Kłamstwo założycielskie

Jacek Dziedzina

GN 03/2013 |

publikacja 17.01.2013 00:15

U podstaw najbardziej liberalnego prawa aborcyjnego w USA legło kłamstwo.Jego autorka, a właściwie ofiara, przyznała się do mistyfikacji po latach. Nawróciła się w... klinice aborcyjnej.

Norma McCorvey, znana w USA jako Jane Roe – dawniej ikona ruchu proaborcyjnego, dziś chrześcijanka i działaczka pro-life PAP/EPA/LARRY W. SMITH Norma McCorvey, znana w USA jako Jane Roe – dawniej ikona ruchu proaborcyjnego, dziś chrześcijanka i działaczka pro-life

Nazywam się McCorvey. Norma McCorvey. W Stanach Zjednoczonych jestem jednak znana pod wymyślonym nazwiskiem Roe. Jane Roe. Mój przypadek posłużył ruchom proaborcyjnym do przekonania Sądu Najwyższego o konieczności legalizacji aborcji. W ten sposób zaczyna swoje wystąpienia kobieta, której mrożąca krew w żyłach historia jest zarazem dowodem na marketingową i prawną skuteczność lobbystów tzw. ruchu pro-choice. Namówiona przez adwokatów zgodziła się wystąpić w roli rzekomej ofiary gwałtu, która nie może legalnie przerwać ciąży. „Nie wiedziałam, czym tak naprawdę jest aborcja. Podpisałam dokumenty, które przedstawiły mi panie adwokat, bez zapoznania się z ich treścią, a one też nie wytłumaczyły mi, co w nich jest napisane. Żaden sąd nie wezwał mnie na przesłuchanie, nie nakazał przeprowadzenia testów. Przed sądami reprezentowali mnie wyłącznie adwokaci i tylko na podstawie ich argumentów zapadł wyrok” – napisała po 30 latach w złożonym pod przysięgą oświadczeniu skierowanym do sądu (dotarliśmy do jego oryginału), walcząc o cofnięcie tragicznego w skutkach orzeczenia z 1973 roku. W tym roku, dokładnie 22 stycznia, mija 40 lat od słynnej decyzji Sądu Najwyższego USA w sprawie Roe przeciwko Wade. Główna bohaterka nie świętuje. „Jestem bardzo smutna z powodu tej rocznicy” – mówiła w wywiadzie dla CNN 15 lat temu. Rocznica mobilizuje ją jednak do jeszcze większego zaangażowania w walkę o ochronę życia.

250 dolarów

Pierwszą córkę Normy adoptowała jej matka. Drugą córkę wychowywał ojciec dziecka. Chciał ożenić się z Normą, ale spotkał się z jej odmową. Gdy poczęło się trzecie dziecko, matka Normy dała jej do zrozumienia, że nie ma zamiaru zajmować się jeszcze jednym wnuczkiem. Czekając w kolejce do lekarza, Norma zapytała jedną z kobiet, gdzie można przeprowadzić aborcję. Kobieta wskazała jej adres nielegalnej kliniki (w stanie Teksas, gdzie mieszkała, aborcja była zabroniona). „Zabieg” miał kosztować 250 dolarów. Lekarzowi również powiedziała o swoim zamiarze, ten jednak, przeciwnik aborcji, podał jej numer telefonu adwokata zajmującego się adopcjami. Mimo to Norma spróbowała najpierw uderzyć do nielegalnej kliniki.

Gdy wysiadła z autobusu, okazało się, że pod wskazanym adresem znajduje się gabinet dentystyczny, nieczynny od tygodnia. Zdecydowała się zatem zadzwonić do wskazanej przez lekarza kancelarii adwokackiej prowadzącej sprawy adopcyjne. Została umówiona z adwokat o nazwisku Sarah Weddington – tą samą, która będzie reprezentować Normę w sprawie Roe przeciwko Wade.

Przerwać misję

Sarah zaprosiła Normę na obiad do restauracji. „Choć obie byłyśmy w podobnym wieku, nasze życiorysy były całkowicie różne. Ona była młodym prawnikiem, a ja bezdomną osobą żyjącą w parku. Sprzedawałam kwiaty i podziemne gazetki informujące, gdzie zdobyć nielegalne narkotyki” – napisała Norma w zeznaniu przed sądem 30 lat po sprawie Roe. Na obiad Sarah Weddington zaprosiła też swoją znajomą, Lindę Coffe, również prawniczkę. Obie kobiety zamierzały złożyć pozew zbiorowy przeciwko stanowi Teksas i domagać się legalizacji aborcji. „Nie uważasz, że aborcja powinna być legalnie dostępna?” – zapytały Normę prawniczki, które miały zająć się procedurą adopcji.

Dziewczyna przytaknęła. „Był rok 1970, nie dyskutowano o aborcji, to był temat tabu. Jedyne, co kojarzyłam ze słowem »aborcja«, to fragment z filmu z Johnem Waynem, który, lecąc samolotem, wydał rozkaz: przerwać misję! (abort the mission). Aborcja znaczyła dla mnie tyle co powrót do stanu sprzed ciąży. Nie wiedziałam, że to oznacza przerwanie ludzkiego życia. Nigdy nie szukałam w słownikach znaczenia tego słowa, aż do czasu, gdy podpisałam zeznanie przygotowane przez prawniczki dla sądu. One okłamały mnie co do natury aborcji, mówiąc, że to tylko kawałek tkanki. Byłam tak naiwna” – opisuje z detalami tamten czas Norma.

Jane, dobra dziewczyna

Popijając piwo i jedząc pizzę, Norma i prawniczki próbowały znaleźć pseudonim dla dziewczyny, pod którym mogłaby wystąpić przed sądem. Stanęło na Roe. A imię? „Jane” była wymyśloną przez Normę w dzieciństwie przyjaciółką. „Powiedziałam prawniczkom, że ta postać zawsze chciała robić dobre rzeczy dla ludzi. I to zadecydowało – stałam się Jane Roe za jednym pociągnięciem pióra”. Weddington i Coffe powiedziały Normie, że idealnie spełnia ich kryteria, potrzebne, by wygrać przed sądem. „Jesteś biała, w ciąży i chcesz poddać się aborcji”, wymieniły bez zająknięcia. „Nie znałam wtedy ich prawdziwych zamiarów. Uwierzyłam tylko, że pomogą mi załatwić pozwolenie na aborcję”. Po spotkaniu z prawniczkami dziewczyna pojechała do domu swojego ojca, zaczęła pić duże ilości alkoholu i próbowała podciąć sobie nadgarstki. Na szczęście pojawił się ojciec. Opowiedziała mu o swoich planach. „A co to jest aborcja?” – zapytał. Drugie spotkanie z prawniczkami odbyło się w biurze Lindy Coffe. Norma, nie czytając podsuniętych jej dokumentów, podpisała je. To było przygotowane zeznanie, w którym Norma m.in. oświadczała, że dziecko poczęło się w wyniku gwałtu. „Powiedziałam tylko, że im ufam i podpisałam to. One wiedziały, że nie znam treści, a mimo to nie zachęciły mnie do przeczytania. Nazywałyśmy same siebie »trzej muszkieterowie«”.

…bo płód nie jest osobą

Sprawa przed sądami ciągnęła się długo, więc Norma zdążyła urodzić dziecko. Oddała je do adoopcji. Tymczasem przed Sądem Najwyższym reprezentowała ją Sarah Weddington. Sama zainteresowana dowiadywała się o wszystkim z prasy. „Nigdy nie zostałam wezwana do Sądu Najwyższego ani wcześniej do sądu żadnego szczebla. Nie poddano mnie żadnym badaniom, by potwierdzić, kto jest ojcem dziecka” – pisała Norma 30 lat po sprawie. Cała akcja była nagłaśniana przez wspierające adwokatki organizacje proaborcyjne. W mediach przedstawiano „Jane Roe” jako matkę dwóch córek, która teraz padła ofiarą gwałtu. Był to szantaż emocjonalny; wywierano także presję na sędziów, by koniecznie zmienić prawo. Najpierw sąd lokalny odrzucił pozew „Roe”. Przed Sądem Najwyższym prawniczki podkreślały już, że powódka została „zmuszona” urodzić dziecko „wbrew własnej woli”. I wygrały. Wyrok z 22 stycznia 1973 r. nie tylko znosił antyaborcyjne prawo Teksasu, ale też de facto otworzył drzwi do legalizacji aborcji w całych Stanach Zjednoczonych. Wprawdzie sędziowie (7 za, 2 przeciw) uznali, że każdy stan ma prawo chronić „potencjalne” życie ludzkie, to jednocześnie nie może naruszać „prawa kobiety” do decyzji o urodzeniu dziecka. A płód w rozumieniu 14. Poprawki do Konstytucji USA nie jest osobą. Wygrała więc pokrętna logika, klasyczna dla całego ruchu proaborcyjnego, w której prawo do wolności kobiety jest nadrzędne w stosunku do prawa do życia dziecka… które człowiekiem jeszcze, ich zdaniem, nie jest. Mimo różnych ograniczeń wprowadzanych w poszczególnych stanach, wyrok SN uczynił aborcję legalną przez cały okres ciąży.

Niuanse w rodzaju: pierwsze trzy miesiące bez ograniczeń, potem pod różnymi warunkami (m.in. po konsultacji z lekarzem i obejrzeniu płodu na monitorze), albo trzy ostatnie miesiące z mocniejszymi ograniczeniami – nie zmieniają faktu, że są to wyjątki od reguły prawnej, która mówi: kobieta może zdecydować do końca, czy chce urodzić dziecko.

New Life

W ciągu następnych lat Norma McCorvey, „Jane Roe”, stała się ikoną ruchu pro-choice, który triumfował w Stanach. Sama nigdy nie dokonała aborcji. W 1992 roku zaczęła pracować w klinice aborcyjnej w Dallas. Towarzyszyła kobietom poddającym się „zabiegom”. Ze szczegółami opisała potem warunki, metody i zakaz mówienia „pacjentkom” o naturze aborcji. W 1995 roku w tym samym budynku, w którym znajdowała się klinika, swoje biuro otworzyła jedna z organizacji pro-life. Często dochodziło do dramatycznych spotkań i ostrych dyskusji jej członków z pracującą „za ścianą” Normą. Z czasem jednak kobieta zaczęła słuchać ich. Ponieważ na co dzień widziała, jak rzeczywiście wygląda aborcja, ich argumenty trafiały do niej coraz bardziej. Na „papierosku” spotykała się m.in. z pastorem Philipem Benhamem, który później ochrzcił ją w basenie. Ale największy wpływ na nawrócenie Normy miała 7-letnia Emily Mackey, córka jednej z działaczek pro-life. To ona zaprowadziła Normę do kościoła. Nawrócenie, chrzest u metodystów, potem wstąpienie do Kościoła katolickiego całkowicie odmieniły jej życie. Założyła organizację „Roe No More” (nigdy więcej Roe), której celem jest ochrona życia i pokazywanie prawdziwej natury aborcji. Norma próbowała przed sądem lokalnym i SN cofnąć decyzje, które zapadły w 1973 roku. Ostatecznie w 2005 roku SN odrzucił jej prośbę o rewizję orzeczenia sprzed kilku dekad.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.