Majówka

ks. Włodzimierz Lewandowski

Stare i nowe spotkały się ze sobą, dopełniły, ubogaciły.

Majówka

Rozdzwoniły się telefony, śmigały maile, towarzystwo postanowiło spotkać się razem po kilku latach. Nie, żeby nie mieli ze sobą kontaktu. Ale razem, przy ognisku, stole, wreszcie – co najważniejsze – na Mszy świętej wspólnie zaśpiewać, to zupełnie co innego. Jakiś nocleg w zielonej szkole się znalazł, stół na plebanii duży jest, parafia gościom przyjazna. Pozostało wyglądać przez okno…

Z nimi zaś jak u Kaczmarskiego. „Nie dziewczęta lecz kobiety…” Wydorośleli. W życiu jakoś się poustawiali. Jaki to będzie wieczór? Co zostało ze wspólnie przeżytych niegdyś chwil? Obce światy żyjące mgłami wspomnień, czy przyjaźń dojrzalsza?

Dobrze nam się rozmawiało przy tym ognisku. O codzienności i o Kościele. Bez narzekania, szukania sensacji, piętnowania i dzielenia. Choć na pozór wydawać się mogło, że spotkały się całkiem różne światy. Prowadzący własne firmy i pracujący na państwowym etacie, dziennikarka i nauczyciel akademicki, małżonkowie i samotni. Dwóch księży do kompletu. Wyższe wykształcenie i duże miasto. Tacy, którym podobno coraz bardziej nie po drodze z Kościołem. W jakimś wysokonakładowym tygodniku opinii być może nie po drodze. W praktyce bywa inaczej.

Jeden moment na film nawet się nadawał. Dziecko kochane, nie becz, my tu przecież o teologii. Trzeba było jeszcze minę zobaczyć i głos usłyszeć.

Teologia to może za dużo powiedziane. Próba zrozumienia, szukanie dróg, pytania o ewangelizację. Na spotkania kilku rad duszpasterskich by się tego uzbierało. Głosy ważne, bo ludzi nie stojących gdzieś z boku, krytykujących i nawracających innych, ale starających się zaangażować tam, gdzie ich Bóg postawił. W trakcie jedna myśl, może dziwna albo i gorsząca przyszła mi do głowy. A właściwie pytanie.

Wiecie jaka jest różnica między tak zwaną nową parafią a tradycyjną? Cisza zapadła, o frekwencji ktoś wspomniał. A mnie po głowie jedno chodziło. Może trochę przerysowane, z pewnością prawdziwe. W nowej parafii boleje się nad brakiem grupy modlitewnej. W tradycyjnej widzi się potrzebę kupienia nowego feretronu. Bo stary mocno zniszczony.

Po latach pracy z ruchami, ale i latach spędzonych w parafii tradycyjnej, wiem, że jakakolwiek próba wartościowania, wskazywania co lepsze, porównywania, mija się z celem. Dopełnieniem nocnej refleksji było „Amen”, kończące w niedzielę, na sumie, modlitwę eucharystyczną. Najpierw zryw całego zgromadzenia, potem dopowiedzenie scholi, czyli gości. Na rzymską modłę. Potrójne. Stare i nowe spotkały się ze sobą, dopełniły, ubogaciły.

Można. Bez okopywania się i bez walki wrogich plemion.