tylko wtedy, gdy z taką samą gorliwością, jeśli nie większą, dążymy do przemiany siebie i świata. Ostatecznie chodzi bowiem o to, by i w Kościele, i w świecie, i w moim życiu głos Boga był bardziej słyszalny. Niebezpieczeństwo „zagłaskania” papieża przez lewicowo-liberalną narrację i przez to osłabienia jego ewangelizacyjnej siły jest realne. Nie musi się to wcale stać, pod warunkiem że nie będziemy papieża czytali przez wybiórcze cytaty, ale postanowimy brać sobie do serca całość jego nauczania i zawsze w kontekście misji Kościoła.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.