Miłość od kuchni

Barbara Gruszka-Zych

GN 24/2012 |

publikacja 14.06.2012 00:15

Z klasztoru Zwiastowania w Biskupowie wyjeżdżamy z dobrą nowiną. 11 żyjących tam mężczyzn wie, gdzie jest miłość.

Opactwo benedyktynów w Biskupowie Henryk Przondziono/GN Opactwo benedyktynów w Biskupowie
Brat Justyn u drzwi eremu

Brat Mateusz, magister nowicjatu, od 11 lat w zakonie, który właśnie odszedł od pszczół, jest pewien, że tu mnisi tańczą z Bogiem: – Jak mówili ojcowie greccy, Trójca Święta to nieustanne przenikanie się Osób Boskich – peryhoresis. Jakby kręciły się na karuzeli albo tańczyły porwane w wir miłości. Zostaliśmy zaproszeni do tego tańca. Czasami zmyli nam się krok, nadepniemy komuś na nogę, ale się nie zrażamy. Tańczymy dalej. O 13.00 w kaplicy powtarzają słowa modlitwy brewiarzowej: „Zaufaj Mu, a On sam będzie działał”. Oni zaufali Mu, wstępując do klasztoru. Brat Mateusz mówi, że ze szczęścia fruwał 5 cm na ziemią aż do ślubów wieczystych. – A i dziś czasem sobie zapłaczę z miłości – przyznaje. – Męczyłem się na studiach filozoficznych, chciałem, żeby Pan Bóg napisał mi list, co mam robić – opowiada. – Na stancji nigdy nie czułem się jak w domu. A tu od razu. Nie ma wśród nas dwóch jednakowych, cieszymy się ze swoich talentów i ciągniemy w górę – dodaje.

– Sami z osobna jesteśmy słabi, ale wspólnota wyciąga z kryzysów – uzupełnia przeor o. Sławomir Badyna, od 25 lat w klasztorze. Za ich gromadką od szesnastu wieków stoi rzesza poprzedników. Odmawiając „Wieczny odpoczynek” za zmarłych, wspominają braci z XI czy XIII wieku, jakby umarli wczoraj. – Mamy 1500 benedyktyńskich świętych – mówi o. Krzysztof, od 9 lat w zakonie. Odwiedzającym ich wydaje się, że biskupowscy mnisi dołączają w ich poczet. Ze wzgórza wioski, liczącej 760 mieszkańców, lepiej widać niebo.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.