Dlaczego zdradził papieża?

Beata Zajączkowska

GN 35/2012 |

publikacja 30.08.2012 00:15

Postawienie przed sądem papieskiego kamerdynera i pracującego w Sekretariacie Stanu informatyka wcale nie kończy sprawy wycieku tajnych dokumentów. Watykański wymiar sprawiedliwości prowadzi dalsze śledztwo dotyczące VatiLeaks.

Papieski kamerdyner Paolo Gabriele east news/Polaris/CPP/Emanueala de Meo Papieski kamerdyner Paolo Gabriele
Stanie przed watykańskim trybunałem oskarżony o kradzież tajnych dokumentów. Będzie sądzony przez trzech sędziów. Grozi mu 6 lat więzienia

Proces rozpocznie się najwcześniej po 20 września. Do tego czasu bowiem watykański trybunał ma wakacyjną przerwę. Tymczasem ujawniono wyniki przeprowadzonego śledztwa. Z obszernego, 38-stronicowego dokumentu, opracowanego przez sędziego śledczego prof. Pietra Antonia Bonneta i odpowiadającego prokuratorowi w sądzie cywilnym watykańskiego promotora sprawiedliwości prof. Nicolę Picardiego, można dowiedzieć się, co zeznali przepytywani w śledztwie świadkowie (w raporcie ukryci pod siglami od „A” do „Y”) oraz jakimi motywami kierował się Paolo Gabriele.

Krótka historia VatiLeaks

Po raz pierwszy zaczęto głośno mówić o tym, że w Watykanie działa „kret”, w sierpniu 2011 roku. Kolejne miesiące zdawały się potwierdzać tę tezę. Włoska prasa systematycznie publikowała dokumenty, do których dostęp miały tylko nieliczne osoby. Chodziło o poufną papieską korespondencję, dokumenty z apartamentu Benedykta XVI, szyfrowane noty watykańskich dyplomatów czy dokumenty z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej. Kolejną odsłoną sprawy, okrzykniętej przez media jako VatiLeaks, był program we włoskiej telewizji La7 zatytułowany „Gli Intoccabili” (Niedotykalni). Wystąpił w nim zamaskowany mężczyzna, któremu zmieniono głos. Mówił o rozgrywkach w Watykanie, wyznając, że „publikowane dokumenty mają na celu dobro Kościoła, ponieważ dążą do jego oczyszczenia”. Rozmówcą dziennikarza Gianluigiego Nuzziego, jak się teraz okazało, był papieski kamerdyner Paolo Gabriele.

25 kwietnia br. Benedykt XVI powołał specjalną komisję trzech kardynałów. Działała ona niezależnie od watykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Miesiąc później we Włoszech ukazała się książka „Jego Świątobliwość. Tajne dokumenty Benedykta XVI”. Jej autorem był Gianluigi Nuzzi, a pozycja stanowiła zbiór dokumentów, których nie miał prawa legalnie posiadać. Śledztwo w sprawie VatiLeaks nabrało tempa. Trzy dni po publikacji książki watykańska żandarmeria przeszukuje mieszkanie papieskiego kamerdynera, a Paolo Gabriele zostaje aresztowany pod zarzutem kradzieży. Zanim jednak do tego doszło, w papieskim apartamencie ma miejsce dramatyczne spotkanie. Sekretarz Benedykta XVI zwołuje na rozmowę wszystkich członków tzw. papieskiej rodziny. Ks. Georg Gänswein stawia każdemu jedno i to samo pytanie: czy ma coś wspólnego z kradzieżą dokumentów i przekazaniem ich Nuzziemu? Drugi sekretarz ks. Alfred Xuereb, cztery świeckie panie ze wspólnoty Memores Domini, zajmujące się kuchnią i garderobą, oraz papieska sekretarka s. Birgit Wansing jednoznacznie odcinają się od tych zarzutów. Robi to także Paolo Gabriele. Ks. Gänswein wskazuje mu na dokumenty, do których miał dostęp, a które trafiły do książki. Kamerdyner kolejny raz odrzuca oskarżenie, mówiąc, że „chce się z niego zrobić kozła ofiarnego i że ma spokojne sumienie, ponieważ rozmawiał ze swoim kierownikiem duchowym”. W tym momencie, jak czytamy w akcie oskarżenia, ks. Gänswein ad cautelam (dla większego bezpieczeństwa) zawiesił kamerdynera w obowiązkach.

Wtyczka Ducha Świętego

W czasie śledztwa kamerdyner wyznał, że działał sam i to on odnalazł dziennikarza Nuzziego (któremu przekazywał tajne informacje), ponieważ był zachwycony jego wcześniejszą demaskatorską książką „Vaticano S.p.A.”. „Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy w jego mieszkaniu, najpierw co tydzień, a potem co dwa tygodnie. Za przekazane dokumenty nie otrzymałem żadnych pieniędzy ani innych korzyści. Nuzzi mówił, że nie ma zwyczaju płacić za informacje” – zeznał. Materiał śledczy potwierdza, że zarówno w znajdującym się na terenie Watykanu mieszkaniu Gabriele, jak i w jego służbowych pokojach w Pałacu Apostolskim i w Castel Gandolfo znaleziono setki dokumentów. Tylko część z nich została opublikowana. W mieszkaniu kamerdynera znaleziono także adresowany do papieża czek na 100 tys. euro, bryłkę złota i XVI-wieczne wydanie „Eneidy”. Rzeczy te pochodziły z darów, które otrzymał Benedykt XVI. Gabriele tłumaczył się „bałaganem, jaki miał w mieszkaniu, w którym pewne rzeczy mogły się zapodziać”.

Paolo Gabriele należał do grona najbliższych współpracowników papieża, nie bez przyczyny nazywanych papieską rodziną, dlatego trudno nie zapytać o motywy takiego działania. „Ze śledztwa wynika, że uważał się, i wciąż się uważa, za wysłannika Opatrzności, która miała mu powierzyć zadanie »wtyczki Ducha Świętego«, by sprowadził Kościół na właściwe tory” – informuje prof. Tonino Cantelmi, jeden z biegłych, który poddał badaniom psychiatrycznym papieskiego kamerdynera. Podczas śledztwa Gabriele wielokrotnie powtarzał, że działał dla dobra Kościoła. Pytany, dlaczego więc w czasie spotkania z ks. Gänsweinem wyparł się kradzieży dokumentów, odpowiedział, że „kierownik duchowy nakazał mu rozmawianie na temat posiadanych informacji wyłącznie z Benedyktem XVI”. W innym miejscu stwierdził: „Papież nie był dostatecznie informowany o tym, co się działo w Watykanie. Widząc zło i zepsucie w Kościele byłem pewien, że szok, także medialny, mógłby Kościołowi wyjść na zdrowie”. Postać oznaczonego literą „B” ojca duchownego Gabriele budzi w śledztwie pewne wątpliwości. Otrzymał on od kamerdynera pudełko z dokumentami, na którym była pieczęć z papieskim herbem. „Wiedziałem, że są to ważne dokumenty. Przetrzymałem je kilka dni, a następnie spaliłem, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że są owocem przestępstwa i obawiałem się, że mogłyby być wykorzystane w niecnym celu” – powiedział „B” śledczym. Włoscy watykaniści wskazują, że jego rola jest co najmniej dwuznaczna i liczą, że zostanie wyjaśniona w czasie procesu.

Wspólnik Sciarpelletti

Wraz z papieskim kamerdynerem przed sądem stanie 48-letni informatyk Claudio Sciarpelletti, oskarżony o matactwo. Sciarpellettiego aresztowano następnego dnia po zatrzymaniu Gabriele. W jego biurku znaleziono kopertę z tajnymi dokumentami. Nie umiał wytłumaczyć, od kogo ją dostał i czemu miała służyć. Najpierw wyznał, że z kamerdynerem łączy go przyjaźń, później stwierdził, że są jedynie kolegami z pracy. W areszcie spędził tylko 24 godziny. Sciarpelletti jako informatyk miał dostęp do komputerów w papieskich apartamentach. Watykan na ten temat się nie wypowiedział, mówiąc tylko o jego marginalnej roli w całej sprawie. Obaj będą sądzeni przez trzech watykańskich sędziów. Gabriele grozi do 6 lat więzienia, Sciarpelletti, który odpowiada z wolnej stopy, może otrzymać wyrok kilka miesięcy w zawieszeniu. Przypomina się, że obaj nie byli wcześniej karani. Gabriele spędził w celi watykańskiej żandarmerii prawie 60 dni, po czym sędzia zgodził się na areszt domowy (w którym wciąż pozostaje). Dochodzenie wydłużyło ogromny rozdźwięk między tym, co mówił, a tym, jak był postrzegany przez współpracowników: oddany, skromny, wierny, religijny. – By wyjaśnić, czy kamerdyner jest zdrowy psychicznie i ponosi odpowiedzialność za swe czyny, został poddany badaniom przez dwie niezależne ekipy. Wyniki wskazują na jego chwiejną, potrzebującą nieustannych pochwał i docenienia osobowość, ale z drugiej strony stwierdzają, że wiedział, co robi – wskazuje ks. Federico Lombardi. Watykaniści przewidują, że podczas procesu wyjdzie na jaw wiele nowych okoliczności i pojawią się następne nazwiska. Kolejne dokumenty wyciekły, kiedy Gabriele był już w areszcie. Śledztwo w Watykanie trwa cały czas.

Prokuratura bada takie punkty oskarżenia jak: czyny przeciwko państwu i jego głowie, czyli papieżowi; zniewaga instytucji państwa, kłamstwo, zniesławienie i złamanie tajemnicy. Przebieg śledztwa śledzi Benedykt XVI, który zna też wyniki końcowego raportu komisji kardynalskiej badającej sprawę wycieków. Być może w najbliższym czasie zostanie on ujawniony. Papież stawia na przejrzystość i mobilizuje watykański wymiar sprawiedliwości do jednoznacznego wyjaśnienia sprawy VatiLeaks. Jest bowiem przekonany, że nawet jeśli czasowo Watykan straci na wizerunku, to przejrzystość, otwartość i konsekwentne działania sprawią, że odzyska zaufanie. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.