Co to jest dom?

Joanna Kociszewska

publikacja 25.05.2012 16:18

Słowo „dom” dla wielu ludzi młodych nie niesie dziś pozytywnych skojarzeń i jest to wynik relacji w nim panujących. Tym ważniejsza jest refleksja dotycząca tego tematu, podjęta w wymiarze naukowym.

Co to jest dom? Roman Koszowski/ Agencja GN Pierwszy dzień sympozjum odbywał się na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Co to jest dom? Jak mówić o rodzinie? W jaki sposób mówić o rodzinie dzisiaj, gdy w psychologii istnieje silny nurt antyrodzinny, w którym podkreśla się jedynie zagrożenia? Czy rodzina ma dziś jeszcze jakąś funkcję do spełnienia? I dalej: co to znaczy, że Kościół jest domem i w jaki sposób ma nim być? Dziś rozpoczęło się XXI Sympozjum Piekarskie. Jego temat brzmi: Dom, w którym rodzi się wspólnota – Rodzina, Społeczeństwo, Kościół

Mówienie o Kościele jako o domu jest dziś dość ryzykowne – zauważył metropolita katowicki otwierając sympozjum. Słowo „dom” dla wielu ludzi młodych nie niesie dziś pozytywnych skojarzeń i jest to wynik relacji w nim panujących. Tym ważniejsza jest refleksja dotycząca tego tematu, podjęta w wymiarze naukowym. W czasie pielgrzymki mężczyzn do Piekar Śląskich w niedzielę dopełni ją wymiar duchowy.

Pierwsza sesja to wydarzenie wielowątkowe. Podkreślę z konieczności tylko niektóre. Pierwszy, konieczny do zauważenia – zaznaczony już przez metropolitę katowickiego – to dysfunkcja rodziny, z jaką mamy dzisiaj do czynienia. Przerażające są statystyki podawane przez ks. Grzegorza Poloka, duszpasterza akademickiego, które wskazują, że dorosłe dzieci alkoholików (DDA) to około 40% dorosłej populacji Polaków. Druga potężna grupa dzieci, których rodzina była dysfunkcyjna to dorosłe dzieci z rodzin rozbitych (DDRR), czy to prawnie, czy emocjonalnie. Jedna ze studentek zapytała w dyskusji prelegentów, czy mogliby powiedzieć, jak oni rozumieją czym jest dom i czym jest rodzina, skoro te pojęcia są dziś rozumiane niewłaściwie. Nie sposób nie zastanowić się, czy pod tak zadanym pytaniem nie ma rozpaczliwego wołania: ja nie wiem, jak to powinno wyglądać! Nie mam wzorca, nie widziałam! Znam tylko to, co opisujecie jako patologię. Jak mam stworzyć w przyszłości coś, czego nie znam?

Ilu osób może dotyczyć taki problem?

Czym jest rodzina? Przewrotnie nieco dr hab. Marek Rembierz z Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie podał definicję… stalinowską. Warto ją przypomnieć. Otóż: Radziecka rodzina stanowi elementarny kolektyw społeczeństwa radzieckiego, jest organiczną komórką żyjącą z całym społeczeństwem i mającą wspólne z nim interesy.

W tej definicji rodzina jest postrzegana z perspektywy społecznej i tylko takiej. Jest instytucją społeczną. Proponuję eksperyment: proszę podmienić słowo „radziecka” słowem „chrześcijańska”, a „kolektyw” zastąpić „komórką” – zaproponował prelegent.

Czy zauważamy, że sami możemy wpadać w trybiki myślenia kolektywnego?

Czym wobec tego jest rodzina? Karol Wojtyła pisał o niej w latach 70. XX w. jako communio personarum – komunia osób. I zastrzegał, że nie należy tego określenia zbyt szybko rozumieć jako wspólnoty. Wspólnota to też pewna zbiorowość. Tymczasem chodzi o taki sposób bycia i działania osób we wzajemnym do siebie odniesieniu, w którym te osoby przez swoje bycie i działanie wzajemnie siebie potwierdzają i afirmują.

Rodzina zaczyna się od człowieka, który w sposób wolny istnieje dla innych. Człowieka, którego działania i samo bycie afirmuje i potwierdza osoby żyjące obok niego. Dopiero wtedy powstaje wspólnota, która jest w pełni ludzka. Wspólnota (rodzina) nie jest nad-wartością w stosunku do człowieka. Wręcz przeciwnie: zaczyna się od jego przyjęcia, potwierdzenia i afirmacji.

Co to znaczy, tłumaczyła praktycznie prof. Katarzyna Olbrycht, odpowiadając na pytanie, jak propagować takie podejście do rodziny. Wspólnota nie będzie rozumiana, jeśli nie pojmiemy najpierw człowieka - podkreślała. Zanim zaczniemy mówić o miłości mówmy o człowieczeństwie. Miłość jest zakorzeniona w człowieku jako osobie.

A konkretnie? Konkretnie chodzi przede wszystkim o szacunek. Dla drugiego członka rodziny. Dla każdego człowieka obok mnie. Jeśli chcesz zacząć działać, okazuj ludziom szacunek. Zwracaj na nich uwagę. Dostrzegaj ich. W ten sposób naprawdę można zmienić bardzo wiele.

Badania wskazują, że rodzina i dom są dla dzisiejszych ludzi wartością. Powstaje jednak pytanie, jak te pojęcia są rozumiane. Otóż okazuje się, że rodzina jest postrzegana jako wartość utylitarna. To znaczy coś, co ma być przydatne. Ma mi coś dać. A co konkretnie? Szczęście przede wszystkim. Często oczekuje się od niej automatycznej gwarancji dobrostanu fizycznego i psychicznego. Rodzina dla wielu jest po to, by mogli być szczęśliwi, by mogli się realizować. Skutkiem często jest kompletna atomizacja: warunki samorealizacji może i wspaniałe, ale więzi brak. Do tego stopnia, że siostra na pytanie, czy brat jest w domu odpowiada: „ nie wiem”.

Nic dziwnego, że tak wiele żyje dziś dorosłych z rodzin rozbitych. Niekoniecznie prawnie.

Tymczasem i rodzina i dom powstają w wyniku celowych, świadomych działań. Ich wartość wyraża się w byciu razem i wspólnym działaniu. Powinna zapewniać wsparcie i być źródłem wartości. Zwłaszcza tych większych niż utylitarne – mówiła prof. Olbrycht. To w domu może się młody człowiek dowiedzieć (powinien móc?), że są wartości, dla których zachowania warto coś stracić. Upewnić się, że nie wszystko musi się opłacać.

Przedpołudniowa konferencja odsłoniła wiele problemów, z których skali być może wielu nie zdawało sobie sprawy. Ci, którzy w niej uczestniczyli, to jednak nie mała grupka frustratów. To ludzie, którzy wiedzą, że zostali obdarowani, którzy czują się depozytariuszami pewnych wartości, i chcą je pokazać innym. To ludzie, którzy wierzą, że nawet ze zła Bóg może wyprowadzić dobro. To ludzie, którzy chcą wychodzić naprzeciw innym i budować wspólnotę.

To jedyna droga, by zanieść te wartości ludziom. Bo czy ktoś nie chciałby mieć grupy ludzi, przebywanie wśród których i działanie razem z nimi pozwala doświadczyć wzajemnego szacunku, potwierdzenia i afirmacji?

Czy dom jest – może być - szkołą wspólnotowości. Bez wątpienia. Uczy (lub nie) relacji z drugim człowiekiem. Uczy szacunku. Uczy w końcu pomagania. Jak zauważyła dr Katarzyna Braun z KUL, 80% młodzieży która angażuje się w wolontariat ma przykład pomagania w domu. Niekoniecznie pomagania oficjalnego, są to jednak domy otwarte. Domy, w których pomaganie innym jest pewną oczywistością. Z drugiej strony, wolontariat otwiera na drugiego człowieka, uczy dostrzegania problemów innych, niedoceniania, empatii. Być może proporcja ta byłaby inna, gdyby nie… protest rodziców. Pytania: co z tego będziesz miał? co ci to da? nie są rzadkością…

To, jakie będzie społeczeństwo, w dużej mierze zależy od kondycji rodzin. Warto o nią walczyć.