Św. Franciszek do odkrycia

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 39/2013 |

publikacja 26.09.2013 00:15

Papież od początku pontyfikatu pokazuje, że w naśladowaniu św. Franciszka widzi lekarstwo dla Kościoła. Jak dziś odczytać przesłanie Biedaczyny z Asyżu?

Św. Franciszek do odkrycia EAST NEWS

Nad trwającym pontyfikatem unosi się duch św. Franciszka. Wielu oczekuje, że podczas swojej wizyty w Asyżu papież wypowie słowa ważne dla Kościoła, może zapowie jakieś „franciszkańskie” reformy. Czekając na to wydarzenie, koniecznie trzeba przypomnieć postać samego świętego z Asyżu. Właśnie ukazała się książka biskupa Grzegorza Rysia poświęcona temu bohaterowi. Trudno o lepszy czas na jej wydanie (po prostu kairos!) i trudno chyba o lepsze przełożenie Franciszkowego przesłania na dzisiejsze czasy. Jakich lekcji udziela nam święty z Asyżu? Podaję kilka wybranych z książki, którą warto mieć na półce.

Odwrócić porządek

Biskup Ryś czyta żywot Franciszka bezpośrednio ze źródeł, nie z opracowań. Sięga po teksty samego świętego oraz po dwa „Życiorysy” spisane przez Tomasza z Celano, które są historycznie najbliższe czasom Biedaczyny z Asyżu. To cud, że te dokumenty ocalały w odpisach, bo kapituła franciszkanów nakazała zniszczyć wszystkie teksty hagiograficzne odbiegające od oficjalnej wersji spisanej przez św. Bonawenturę. Autor odwołuje się do miejsc, w których rozgrywały się ważne epizody z życia świętego. Bo też książka jest zapisem rekolekcji prowadzonych właśnie w Asyżu i w innych miejscach związanych z Franciszkiem.

Droga do świętości zaczyna się zawsze od nawrócenia. Jak to było z Franciszkiem? Pochodził z bogatej, ambitnej rodziny kupieckiej, od której przejął aspirację, by piąć się w górę. Z kasty kupieckiej chciał przesiąść się wyżej, czyli dołączyć do rycerzy. Wyruszył więc na wojnę, którą Asyż prowadził z Perugią. Kariery nie zrobił. Dostał się szybko do niewoli. Przesiedział rok w więzieniu, gdzie ciężko zachorował. Ten moment był początkiem jego duchowej przemiany. To, co go dawniej cieszyło, teraz wydawało się smutne i głupie. To, co dawniej uważał za smutne, teraz dawało radość. Ów moment duchowego przewrotu opisuje Tomasz z Celano w taki sposób: „Pan powiedział do Franciszka: »Jeśli chcesz Mnie poznać, bierz to, co gorzkie, za słodkie, wzgardź samym sobą; dokonaj tego odwrócenia porządku, a zacznie ci smakować to, o czym ci mówię«”.

Biskup Ryś wyjaśnia, że to odwrócenie porządku to klucz. Średniowiecze wielką wagę przypisywało do idei porządku (ordo). Miejsce w społecznej hierarchii wyznaczały: własność ziemi, pieniądze, wykształcenie. Franciszek odrzucił to wszystko. Momentem przełomowym w jego życiu było spotkanie z trędowatym. To było pierwsze „ćwiczenie”, które mu Pan Jezus przygotował. Miał okazję zweryfikować, czy duchowy przewrót dokonał się w nim naprawdę. Franciszek schodzi z konia, mimo wstrętu i obrzydzenia, daje trędowatemu jałmużnę oraz całuje go w rękę i w usta. Pocałunek w usta oznaczał w średniowieczu równość. „To jest owo kompletne zburzenie porządku, bo w społeczeństwie średniowiecznym trędowaty był nikim, był człowiekiem poza porządkiem. Wykluczony. Franciszek mówi mu: jesteśmy sobie równi”.

Jakie stąd płyną wnioski do naszego życia? My też wprowadzamy własne porządki, hierarchie. Nieraz żyjemy w jakichś narzuconych nam porządkach. Ewangelia chce nas z tego wyrwać. Nie chodzi o bunt dla buntu. Motywem musi być miłość i to, że chcę poznać Boga. „Bóg jest inny niż wszystko, co funkcjonuje w świecie. Bóg jest poza »porządkiem«, nawet jeśli ten porządek się na niego powołuje. Bóg jest zawsze inny! Nie chodzi o to, żebym się miał buntować, tylko o to, żebym chciał poznać, kim jest Bóg, i na tyle kochać człowieka, by zaryzykować wyłamanie się z porządku. Często kładziemy uszy po sobie, podporządkowujemy się wszystkiemu: grupie, modzie, innym rzeczom, bo tak naprawdę niczego nie kochamy”.

Kuszenie Kościołem w ruinie

„Odbuduj mój Kościół” – te słowa usłyszał Franciszek od Chrystusa. I faktycznie odbudował trzy kościółki. Biskup Ryś podaje ciekawe dopowiedzenie do tej znanej historii. Otóż Franciszek lubił się modlić w zrujnowanych kaplicach. Tomasz z Celano pisze: „Ścierał się wręcz z diabłem, który w tych miejscach nie tylko podżegał go wewnętrznie pokusami, ale też na zewnątrz straszył go ruiną i upadkiem”. Szatan kusił go obrazem zniszczonego Kościoła. To prawda aktualna . Bo i nas Szatan atakuje mocno od tej strony: „Popatrz, Kościół jest zniszczony, jest w upadku, jest ruiną i właściwie po co ty się szarpiesz? Kościół to przeszłość”.

Z tej opowieści bp Ryś wyciąga niezwykle ważne wezwanie. Kościół wciąż wymaga odbudowywania. To prawda. Ale jednocześnie jest matką. Co to znaczy? „Jeśli ktoś odbudowuje Kościół, musi wystrzegać się jakiejkolwiek arogancji, poczucia, że przede mną nikt nic nie zrobił. Jeśli będziesz chciał pomóc starej matce, która wielu rzeczy nie może zrobić, bo jest już słaba, to będziesz się pytał, co jest dla niej w życiu ważne. I będziesz się pilnował, żeby nie zabrać niczego, co dla matki jest ważne, żeby jej nie okraść… Zrobisz wszystko, żeby matka mogła żyć w pełni tym, czym żyła całe życie. Ważne jest to, żebyśmy pamiętali o tym, że odbudowywać Kościół znaczy troszczyć się o Matkę”. Dopisałem w tym miejscu na marginesie: „genialne!”.

Sposób podejścia Franciszka do Kościoła to jedna z najważniejszych lekcji jego życia. Często pomijana. Kto skupi uwagę tylko na „odwracaniu porządku”, na buncie, a przemilczy jego stosunek do Kościoła, otrzyma karykaturę świętego przykrojoną na miarę własnej ideologii. Franciszek był trzy razy w Rzymie. W 1209 roku razem ze swoimi jedenastoma braćmi szedł do papieża Innocentego III rezydującego na  Lateranie. Na wprost tej rzymskiej bazyliki stoi dziś wymowny pomnik pielgrzymów z Asyżu. Po co był Franciszkowi do szczęścia papież? Prosił go o „aprobatę życia zgodnego z formą przewidzianą w Ewangelii”. Komentarz bp. Rysia jest cudowny. „Dwunastu chłopa, a on idzie prosić, żeby papież to pobłogosławił. Pokora Franciszka, który od samego początku pyta, czy żyje dobrze, czy to, co wymyślił, jest sensowne”. Widać wielki szacunek dla Kościoła, dla Piotra żyjącego w papieżu. Może dziwić, czy trzeba pytać Kościół o zgodę na to, by żyć według Ewangelii. Nie jest to stawianie Kościoła ponad Biblią, ale uznanie faktu, że słowo Boże można czytać tylko w Kościele, bo to on gwarantuje, że nie ulegniemy iluzji, że własnych pomysłów nie będziemy odczytywali jako wolę Boga. Spotkanie Innocentego z Franciszkiem to kapitalny symbol prawdy, że Kościół ma dwie nogi: urząd i charyzmat. Obie są ważne, lekceważenie jednej powoduje niepełnosprawność Kościoła.

Trzecia wizyta Franciszka w Rzymie miała miejsce podczas Soboru Laterańskiego IV (1215 r.). Zainspirowany tym wydarzeniem pisze pięknie o Eucharystii. Fascynuje go „cielesność” i pokora Chrystusa – tego narodzonego w Betlejem i tego obecnego w Najświętszym Sakramencie. To właśnie Sobór Laterański IV wprowadził wieczną lampkę przed tabernakulum. Franciszek był wyczulony na Eucharystyczną Obecność, o której trzeba stale sobie przypominać, którą trzeba pielęgnować. Z tym łączył się jego wielki szacunek dla kapłanów. W jego pismach ten motyw ciągle wraca. „Powinniśmy również (…) szanować i czcić duchownych, nie tyle dla nich samych, bo mogą być grzesznikami, ile dla ich urzędu i posługi wobec Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, które oni konsekrują na ołtarzu, sami przyjmują i innym udzielają”. Franciszek nie osądzał nawet najmizerniejszych kapłanów, także wtedy, gdy z ich powodu Kościół się sypał.

Świętość Franciszka ma więc dwa źródła. To Ewangelia odczytana dosłownie i Kościół, w którym żył. Dziś mnóstwo ludzi mówi: mamy w nosie taki Kościół, w którym księża robią to czy tamto. Ich zarzuty mają, niestety, realne podstawy. Franciszek widział w Kościele swoich czasów może nawet więcej zła, niż widać go dziś. „Ale mimo tego, że widział – właśnie wtedy, kiedy inni z powodu tego, co widzieli w Kościele, odchodzili – on trwał w Kościele i mówił: Ewangelia i Kościół – to jest zasada życia”. Nic dodać, nic ująć.

Ubrany w krzyż

Franciszek kojarzy się słusznie z życiem w radykalnym ubóstwie. To ubóstwo łączy się u niego z zachwytem nad stworzeniem. To ważne. W „Pieśni słonecznej” pisze: „Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę wodę, która jest bardzo pożyteczna i pokorna, i cenna, i czysta”. Woda jest pokorna! Tym spostrzeżeniem zachwyca się bp Ryś. Woda w rosole, w kawie itd. Nikt na nią nie zwraca uwagi, dopiero kiedy jej zabraknie, rozumiemy, jak jest ważna. Franciszek znał wartość wszystkiego, co jest. Jego ubóstwo było pokorne, nie było w nim cienia pogardy dla materii. To istotne, bo w jego czasach szerzyła się herezja katarów, którzy mówili, że nie „brudzą” się materią, są tak uduchowieni, tak czyści. Głosili oni ubóstwo i ascezę radykalniejszą niż Franciszek, bo uważali, że materia pochodzi od diabła. Ta herezja atakowała gwałtownie tych, którzy posiadali. Franciszek uczył inaczej: możesz mieć jedną suknię, ale nie gardź tym, który ma wiele sukien. Można być radykalnie ubogim i chwalić wszystko, co stworzył Bóg. Ubóstwo chrześcijańskie według Franciszka jest przede wszystkim odwzorowaniem ubogiego Chrystusa. Biorąc dosłownie słowa Jezusa: „Błogosławieni ubodzy”, stajesz się kimś mniejszym w oczach świata. Jesteś pielgrzymem, a pielgrzymka wymusza ubóstwo. Jesteś człowiekiem pokoju, bo nie masz broni, aby bronić tego, co posiadasz. Ubóstwo sprawia, że ewangelizujesz, bo jesteś wiarygodny. Nie masz nic poza Dobrą Nowiną.

Franciszek chciał żyć Ewangelią bez komentarza, dosłownie – tak jak jest napisane. Najtrudniejszą lekcją Ewangelii jest krzyż. Tomasz z Celano pisze: „Franciszek sporządza sobie tunikę wyobrażającą krzyż, aby jego obraz odganiał wszelkie diabelskie fantazje”. Biskup Ryś komentuje: „Franciszek ubrał się w krzyż”. Piękne zdanie. To ubieranie się było długim procesem: od momentu, kiedy przemówił do asyskiego młodzieńca krzyż z San Damiano do dnia, gdy sam ubrał tunikę-krzyż, minęły trzy lata. Pod koniec życia sam Chrystus „ubierze” go w stygmaty swojej męki. Bp Ryś tłumaczy, że każdy nasz krzyż ma swoją godzinę. „Póki się da, trzeba przed krzyżem uciekać. Chrystus, dokąd mógł, przed krzyżem uciekał”. To ważna zasada. Chrześcijanie nie są cierpiętnikami. Krzyż człowieka i tak dopadnie. Wtedy nie da się już uciec, trzeba w to wejść. Będziesz czuł, że to bez sensu, że nie w porę, że strasznie boli. Trzeba to przyjąć. „Wtedy krzyż staje się miejscem spotkania z Chrystusem. Kiedy wejdziesz w taką sytuację krzyża, to zobaczysz, że On tam jest. Ukrzyżowany. I przejdziesz przez to nie dlatego, że jesteś herosem i gierojem; przeciwnie: wejdziesz w to z całą swoją słabością i zobaczysz, że obok ciebie jest Chrystus, który daje ci siłę. Wtedy krzyż staje się Ewangelią. To właśnie znaczy, że można ubrać się w krzyż. Nosić w sobie stygmaty i być człowiekiem radosnym jak Franciszek. Bez cierpiętnictwa”.

Krzyż Franciszka łączył się z ubóstwem. Pod koniec życia powodem cierpienia byli dla niego jego bracia. Najpierw za Franciszkiem podążało kilku braci, ale kilkanaście lat później na tzw. kapitułę namiotów przybyło ich do Asyżu już 5 tysięcy. Franciszek czuje się jednak nierozumiany przez swoich, odtrącony, niepotrzebny. Na górze Alwernia pości 40 dni. Tam otrzymuje stygmaty i wraca do braci wewnętrznie z nimi pogodzony, napełniony pokojem. Bp Ryś zwraca uwagę, że Franciszek przeżywa tę swoją Golgotę jak Maryja, czyli współcierpiąc. Na jeszcze głębszym poziomie oznacza to przeżywać Golgotę jako miejsce narodzin, a nie śmierci. „Bóle Chrystusa na krzyżu to bóle porodowe. Rodzi się nowa ludzkość. Jest przy tych narodzinach Matka – nowa Ewa. Coś się tu rodzi. Jest doświadczenie śmierci dającej życie. (…) W chrześcijaństwie mamy doświadczenie tego, że to, co powinno cię zabić, robi z ciebie matkę. I to jest niesamowite, że ty możesz przekazywać życie. Maryja weszła na Golgotę, żeby tam umrzeć z bólu. A on objawił jej na Golgocie, że jest Matką, objawił jej Macierzyństwo: »To jest Syn Twój«”. To przeżył Franciszek. Wyszedł na Alwernię z całym swoim bólem, samotnością, odrzuceniem. Zszedł stamtąd z takim doświadczeniem, które uczyniło go matką. Stał się tym, który przekazuje życie. Wrócił do braci z poczuciem pewności zbudowanej nie na sobie, ale na Chrystusie.

Na placu św. Piotra podczas ostatniego konklawe klęczał boso żebrak w zgrzebnym worku. Wymowne proroctwo. Wybrano papieża, który po raz pierwszy w historii wybrał sobie imię Franciszek. Powtarza, że chce Kościoła ubogiego dla ubogich. Czy w Asyżu usłyszy to samo, co przed wiekami Franciszek w kościółku San Damiano „Franciszku, odbuduj mój Kościół?”.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.