Pokora Benedykta

GN 9/2013 Opole

publikacja 06.03.2013 07:00

O Duchu Świętym na konklawe i nieomylności papieża z ks. prof. Tadeuszem Dolą rozmawia Andrzej Kerner.

Ks. prof. dr hab. Tadeusz Dola Specjalista z zakresu teologii fundamentalnej, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego w latach 2002–2008 i ponownie od roku 2012. Jest przewodniczącym Komitetu Nauk Teologicznych PAN. Andrzej Kerner Ks. prof. dr hab. Tadeusz Dola Specjalista z zakresu teologii fundamentalnej, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego w latach 2002–2008 i ponownie od roku 2012. Jest przewodniczącym Komitetu Nauk Teologicznych PAN.

Andrzej Kerner: Czy Ksiądz Profesor wie, dlaczego ojciec święty zrezygnował z urzędu?

ks. prof. Tadeusz Dola: – Dlaczego nie słuchać samego papieża? On wypowiedział powody, dla których zrezygnował. Rozważywszy swój stan zdrowia, uznał, że słabnące siły fizyczne i duchowe uniemożliwiają mu właściwe pełnienie ogromnej i trudnej misji sprawowania posługi Piotrowej. Powód jasny, prosty, zdaje się: oczywisty, a wielu usiłuje doszukiwać się przyczyn całkiem dziwacznych.

W telewizyjnym programie znanego publicysty katolickiego padła sugestia, że przyczyną mogli być też sataniści działający w… Watykanie. Nikt z gości w studio – a byli tam sami mocno zaangażowani, sztandarowi katolicy – nie zaoponował….

– Szuka się przyczyn wszędzie, tylko nie w słowach samego Benedykta XVI. Mówi się, że konflikty w Watykanie ostatecznie zadecydowały, ale przecież Benedykt XVI w tym środowisku tkwił przez wiele lat, miał świadomość sytuacji, tego, że pracownicy Watykanu, także kardynałowie, to tylko ludzie i że tak jak wszędzie, gdzie są ludzie, pojawiają się problemy. Więc trudno sądzić, żeby to było ostateczną przyczyną. Na pewno o wiele większym problemem dla niego były problemy związane ze skandalami seksualnymi czy inne poważne sprawy w Kościele. Papież doszedł do przekonania, że już nie ma sił do pełnienia swojej misji. Na przykład widać było, że ma trudności z poruszaniem się o własnych siłach. W bazylice św. Piotra dowożono go do ołtarza. To nie są czasy sprzed 100 laty, kiedy papież mógł siedzieć na Watykanie, pokazać się ludziom w lektyce raz na pół roku, pobłogosławić i wystarczyło. Dzisiaj papież musi mieć kontakt z ludźmi. Tą drogą się ewangelizuje. Pewnie uznał, że nie jest w stanie podołać tym zadaniom.

Jak wierzymy, 19 kwietnia 2005 r. Duch Święty – poprzez wybór kardynałów i zgodę kard. J. Ratzingera na ten wybór – wskazał następcę św. Piotra. Czy Benedykt XVI, składając rezygnację, niejako odwołał, unieważnił wybór Ducha Świętego?

– Gdyby mówić, że wszystko wyłącznie od Pana Boga zależy, że to przede wszystkim czy wyłącznie Duch Święty wybiera, można by wtedy powiedzieć, że kardynałowie są tylko biernymi narzędziami Ducha Świętego. W naszym chrześcijańskim rozumieniu współdziałania człowieka z Bogiem człowiek postrzegany jest jako autor swych decyzji i działań, ma wolną wolę, podpowiedzi Boga słucha z większą bądź mniejszą uwagą, a niekiedy w ogóle na nią nie zważa. Tymczasem spotyka się wypowiedzi, które sugerują, że kardynałowie są wręcz bezwolnymi instrumentami w ręku Pana Boga. Rodzi się wtedy pytanie: gdzie był Pan Bóg, kiedy wybierano papieży, którzy nie do końca byli w stanie sprostać swemu zadaniu? Człowiek może być bardziej lub mniej otwarty na Boże inspiracje. W zależności od tego wszelkie decyzje, także decyzje kardynałów w czasie konklawe, są bardziej lub mniej wierne Bożemu zamysłowi. Wierzymy, że kardynałowie mogą się w szczególny sposób darem Ducha Świętego cieszyć, ale nie są Jego bezwolnymi narzędziami. A również wybrany kandydat dobrowolnie wyraża decyzję przyjęcia wyboru. Wydaje się zresztą, że ostatnio wybrani papieże z wielkimi obawami przyjmowali decyzje konklawe.

Niektórzy komentują rezygnację ojca świętego tak: nie schodzi się z krzyża; ojciec nie opuszcza dzieci; opoka ma trwać, a nie kruszyć się. Słowem: sugerują jakiś rodzaj ucieczki. Czy to są właściwe kategorie dla zrozumienia tego, co przeżywamy?

– To są ważne wypowiedzi i bardzo piękne obrazy, ale powiedziałbym, że jeszcze bardziej biblijnym obrazem niż obraz przybicia do krzyża z Chrystusem jest obraz pójścia za Nim z własnym krzyżem. Niesiemy swój krzyż za Chrystusem przez całe nasze życie, ale przybici jesteśmy do niego u kresu życia. Benedykt XVI jeszcze nie jest u tego kresu. On idzie ciągle ze swoim krzyżem za Chrystusem. W tej drodze był też odcinek bycia papieżem. Jestem przekonany, że po rezygnacji Benedykt XVI krzyż dalej niesie, choć w inny sposób, do momentu, kiedy na koniec swej drogi życiowej do tego krzyża zostanie przybity i razem z Chrystusem będzie umierał. Benedykt XVI nie zszedł z drogi za Chrystusem, dalej Go naśladuje, także w pokornym geście rezygnacji. To jest pokora – umieć zrezygnować. Mógłby przecież dalej być papieżem. To jest gest uniżenia. Można by widzieć tutaj wyraźne nawiązanie do hymnu o kenozie, uniżeniu Chrystusa z listu do Filipian. Całe Jego życie jest nieustannym uniżaniem siebie, pokorą w najgłębszym sensie. Ta pokora jest bliska Benedyktowi. Choćby nieustanne porównywanie go do Jana Pawła II. To mówienie, och, to już nie jest ten sam papież, co Jan Paweł II, nie ma tego talentu bycia z ludźmi, talentu przemawiania. Dla Benedykta XVI to było drugorzędne. Gest rezygnacji był gestem kolejnego uniżenia się, pokornego uznania swej słabości wobec Boga i ludzi.

Rezygnację złożył papież, który – jak orzekł Sobór Watykański I – jest nieomylny w sprawach wiary i moralności. Czy decyzja o rezygnacji jest nieomylna?

– Ściśle biorąc, w wypowiedziach Soboru Watykańskiego I i II mowa jest o nieomylności papieża w odniesieniu do nauczania dotyczącego wiary i obyczajów. A więc chodzi o nieomylne nauczanie. Choć w szerokim sensie nieomylność rozumiemy jako trwanie – to jest istotne w tym dogmacie – w nauce Chrystusowej, która przekazana nam została przez apostołów. Biskup Rzymu jest szczególnym nośnikiem tej tradycji, wierzymy, że jest jej najbliższy. On ją najwłaściwiej rozumie i interpretuje, oczywiście także w gestach, swoich czynach. Również w geście rezygnacji niesie tradycję apostolską, tradycję pokornego służenia Chrystusowi i Jego Kościołowi. Możemy uznać, że rozumienie tradycji Chrystusowej i apostolskiej przez człowieka głęboko wierzącego, jakim jest Benedykt, właśnie w tym się wyraziło, że jego usunięcie się w cień ma większe znaczenie dla zrozumienia posłannictwa Chrystusa niż bycie dalej biskupem Rzymu.

Czy emerytowany biskup Rzymu Joseph Ratzinger od 28 lutego od godz. 20 przestanie być nieomylny w sprawach wiary i obyczajów?

– Dogmat mówi o nieomylnym trwaniu w nauce apostolskiej przez biskupa Rzymu. Benedykt XVI przestaje być biskupem Rzymu. Sprawa jest więc tutaj oczywista i jasna.

Czy jako emerytowany biskup Rzymu powinien zamilknąć w sprawach teologicznych, by nie stwarzać pretekstów do porównań z nowym papieżem?

– Przypuszczam, że opinii na ten temat będzie wiele. Po śmierci Jana Pawła II porównywano z nim często jego następcę, Benedykta XVI. Tak będzie z pewnością również i przy obecnej zmianie na Stolicy Piotrowej. Nie ma znaczenia, czy poprzedni papież żyje, czy nie – jego wypowiedzi i tak będą konfrontowane z wypowiedziami nowego papieża. Dotychczasowe teksty J. Ratzingera – Benedykta XVI były bardzo ważne dla teologii i życia Kościoła. Nie widzę powodów, dla których miałby zaprzestać publikowania jako teolog, emerytowany biskup Rzymu. Myślę wręcz, że swoim doświadczeniem i kolejnymi wypowiedziami mógłby być wzbogaceniem dla Kościoła i wsparciem dla swojego następcy.

Niektórzy przewidują, że rezygnacja papieża wzmocni rolę kolegium kardynalskiego, bo już wiadomo, że papież nie musi pełnić swojej posługi dożywotnio. Przyszły papież będzie musiał bardziej liczyć się z sugestiami ustąpienia. Czy decyzja Benedykta XVI zmienia rozumienie prymatu biskupa Rzymu?

– Czy ta decyzja coś zmienia i czy osłabia – bo i takie są opinie – pozycję papieża w Kościele? W moim przekonaniu – wcale nie. Od strony prawnej i teologicznej nie zmienia się nic, niezależnie od tego, czy Benedykt XVI zrezygnował, czy nie. Wiele zależeć będzie od osobowych cech jego następcy i jego współpracy z kolegium biskupów. Czy będzie chętnie zwoływał synody biskupów, czy będzie zapraszał do siebie biskupów jakiegoś kraju czy regionu, żeby przedyskutować sprawy Kościoła. Oczywiście, że biskupi ze swej strony mogą wykazywać inicjatywę jako kolegium biskupów. Myślę, że u nikogo trzeźwo podchodzącego do papiestwa faktyczna rezygnacja papieża nie zachwieje przekonania o szczególnej pozycji biskupa Rzymu w Kościele katolickim. Wręcz przeciwnie – ustąpienie papieża pokazało jego wielkość i odwagę. Ten gest – jak się zdaje – jeszcze bardziej przybliżył go do ducha Chrystusowej Ewangelii. Papież stał się bliższy Chrystusowi, który nie przyszedł, aby Mu służono, ale aby służyć i dać siebie za wielu. Widać, Benedykt XVI uznał, że nie jest już w stanie tej służby pełnić. Może obawia się, by nie stało się tak, że to jemu będą bardziej służyć niż on Kościołowi. Politycy, dziennikarze mogą różnie patrzeć na odejście papieża. Ludzie wiary chcą widzieć w biskupie Rzymu kogoś, kto ukazuje nam Chrystusa, w kim ma się w sposób szczególny odzwierciedlać postawa Chrystusa. W moim przekonaniu w tym geście Benedykta XVI chęć służenia Kościołowi, pokorna służba światu ujawniła się jeszcze wyraziściej niż w jego wcześniejszej działalności. Z punktu widzenia wiary pozycja biskupa Rzymu przez decyzję Benedykta XVI o rezygnacji mogła się nawet wzmocnić. •