Syryjscy chrześcijanie nie są proreżimowi

PAP |

publikacja 07.09.2012 10:59

Chrześcijanie w Syrii nie są po stronie reżimu, lecz są przywiązani do stabilizacji w ich kraju - oświadczył w czwartek w wywiadzie dla AFP libański patriarcha maronicki Beszara Rai, zwierzchnik jednego z najbardziej wpływowych katolickich Kościołów wschodnich.

Syryjscy chrześcijanie nie są proreżimowi STR/ EPA/ PAP Syryjczycy uciekają do Jordanii. Na piechotę.

"Na zachodzie niektórzy twierdzą, że chrześcijanie popierają reżim syryjski, ja zaś odpowiadam: chrześcijanie są państwowcami, ale nie popierają reżimu. To wielka różnica (...) Troszczą się o stabilność w swoim kraju, ale nie o reżim" - oświadczył Beszara Rai w wywiadzie, którego udzielił na tydzień przed wizytą papieża Benedykta XVI w Libanie.

"W Iraku od czasu obalenia Saddama Husajna straciliśmy milion chrześcijan. Dlaczego? Nie dlatego, że został obalony reżim, ale dlatego, że nie było już władzy, powstała próżnia (...) W Syrii dzieje się to samo. Chrześcijanie nie są przywiązani do reżimu, ale obawiają się władzy, która przyjdzie później; takie są ich odczucia" - wyjaśnił w wywiadzie patriarcha libańskich maronitów.

Tymczasem wczoraj (6.09) od rana wojsko i milicja prowadziły zakrojoną na znaczną skalę ofensywę w rejonie Damaszku, atakując z udziałem śmigłowców bojowych i moździerzy podstołeczne osiedla i miasta, m.in. Zabadani, Bait Sahm, Babila, i niektóre dzielnice mieszkaniowe stolicy.

Wśród kilkudziesięciu zabitych jest wiele kobiet i dzieci - informują powstańcze Komitety Koordynacji Lokalnej.

Celem nalotów lotniczych były także miejscowości Safira Tahtani i Al-Bukamal w prowincji Deir al-Zor na wschodzie Syrii, miasta Al-Habit i Akat w prowincji Idlib (północna Syria) i dzielnica Hanano we wciąż broniącym się bastionie opozycji, mieście Aleppo.

Głównym syryjskim wydarzeniem politycznym stała się w tych dniach próba unifikacji różnych powstańczych ugrupowań zbrojnych podjęta na spotkaniu ich przedstawicieli w Antiochii w Turcji.

Kilka tych ugrupowań - wśród nich trzon najważniejszego, Wolnej Armii Syryjskiej (WAS) - ogłosiło w czwartek w Kairze, że pragną zjednoczyć pod wspólnym dowództwem wszystkie organizacje zbrojne, zarówno złożone z wojskowych, jak i cywilów, które biorą udział w walce z reżimem prezydenta Baszara el-Asada.

Narodowa Armia Syryjska - taką nazwę przyjmują zjednoczone siły zbrojne powstania - ma skupić w swych szeregach wszystkich uczestników walki, niezależnie od orientacji politycznej - zapewnia komunikat ogłoszony w czwartek przez generała Mohameda Huseina, który stanął na czele nowej formacji zbrojnej.

Był on do pierwszych dni sierpnia dziekanem Wydziału Obrony Narodowej na uniwersytecie w Damaszku, który kształci przyszłych wyższych urzędników państwowych i dowódców wojskowych.

Od początku zaznaczył się podział wśród uczestników walki z reżimem w Damaszku, jeśli chodzi o stosunek do nowej inicjatywy. Dowódcy Wolnej Armii Syryjskiej walczący w kraju zadeklarowali przystąpienie do nowej "zunifikowanej" formacji zbrojnej.

Natomiast ci, którzy mają bazę operacyjną w Turcji, niedaleko syryjskiej granicy - dowodzi nimi płk Riad al-Asad - wyrazili zastrzeżenia wobec tej inicjatywy zmierzającej do połączenia wszystkich walczących sił.

Główne punkty, co do których brak porozumienia, to nazwa nowej armii powstańczej i sposób wyłonienia jej dowództwa.

Zastępca dowódcy oddziałów mających swą bazę na terytorium tureckim, Malek Kurdi, powiedział przez telefon dziennikarzom w Kairze, że nowe wojsko powinno przyjąć nazwę działających dotąd wojsk powstańczych, tj. Wolnej Armii Syryjskiej.

"Nie sposób przekreślić historii i dorobku walki WAS i jej dowódców, pierwszych, którzy porzucili szeregi armii rządowej" - powiedział dziennikarzom Malek Kurdi.

Obecnie walkę z wojskami rządowymi prowadzą powstańcy należący do dwóch frakcji WAS - wojskowi dezerterzy oraz cywilni ochotnicy - jak również członkowie zbrojnych milicji powstańczych.