Łatanie sprawiedliwości

Joanna Kociszewska

Dziś w przeglądzie prasy o różnych sposobach niszczenia sprawiedliwości przez próby jej łatania.

Łatanie sprawiedliwości

To niesprawiedliwe. Niebezpieczne. Ktoś kiedyś podjął głupią decyzję, nagle się okazuje że jej konsekwencje mogą być dramatyczne. Nie da się sprawy załatwić w ramach prawa? Trzeba je obejść. To streszczenie problemu, jaki może spowodować zwolnienie z więzień groźnych przestępców. Temat – powracający co jakiś czas – podejmuje w Gazecie Wyborczej Sergiusz Kowalski, socjolog. Popieram protest przeciw takim rozwiązaniom. Prawo, które można wobec niektórych zawiesić, staje się bezprawiem. Konsekwencje czyjejś bezmyślności poniesiemy wszyscy, ale doraźne łatanie sprawiedliwości działaniami pozaprawnymi to bardzo groźny precedens. Jeśli można było prawo zawiesić raz, to czemu tego nie powtórzyć? Jeśli mogę to zrobić ja, nawet „w imię dobra”, czy może to zrobić mój przeciwnik polityczny? W imię tego, co postrzega jako dobro?

Pokusa doraźnego łatania sprawiedliwości może mieć różny wymiar. W ostatniej serii nominacji sędziowskich były same kobiety – czy to nie jest nieprawidłowość? Na pytanie Jerzego Stępnia Magdalena Środa (również Gazeta Wyborcza) odpowiada: w Senacie są niemal sami mężczyźni - to horrendalna nieprawidłowość demokracji. Moim zdaniem: to bzdura. Podobnie jak cała kwestia parytetów. Sędzia nie jest reprezentantem żadnej grupy. Jego obowiązkiem nie jest wykazywanie zrozumienia czy popieranie którejkolwiek ze stron. Jego obowiązkiem jest ocena sytuacji i przywrócenie sprawiedliwości w maksymalnym możliwym stopniu. Senator nie ma lobbować na niczyją rzecz. Senator ma działać na rzecz dobra kraju i jego obywateli. Wybieram takiego, który to dobro rozumie możliwie podobnie jak ja. I nie interesuje mnie, czy jest kobietą czy mężczyzną, nie obchodzi mnie jego narodowość, pochodzenie, kolor włosów czy skóry. Próba łatania sprawiedliwości przez parytet (niech lobują, byle każdy miał taką samą reprezentację lobbingową) jest zgodą na patologię i nie prowadzi do niczego dobrego.

W Rzeczpospolitej wypowiedzi za i przeciw argumentowaniu „z domu rodzinnego”. Czy ocenianie kogoś po tym, kim był jego przodek jest dopuszczalne? Kontekstem dla zadania tego pytania jest wyciągnięcie kwestii matki sędziego Tulei. Moim zdaniem: to argument absolutnie dyskredytujący tego, kto go używa. Owszem, środowisko rodzinne i wychowanie ma wpływ na sposób postrzegania świata. Trudno to negować. Ale stwierdzenie, że być może sędzia wypowiedział się tak a nie inaczej ze względu na osobiste uprzedzenia (odebranie emerytury jego matce) uważam za oszczerstwo. A pisanie o podświadomości sędziego, który na pewno świadomie się nie odgrywa (!) tylko zwiększa jego obrzydliwość.