Taki jest Kościół Franciszka

KAI |

publikacja 18.03.2013 15:34

Przed tegorocznym konklawe, które wybrało papieża Franciszka, kardynał Telesphore Toppo mówił, że to silny wiarą Kościół lokalny „daje papieża”, tak jak było w przypadku Jana Pawła II z Polski i Benedykta XVI z Bawarii. Żeby zrozumieć papieża Franciszka, trzeba zrozumieć bogate doświadczenia Kościoła w Argentynie

Taki jest Kościół Franciszka Henryk Przondziono/GN Papież z Argentyny może zmobilizować nas do bliższego poznania bogatego katolicyzmu Ameryki Południowej

Indyjski hierarcha tłumaczył, że papież, który reprezentuje cały Kościół, „powinien mieć korzenie w naprawdę zjednoczonym Kościele lokalnym”. Pytany, które z nich odpowiadają takiej charakterystyce, odparł, że w Europie oprócz Polski i Bawarii są to Hiszpania i Włochy, a na innych kontynentach - Filipiny i kraje Ameryki Łacińskiej.

Miał racje, gdyż nowym biskupem Rzymu został kardynał Jorge Mario Bergoglio z południowoamerykańskiej Argentyny. Warto więc zadać pytanie jaki jest Kościół, który wydał 266. papieża?

92 procent katolików

92 procent mieszkańców Argentyny zostało ochrzczonych w Kościele katolickim (według własnych deklaracji do katolicyzmu przyznaje się 78 procent). Jednak zaledwie 20 procent regularnie uczęszcza na niedzielną Mszę św. Już po wyborze papieża Franciszka Andrés Beltramo Alvarez we włoskim dzienniku „La Stampa” ocenił, że „Argentyna nie przeżywa obecnie czasu duchowej mocy. W Buenos Aires i okolicy kościoły są stosunkowo puste. Wiara utrzymuje się wśród osób starszych, w rodzinach i wzrasta wśród ubogich”.

Ponad 70 diecezji skupionych jest w 13 prowincjach kościelnych. Są też katolicy obrządków wschodnich. Argentyna ma obecnie trzech kardynałów: 90-letniego Jorge Mejíę, 87-letniego Estanislao Karlica i 69-letniego Leonardo Sandriego. W Buenos Aires działa Papieski Uniwersytet Katolicki, złożony z 12 wydziałów, od teologii po chemię i medycynę.

Dwukrotnie odwiedził Argentynę błogosławiony Jan Paweł II. Po raz pierwszy zawitał do Buenos Aires zaledwie na 24 godziny w czerwcu 1982 roku, w czasie argentyńsko-brytyjskiej wojny o Falklandy, tuż po wizycie w Wielkiej Brytanii. Po raz drugi objechał sporą część kraju w dniach 6-12 kwietnia 1987 roku.

Argentyńczycy do dziś są mu wdzięczni za to, że gdy w 1978 roku doszło do sporu granicznego z Chile o trzy wysepki na kanale Beagle koło Ziemi Ognistej, zaproponował swoją mediację w konflikcie. Dzięki jego telefonicznej rozmowie z rządzącym wówczas Argentyną generałem Jorge Videlą nie doszło do wojny zaplanowanej przez argentyńskiego dyktatora na 23 grudnia. Od tej pory rozmowy zaczęły się toczyć w bardziej przyjaznej atmosferze i oba kraje zgodziły się negocjować traktat pokojowy. Do jego podpisania doprowadził w 1984 roku specjalny wysłannik papieski, kardynał Antonio Samorè.

Argentyna jest krajem zasadniczo chrześcijańskim. Około 10 procent ludności stanowią protestanci, należący głównie do nurtu zielonoświątkowego - ich liczba stale wzrasta, podobnie jak w całej Ameryce Łacińskiej. Wyznawcy islamu i judaizmu oraz świadkowie Jehowy stanowią niewielką mniejszość (w sumie około 3 procent społeczeństwa). Popularna jest też wiara w kontakt z duchami zmarłych, których groby otacza się wielką czcią. Odradzają się też pogańskie wierzenia ludowe.

Argentyna pilnie potrzebuje więc nowej ewangelizacji. Impuls do niej z pewnością da wybór papieża z tego kraju, a także jego spodziewana wizyta w ojczyźnie, która - kto wie? - może spowoduje ożywienie i pogłębienie wiary, życia duchowego i religijności jego rodaków.

500-lat ewangelizacji

Chrześcijaństwo pojawiło się na obszarze dzisiejszej Argentyny (czyli Kraju Srebra) wraz z przybyciem pierwszych Europejczyków w pierwszej połowie XVI w. Kolonizatorzy byli katolikami, dlatego należało im zapewnić opiekę duszpasterską. Ponadto rozpoczęło się nawracanie zamieszkujących Amerykę Indian, cod la Kościoła było wielkim wyzwaniem misyjnym, a dla europejskich mocarstw stało się dobrym pretekstem do kontynuowania podbojów kolonialnych.

Tereny Argentyny należały do Hiszpanii, stamtąd więc przybyli w 1536 roku pierwsi misjonarze - franciszkanie, do których szybko dołączyli dominikanie, trynitarze. Najbardziej jednak zasłużyli się jezuici, którzy w ciągu zaledwie 30 lat na przełomie XVI i XVII wieku doprowadzili do chrztu większości plemion indiańskich i założyli pierwsze szkoły.

„Hiszpanie zastosowali w Ameryce metodę działalności misyjnej nazwaną w późniejszych czasach tabula rasa - pisał dziennikarz i autor książek o Kościele Adam Wieczorek. - Polegała ona na zmuszaniu neofity do całkowitego zerwania z dotychczasowymi wierzeniami, obrzędami i obyczajami, czyli z całą dotychczasową kulturą, w której urodził się i wzrastał. Metodę tę łatwiej było stosować na terenach zamieszkałych przez ludy o niższej kulturze, zwłaszcza tam, gdzie za misjonarzami stał silny władca świecki. Tak właśnie było w Argentynie”.

Chrystianizacja w wielu przypadkach stała się w praktyce częścią kolonizacji. Gdy tubylcy odmawiali przyjęcia prawd nowej wiary, stosowano wobec nich siłę. „Indiańską elitę - tłumaczy Wieczorek - poddawano chrystianizacji i hispanizacji, opornych Indian obracano w niewolników, a masy tubylców - w chłopów”. Byli oni całkowicie poddani władzy hiszpańskich właścicieli ziemskich.

Ta masowa „ewangelizacja” była powierzchowna. Dlatego choć tubylców formalnie uważano za chrześcijan, to nawet miejscowe duchowieństwo nie traktowało ich jako stuprocentowych wyznawców Chrystusa, zaniedbując głoszenie im kazań, nie udzielając im Komunii św., nie dopuszczając do święceń kapłańskich. W rezultacie w 1729 roku na tym ogromnym obszarze było zaledwie 90 kapłanów!

Aby chronić Indian, jezuici zaczęli tworzyć zamknięte osady, w których po przyjęciu chrztu tubylcy byli chronieni przed kolonizatorami; nauczano ich też w ich ojczystym języku guarani. Te tzw. redukcje (często zwane paragwajskimi, gdyż oprócz Argentyny znajdowały się także na terenie dzisiejszego Paragwaju i Brazylii) przetrwały dwa stulecia aż do wypędzenia jezuitów (o ich likwidacji barwnie opowiada słynny film „Misja” Rolanda Joffé z Robertem de Niro i Jeremy Ironsem w rolach głównych).

Kościół zależny od państwa

Pierwsza diecezja powstała w 1570 roku w Cordobie. Jednak Kościół na tych terenach był w pełni kontrolowany przez władze Hiszpanii i całkowicie od nich zależny. Również po ogłoszeniu niepodległości przez Argentynę na początku XIX w. Kościół nadal był związany z państwem. Stolica Apostolska nie od razu uznała nowe państwo, nie chcąc wchodzić w konflikt z Hiszpanią, co wywołało nastroje antyklerykalne. Planowano utworzenie Kościoła narodowego, upaństwowiono seminaria duchowne, zmuszono hiszpańskich biskupów do wyjazdu, przez co diecezje były nieobsadzone. Dezorganizowało to pracę duszpasterską. Próbował temu zaradzić wysłannik papieski, ksiądz Giovanni Maria Mastai-Ferretti (późniejszy papież, błogosławiony Pius IX), który doprowadził do mianowania w diecezjach tymczasowych rządców. Jednak rządzący twardą ręką dyktator Juan Manuel de Rosas uzależniał posłuszeństwo decyzjom papieskim od uprzedniego zezwolenia władz świeckich, a jednocześnie kazał stawiać swoje portrety na kościelnych ołtarzach.

Przyjęta wkrótce po jego obaleniu konstytucja Argentyny z 1853 roku ustanowiła katolicyzm religią państwową, którą musiał wyznawać prezydent kraju (obowiązek ten zniesiono dopiero w 1994 roku). Nadal jednak Kościół zależał od państwa, czego dobitnym wyrazem był fakt, że to prezydent przedstawiał papieżowi kandydatów na biskupów. Pod koniec XIX wieku doszło do wprowadzenia małżeństw cywilnych i obowiązkowej, świeckiej edukacji szkolnej.

Kościół jednak się rozwijał, powstawały nowe diecezje, a w 1935 roku pierwszy Argentyńczyk, Santiago Luis Copello został kardynałem. W 1934 roku w Buenos Aires odbył się Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny, pod przewodnictwem kardynała Eugenio Pacellego (późniejszego papieża Piusa XII), z udziałem między innymi prymasa Polski, kardynała Augusta Hlonda.

W latach czterdziestych i pięćdziesiątych Kościół wspierał dyktaturę generała Juana Domingo Perona, w przekonaniu, że wiara i wojsko mogą obronić kraj przed coraz powszechniejszą ideologią socjalizmu. Religia wróciła do szkół państwowych, z czasem jednak prezydent uznał, że Kościół sabotuje jego politykę i religię ze szkół wycofał. Zakazano publicznych ceremonii religijnych (między innymi na zakończenie Roku Maryjnego 1954), wprowadzono rozwody cywilne (odwołano to prawo w 1956 roku), zalegalizowano prostytucję, zniesiono część świąt religijnych, zakazano działalności Akcji Katolickiej wśród młodzieży itp.

Gdy obchody Bożego Ciała w 1955 roku w Buenos Aires przerodziły się w manifestację przeciwko Peronowi, jego zwolennicy podpalili w nocy kurię arcybiskupią i kilkanaście kościołów w mieście. Dwa dni później samoloty marynarki wojennej z wymalowanym napisem „Chrystus zwycięża” zbombardowały stołeczny pałac prezydencki przy Plaza de Mayo (ponad 300 zabitych i 800 rannych), rozpoczynając zamach stanu, który obalił dyktatora. Z kolei papież obłożył Perona ekskomuniką, z czasem zniesioną.

W 1967 roku Stolica Apostolska zawarła konkordat z Argentyną, w którym potwierdzono rozdział Kościoła od państwa, zapewniając wolność religijną. „Utożsamianie Kościoła z państwem mogło być w przeszłości konieczne, dziś natomiast może tylko szkodzić Kościołowi bez względu na to, z jakim ustrojem i rządem Kościół ten się identyfikuje” - oświadczył ówczesny biskup Avellanedy, Jéronimo Podestá. Dlatego gdy w 1969 roku prezydent Juan Carlos Onganía postanowił poświęcić kraj Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny, inicjatywa ta spotkała się z chłodnym przyjęciem duchowieństwa - w uroczystości wzięło udział tylko 14 spośród 46 biskupów diecezjalnych.

Krytyka dyktatury

W okresie wielkich napięć społecznych w latach siedemdziesiątych zaczęła się fala zabójstw i zaginięć, w tym także duchownych, zwłaszcza pracujących wśród ubogich. Niektórzy związani byli z istniejącym w latach 1969-1976 i utożsamianym z teologią wyzwolenia Ruchem Kapłanów dla Trzeciego Świata, otwarcie wspieranym przez kilku argentyńskich biskupów. Księża ci, działający zazwyczaj na biednych przedmieściach i w dzielnicach robotniczych, oprócz duszpasterstwa zajmowali się także projektami rozwoju społecznego, a nawet uczestniczyli w demonstracjach antyrządowych. Opowiadali się też za uspołecznieniem środków produkcji, za co spotkała ich krytyka ze strony hierarchii. Gdy w 1969 roku poparli ruchy „rewolucji socjalistycznej” arcybiskup Juan Carlos Aramburu z Buenos Aires zabronił duchowieństwu wydawania oświadczeń w sprawach politycznych i społecznych.

Terror nasilił się w latach dyktatury wojskowej (1976-83), która utrzymywała w kraju stan wyjątkowy. Liczba zaginionych i zabitych zarówno przez wojsko jak i lewicowe bojówki wyniosła około 9 tysięcy (choć niektóre szacunku mówią nawet o 30 tysiącach). Wielu przeciwników władzy poddano torturom, zdarzały się nawet przypadki wyrzucania ludzi do morza z lecącego samolotu.

Zostało zamordowanych lub zginęło bez śladu 19 księży, 11 kleryków, 4 osoby konsekrowane i 5 świeckich pracowników kościelnych. W najprawdopodobniej sprowokowanym wypadku drogowym śmierć poniósł biskup Enrique Angelelli z diecezji La Rioja, który wiózł dokumenty związane z jednym z morderstw. W podobny sposób zginął biskup Carlos Ponce del Léon, który zajął się losem zaginionych. Ponadto 11 księży porwano i torturowano, a potem uwolniono, natomiast 22 było więzionych z motywów politycznych. Na szczeblu diecezjalnym toczy się proces beatyfikacyjny 5 pallotynów, w tym 3 księży i 2 seminarzystów, zastrzelonych w 1976 roku przez wojskowe szwadrony śmierci.

Już w 1977 roku Konferencja Episkopatu Argentyny skrytykowała rządy generałów, podkreślając, że opierają się one na „fałszywej koncepcji bezpieczeństwa, która prowadzi do stosowania psychicznych i fizycznych tortur oraz do gwałcenia wolności i ograniczania praw jednostek i społeczeństwa”. Upomniała się też o zaginionych obywateli. Podobnie zrobił kard. Juan Carlos Aramburu z Buenos Aires w słynnym kazaniu z 1 stycznia 1978 roku, w którym potępił dławienie swobód obywatelskich. W kwietniu w tym samym celu trzech przedstawicieli episkopatu odbyło rozmowę z rządzącym krajem generałem Jorge Videlą, przyjmując jednak jego punkt widzenia, iż nie należy tych zaginięć nagłaśniać. Jednocześnie wezwali go do zaradzenia ubóstwu sporej części społeczeństwa.

Ponownie biskupi zabrali głos w tych sprawach w 1981 roku w obszernym dokumencie „Kościół i wspólnota narodowa”. „Sytuacja zagrożenia może - w interesie dobra wspólnego - stwarzać konieczność stanu wyjątkowego. Nie usprawiedliwia to jednak wszystkich środków. Ani stan wyjątkowy, ani sytuacja wojny domowej, czy też wzgląd na skuteczność akcji wojskowej lub bezpieczeństwa nie usprawiedliwiają naruszania praw człowieka. Ponadto stanu wyjątkowego nie można przedłużać w nieskończoność, bowiem przestanie on być stanem wyjątkowym, nabierając form instytucjonalnych” - przestrzegł episkopat Argentyny.

Niektórzy biskupi jednak w obawie przed lewicowym terroryzmem i wprowadzaniem marksistowskich rozwiązań pod płaszczykiem zasad Ewangelii (jak pojmowali teologię wyzwolenia), popierali wojskową dyktaturę. Publicznie głosili, że w Argentynie panuje spokój i nie depcze się praw człowieka. Jeden z hierarchów odmówił przekazania do Watykanu listy zaginionych. Dlatego w 2000 r. konferencja episkopatu, jak mówiono - pod wpływem arcybiskupa Bergoglio, oficjalnie przeprosiła za milczenie, a nawet współudział „wielu synów” Kościoła w zbrodniach z czasów dyktatury. W 2012 r. biskupi wyrazili gotowość do wyjaśnienia swojej roli w tamtych wydarzeniach (zeznawał już między innymi obecny papież), a także zwrócili się do rodaków o poszukiwanie masowych grobów „zaginionych”.

Napięte relacje

Ostatnie 25 lat dziejów Kościoła w Argentynie to walka o wartości. W 1986 roku Izba Deputowanych wprowadziła rozwody. Rok później decyzję tę zatwierdził Senat mimo przestrogi biskupów, że nie będą udzielać sakramentów tym, którzy za tym prawem zagłosują.

Odprężenie przyniosła dziesięcioletnia prezydentura Carlosa Menema, który wspierał prowadzoną przez Kościół obronę życia nienarodzonych (aborcja jest w Argentynie niedozwolona), choć jednocześnie przedstawiciele Kościoła krytykowali jego politykę gospodarczą, która w imię uzdrawiania gospodarki doprowadziła do zubożenia społeczeństwa.

Otwarty konflikt rozpoczął się za prezydentury Néstora Kirchnera. Gdy w 2005 roku minister zdrowia opowiedział się za legalizacją aborcji, biskup polowy Antonio Baseotto oświadczył, parafrazując Biblię, że „takiemu warto byłoby zawiesić kamień młyński u szyi i wrzucić w morze”. Spowodowało to gwałtowną reakcję prezydenta, który cofnął mu wymaganą rządową autoryzację do pełnienia tej funkcji i zażądał od Stolicy Apostolskiej mianowania nowego ordynariusza wojskowego. Ówczesny rzecznik Stolicy Apostolskiej Joaquín Navarro-Valls stwierdził wówczas, że „kiedy uniemożliwia się pełnienie pasterskiej posługi biskupowi legalnie mianowanemu przez Stolicę Apostolską zgodnie z normami prawa kanonicznego oraz obowiązującymi porozumieniami, mamy do czynienia z naruszeniem tak wolności religii, jak i wspomnianych porozumień”. Ostatecznie bp Baseotto odszedł dopiero po dwóch latach, gdy osiągnął wiek emerytalny.

W międzyczasie jednak Kirchner nie wziął udziału w pogrzebie Jana Pawła II i jako pierwszy od 175 lat prezydent nie przyszedł na uroczyste nabożeństwo dziękczynne w katedrze w Buenos Aires, odprawiane z okazji rocznicy Rewolucji Majowej z 1810 roku, która doprowadziła do niepodległości Argentyny.

W tym samym 2005 roku Kościół sprzeciwił się wprowadzanej do szkół edukacji seksualnej, propagującej między innymi ideologię gender i antykoncepcję. Arcybiskup Héctor Aguer z La Platy nazwał ją „promocją seksualnego zepsucia”. Najbardziej oburzyło go to, że jedenasto-dwunastoletnim dzieciom rozdaje się prezerwatywy i pigułki antykoncepcyjne. Potem skrytykował również „neomarksistowski” podręcznik do edukacji seksualnej, niezwykle liberalnie traktujący kwestie życia płciowego, będący w praktyce propagowaniem rozwiązłości i homoseksualizmu. Tłumaczył, że nie uwzględnia on rzeczywistej odmienności i uzupełniania się płci, nie pojawia się w nim też kwestia miłości czy odpowiedzialności, a całość sprowadza się do mieszaniny ideologii i techniki. Z kolei arcybiskup Carmelo Giaquinta z Resistencii oświadczył, że państwo traci swą rację bytu, gdy podejmuje takie decyzje, i zapowiedział, że będzie zachęcał katolików do obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Biskupi skrytykowali też sytuację społeczno-polityczną w kraju, a zwłaszcza brak solidarności, wyrażający się w „skandalicznej nierówności podziału dochodów”. Upomnieli się też o prawdę o latach siedemdziesiątych - tak, by nie zapominać nie tylko o państwowym terrorze i związanych z nim zbrodniach przeciwko ludzkości, ale także o zbrodniach popełnionych przez antyrządową guerillę. W odpowiedzi Kirchner zarzucił biskupom, że ich diagnoza sytuacji jest błędna, a ich wypowiedź przypomina manifest partii politycznej. Wypomniał im, że nie było ich przy zaginionych dzieciach i że słuchali spowiedzi ich oprawców. Opozycja uznała te słowa za zbyt uogólniające i niesprawiedliwe.

Kolejną kością niezgody stała się - już za prezydentury Cristiny Fernández de Kirchner - zawetowana przez Stolicę Apostolską nominacja ambasadora Argentyny przy Watykanie. Alberto Iribarne jest rozwiedziony i zawarł drugie małżeństwo, co jest niezgodne z nauczaniem Kościoła. Był on również jednym z sygnatariuszy kontrowersyjnego Narodowego Planu przeciwko Dyskryminacji, ostro krytykowanego zarówno przez Kościół katolicki, jak i organizacje obrońców życia i rodziny. Zawierał bowiem zapisy „nie do przyjęcia”, dotyczące aborcji, homoseksualizmu, a także zmiany modelu stosunków Kościół-państwo, która pociągnęłaby za sobą między innymi wykluczenie obecności kapelanów katolickich w więzieniach, szpitalach i wojsku, usunięcie symboli religijnych z urzędów państwowych itd. Wizyta w Argentynie watykańskiego sekretarza stanu, kardynała Tarcisio Bertone nie doprowadziła do zgody, nawet mimo zaproszenia papieża do odwiedzenia tego kraju. Ostatecznie kryzys zażegnano po wizycie pani prezydent w Watykanie.

W 2010 roku doszło do przegranego przez Kościół starcia, gdy Argentyna zalegalizowała „małżeństwa” osób tej płci i adopcję przez nie dzieci. Kilka dni przed przyjęciem tego prawa kardynał Jorge Mario Bergoglio nazwał je „diabelskim przedsięwzięciem”, sprzyjającym „wojnie z Bogiem”. Były prezydent Kirchner uznał to za wywieranie przez Kościół presji na ustawodawców, a obecna prezydent (prywatnie jego małżonka) powiedziała, że stanowisko Kościoła przypomina „czasy średniowiecza i inkwizycji”.

Czas pokaże, czy wybór papieża z Argentyny przyczyni się do poprawy burzliwych stosunków Kościół - państwo w tym kraju.