"Habemus papam", czyli jak w przeszłości wybierano papieży - mówi kard. Ryś

Jacek Dziedzina

GN 09/2013 |

publikacja 28.02.2013 00:15

Sięgamy do naszego archiwum i przybliżamy historię elekcji papieży. O tym jak wyglądało niegdyś konklawe z kard. Grzegorzem Rysiem, ówczesnym biskupem pomocniczym krakowskim, rozmawiał Jacek Dziedzina.

"Habemus papam", czyli jak w przeszłości wybierano papieży - mówi kard. Ryś Na zdjęciu kardynał protodiakon Jean Louis Tauran tuż przed ogłoszeniem, że nowym papieżem został kard. Jorge Bergoglio, który przyjął imię Franciszek. Henryk Przondziono /Foto Gość

Jacek Dziedzina: Konklawe w sensie ścisłym to dość późny wynalazek. Jak w takim razie wybierano biskupa Rzymu w pierwszych wiekach chrześcijaństwa?

bp Grzegorz Ryś: – Do IV wieku papieża wybierał cały rzymski Kościół – zarówno duchowieństwo, jak i lud. Właściwie to kwestia nie tylko pierwszych czterech wieków, ale całego pierwszego tysiąclecia, że papieża wybierają wierni Rzymu, tyle tylko że w międzyczasie wprowadzano różne niuanse. Na przykład nie zawsze byli to wszyscy wierni, albo do wszystkich wiernych należał konsensus co do kandydata, a sam wybór był dokonywany przez duchowieństwo.

Organizowano jakieś tajne głosowanie?

– Nie, wybór dokonywał się przez aklamację. Zresztą tak samo wybierano biskupów w całym Kościele. Jeśli biskup umarł, osierocony Kościół zbierał się na modlitwie, wchodził człowiek, jak św. Ambroży do katedry w Mediolanie, i zapadała decyzja, że to on będzie następcą. I to był wybór powszechny. Leon Wielki (V w.) mówił, że ten, który wszystkim przewodzi, przez wszystkich musi być akceptowany. Stąd nawet jeśli od IV wieku w Rzymie wybór należał zasadniczo do duchownych, to pytano lud, czy zgadza się na wybranego. Bo jeśli biskup Rzymu ma przewodzić całemu Kościołowi, to cały Kościół powinien go przyjąć.

Kościół pierwszych wieków był bardziej demokratyczny niż dzisiejszy?

– Tu nie chodzi o demokrację, tylko o teologię urzędu biskupiego. Biskup jest wobec Kościoła obrazem Oblubieńca, którym jest Chrystus. Myślenie o urzędzie biskupim jest takie jak o małżeństwie. Biskup jest oblubieńcem, Kościół – oblubienicą, a ponieważ to jest małżeństwo, to musi być zgoda obu stron.

Poza tym biskup nie może zmieniać diecezji, bo małżeństwo jest nierozerwalne. Taka praktyka funkcjonowała w Rzymie przynajmniej do końca IX wieku, ale nawet w XIII stuleciu była jeszcze taka świadomość. Jeśli ktoś został biskupem dla danej diecezji, to w niej musiał pozostać. Wyjątkiem przełamującym regułę w Rzymie był pod koniec IX wieku przypadek papieża Formozusa, który był wcześniej biskupem Porto. Ale ponieważ jako jeden z najbliższych współpracowników papieża Mikołaja I żył i działał na co dzień w Rzymie, wybrano go na papieża. Sam Rzym miał problem z zaakceptowaniem tego wyboru, a po śmierci urządzono papieżowi proces, zaś podjęte przez niego decyzje uznano za nieważne.

Czyli jednak demokracja – nawet „pośmiertna”.

– Niezupełnie, bo kiedy Koryntianie wymówili posłuszeństwo swojemu biskupowi, interweniował ówczesny papież Klemens, który nakazał mieszkańcom Koryntu biskupa przyjąć. A zatem to nie jest demokracja w takim sensie, że ponieważ biskupa się wybiera, to można go tak samo w każdej chwili odwołać. Samo designatio personae może odbyć się przez wybór ludu, przez aklamację, ale już władza biskupa nie jest władzą, którą lud może mu odebrać, bo to jest władza, jaką biskup otrzymuje od Chrystusa.

Z czasem wyborem papieża zajmuje się coraz bardziej ścisłe grono.

– W roku 1059 papież Mikołaj II na synodzie rzymskim wydaje postanowienie, że papieża będą wybierać kardynałowie, ale nie wszyscy, tylko tzw. kardynałowie biskupi. Ta decyzja kardynałów biskupów (było ich wtedy sześciu) jest zatwierdzana przez pozostałych kardynałów, a następnie przez cały lud rzymski. Ale jeszcze w 1073 roku Grzegorz VII zostaje wybrany na papieża właściwie przez aklamację ludu na pogrzebie poprzednika. Rzymianie zaczęli wznosić okrzyki: „Hildebrand papieżem!” i kardynałowie, którzy wiedzieli, że to jest ich kompetencja od 1059 roku, potwierdzili wybór dokonany przez lud rzymski. Natomiast w 1179 roku papież Aleksander III wprowadził zasadę, że wybór papieża od razu należy do wszystkich kardynałów, bez uwzględniania podziału w ich gronie.

Skąd się w ogóle wzięli kardynałowie i kolegium kardynalskie?

– „Kardynalny” znaczy tyle co główny. Kardynałowie zatem to główni współpracownicy papieża. Pierwszymi kardynałami byli rzymscy diakoni. Było ich siedmiu. Rzym był podzielony na 14 dystryktów kościelnych i każdy z tych diakonów miał w swoim zarządzie dwa z nich, w których odpowiadał głównie za dzieła charytatywne rzymskiego Kościoła. Do 7 diakonów dołączono z czasem 25 prezbiterów rzymskich, a potem 7 biskupów diecezji podrzymskich. W okresie renesansu ustalono liczbę kardynałów na 70 przez nawiązanie do 70 starszych Mojżesza (a także 72 uczniów, których wybrał Pan Jezus). I tę liczbę przekroczył dopiero Paweł VI, mówiąc o górnej liczbie 120 elektorów. Ciekawe jest, że pierwszymi kardynałami byli diakoni, potem prezbiterzy, a na końcu biskupi. To byli współpracownicy papieża w zarządzaniu rzymskim Kościołem. Dopiero w XI wieku zyskują tę potężną kompetencję, że to do nich należy wybór papieża. Wtedy też kolegium nabiera znaczenia. Potem im bliżej końca średniowiecza, tym w coraz większej liczbie kardynałowie uczestniczą w decyzjach papieskich, rozrasta się papieska kuria, a kardynałowie przejmują w niej kluczowe funkcje. Kolegium staje się coraz bardziej międzynarodowe, dlatego że narasta świadomość tego, że papież odpowiada za cały Kościół, jest biskupem nie tylko Rzymu.

To nie było tak oczywiste w pierwszych wiekach?

– Rozumienie władzy papieskiej było początkowo bardziej partykularne niż uniwersalne. Dość wczesne źródła świadczą jednak o tym, że prymat biskupa Rzymu był oczywisty od początku, co pokazuje wspomniana wcześniej interwencja papieża Klemensa w czasie buntu Koryntian przeciwko ich biskupowi. Interwencja dotyczy kwestii dyscyplinarnych, a nie dogmatycznych, co jest ważne, gdyż z reguły mówi się, iż autorytet biskupa Rzymu przez pierwsze tysiąclecie jest przede wszystkim autorytetem doktrynalnym, że tam, gdzie są kwestie poważne, interpretacyjne, wszyscy oglądają się na Rzym i czekają, jakie zajmie stanowisko. Słynny jest przykład Leona Wielkiego, który rozstrzygnął problem monofizytyzmu – ojcowie soborowi w Chalcedonie mówią: to jest wiara Apostołów, Piotr przemówił przez Leona.

Skąd wzięły się przepisy traktujące o konklawe, na przykład te dotyczące odcięcia kardynałów elektorów od świata na czas wyboru papieża?

– Kolejne przepisy rodziły się z refleksji nad różnymi problemami i nadużyciami. I na przykład pojawił się taki zapis, że jeśli konklawe się przedłużało, to wtedy kardynałom ograniczano ilość dostarczanego jedzenia. W XIII wieku było takie konklawe, które trwało 2 i pół roku. W XIII wieku również wprowadzono zasadę, że kardynałowie są zamykani, że są „pod kluczem”. I od tamtego czasu te przepisy niewiele się zmieniły. Ale zmieniło się to – za Piusa X – że zniesiono prawo władców do weta. Różni władcy mieli przecież wpływ na to, kto na tronie papieskim zasiada. W czasach napoleońskich wydawano np. przepisy, które miały chronić wolność wyboru przed wpływem Napoleona. Byli papieże mianowani wprost przez cesarzy (a nawet po prostu przez lokalnych, rządzących Rzymem książąt), na przykład na przełomie X i XI wieku, kiedy papiestwo znajdowało się w bardzo krytycznej sytuacji.

Kardynałowie nierzadko tworzyli frakcje popierające poszczególnych kandydatów w sposób przypominający bardziej działanie partii politycznej niż wspólnoty wiary.

– W średniowieczu kwestie polityczne odgrywały istotną rolę. Widać to zwłaszcza w kryzysie wywołanym schizmą zachodnią. Ci sami kardynałowie, którzy najpierw wybrali papieża Urbana VI w Rzymie, po kilku miesiącach wycofali swój wybór i wybrali antypapieża, który osiadł w Awinionie. Pojawiły się dwie linie papieży i każdy z tych papieży mianował swoich własnych kardynałów, którzy z kolei przedłużali schizmę, wybierając następców umierających papieży. Ale jednocześnie trzeba przyznać, że gdy sami pozostający w schizmie papieże nie byli w stanie się porozumieć, to pierwszymi, którzy się „dogadali”, byli właśnie kardynałowie. Ponad głowami swoich zwierzchników doprowadzili do tzw. soboru w Pizie, mającego za cel przywrócenie Kościołowi jedności. To ciekawe, że kardynałowie, w których „interesie” byłoby raczej przedłużanie schizmy, w poczuciu odpowiedzialności za Kościół chcieli jej położyć kres. Ostateczne rozstrzygnięcie przyszło na soborze w Konstancji w 1417 roku.

Czy w okresie średniowiecza – przy okazji takich zawirowań jak schizma – zmieniało się również teologiczne rozumienie papiestwa?

– W średniowieczu, od czasów reformy gregoriańskiej aż do końca tej epoki, rozumienie papiestwa niewiele się zmieniało. Poważniejsze zmiany dokonały się – w pewnej mierze zostały wymuszone – w czasach nowożytnych. Po pierwsze na Zachodzie dokonała się reformacja, powstały Kościoły, które w żaden sposób nie odnosiły się do władzy papieskiej. Potem było coraz większe parcie na tworzenie Kościołów narodowych lub przynajmniej na pojmowanie ich w tych kategoriach. Takie prądy jak gallikanizm głosiły, że Kościoły lokalne (w tym wypadku Kościół francuski) cieszą się daleką odrębnością, kierują się własnymi zasadami i prawami, a papież ma niewielki wpływ na to, co się na ich terenach dzieje. Zasadniczo najpoważniej w nowożytności pytanie o to, kim jest papież, postawiono w XIX wieku. Z jednej strony przez tzw. ultramontanizm, który traktowano jako odpór na wszystkie idee liberalizmu, także chrześcijańskiego. Ultramontanizm bardzo podkreślał monarchiczne idee w Kościele. Ten spór o rolę papieża nałożył się na kwestie polityczne bardziej niż na religijne.

Pojawiło się pytanie, w jakim sensie papież jest również władcą świeckim, to znaczy głową Państwa Kościelnego. W tym państwie, tak jak we wszystkich w tym czasie, co rusz wybuchały powstania, rewolucje w myśl ideałów liberalnych. I rewolucje w Państwie Kościelnym były tłumione tak jak gdzie indziej, tyle że przy pomocy wojska albo francuskiego, albo austriackiego. Sytuacja papieża stawała się coraz bardziej wątpliwa. Autorytet, do którego papieże byli wyraźnie przywiązani, zasadzający się na ich władzy świeckiej, sprawiającej, że następca Piotra może też rozmawiać z książętami jak równy z równym, załamał się ostatecznie w 2 poł. XIX wieku.

Bo to, co miało być gwarantem niezależności, stało się źródłem politycznego uwikłania papieży?

– Tak, i to skończyło się dramatycznie tzw. kwestią rzymską, kiedy armia włoska powstającego państwa włoskiego zajęła najpierw Państwo Kościelne, potem Rzym, a papież ogłosił się więźniem Watykanu. I ten stan napięcia trwał aż do roku 1929, do tzw. traktatów laterańskich. W ich wyniku powstał dzisiejszy wariant państwowości Watykanu – papież jest dalej głową państwa, ale ta państwowość jest w dużej mierze symboliczna. Oczywiście ma wszystkie instrumenty, pocztę i wojsko, dyplomację. Ale to właśnie brak tej realnej władzy politycznej sprawił, że duchowy i moralny autorytet papieski uwolniony od tego uwikłania politycznego w świecie wzrósł niepomiernie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.